Na Sanibel Island dotarliśmy tuż przed końcem naszej wyprawy do Stanów. Mało brakowało, a byśmy ją ominęli! I to byłby zdecydowanie błąd – nie popełniajcie go 🙂
Sanibel Island słynie z plaż pełnych muszelek, zieleni i… niskiej zabudowy. W przeciwieństwie do wielu innych miejsc na Florydzie tutaj stawianie gigantycznych hoteli jest po prostu zakazane, więc docierasz do miejsca, w którym nie spotkasz molochów, tylko klimatyczne domy i apartamenty. O nocowaniu na Sanibel Island zbyt wiele Wam nie powiem, bo my mieszkaliśmy w okolicznym Cape Coral, a na Sanibel Island ruszyliśmy na wycieczkę. Możliwości natomiast na pewno są! 🙂 My w Stanach posiłkowaliśmy się klasycznie Booking.com przy wyszukiwaniu hoteli na trasie, w Tampie, w Nowym Orleanie oraz Airbnb przy poszukiwaniu domu, w którym zatrzymamy się na Florydzie na koniec pobytu. Sanibel znajduje się u zachodnich wybrzeży Florydy – niedaleko Cape Coral, Fort Myers, nieco dalej od Naples. Na mapie zaznaczyłam ją czerwonym znacznikiem, ale nieco zginął wśród serduszek, którymi oznaczam miejsca, która odwiedzamy – zabytki, plaże, restauracje, czasem nawet sklepy 🙂 Polecam tę metodę!
Historia głosi, że 2500 lat temu wysepkę zamieszkiwali Indianie Calusa. Żywili się ostrygami, małżami i tym, co dawało im morze, a muszle wykorzystywali jako swoje narzędzia. W XVI wieku na Sanibel Island dopłynęli Hiszpanie. Juan Ponce de Leon nazwał ją wtedy Santa Isybella na część Królowej Izabeli. Hiszpanie nie dali rady stworzyć na wyspie żadnego stałego ośrodka, ale ich przybycie przyniosło ze sobą choroby (np. żółtą febrę, gruźlicę czy odrę) i niewolnictwo, co z czasem, w XVIII wieku, doprowadziło do wyginięcia plemienia Calusa. W późniejszych latach w okolicach wyspy grasowali piraci, a jeden z nich podobno zakopał swój skarb na Sanibel, a na sąsiedniej wyspie Captiva w więzieniu przetrzymywał złapane przez siebie kobiety.
Zgodnie z informacją, którą wyczytałyśmy na wyspie, pierwsi osadnicy, którzy zabawili na dłużej, pojawili się w 1833 roku, a kolejny ważny moment nastąpił, gdy na wyspie w 1884 pojawiła się Latarnia. Obecnie to jeden z punktów do odwiedzenia na wyspie (znajdziecie są na wschodnim krańcu i właśnie ją widzicie na zdjęciu poniżej). W 1889 roku na wyspie mieszkało 40 rodzin, pod koniec XIX wieku powstała też pierwsza szkoła. Z czasem wyspa stała się całkiem popularna, a odwiedzali ją nawet Thomas Edison czy Henry Ford. Przez kilkadziesiąt lat jedynym sposobem dostania się tutaj był prom..
Od 1963 roku wyspę z lądem łączy most i obecnie można tam dojechać samochodem bez jakiegokolwiek problemu. Ma to swoje plusy, bo dostaniecie się tam bez problemu, ale uwaga – w zachodniej części możecie spodziewać się korków i sznura samochodów jak w lecie na Helu 😉 Żeby nie było, że nie mówiłam 🙂 My spędziliśmy czas głównie we wschodniej części wyspy.
Jedno jest pewne – mieszkańcy i rządzący wyspą dopilnowali, by nie zbudowano tu żadnego molochu. Gdy w latach 70. Floryda przeżywała deweloperski boom, Sanibel udało się od niego uchronić. Nie ma też tutaj prawie żadnych sieciowych restauracji, fast foodów czy kawiarni (chyba tylko Subway).
CO ROBIĆ NA SANIBEL ISLAND?
Najlepiej po prostu się relaksować! 🙂 Tu nie wpada się po “wow zabytki”, must see czy muzea. Tu wpadasz rozkoszować się plażami, zbieraniem muszelek, cudowną zielenią, która mi skojarzyła się z krajobrazami na tajskich czy kambodżańskich wyspach. Zarówno w przypadku Sanibel, jak i sąsiedniej Captivy, część wysp to rezerwat przyrody, więc bardziej niż w innych plażowych okolicach możesz obcować tutaj z naturą. Na pewno wypatrzycie przepiękne lokalne ptaki czy pelikany łowiące ryby prosto z morza na Waszych oczach. Dorzućcie do tego całą masę muszelek do zebrania. Brzmi jak idealny chill! 🙂
My z Jagodą wybrałyśmy oglądanie latarni, spacer wśród zieleni na wschodnim krańcu wyspy, plażowanie i zbieranie muszelek. Pod względem muszelek to raj dla wszystkich, co kochają zbierać muszle lub uwielbiali to robić jako dzieci. Tutaj można wybierać i przebierać! Jagoda zebrała dla siebie ponad 80 😉 Bo więcej już nie uniosła w kieszeniach i swojej małej torebeczce 😉 Zdecydowanie warto zabrać specjalny woreczek, plecak czy wiaderko na muszelki. Tak jak widzicie przy plaży nawet zatrzymałyśmy się przy tablicy, która pokazuje, jakie muszle można znaleźć. Ba, na wyspie jest nawet muzeum poświęcone muszlom – Bailey-Matthews National Shell Museum. Tam już nie dotarliśmy, ale następnym razem jak będziemy w okolicy pewnie nadrobimy! 🙂
Chłopaki wybrali wędkowanie, ale akurat z tego nie byli zbyt zadowoleni – zdecydowanie lepiej łowiło im się w okolicy Matlacha. Nawet, jeśli nie łowicie, zajrzyjcie na stary Fishing Pier.
Po Sanibel można również pojeździć rowerami – jest około 40 km ścieżek/ tras, po których można śmigać rowerami i sporo osób, w bardzo różnym wieku, to robi. Przez wyspę prowadzi główna droga – Periwinkle Way, ale… czy rowerem czy na piechotę polecam skręcić w jedną z bocznych ulic. Piękne, klimatyczne domy, maaaaasa zieleni i piaszczyste drogi! Połączenie amerykańskiego porządku z pewną dozą egzotyki. Ja jestem bardzo na tak!
CO ZJEŚĆ NA WYSPIE?
Na wyspie spędziliśmy kilka godzin, więc nie dam Wam polecajek na różne okazje, ale jedno miejsce na obiad czy kolację mam na pewno! 🙂 To Gramma Dot’s Restaurant – bardzo smaczna i pięknie położona w tutejszej Marinie knajpka. Jeśli będziecie iść do niej na piechotę od głównej drogi, czekają nas Was właśnie te cudne widoki.
Co zjeść? 🙂 U nas wjechały Lobster Rolls, czyli sławne kanapki z homarem + klasyczna sałatka Cezar, dla dzieciaków wybraliśmy Fish and chips z menu dla dzieci i były bardzo zacne! 🙂 Na deser weźcie koniecznie Key Lime Pie – jeden z lepszych podczas naszej tegorocznej podróży po Florydzie! 🙂
Na mojej liście miałam jeszcze Lighthouse Cafe, która opisuje się jako najlepsze śniadanie na świecie! Zdecydowanie bym spróbowała, gdybym byla w porze śniadaniowej na Sanibel! Tylko lepiej przygotujcie się na kolejki! 😉
To mój mały trailer o Sanibel Island – mam nadzieję, że Was zachęcił! 🙂
Jeśli macie na wyspę więcej czasu / będziecie na niej mieszkać, ja bym wybrała się też do rezerwatu J. N. Ding Darling National Wildlife Refuge i do Sanibel Historical Village. Co prawda, jest malutka, ale i tak bym się wybrała! Pięknego czasu na Sanibel Island!
A tak właśnie wygląda cała wyspa 🙂
2 Comments
Dominik
Byliśmy dzisiaj! Co prawda tylko na 2h ale zdecydowanie było warto. Wysepka zrobiła na nas większe wrażenie niż Key West. Koniecznie trzeba tu zajrzeć będąc na zachodnim wybrzeżu Florydy.
Natalia
Hey! Super! 🙂 Nam też się mega podobało! 🙂 CO do Key West – coś w tym jest – na pewno na Sanibel spokojniej i łatwiej się nacieszyć tymi cudnymi widokami 🙂