Spis treści
Powiem Wam szczerze: rzadko tak robimy! Bardzo rzadko wybieramy się na plażowanie i leniuchowanie niemal od razu po przylocie. Zwykle dajemy sobie 2-4 dni na miasto, do którego przylatujemy. Zwiedzamy, rozkoszujemy się pogodą, kuchnią, walczymy z jet lagiem… a potem wynajmujemy samochód, wsiadamy w pociąg i w drogę!!! Plażowanie zwykle zostawiamy na koniec – to nasza nagroda po wielu dniach w trasie, czasem całkiem męczącej, jak również ostateczne ładowanie akumulatorów przez powrotem do PL.
Tym razem jednak było inaczej. Chyba dlatego, że ostatnie tygodnie w PL, przed Świętami, były dla nas baaaardzo pracowite, stresujące, pełne wyzwań. Były też czasem, w którym nie do końca mogliśmy sobie wynagrodzić te trudne chwile. Brakowało nam (a zwłaszcza mi) tego, co kochamy w tym okresie – weekendowych obiadów ze znajomymi, śniadań na mieście z koleżanką czy wieczornego sushi z przyjaciółką, podczas którego możesz ponarzekać na wszystko, co złe. Bardzo chcieliśmy zatem zmienić otoczenie i wypocząć. Dlatego po 2 dniach w Mexico City nie wzięliśmy samochodu, nie ruszyliśmy przed siebie, tylko wsiedliśmy w samolot do Puerto Escondido. Tak też można 😉
DLACZEGO Puerto Escondido??? Powodów jest kilka 🙂 Szukaliśmy miejsca na plażowanie. Szukaliśmy miejsca na plażowanie, ale nie na Jukatanie, po plażowaniu chcieliśmy wziąć samochód i jechać dalej. W Puerto Escondido nas jeszcze nie było, a na Jukatanie tak. Ruszamy zatem! Już wcześniej Łukasz wyszukał nam bardzo przyjemną bazę – co ważne, nie w samym Puerto, ale jakieś 30 minut samochodem od centrum! To był strzał w dziesiątkę 🙂 Zaraz dowiecie się, dlaczego! 🙂
Puerto Escondido jako takie jest popularnym ośrodkiem wypoczynkowym i obecnie już raczej nie przypomina małej wioski – miasto zamieszkuje ok. 45 000 osób. Co ciekawe, miasto w XX wieku rozwinęło się nie tylko z uwagi na turystykę, ale również dzięki.. meksykańskiej kawie, która przez ten port była eksportowana. Poniżej możecie zobaczyć, jak Puerto Escondido jest położone względem Mexico City i Jukatanu. My obecnie znajdujemy się tam, gdzie żółta gwiazdka, czyli w Tapachula.
W okolicach Puerto Escondido w okresie sylwestrowym wcale nie było tak łatwo znaleźć fajnego noclegu dla rodziny 2+2. Nie dość, że sporo opcji wyskakujących na Booking.com było po prostu słabych, to wiele fajnych hoteli okazywało się “adults only”, a my przecież z bombelkami. Finalnie Łukasz znalazł Vivo Resorts. Na pierwszy rzut oka to nie do końca miejsce w naszym stylu – my wolimy te bardziej kameralne, małe domki na plazy, a tu prawie jak osiedle… Jednak okazało się, że Vivo Resorts ma tyle plusów, że aż szkoda o nich Wam nie napisać 🙂 Zwłaszcza, jeśli będziecie w okolicy z dziećmi 🙂
W Vivo Resorts cudownie wypoczęliśmy, zebraliśmy siły i wcale nie pogardziłabym powrotem tam w drodze powrotnej! 🙂
Co na plus? 🙂
Już Wam mówię!
1)LOKALIZACJA I PLAŻA
To już chyba widzicie na zdjęciach powyżej! 🙂 Vivo Resorts znajduje się jakieś 30 minut od centrum Puerto Escondido, jakieś 20 minut samochodem od lotniska. Żeby tam dojechać, część trasy przejeżdżasz przez małe dróżki wśród pól, więc po zmroku polecam tylko wtedy, gdy musicie dotrzeć taksówką z lotniska 😉 To oddalenie od miasta ma jednak ogromna zaletę, którą widzicie na zdjęciach – niesamowitą, niemal pustą, szeroką i bajkową plażę!!! Idealną na spacery i o poranku, i wieczorami, idealną na leniwe plażowanie bez tłumów wokół Ciebie 😉
2) PIĘKNE APARTAMENTY Z WIDOKIEM NA OCEAN
W Vivo Resorts mieszka się w apartamentach lub jak wolicie w mieszkaniach. Nasze było całkiem sporo – 2 sypialnie, salon, kuchnia, 2 łazienki, taras. Urządzone przyjemnie, nowocześnie, bez zbędnej ekstrawagancji. I widok!!! Nasz widok z okna, który możecie zobaczyć powyżej był absolutnie zachwycający! 🙂 Oczywiście nie wszystkie apartamenty mają widok na ocean, ale jest ich całkiem sporo 😉 Duży apartament to zawsze mega wygoda – i chociaż śpimy w bardzo różnych miejscach, to takie, nie ma co ukrywać, są najbardziej relaksujące – zwłaszcza, gdy masz już dwójkę starszych dzieci i możecie w dorosłym gronie uciec do swojej sypialni 😉
*zdjęcie pokoju pochodzi z profilu Vivo Resorts na Booking.com – u nas jak zwykle zrobił się bałagan, nim wzięłam się za sesję 😉
3) BASEN I INNE ROZRYWKI
W całym kompleksie 3 różne baseny, w tym jeden z nich ze zjeżdżalnią – Jagoda i Maks w siódmym niebie – najchętniej w ogóle, by nie wychodzili z basenu. W przerwach Maks grał w ping ponga, ja mogłam leżeć na leżaku i czytać – żyć nie umierać!!: )
4) JEDZENIE W HOTELOWEJ RESTAURACJI
Ah te śniadania z cudownym widokiem na basen i palmy! Ah te świeżo wyciskane soki (koniecznie spróbujcie Jugo verde), chilaquiles z kurczakiem, ulubione Breakfast Burrito Łukasza, pancakes i French Toasty. Chilaquiles to zdecydowanie moje ulubione meksykańskie śniadanie – smak, który poznałam daawno temu w Warszawie, gdy szykowała je nasza znajoma z Erasmusa, Usy z Puebli! Chilaquiles w Viva Resorts wypada świetnie! Pozostałe pozycje śniadaniowe również… 🙂 Na obiad chadzaliśmy na guacamole i quesadillas, a dzieciaki wcinały makaron czy pizzę 😉
Czy czegoś więcej trzeba, by dane miejsce uznać za idealne na relaks? 🙂 Dla mnie nie 🙂 Czy muszę coś jeszcze dodawać? 🙂
Więcej o VIVO RESORTS znajdziecie na ich profilu na Booking.com – o TU. A jeśli będziecie Viva Resorts rezerwować, będzie na miło, jeśli skorzystacie z naszego LINKA – Wy zapłacicie tyle samo, a Booking.com podzieli się z nami swoją prowizją.
Stay tuned, bo to nie jedyne super miejsce, jakie odkryliśmy w Meksyku!
3 Comments
Ania
Mam pytanie odnośnie przelotu z MC – wsiedliście w lokalna linie lotnicza? Jak z bezpieczeństwem?
Natalia
Hey 🙂 tak, lecieliśmy lokalnymi liniami – ale przyznam, że nie zapamiętałam nazwy :/ Wybacz!! Ale lot przyjemny, żadnych stresów 🙂