Spis treści
Wcale nie planowaliśmy tym razem zaglądać do Ho Chi Minh. Byliśmy tu jesienią 2013, gdy właśnie kończyliśmy naszą podróż Tajlandia – Kambodża- Wietnam. Tym razem nie planowaliśmy zwiedzać miasta wcale. Przecież niby już raz je widzieliśmy, ale jakoś nie zatrzymało nas, nie wciągnęło, nie porwało, nie przekonało do siebie. Ale jak to czasem bywa ze spontanicznymi podróżami – utknęliśmy w Nha Trang i nie bardzo mieliśmy plan, co robić dalej. Nha Trang miało być przystankiem w drodze z południa Wietnamu do Hoi An. Po plażowaniu w okolicach Ke Ga taksówką dojechaliśmy na stację kolejową i dalej, całkiem przyjemnym pociągiem do Nha Trang. Wtedy jeszcze kompletnie nie planowaliśmy Ho Chi Minh.
Wietnam – nasze początki
Plażowanie wietnamskie nas nie usatysfakcjonowało. Pomimo, że Łukasz hotel wyszukał na budzącej nadzieję stronce slh.com zrzeszającej tzw. small luxury hotels, nasz hotel pozostawiał wiele do życzenia. Po pierwsze: plaża. Pierwszy rzut oka – super! Piasek, palmy, pusto. Woda może nie ma koloru jak w Tajlandii, ale będzie dobrze. Potem jednak okazało się, że plaża brudna, dziecku trzeba wyjmować z rąk a to zapalniczkę, a to starą tackę od jedzenia (na PLAŻY HOTELOWEJ!), a do tego wystarczy 20 minut i możesz paść ofiarą muszek piaskowych, które o owych 20 minutach na plaży przypominają Ci boleśnie przez 4-5 kolejnych dni, a Ty chcesz zdrapać z siebie skórę.
Po drugie: ceny. Nocleg nie był drogi (ok. 300 zł za noc dla naszej czwórki ze śniadaniem), ale ceny w restauracji to rozbój w biały dzień! Jedzenie smaczne, ale gdy za zupę pho czy kanapkę banh mi w Wietnamie płacisz 50 zł (!!!), to zaczynasz się zastanawiać jaki to ma sens. Po trzecie: okolica. No właśnie – ktoś powie: po kiego jadaliście w hotelu??? A dlatego, że w okolicy nie było niemal nic, a jedyna knajpa odstraszała. Sami rozumiecie – nie zaczęło się dobrze 🙂
Planowaliśmy dalej jechać do Mui Ne, ale naczytaliśmy się duuuużo złego, więc wybraliśmy Nha Trang – wrażenia były ambiwalentne – jeszcze o nich napiszę. Nie znaleźliśmy biletów na nocny pociąg z Nha Trang do Da Nang (obok Hoi An) tak, by mieć cały przedział dla siebie – a Maks nie przepada za spaniem na małej, zamknięte powierzchni z obcymi… zresztą ja też nie 🙂 Lot o 6.00 nas nie urządzał, więc uznaliśmy, że damy Sajgonowi jeszcze jedną szansę.
Sajgon – wrażenia
Do Sajgonu docieramy późną nocą. Mieszkamy w SILA Urban Living – trochę jak hotel, trochę jak apartamenty. Dużo miejsca, przyjemnie, a rano śniadanie na wychodzącym na spokojną ulicę tarasie – pokazywałam to miejsce kilka razy na Instastory! Dla mnie miejscówka idealna – nie dość, że dla dzieci mamy osobny pokój, to SILA to idealny wybór, jeśli chodzi o lokalizację. Zielone ulice, masa knajpek i kawiarni, a do tego dwa kroki od ważnych miejsc w Sajgonie.
Problem jest jeden: tu, gdzie mieszkamy nie widać Azji 🙂 Azji takiej, jaką sobie wyobrażasz nim tu przyjedziesz, którą znasz z Bangkoku czy z Hongkongu. Nie czuć tej egzotyki. Są piękne, szerokie aleje, zieleń i budynki przypominające Ci o Europie takie jak sławna Katedra czy sąsiadująca z nią poczta. Azję widać głównie w tabunach skuterów – na ulicach, na chodnikach wszędzie. Łukaszowi ten brak Azji w Azji przeszkadza. Przeszkadzają mu też wszędobylskie skutery, zwłaszcza, gdy chcą Ciebie lub dzieci rozjechać na chodniku. Pod tym względem Wietnam to najgorsze z miejsc, w których byliśmy. Nawet, gdy wchodzisz na pasy z dzieckiem w wózku, musisz lawirować, bo nikt się nie zatrzymuje. Mi jakoś ani te skutery, ani te brak Azji w Azji nie przeszkadza. Cieszę się zielonymi alejami, cieszę się, gdy wstępujemy na kawę na początku spaceru do przyjemnego Trung Nguyen Cafe Legend (zajrzyjcie koniecznie!), cieszą mnie śniadania na tarasie i kolacja w knajpie sushi, o której w Warszawie mogę pomarzyć, a tu mam ją dwa kroki od hotelu. I wiecie co? Gdy o 22.00 usypiam Jagodę w wózku, nie boję się wyjść sama na spacer po naszej ulicy!
Sporo miejsc do zobaczenia znajdziecie właśnie tu – w tym “europejskim” Sajgonie. Tu też znajdziecie sporo hoteli i innych opcji na nocleg. Warto jednak ruszyć dalej, poza centrum i zobaczyć prawdziwą duszę Sajgonu. Nas zachęcił do tego post Hani z Plecak i Walizka, która w Ho Chi Minh spędziła/ spędza kilka dobrych miesięcy… Ale o tym i o tym innym Sajgonie zaraz… 🙂
Sajgon czy Ho Chi Minh?
Od lat zdecydowanie Ho Chi Minh – miasto nosiło nazwę Sajgon do 1975 roku. Siła nazwy jest jednak na tyle duża, że nadal aż się ciśnie na usta, by o Ho Chi Minh mówić Sajgon 🙂 Obecną nazwę dostało, gdy upadł Wietnam Południowy, a Ho Chi Minh upamiętnia przywódcę północno-wietnamskich komunistów.
Ho Chi Minh – co zobaczyć?
Na Ho Chi Minh warto przeznaczyć co najmniej 2-3 dni, by na spokojnie pochodzić, pojeść, zatrzymać się w knajpce, połazić po centrum i uciec gdzieś daleko 🙂 Ale… tu nie ma miejsc, które same w sobie rzucają na kolana i robisz wielkie wow! Nie ma tu bajkowych świątyń i kolorów Bangkoku, nie ma różnorodności Hongkongu, food courtów i Gardens by the Bay Singapuru, nie ma lampionów i starych budyneczków, które spotkanie w Hoi An. To kolejny powód, dla którego Łukasz Sajgonu nie polubił – bo co tu jest specjalnego?!? I “ja tu klimatu nie czuję!”. Mi nadal to miasto się podoba, chociaż nie wrzuciłabym go na listę moich 3 ulubionych miast świata. Z miejsc obowiązkowych do zobaczenia:
1) MUZEUM WOJNY, czyli WAR REMNANTS MUSEUM
Muzeum poświęcone przede wszystkim wojnie w Wietnamie w latach 1955-1975. Na zewnątrz czołgi i szybowce, więc jeśli macie ze sobą małego chłopca na pewno będzie zadowolony! W środku różne sale poświęcone różnym aspektom wojny. Samo muzeum jest dość już leciwe (powstało w 1975 roku) i daleko mu do multimedialnych muzeów, z których nie chcesz wychodzić (tu raczej czuć upływ lat!), ale dla poznania historii warto. Część sal zdecydowanie nie dla dzieciaków, ale UWAGA – jest sala zabaw, w której jeden rodzic może zostać z dzieckiem, a drugi zwiedzać. My niestety znaleźliśmy ją zbyt późno, więc Was uprzedzam 🙂 Znajdziecie ją bodajże na drugim piętrze.
2) NOTRE DAME CATHEDRAL
Z muzeum całkiem niedaleko do Katedry Notre Dame. Katedra powstała w latach 1863-1880, gdy w Wietnamie rządzili francuscy kolonizatorzy. Co ciekawe materiały budowlane sprowadzone niemal w całości z Francji. Obecnie katedra fajnie komponuje się z wszechobecnymi skuterami i z kobietami sprzedającymi przed starym budynkiem kiście małych bananów lub inne street foodowe przysmaki.
3) CENTRAL POST OFFICE
Tuż obok katedry, znajdziecie budynek poczty. Gdy na niego patrzę, od razu przypominają mi się budynki we Francji czy w Hiszpanii. Ten został ukończony w 1891 roku, znów pod rządami Francuzów. W budynku nadal działa poczta.
4) RATUSZ -HO CHI MINH CITY HALL
No to dalej. Mając za sobą fasadę katedry, idziemy prosto jedną z odchodzących od placu uliczek, a potem skręcamy w prawo w Le Thanh Ton Street, by wyjść niemal prosto na imponujący Ratusz. Kolejne miejsce, które sprawia, że tylko skutery przypominają nam, że jesteśmy w Azji. Ratusz zbudowano w 1898 roku, a obecnie przed nim znajduje się jeden z najładniejszych placów w mieście – oczywiście to plac imienia Ho Chi Minha.
Przy ratuszu możecie albo pójść dalej Le Thanh Ton Street w stronę targu Ben Thanh albo iść prostopadle do ratusza, ulicą Nguyen Hue, w stronę rzeki wielką aleją z masą biurowców, restauracji, hoteli, sklepów itd. W oddali na pewno zauważycie budynek Bitexco – budynek, zbudowany w 2010 roku, ma 262 metry i jest najwyższy w Ho Chi Minh (chociaż od razu pomyślcie, że Taipei 101 w Tajpej jest prawie dwa razy wyższy!!!;)). Można wjechać na 49 piętro i zobaczyć widok na miasto.
5) BENH THANH MARKET
Jeśli pójdziecie dalej Le Thanh Ton Street, traficie prosto na Benh Thanh Market. Targ robi wrażenie, jeśli to Wasze początki w Wietnamie. Na nas, po bardzo klimatycznych targach Nha Trang, odsuniętych od turystów, Benh Than nie zrobił większego wrażenia. Maks jednak zakupił magnesy laleczki, zajrzeliśmy do środka, by zobaczyć sporo stoisk z jedzeniem i miejsc na szybki obiad.
My jednak ruszyli śmy dalej… Uberem do Bin Thanh. Zapytacie: a co tam jest ??? No właśnie nic specjalnego 🙂 W poście Hani wyczytałam, że mieszka w Bin Thanh i opis powiedział, ze tam znajdziemy Azję, za którą tęsknił Łukasz. No to raz dwa Uber, wpisaliśmy Bin Thanh i jedziemy! Wysiedliśmy przy dużej drodze, tu zdecydowanie przeważały już skutery, nie samochody. Kurz, upał, pisk. Azja. Powłóczyliśmy się po ulicach i znaleźliśmy to, czego szukaliśmy.
To tam zjedliśmy chyba najlepszy obiad podczas naszego pobytu w Wietnamie, czyli wielkie banh xeo z całą masą liści i ziół. BOSKIE!!! (jednocześnie obok zjedliśmy dość przeciętne, więc nie wszystko, co tanie i dla tubylców to wielkie wow -pamiętajcie o tym w Azji). To tam połaziliśmy po targu NIE DLA TURYSTÓW. I tam trafiliśmy ma małą, bajkową świątynię i stadko dziewczynek zafascynowanych małą Jagódką. Szkoda, że było już późno i Maks narzekał, że już do domu, już mu się nie chce, bo ja łaziłabym i dłużej!
Ho Chi Minh jak widzicie ma wiele twarzy, a to, co my pokazujemy to tylko namiastka. Zajrzyjcie koniecznie na bloga Hani, jeśli chcecie bardziej wczuć się w Sajgon – o TU! Warto poznać nie tylko tę stronę, którą turyści poznają najczęściej! Ja będę dobrze wspominać to miasto, bo czuję, że mogłabym tu spędzić i dwa tygodnie, i pewnie ciągle można byłoby odkryć coś nowego, a zarazem po prostu przyjemnie żyć. Łukasz wręcz przeciwnie – Ho Chi Minh to nie jego klimat. Ciekawa jestem, czy Wy jesteście bardziej #teamNatalia czy #teamŁukasz?:)
Z informacji praktycznych:
– mieszkaliśmy TU – SILA Urban Living – polecam zwłaszcza z dziećmi, bo mogliśmy je wyeksmitować do innego pokoju! A do tego tak fajnie zjeść śniadanie wśród zieleni na tarasie 🙂
– zajrzyjcie koniecznie na Vietnamese Coffee do Trung Nguyen Cafe Legend
-idźcie na sushi i inne japońskie przysmaki do Sushi Hokkaido Sachi – ja wiem, że Wietnam i jemy głównie wietnamskie, ale dla TAKIEGO sushi warto zrobić wyjątek, bo teleportuje do Japonii! SŁOWO!
Dajcie znać jak Wasze wrażenia z Ho Chi Minh!
13 Comments
Agata S
Nawet nie wiedziałam, że codziennie piję kawę po wietnamsku 😀
Zdjęcia super! Cały czas zachwyca mnie ta różnorodność kolorów w Azji 🙂
Natalia Sitarska
Mnie też 🙂 uwielbiam patrzeć na te fotki w telefonie :))) czyli co z lodem??? 🙂 czy mleko skondensowane? 🙂
Agata S
Z lodem jak tylko robi się ciepło, teraz z mlekiem skondensowanym – moja miłość 😁 co śmieszniejsze nie słodzę żadnych napojów, ale z tym mlekiem się nie oprę 🤣
Natalia Sitarska
My musimy taką wprowadzić w DESEO 🙂 no właśnie, czyli teraz na zimę na ciepło muszę spróbować 🙂 dla mnie to objawienie – ja nie lubię kawy, a tu proszę – mogłam taką pić 3 razy dziennie! 🙂
Agata S
Ooo ja bez kawy nie wyobrażam sobie życia!! Bez mleka tez 😂 wiec mix doskonały 🙂 a w Deseo na pewno się przyjmie! Zwlaszcza do mniej słodkich deserów 🙂
Natalia Sitarska
🙂 Ja właśnie ostatnio mówiłam o tym na Instastory, że kawy nie piję wcale i jedyne moje zboczenie to chai latte z Costa Coffee – przez lata Orca, a jak ją wycofali to Tiger 🙂 kawosz na 100% powie, że to wcale nie kawa ;)))
mariposa linda
Póki co nie planujemy dłuższego pobytu w Ho Chi Minh, raczej tylko jako przystanek przed lotami, ale być może plan się zmieni i zawitamy na nieco dłużej 😉 Zachęciła mnie oczywiście zwłaszcza ta kawa i banh xeo 😉 Czy te pyszne naleśniki były w tej knajpce Quan ngoc anh ze zdjęcia?
Natalia Sitarska
Tak, to jest właśnie chyba nazwa knajpki 🙂 jedyne oznakowanie jakie wypatrzyłam 🙂
wczasywazji.pl
Natalio, my oczywiście zapisujemy się do Twojego teamu! Jak dobrze słyszeć, że polubiłaś Sajgon. Wszak tu bije serce naszego zespołu! Ciekawe, czy Łukasza nie przekonałaby do tego miasta nasza wycieczka skuterem wieczorową porą – Nocny Sajgon – pokazalibyśmy mu prawdziwą Azję. Przewodnik – też Łukasz, więc dogadaliby się 😉 Szkoda, ze się nie zgadaliśmy! Może następnym razem 😉
Natalia Sitarska
Myślę, że nocny Sajgon mógłby go przekonać 🙂 może jeszcze kiedyś wrócimy – kto wie:)
Grzegorz/ Podroze bez osci.pl
Sajgon jest dobry na jeden dzień. Póżniej należy wyjechać za miasto i zobaczyć m.in. tunele Cu Chi oraz Deltę Mekongu 🙂
Magdalena
Oj nie zgodzę się, osobiście uwielbiam Sajgon i chętnie spędziłabym tu kilka dni 🙂 Nie chodzi mi o odhaczenie pozycji do zwiedzania, ale o atmosferę miasta. Mam do niego wielki sentyment i chętnie bym wróciła.