To miejsce część z Was na pewno świetnie już zna z naszego Facebooka. Na początku stycznia zalewaliśmy Was zdjęciami z dużą ilością białego piasku, turkusowej wody i palm porastających plażę. Na Filipiny trafiliśmy nieco przypadkiem, ale jak się okazało to była bardzo dobra decyzja!
Była prawie połowa grudnia, gdy szukaliśmy idealnego miejsca na relaks. Mieliśmy już bilety do Hongkongu i wiedzieliśmy, że spędzimy tam kilka dni. Mieliśmy bilet powrotny z Bangkoku, bo nie wyobrażaliśmy sobie, by tam nie zajrzeć! Ale gdzieś pomiędzy jedną metropolią, a drugą chcieliśmy poleniuchować, poleżeć, odpocząć w pięknym miejscu.
Marzył nam się miły hotel. Najlepiej z domkami, a nie z dużym betonowym molochem. Najlepiej przy samej plaży, by cały dzień biegać na bosaka, a o poranku przeciągać się z widokiem na morze i biały piasek. Najlepiej z dużą ilością zieleni, która daje w ciągu dnia przyjemny dzień. Obowiązkowo z basenem, bo Maks je uwielbia! Byliśmy w kilku takich miejscach podczas naszych wcześniejszych podróży. Do wymarzonych hoteli na taką okazję na pewno należy Tugu Lombok na indonezyjskim Lombok (cudny – nasze wrażenia TU!) czy niesamowite Rayavadee na Krabi w Tajlandii. Szukaliśmy jednak czegoś innego! Łukasz szukał, bo to on jest u nas mistrzem od wyszukiwania idealnych połączeń lotniczych i bajecznych hoteli! Rozważaliśmy wiele miejsc… Malezja, Malediwy, Kambodża, Tajlandia (znów!), Filipiny. Na Filipinach braliśmy pod uwagę głównie El Nido na Palawanie oraz Bohol i okolice. Odpuściliśmy Boracay, który pomimo, że ma rajskie plaże, ma stosunkowo słaby PR (tłok, komercja, masówka!), a my przecież chcieliśmy odpocząć! Nie interesowało nas tak bardzo zwiedzanie, bo potrzebowaliśmy chwili dla siebie po naprawdę pracowitym roku.
Aż wreszcie Łukasz znalazł South Palms Resort Panglao na maleńkim Panglao, tuż obok większej wyspy Bohol. Na Bohol można przylecieć samolotem z Manili (lotnisko w Tagbilaran to atrakcja sama w sobie, gwarantuję!:)) albo dopłynąć promem np. z Cebu (my dolecieliśmy tam z Hongkongu liniami Cebu Pacific). By dostać się na Panglao, na przystani promowej na Bohol bierzecie taksówkę lub lokalną rikszę i jedziecie jakieś 15- 20 minut.
Wystarczyło kilka pierwszych kroków po naszym nowym “resorcie” i przechadzka z recepcji do naszego domku, by być przekonanym, że jest IDEALNIE i właśnie to nam się marzyło!!!
W South Palms Resort Panglao spędziliśmy beztroskie 8 dni, tylko dwa razy wybierając się na wycieczki poza hotel – samochodem objechaliśmy sąsiedni BOHOL (co zobaczyć na Bohol – czytajcie TU!), łódką wybraliśmy się na island hopping po okolicy (wrażenia – TU!). A poza tym??? Lenistwo. Dylemat dnia: plaża czy basen (2 do wyboru)?? Maks zawsze wybierał basen, ale na plażę chodził polować na muszelki i rozgwiazdy! Kopaliśmy w piasku, czytaliśmy książki i robiliśmy to wszystko, co robisz na leniwych wakacjach! 😉
A South Palms tylko to lenistwo ułatwiał… tym, że zgodnie z naszym marzeniem mogliśmy na bosaka chodzić przez cały dzień, urokliwymi miejscami na wypoczynek (bujane łóżko pod palmami! – bajka!!), wielkimi materacami na plaży, wszystkim, co sprawiało, że w takim miejscu można naładować baterie na nadchodzący rok! Dla nas ogromnym plusem była też mała “zagroda”, z której dzieciaki mogły wynosić całe masy sprzętu – wiaderek, łopatek, foremek i wszystkiego tego, czego my zwykle nie zabieramy, a co sprawia, że zabawa na plaży jest ekstra! A gdy już zaszło słońce, w niewielkim sklepiku był kącik dla dzieciaków z całą masą zabawek i przytulanek i bajeczki wieczorem – Maks zwykle od razu, gdy zjadł kolację biegł tam, a my spokojnie kończyliśmy swoją. Idealnie! Dla nas jako rodziców ogromnym plusem był też basen tuż przy restauracji – codziennie, gdy my już siedzieliśmy przy stole, czekając na obiad i popijając zimną wodę kokosową, Maks nadal pluskał się w basenie, wyskakując tylko na swój posiłek!
Zapytacie: a jak jedzenie? Przyznam, że dla nas, rozpuszczonych Hongkongiem, jedzenie hotelowe było chyba najsłabszym punktem. Nie można powiedzieć, że jedzenie było złe, ale jak dla nas, podczas bufetu śniadaniowego czy kolacyjnego – zdecydowanie zbyt zachodnie 😉 Pomimo, że po pierwszym zetknięciu z kuchnią filipińską, nie byliśmy nią zachwyceni, próbowanie tego, co lokalne zawsze nas fascynuje. Dlatego chyba najbardziej cieszył nas wieczór z kuchnią filipińską i obowiązkowo zaczęliśmy testować przeróżne, bardzo egzotyczne, dla nas desery! (choć nie tylko!)
Mi bardzo smakowało puto, czyli ryżowe ciastko na parze (ten zielony muffinek;)), maja blanca (kokosowy pudding) i banana turon, popularny na Filipinach street food – takie małe, słodkie sajgonki. Bardzo śmiesznym deserem okazało się też Halo – Halo, czyli połączenie kolorowych żelek, lodu, mleka i cukru! Niesamowicie kolorowy deser, ale też niesamowicie słodki! Żałowałam do końca, że tylko raz spróbowaliśmy calamay – na bazie mleka kokosowego, brązowego cukru i kleistego ryżu. Jak będziecie na Bohol czy Panglao, spróbujcie koniecznie – jest tu popularny!
Ale wiecie co? Nawet bez idealnego jedzenia, i tak w South Palms było BOSKO!!!! Jakbyście szukali hotelu na rajskiej plaży na rajskie wakacje, jeden pomysł już macie!!! A teraz chodźcie na plażę, wybierzcie leżak, hamak albo może masaż z widokiem na morze?? I relaks!
Gdybyście chcieli się wybrać…
Wszystkie szczegółowe informacje o hotelu znajdziecie na ich stronie – o TUTAJ!
My standardowo rezerwowaliśmy przez Booking.com 🙂
16 Comments
marek
ile płaciliście za noc ?
Natalia
Hey Marek! Za 8 dni i 8 nocy zapłaciliśmy ze śniadaniem i obiadokolacją zapłaciliśmy ok.8000 zł – dwie osoby dorosłe i czterolatek. Domek blisko plaży, te z widokiem na ogród chyba trochę niższe ceny miały 😉 patrząc na warunki i na ceny podobnych miejsc w Tajlandii, Malezji czy w innych częściach Filipin w okresie noworocznym, całkiem niezła stawka 😉
Uczta dla zmysłów
Filipiny są jednym z naszych kolejnych celów, który chcielibyśmy zrealizować podczas następnej podróży do Azji 🙂 Wasze rajskie zdjęcia i relacja utwierdziły mnie w przekonaniu, że to idealne miejsce dla nas 🙂
Natalia
My na pewno też chcemy tam wrócić! Teraz zobaczyliśmy tylko troszkę, ale jest apetyt na więcej:) Więc polecamy jak najbardziej!!!! 😉
Monika
Intensywnie rozważamy podróż na Filipiny z naszym synkiem, który w tym momencie ma 3 m-ce. Chcielibyśmy lecieć w kwietniu na ok. 2 tygodnie, Henio będzie miał wtedy skończone 5 m-cy. Myśleliśmy o wyspach Cebu i Bohol.
Czy uważacie, że to dobry kierunek na pierwszą podróż dla malucha?
Rozsądek podpowiada żeby zaplanować wakacje gdzieś w Europie, ale z chęcią pojechalibyśmy gdzieś dalej. Wcześniej odwiedziliśmy kilka krajów w Azji Płd.-Wsch.
A może macie jakieś godne polecenia destynacje z maluszkiem na miesiące kwiecień – czerwiec?
Natalia
Hey Monika!!! 🙂 my byliśmy z naszym Maksem na pierwszej egzotyce jak miał tak 6-7 miesięcy, więc to niewielka różnica. Wybraliśmy Meksyk i nigdy tej decyzji nie żałowaliśmy… Jeśli chodzi o Filipiny, myślę, że Bohol jest bardzo przyjazny… pewnie będziecie w jakimś hotelu + niewielkie wycieczki, tak? A testowaliście już jak maluch w samolocie??
Co do destynacji w tych miesiącach, to szczerze mówiąc nie jestem specjalistką – na pewno zawsze Wyspy Kanaryjskie dają radę 😉 i wtedy będzie bez egzotyki, a jednak nieco dalej niż Europa;) i lot krótszy, jeśli jeszcze dużo nie latał 😉
Perpetuum mobile
w kwietniu i maju na Filipinach jest gorąco jak w saunie , z małym dzieckiem tam lecieć ? Cebu odradzam , Bohol – Panglao mogę polecić , ale niech Pani nie zapomina że to jest kraj 3 świata , tam nie jest jak w Europie taki wyjazd może Panią przerosnąć , ten kraj tak nie wygląda jak na zdjęciach z resortowej prywatnej plaży chronionej przez strażników z giwerami na Dumaluan Beach ,
Natalia
Ciekawa jestem, co jest takiego strasznego na samym Bohol czy Panglao, co może “Panią przerosnąć”?? Bo my jakoś jeżdżąc po obu wyspach, nie mieliśmy takich odczuć. Podobnie jak jeżdżąc po Birmie, Kambodży, Indonezji czy Meksyku, też krajach 3 świata… Proponuję, żebyś założył swojego bloga i tam dawał swoje rady, a nie tutaj.
Perpetuum mobile
8000 ZŁ za 8 dni na Dumaluan Beach , Panglao 🙂 , pewnie macie za dużo pieniędzy, ja spędziłem w okolicach tej plaży 9 dni za 500 zł w bambusowym domku koło Alona Beach 100 metrów od morza , a na plaże Dumaluan Beach przyjeżdżałem prawie codziennie z lokalsem motorem za 30 pesos ,polecając ten resort dla turystów z Polski , pewnie macie duże poczucie humoru i traktujecie ludzi z Polski jako idiotów ekonomicznych
TASTEAWAY
Dokładnie to zapłaciliśmy około 13 tysięcy za 8 dni a za cały wyjazd 18dniowy 47 660 zł:) Jak widać są ludzie, którzy ciężko pracują i udaje im się tę pracę przekuć w sukces finansowy. Lubimy luksusowe hotele, restauracje etc. Lubimy też pojechać do naszych ukochanych Żegar na kwatery za 20 zł bez łazienki czy pod namiot, rozpalić ognisko i napić się piwa z butelki przy ognisku. Nigdy jednak nie przyszłoby nam do głowy aby kogoś obcego krytykować za styl wakacji czy pouczać ile i na co ma wydawać pieniądze. Pozdrawiamy
Perpetuum mobile
ja byłem 30 dni na Filipinach i wydałem nie całe 7 000 zł
wliczając w to przelot Emirates z WaW do MNL ,i 2 loty po Filipinach i zwiedziłem więcej miejsc niż Wy , ten sukces finansowy to pewnie życie w warszawce i odpowiednie znajomości resortowe , i pasożytowanie na Polakach pracujących ma śmieciówkach za 1500 zł , nie ukrywam że nie podoba mi się ten blog a jak zamieszczacie coś w internecie to musicie się liczyć z krytyką ,
Natalia
Widzisz my jakoś nie należymy do ludzi, którzy chodzą po różnych miejscach w sieci i leją z siebie jad i krytykę. Jak nam się nie podoba strona czy blog, to na nią nie wchodzimy, a nie snujemy dość absurdalne przypuszczenia o autorach. Nie rozumiem za bardzo sformułowania “znajomości resortowe i pasożytowanie na Polakach pracujących na śmieciówkach”…??? Wierz mi można pracować i zarabiać bez znajomości, wiedzą, nauką, wieloma godzinami, które poświęcasz na rozwój zawodowy i kształcenie się.
Cieszymy się, że tyle zwiedziłeś za niecałe 7000, good for u. Mniej jadu na przyszłość;)
Perpetuum mobile
to nie jest jad , tylko odrobina prawdy , rozumie że tacy jak wy każdą krytykę odbierają jako hejt ,
wasz blog uznaje za jeden z gorszych i najmniej wiarygodnych na jaki trafiłem , w internecie , nie zrobiliście na mnie pozytywnego wrażenia , pozdrawiam i życzę udanych podróży
i mniej parcia na szkło
Natalia
Proponuję przeczytać definicję słowa “PRAWDA”, bo na pewno nie są nią domniemania komentującego o autorach wysnute z palca.Żegnam. Daj już sobie spokój ze wchodzeniem na ten najgorszy i najmniej wiarygodny blog- po co tracisz czas;)?
Adam
Ale zaśmierdziało cebulą! Człowieku, co ci do tego czy wydali na SWÓJ wyjazd 500 PLN czy 50.000 PLN? To ich pieniądze. Mogli sobie nimi nawet cygara odpalać. Chcesz jechać po taniości – jedziesz po taniości, stać cię, żeby wydać więcej – pozwalasz sobie na więcej.