To będzie szybki post, bo jak to w niedzielny poranek dzieci roznoszą dom na kawałki (znacie to???), ale przecież muszę Wam szybko powiedzieć! 🙂 Co bardziej uważni już widzieli na Instastory i nawet zdążyli się tam już wybrać! Ale jeśli nie macie Insta lub nie oglądaliście (do czego swoją drogą bardzo zachęcamy!!!:))), to łapcie posta z nietypowym i bardzo smacznym miejscem na obiadem.
Znacie to uczucie, gdy idziecie do knajpy, a otoczenie wygląda tak, że zastanawiacie się czy w ogóle jesteście na dobrej drodze? Czy może się nie wrócić? A może to miejsce wcale nie istnieje? My tak się czuliśmy idąc ostatnio do Maghreb. Szyld Maghreb – kuchnia marokańska widziałam już na Burakowskiej wiele razy i mam wrażenie, że wisi tam od bardzo dawna, ale nigdy nie widziałam restauracji? Knajpy? Baru? Postanowiliśmy jednak iść za strzałką i po przejściu uliczką, na której niewiele się znajduje, znaleźliśmy szyld i miłą, niewielką knajpkę
W czwartek w porze lunchu było pusto. Tylko jeden stolik zajęty i my. Bierzemy menu – spodziewam się hummusu, różnych tadżinów (marokańskich dań ze specjalnego naczynia – jedno takie mamy nawet w domu!), kaszy kuskus. I rzeczywiście – jest hummus tradycyjny, cytrynowy, z suszonymi pomidorami, pikantny (15 zł). Nas najbardziej kusi hummus habibi z kaparami, oliwkami i anchois (16 zł) i tak wybieramy jako jedną przystawkę. Do tego ukochany babaganoush (16 zł), czyli pasta z pieczonych bakłażanów. Uwielbiam go w Shuku i w Mezze – sprawdzimy jak tu 🙂 W przystawkach znajdziecie też m.in. tabouleh, szaszłyki cielęce czy jagnięco-wołowe kiełbaski Merguez.
Baba ganoush i hummus przychodzą wraz z wielkim koszem pysznego chlebka i obie pasty są świetne! Znikają w oka mgnieniu!
Na dania główne wybieramy tadżiny – ja kurczaka z marynowaną cytryną z oliwkami i pomidorem w sosie cytrynowym (39 zł), Łukasz – pulpeciki jagnięco – wołowe w ziołowym sosie paprykowo – cebulowym (44 zł). Do wyboru jeszcze m.in. jagnięcina z morelami i rodzynkami w sosie imbirowo-cynamonowym, wołowina ze śliwkami, wołowina z groszkiem – pełne menu znajdziecie TU. Do tadżinów obowiązkowo podawany jest kuskus, więc na naszym stole ląduje spory kopiec, którego nie jesteśmy w stanie przejeść.
Oba dania były baaardzo aromatyczne, pełne smaków – innych, do których jesteśmy przyzwyczajeni zajadając kuchnię europejską czy azjatycką. A do tego samo mięso – kurczak idealnie miękki, rozpływający się w ustach. Chociaż chyba i tak najbardziej będę wspominać hummus i baba ganoush i na nie wkrótce wrócę, a przy okazji przetestuję kolejny tadżin.. i dam Wam znać! 🙂 A Wy dajcie znać czy znacie to miejsce, co jedliście, co polecacie!
PS. Tak byliśmy zszokowani odkryciem, że nawet nie zrobiłam foty rachunku, ale zapłaciliśmy z napojami ok. 120 zł.
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
ul. Burakowska 9
tel. 888 785 848
godziny otwarcia:
pon – nd 12.00-22.00
3 Comments
Aneta
Bylam, jak tylko otworzyli. Tajine bylo podane w naczyniu tajine, ale nie bylo w nim przygotowywane, jak to sie robi w Maroku. Zostalo upieczone w piekarniku I przelozone do tajine. Smak ok, ale bez zachwytow. Subtelny szczegol, ale spowodowal ze juz tam nie wrocilam.
Natalia
A widzisz – nie wiedziałam tego! Przyznam, że nie jesteśmy specjalistami od Maroko, bo Łukasz był tylko raz i krótko. Mi smakowało 🙂 Może nie wielkie wow, ale coś innego 🙂