O tajskie pytacie nas baaaardzo często. I wcale się nie dziwię, bo ja też je kocham i wiem, że mogłabym jeść niemal codziennie. W tym roku tajskiego mieliśmy sporo – po prawie miesiącu w Tajlandii Łukasz się zblokował i powiedział: dość. On już nie chce, on już się przejadł, już na tajskie nie chodzi. Ja odwrotnie – nadal miałam ochotę na pad thaia, a jeszcze większą na wszelkie curry, w których zakochałam się dopiero w tym roku! A do tego nieustannie chodziła za mną som tam, czyli pikantna i orzeźwiająca sałatka z zielonej papai, którą zajadałam na plaży na rajskiej Koh Ngai.
Na szczęście poza Łukaszem, mam przyjaciółkę, która tajskie też kocha i ostatnio to z nią zwiedzamy tajskie knajpy. Chociaż w ostatni weekend odblokował się i Łukasz i po raz kolejny trafiłam do Naam Thai Burakowska.
I powiem Wam szczerze, że zastanawiam się mocno czy obecnie nie jest to mój nr 1 na tajskie 🙂 Naam Thaia na Saskiej zawsze lubiłam, ale bywało tam dość tłoczno, czasem trzeba było czekać latami, czasem obsługa zapominała. Na Burakowskiej byliśmy drugi raz. Ciężka ekipa, bo z dziećmi… raz z dwójką, raz z trójką. Zawsze wszystko na tip top. Obsługa uśmiechnięta, miła, profesjonalna, krzesełka dla niemowlaków obecna. Zero problemów, by zrobić pad thaia w wersji, którą lubi Maks. Dania przychodzą szybko. Jest dobrze, ale wiadomo – kluczowe jest jedzenie!
UPDATE 2019: niestety ostatnie miesiące i wizyty w Naam na Burakowskiej były raczej nierówne. Jedno danie smaczne, drugie średnie. Rewelacyjna tajska herbata z limonką, bardzo dobry pad thai, ale już mocno spolszczone tajskie curry. Mam nadzieję, że wrócą na dobrą drogę!
W Naam lubię to, że jest stała karta z wszystkimi klasykami (sataye, zupy, typowa dla Naam zupa z pieczonej kaczki, curry, smażone makarony, itd.) a do tego zwykle pojawia się karta sezonowa. W karcie LATO w NAAM by Wilai znajdziecie tofu w tempurze z tajską sałatką i sosem słodko-ostrym, pikantną sałatkę z mango z prażonymi orzechami nerkowca i tajskimi ziołami, larb gai (tradycyjną ostrą sałatkę z drobno siekanym kurczakiem i tajskimi ziołami), jest też poszukiwane przez wielu morning glory w sosie ostrygowym (Monika – pozdrowienia!) i jest poszukiwana przeze mnie Som Tam. Podobnie jak w Thaisty przygotowana nie na bazie papai, ale na bazie świeżej kalarepy. Pozostałe dodatki jak w Tajlandii – marchew, pomidorki, limonka, chili, krewetki, prażone orzechy ziemne.
Maks obowiązkowo wybiera pad thaia z kurczakiem (33 zł). Łukasz też idzie w swoją klasykę – Guai Tiaw Pet, czyli zupa z pieczonej kaczki z makaronem ryżowym (duża – 29 zł, mała – 21 zł) – u niego służy za dwa dania, więc wybiera dużą. Ja po prostu muszę spróbować Som Tam (29 zł), zwłaszcza, że to idealne danie na lato 🙂 Do tego absolutnie ulubiona tajska herbata z limonką – identyczna jak na pewnym stoisku ulicznym na Koh Lancie (ah, wspomnienia!). Zupa jest aromatyczna jak zawsze, pyszna jak zawsze i świetnie leczy syndrom dnia następnego – jak zawsze. A sałatka? Letnia, orzeźwiająca i pomimo, że na kalarepie idealnie przypomina oryginał. Świetnie doprawiona – niech dowodem będzie to, że ja świeżej kalarepy w ogóle nie tykam, a tu niemal wylizałam talerz. Nie ma w niej maleńkich suszonych krewetek, które często są w wersji oryginalnej, ale są duże krewetki w delikatne tempurze – dobrze przyrządzone i smaczne!
Ja na drugie wybieram też panang curry z tofu (32 zł). Wiecie, że znalezienie curry z tofu w Tajlandii jest chyba niemożliwe? Ja w każdym razie przez 4 tygodnie na różnych wyspach nie spotkałam go nigdy! W panang zakochałam się w styczniu – to słodko -ostre curry z dodatkiem pasty orzechowej i prażonych orzechów. Z moich obserwacji w każdej knajpie miało nieco inny smak i wygląd i raz smakowało bardziej, raz mniej. W Naam jest bardzo smaczne, ale nie jest tą wersją, za którą tęskniłam najbardziej. Wcześniej próbowałam czerwonego curry z pędami bambusa, zieloną fasolą, papryką, słodką bazylią i mlekiem kokosowym i to chyba mój numer 1. Wszystkie curry można w Naam zamówić z kurczakiem, wieprzowiną, wołowiną, krewetkami lub tofu.
Niezależnie jednak od zadowolenia z panang curry – wszystko, co dotychczas jedliśmy w Naam, robi robotę i cudownie przenosi na plaże tajskich wysepek lub do Bangkoku.
CZY NAAM Z DZIEĆMI TO DOBRY POMYSŁ?
Wiecie już, że szukam miejsc przyjaznych dzieciom, z kącikiem i przewijakiem, ale czasem chodzimy też z dziećmi w inne miejsca. Naam pod tym względem to dobry wybór. Nie ma kącika, nie ma przewijaka. Ale są krzesełka dla niemowlaków, stosunkowo przestronne wnętrze i sympatyczna obsługa, której stosunkowo grzeczne (staram się, chociaż czasem wpadki są;)) dzieci nie przeszkadzają. Do jedzenia – pad thai z kurczakiem, sataye albo może kurczak z orzechami nerkowca.
Polecam Wam baaaardzo mocno! Ja na pewno będę wracać często!
PS. znów nie mam rachunku – ostatnio nie mam do tego głowy – dzieci, jedzenie, zdjęcia – poprawię się, obiecuję! 🙂
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
ul. Burakowska 16
tel. 515 101 001
godziny otwarcia:
pon – ZAMKNIĘTE
wt – sob 12.00-23.00
niedziela 13.00-21.30
5 Comments
Magdalena
Tak bardzo się zawiodłam. Uznałam, że muszę Wam o tym napisać, bo do Warszawy przyjeżdżam z Gdańska tylko kilka razy w roku, ale często z Waszą mapą kulinarną. Na Burakowskiej byłam wczoraj. Zupa z kaczki i przystawka z pierożków na parze- bez zarzutu, było bardzo smaczne, ale potem już tylko gorzej i niesmak pozostanie, głównie z powodu obsługi. Ukrop niemożliwy i pewnie to wpłynęło na moja ocenę. Przyniesiono nam dwa różne Dania główne z Wooka, z krewetkami. W jednym daniu cześć krewetek Ok, druga połowa nieświeża, śmierdząca, gąbczasta. Drugie danie w całości z krewetek nieświeżych, aż odrzucało. Poprosiłam kelnera o zabranie z uwagi na powyższe właśnie, nie wyszedł do nas kucharz, tylko kelner wrócił z informacja, ze dania oczywiście są w porządku. Na marginesie: obrażony za zwrócenie uwagi i niegrzeczny. Na jakiej podstawie to stwierdził? Nie uzasadnił. Zapłaciłyśmy za całość, nie zaproponowano nam żadnej rekompensaty, ani nawet usmażenia dania na nowo. Zostałyśmy potraktowane jak naciągaczki, po przyniesieniu rachunku kelner zaproponował 14 zł rabatu 😂🤗😱 Wyszłyśmy głodne i wkurzone, na szczęście blisko było Deseo, które osłodziło nasz żal.
Natalia
:(((( eh, niestety z tajskimi knajpami w Warszawie mam coraz większy problem 🙁 mam wrażenie, że nie trzymają poziomu.. raz jest super, raz słabo 🙁 byłam z moją Mamą w Naam w Dzień Matki na pad thaiu i też jakoś zachwytu nie było… chyba muszę dać jakąś aktualizację do posta :/ słabe są takie sytuacje i zniechęcające… chyba nikomu nie zależy, by zwracać danie.. ja się też zniechęciłam w taki sposob do chińskiej, którą często odwiedzamy – dostałam w smażonym ryżu skorupkę od jajka, dowiedziałam się jak ją rozgryzłam.. było przepraszam, ale ja jako właściciel też gastro w takiej sytuacji, to bym przeprosiła i pewnoe anulowała rachunek lub chociaż tę jedną potrawę… Mam nadzieje, że w DESEO było smacznie i wszystko git:) co u nas jadłyście? 🙂
Magdalena
W Deseo było doskonale! Trochę jak w naszym Gdanskim Umami. Obsługa przemiła! Pani poleciła nam deser z malinami i truskawka, pierwszy trochę cięższy, z nugatowym spodem, obłędnie chrupki, drugi świeży, lekki, doskonały na upał. Gratuluję poziomu obsługi i bardzo dobrej jakości deserów 😉
Natalia
I to mnie bardzo cieszy 🙂 dzięki wielkie za miłe słowa:) Znamy UMAM – to bardzo dobra cukiernia 🙂 i dzięki za miłe słowa o obsłudze:) cieszę się, że chociaż deseo Wam dzień uratowało po wpadce z Naam 🙂