Piątek 13-tego. Od niemal dwóch tygodni włóczymy się po tajskich wyspach i wysepkach. Po krótkim rozruchu w Bangkoku, niezbędnym, by poczuć Tajlandię, przestawić zegarki, dostosować się do nowego czasu i nasycić się dusznym zapachem wielkiego miasta, ruszyliśmy w drogę. Za nami Koh Phangan, Koh Samui, za nami Koh Lanta i wreszcie cudowne, magiczne Koh Ngai – na razie nasz ulubieniec i miejsce, które wspominać będziemy najlepiej. Ale… Koh Ngai to nie jedyna rajska wysepka stosunkowo blisko Koh Lanty i blisko Trang. Takich cudów jest tam więcej i częściowo mogliśmy je zobaczyć podczas wycieczki, na którą ruszyliśmy z Koh Ngai.
Teraz już jesteśmy na Koh Lipe, ale powoli trochę żałuję, że nie zatrzymaliśmy się na 2-3 noce chociażby na Koh Mook… a może na Koh Kradan ? 🙂 Koh Lipe zachwyca błękitem wody, malowniczymi łódeczkami przy plaży, ale zarazem w sezonie może nieco zniechęcać – jest tłoczno, na Walking Street trzeba się wręcz przeciskać, a liczba longboatów przy plaży i głośne odgłosy, jakie wydają czasem sprawiają, że z malowniczych łódeczek stają się nieco uciążliwe. Ale o Koh Lipe jeszcze Wam opowiem 🙂 Teraz płyniemy do RAJU! 🙂
Wycieczkę po okolicznych wyspach bez problemu wykupicie na Koh Ngai, można wykupić ją również na Koh Lancie i wtedy na Koh Ngai zaglądacie również w ramach wycieczki. Wyruszając z Koh Ngai, koszt kilkugodzinnej wycieczki (10-15.00) to około 3000 BHT, jeśli płyniecie swoim longboatem. Można jechać nim we dwoje, ale można też w więcej osób – my początkowo planowaliśmy jechać w 2 rodziny i rozłożyć koszt na pół, ale niestety druga rodzina nieco się pochorowała, więc ruszyliśmy sami.
Uwielbiamy wszelkie wodne wyprawy w gorące dni – słońce, wiatr we włosach i podziwianie widoków, więc nie wahaliśmy się wcale, pomimo, że z uwagi na Maksa i Jagódkę nie mogliśmy w 100% wykorzystać możliwości – wspólne snurkowanie odpada 😉 Widoki są cudne, bo jak przystało na Morze Andamańskie co rusz z wody wystają mniejsze lub większe skaliste wyspy porośnięte zielenią – od zawsze robiły na mnie mega wrażenie!
Na początek ruszamy w stronę Emerald Cave. Łódka podpływa blisko skał i wszyscy chętni w kapokach i z płetwami wskakują do wody. U nas tylko Łukasz, bo Maks trochę się bał wyskoczyć z dala od lądu, a ja wiadomo – trzymam Jagódkę 😉 Trzeba troszkę przepłynąć, wpłynąć do jaskini, ale to, co widzisz potem robi wielkie wrażenie. Nie powiem Wam, co, bo nie będę spoilerować! Powiem tylko, że warto i że ma to coś wspólnego z piratami 🙂 Sprawdzicie sami! 🙂
Po drodze jeszcze snurkowanie i zmierzamy w stronę Koh Kradan. Gdy podpływamy na wyspę, widoki są tak cudne, że zastanawiam się czy po Koh Ngai nie powinniśmy przyjechać właśnie tu. Kradan to niewątpliwie kolejna rajska wyspa – maleńka (jeszcze mniejsza niż Koh Ngai), bez dróg, bez sklepów i bankomatów. Z błękitną wodą, łódeczkami, dużą ilością zieleni i możliwościami na rajski wypoczynek. Plaża jednak wydaje się mniej imponująca niż na Koh Ngai – jest bardzo wąska, dość zacieniona. Z drugiej strony cień może okazać się plusem. Na wyspie można zamieszkać w położonych tuż przy plaży bungalowach (z tego, co widzę jednak opcji noclegowych jest mniej niż na Koh Ngai), można też zjeść lunch w jednej z knajpek. A miejsce wygląda tak…
Wracając z Koh Kradan na Koh Ngai jeszcze przystanek na snurkowanie koło jednej z wysp-skał i płyniemy dalej. Koh Mook oglądamy niestety tylko wychylając się ze speed boata wiozącego nas na Koh Lipe. Trochę szkoda, bo już widzę, że jest tam cudnie i mogliśmy spędzić tam 2-3 noce…Koh Mook jest większe niż Koh Ngai czy Koh Kradan. Wybór miejsc noclegowych jest większy. Mają piękne białe plaże, błękitną wodę, ale jest też chociażby sklep czy lekarza, czego na dwóch pozostałych rajskich wysepkach nie ma 😉 Gdyby nie to, że mieliśmy już bilety na Koh Lipe, ja bym tu chętnie została!:)
A tymczasem zaczynamy nasz poniedziałek na Koh Lipe! Dobrego tygodnia! 🙂
PS. Jeśli dopiero zaczynacie przygodę z Tajlandią i szukacie informacji praktycznych, inspiracji hotelowych i kulinarnych na wyspach i nie tylko, informacji, co zobaczyć, jak się przemieszczać, co i GDZIE zjeść, koniecznie zajrzyjcie do naszego THAIBOOKA. Thaibook to kompleksowy ebook o Tajlandii stworzony pod koniec 2019 roku na podstawie naszych wielu powrotów do Bangkoku, na tajskie wyspy i w inne tajskie miejsca! Dodatkowo dla każdej wyspy przygotowałam w nim inspiracje hotelowe w różnych przedziałach cenowych, ale wszystkie w pięknych i klimatycznych miejscach. Thaibooka znajdziecie TU.
8 Comments
Okiem Alexa
Rajsko,pięknie i cudownie!
Natalia
oj tak 🙂
Marta
za dwa tygodnie wybieramy się do Tajlandii i własnie planujemy kilka dni spedzić na którejś z wysp: Ko Ngai, Ko Kradan albo Ko Mook i co chwile zmieniam zdanie i nie mogę sie zdecydować! do tej pory myślalałam ciągle o Ko Ngai ale teraz zacynam też sie zastanawiac nad Ko Kradan – przez te piekne palmy na wybrzezu!
Natalia
🙂 Tak na Koh Kradan można sobie w cieniu fajnie leżakować 🙂 baza hotelów / bungalowów chyba jest mniejsza niż na Koh Ngai, ale też zależy czego szukacie 🙂 a może 3 dni tu i 2 dni tu? 🙂
Marta
Tak by było najlepiej ale niestety nie mamy az tylu dni do rozdysponowania:( Wiec trzeba bedzie sie zdecydować na jedna wyspę! Juz od jakiegoś czasu w planach było Ngai ale Kradan tez kusi:)! Szukamy pięknych widoków i spokoju na kilka dni pod isc intensywnym zwiedzaniu:) pewnie zatrzymany sie na Ngai a Na Kradan i Mook wybierzemy sie w ramach wycieczki!:)
W jakim miesiac tam byliście?:)
Natalia
My byliśmy w styczniu 🙂 Wcześniej na Koh lancie padało, a na Koh Samui uciekaliśmy przed powodzią, ale na Koh Ngai była rewelacja 🙂 slodkie plażowe lenistwo:) i właśnie wycieczka na Koh Kradan 🙂
Nina
Wybór wyspy ciągle trwa choć szukamy czegoś bardziej w prowincji Pukhet. Natomiast mam pytanie z innej beczki – Jagódce nie było gorąco w nosidle? Nasz maluch będzie miał 5 miesięcy w momencie wylotu i ciągle wahamy się co zabrać do jego transportu – chustę (bo raczej nie będzie siedział) czy nosidło (przecież nie będzie w nim spędzał całych dni). Spacerówkę już wybraliśmy.
Natalia Sitarska
Hey 🙂 nam nie wychodziło z chustą, więc wzięłam tylko nosidło 🙂 nie nosiła Jagódki dużo – głównie plaża czy lotnisko, więc nie było problemu 🙂 teraz też mam Tulę i już sobie bez niej nie wyobrażam podróżowania:) właśnie wczoraj mówiłam łukaszowi, że chyba napiszę o tym posta;)))