Za nami już setki kilometrów, które pokonaliśmy od piątkowego wieczoru, przemierzając trasę z Warszawy na narty w Szwajcarii. Po drodze nie obyło się bez całkiem przyjemnych przystanków.. kiełbasek i sałatki ziemniaczanej w Norymberdze, pizzy u pewnego Siciliano w Meersburg nad Jeziorem Bodeńskim czy spaceru po wiosennym Zurychu. W niedzielę popołudniu wreszcie dotarliśmy do Laax! Na narty jeszcze przyjdzie czas, a na blogu nadal zostajemy na Lofotach! Pływamy po Morzu Norweskim, zajadamy się zupą rybną (mniam!), łowimy rybę skrei, czyli sezonowego dorsza atlantyckiego, odwiedzamy przetwórnie rybne i podziwiamy piękno rybackich wiosek … Będzie dziś pięknie i malowniczo, będzie rybacko, ale będzie też… krwawo! Końcówka wpisu tylko dla osób o mocnych nerwach! 😉
Po raftingu po Morzu Norweskim pierwszego dnia, czeka nas jeszcze bardziej rybny dzień – nie tylko będziemy jeść i oglądać rybackie kutry, ale rozpoczynamy bliskie spotkanie z norweskim łososiem i dorszem! Na połów dorsza ruszamy stosunkowo rano, pełni energii po norweskim śniadaniu – przepyszny, rozpływający się w ustach chleb z solonym masłem i obowiązkowo z dużą ilością wędzonego łososia! Żyć nie umierać! Pod naszym hotelem Bryggehotell czeka na nas łódź, a na łodzi czekają na nas ponownie kombinezony, podobne do tych, które nosiliśmy podczas raftingu. W kombinezonie czujesz się trochę jak wielki miś lub jak nieporadny teletubbiś z dziecięcej bajki, ruchy ograniczone, ale za to żaden wiatr i długie godziny na morzu nie są Ci straszne! No to ruszamy!

ruszamy łowić dorsze!

piękne Lofoty o poranku

dopływamy !

na wyspie Skrova odwiedzamy przetwórnię ryb Ellingsen

okolice przetwórni Ellingsen
W PRZETWÓRNI ŁOSOSIA NA LOFOTACH…
Dzień zaczynamy od wizyty w przetwórni łososia… Ruszamy z naszej rybackiej wioski Henningsvær i łodzią podpływamy do grupy wysepek Skrova, gdzie mieszka jakieś 237 osób i oczywiście największym miejscowym pracodawcą jest przetwórnia ryb Ellingsen. Wchodzimy, ubieramy wystrój ochronny – czapkę, foliowy płaszczyk i podwójne ochraniacze na buty – jedne aż do kolan! W przetwórni jest głośno, mokro oraz krwawo i co ciekawe, bardzo… polsko! To pierwsze (i nie jedyne) z miejsc na Lofotach, gdzie spotykamy pracujących tam Polaków! Jak widać, docieramy nawet na koniec świata! 🙂 Praca przy przetwórstwie ryb brzmi ciężko i mało przyjemnie? Dla mnie tak, ale panie patroszące ryby, każda na swoim stanowisku, według określonych procedur, wyglądają na całkiem zadowolone. Poza tym podobno zarobki w tym przypadku naprawdę wieeeeele wynagradzają! 🙂
Łososie na Lofotach łowione są w taki sposób, by do przetwórni docierały jeszcze żywe. Są zasysane do zbiorników z wodą na łodziach rybackich, a następnie od razu transportowane do przetwórni. Finalnie po oczyszczeniu i patroszeniu lądują na lodzie w wielkich styropianowych pudłach i tak docierają między innymi do Polski, przeważnie tirami. Jeśli warunki chłodnicze, w jakich są przechowywane nie są w żadnym momencie zaburzone, ważność łososia to nawet 2 tygodnie i w tym okresie mogą trafić świeżutkie, chociażby do Waszego ulubionego baru sushi 🙂 Pomyślcie więc o Lofotach następnym razem, gdy będziecie pogryzać chociażby maki z łososiem, awokado i serkiem Philadelphia 🙂

w przetwórni Ellingsen

łososie w oczekiwaniu na lód

prawie gotowe do drogi!
POŁOWY DORSZA SKREI
Wizyta w przetwórni to dopiero początek! Dalszą część dnia poświęcamy na podziwianie przepięknych widoków i na połowy dorsza. Przecież bez dorsza kolacji na Lofotach nie będzie! 🙂 Na łodzi z malutkich, plastikowych miseczek wyjadamy zupę rybną z cieniutkimi chrupkami. Smakuje przepysznie! Łukasz co chwilę zachwyca się rybnym bogactwem Norwegi i wielkością dorszy, jakie można tam złowić. Bo dorsz w Norwegii to zupełnie inna historia niż te nasze, bałtyckie dorsze, za którymi ja np. wcale nie przepadam i które nieodłącznie kojarzą mi się z panierowanym dorszem z frytkami i surówką w Jastarni, Jastrzębiej Górze czy Władysławowie. Tutaj dorsz jest przepyszny i podawany na setki sposobów. Ale o tym później, dziś łowimy! A łowimy też nie byle dorsza, tylko skreia, sezonową odmianę dorsza norweskiego, podobno jedną z najlepszych odmian tej ryby!

ekipa pełna entuzjazmu zaczyna połowy!

zdobycz!

połowy wcale nie były proste – 8 osobowa ekipa po kilku godzinach zmagań wyłowiła tylko 2 dorsze! Trzeba chyba poćwiczyć!
CZYM CHARAKTERYZUJE SIĘ SKREI?
Skreia łowi się na Lofotach tylko w okresie zimowym – od 1 stycznia do 30 kwietnia. To właśnie Lofoty, obok archipelagu Vesterålen, należą do jednych z głównych łowisk tej ryby. Skrei pochodzi z największego skupiska dorszy atlantyckich na Morzu Barentsa, ale potem, gdy osiąga dojrzałość płciową, migruje do Norwegii do miejsca swoich narodzin. Jeśli zatem w okresie od stycznia do kwietnia zamówicie w Norwegii dorsza, możecie być prawie pewni, że na Waszym talerzu pojawi się skrei. Podobno jest to jedna z najzdrowszych ryb morskich o białym mięsie (tzw. whitefish), a jedna porcja ryby skrei zawiera zalecaną dzienną dawkę kwasów Omega-3. Czym się różni od dorsza, jakiego znamy? Po pierwsze i dość ogólnie, dorsze, które poławiane są w Norwegii są ogromne! Największy złowiony na Lofotach to „potwór” ważący 64 kg!!! Bez wielkich zdolności rybackich, złowić można ryby wielkości 10-15 kg! Właśnie dlatego Łukasz przez cały pobyt jęczał, jak bardzo zazdrości Norwegom – nasze dorsze zwykle ważą 4-5 kg!
O tym, jak smakuje skrei opowiadamy więcej w poście kulinarnym, ale to, co wpływa również na jego smak to podobno styl życia tej ryby (socjologiczne podejście do dorsza;)). Ważne, że skrei to dorsz, który osiągnął dojrzałość płciową i w miesiącach zimowych, w których jest odławiany, znajduje się w szczytowym momencie rozwoju. Z jednej strony, by dotrzeć na tarlisko skrei pokonuje dużą odległość, w związku z czym jest w doskonałej formie. Mięśnie ryby są w optymalnym stanie i posiadają zwartą teksturę. Zastanawialiście się kiedyś na tym, jedząc rybę? 🙂 Z drugiej strony podczas migracji na wybrzeża Norwegii, skrei podobno niewiele je. Oznacza to, że zawartość jego żołądka jest niska, co ma pozytywny wpływ na jakość mięsa. (Kto o tym wiedział ręka w górę? ;)) Podobno różnicę między dorszem, a skreiem podobno niektórzy wyczuwają bezbłędnie, inni nie czują jej wcale! Poza filetami, jeść można i języki, i policzki, i wątróbkę, ikrę, żołądki. Jak obrabiane są dorsze, ponownie oglądamy w przetwórni. Podobnie jak łososie, ryby skrei są odławiane z morza żywe, odkrwawiane, a następnie należycie przetwarzane i przechowywane w stałej niskiej temperaturze ok. 0°C i wtedy zachowują odpowiednią jakość nawet 12 dni od daty złowienia. Ogromne zainteresowanie budzą języki dorsza – zwykle ich odcinaniem zajmują się 12-15 letnie dzieciaki. Wygląda to dość niesamowicie… ja nadal brzydziłabym się patroszenia ryby, a dziewczynka sprawną ręką odcina język po języku…. Brrrrr!

w drodze do przetwórni dorsza

kutry czekają na rozładunek

skrzynie pełne dorszy, a w tle malowniczy most łączący wysepki na Lofotach

tylko dla tych o mocnych nerwach – odcinanie języków dorsza
A jeśli nie języki, nie wątróbka i nie filety, pozostaje dorsz suszony znany pod nazwą sztokfisz, który niewątpliwie dość znacznie wpływa na malowniczy, dziki i tak inny krajobraz Lofotów… Zobaczcie sami! A o tym, co najbardziej smakowało nam w Henningsvaer i czy rzeczywiście warto spróbować języków i wędzonej ikry z dorsza czytajcie tu 🙂

spacerem po Henningsvaer i konstrukcje do suszenia dorsza

kolejna odsłona niesamowitego krajobrazu Lofotów

a potem np. do sałatki… myślicie, że smaczne połączenie? 🙂
8 Comments
Agnieszka R.
hehe tez nie wzięłabym się za patroszenie ryby;) dobrze ze można kupić w sklepach gotowa,dla nich tam to normalka już się przyzwyczaili do tego;) kocham dorsza z chęcią bym popróbowała tych jego języków itd:D p.s. suszarnia dorszy niczym suszarnia jamonow 😉 tak mi się skojarzyło hehe
Natalia - tasteaway.pl
Hahaha, jedni mają dorsze, inni mają jamon 😉 języki spoko, ale najlepsze policzki 🙂 inne smakołyki pewnie wrzucę w jakiś wpis na jutro!:)
Paweł www.lubiepodroze.eu
Ryby to jest to co uwielbiam. Łosoś i dorsz? Polecam 🙂
Natalia - tasteaway.pl
Tak jak my!:)
Paweł www.lubiepodroze.eu
Natalia – nie bądź samolub – podziel się posiłkiem! 🙂
N.
Ja zdecydowanie nie jestem “rybna”, ale z dużym zainteresowaniem przeczytałam tekst 🙂
Natalia - tasteaway.pl
Dałaś radę z patrzeniem na odcinanie języków? 😉