Piątek, weekend i wielka majówka już za chwilę! 🙂 Jak ją dobrze zacząć? Może romantyczną kolacją z ukochanym? Może dziewczynie zrobić niespodziankę? My całkiem niedawno szukaliśmy miejsca, gdzie moglibyśmy na spokojnie zjeść coś pysznego z okazji rocznicy poznania. Myśleliśmy o różnych miejscach, ale albo już tam byliśmy albo nie było stolika.
Trochę przypadkiem trafiliśmy na pozytywne informacje na temat restauracji Nolita, która od niedawna działa na rogu Wilczej i Poznańskiej, swoją drogą w okolicy, gdzie knajpy i knajpeczki wyrastają jak grzyby po deszczu.
W środowy wieczór w Nolicie było spokojnie i cicho, choć nie pusto. Wystrój elegancki, prosty, choć dla jak dla mnie jest trochę zbyt ciemno – nie od dziś wiadomo, że najlepiej czuję się w jasnych wnętrzach..
Mamy ochotę popróbować różnych rzeczy, więc decydujemy się na menu degustacyjne. Tym sposobem mamy okazję spróbować aż 8 niewielkich potraw, bardzo różnorodnych, zarówno mięsnych, jak i rybnych, bardziej prostych i bardziej wyszukanych.
Wrażenia bardzo pozytywne, miejsce na pewno do polecenia i do ponownego odwiedzenia.
Co smakowało, co trochę mniej, a co rzuciło na kolana? Zacznijmy od przystawek:
Zaczęliśmy od tatara z ostryg podanego wraz z sorbetem z mango w uroczym, malutkim słoiczku. Lekkie i smaczne, nawet dla kogoś, kto za ostrygami nie przepada tak jak ja.
Kolejny krok to małże świętego Jakuba podawane z granatem i moje ulubione grillowane kalmary z pomidorkami koktajlowymi i musem z bakłażana. Smak lata, smak Hiszpanii czy Włoch, w dodatku podany znów w uroczej małej puszce. Świetne!
Kolejne danie nas podzieliło – Łukasza zachwyciło, ja nawet go nie zjadłam, czyli szpik cielęcy. Łukasz mlaskał na całą restaurację – danie przygotowane jest po mistrzowsku. We mnie najwyraźniej odzywa się ten kulinarny konserwatysta, do czego w pełni się przyznaję 🙂 Pewnie z podobnych względów nie smakowała mi również grasica, podawana z borowikiem i emulsją z topinambura (jest i słowo-klucz:)).
Kolejne dania były już bardziej “moje”. Smakowały mi policzki z prosięcia, podawane z jabłkiem, wolno gotowanym boczkiem i tłuczonym selerem, który zachwycił Łukasza tak, że aż dopytywał kelnera jak takiego selera przyrządzić.
Jednym z ostatnich smakołyków podczas wieczoru w Nolicie był tuńczyk – przyrządzony “po azjatycku” z omletem tamago i groszkiem cukrowym, mocno doprawiony sosem sojowy. To danie też nas podzieliło – dla mnie pyszne, Łukasz krzywił się, że za słone, a sos sojowy zabił smak tuńczyka. Rozsądźcie sami 🙂
Całkiem najedzeni przeszliśmy do deserów. Zachwycił mnie pierwszy: tapioka z marakują, sorbet i strzelający karmel przypominający różne dziwne cukierki, których działaniem fascynowaliśmy się w dzieciństwie. Drugi to suflet bananowy, a do tego lody z belgijskiej czekolady. Świetnie zrobiony i nawet mi osobie nie uznającej bananów bardzo smakował…
Wizytę w Nolicie zapisaliśmy w pamięci jako udaną i dobry pomysł na tzw. kolację rocznicową. Pyszne jedzenie, stonowany, minimalistyczny wystrój… Sam raz na randkę 🙂 Miłego wieczoru!
9 Comments
Paweł
Może i lokal fajny, ale ceny mnie zabiły… Nie odważyłem się nawet wejść do środka, widząc, że najtańsza przystawka to wydatek rzędu 40 zł…
Natalia - tasteaway.pl
Niestety w Warszawie w tego typu restauracjach ceny takie są 🙁 ale wystarczy skoczyć na weekend do Kopenhagi i już człowiekowi 40 zł za przystawkę wydaje się bardziej przyzwoite… po tym jak 60 zł zapłaci za 2 gofry z budki i kulkę lodów! :/
Paweł
Znam ból skandynawskich cen z kilku pobytów w Norwegii – moje ulubione było promo na hot-dogi w Oslo. Tylko 45 zł. za coś niewiele większego niż te za 1 zł. z Ikea 😉
Niemniej jednak w Warszawie nadal jest to widok trochę przerażający 🙂
Natalia - tasteaway.pl
Oj tak, 45 zł za hot doga to bardzo korzystna promocja!!! 😉 a Warszawa.. cóż począć.. niestety sporo dobrych restauracji, ceny zaczyna mieć również wyższe 🙂 My wczoraj za to byliśmy w Toruniu w restauracji Sfera by Sebastian Krauzowicz – styl, poziom, pyszne potrawy jak w Nolicie, itd, a ceny bardziej przyzwoite 🙂 więc jakby co polecam! 🙂