Początek lat 90., drewniane schronisko bez prądu i większych wygód, gdzieś w Bieszczadach, zimą zasypane śniegiem, zawsze z tłumem wędrowców spragnionych ciepłego posiłku i gorącej herbaty. Ewa, nastolatka z Łowicza, marząca o ucieczce z małego miasta i Robert, trzydziestolatek z Krakowa, przewodnik górski z długim wąsem, w czerwonym GOPR-owskim sweterku, gospodarz w schronisku PTTK w Małej Rawce.
Ewa przyjeżdża w Bieszczady w 1993 roku, pod namiot ze znajomymi. Rodzinny Łowicz jej nie interesuje, chce się wyrwać, uciec, Warszawa nie pociąga, marzą jej się góry. Znajomi z Łodzi zabierają ją do swojego przyjaciela, Roberta, prowadzącego schronisko w okolicach Wetliny. Po pierwszym pobycie w Bieszczadach, jest zakochana. W górach, w klimacie schroniska, w niesamowitych ludziach, którzy spędzają tam czas, śpiewają, grają na gitarach, w magicznej atmosferze. Pomimo, że kończą się jej fundusze na wakacyjne wojaże i wie, że powinna wracać, postanawia ubłagać „pana Roberta”, by pozwolił jej zostać w schronisku. Za wikt i opierunek będzie pomagać na miejscu. W Małej Rawce Ewa zostaje do końca wakacji. I wtedy już wie: to jej cel, to dom, który daje poczucie bezpieczeństwa, do którego wraca w każdy dłuższy weekend, ferie czy wakacje, pomimo, że trasa z Łowicza do Małej Rawki zajmuje jej 12 godzin. Nie przestaje jeździć w Bieszczady, gdy dostaje się na studia do Wrocławia – odległość rośnie (700 km, często autostopem), ale chęci nie.

Bacówka pod Małą Rawką dziś…

i widoki, w których łatwo się zakochać…

temu panu od razu się spodobało!
W 1995 roku, po 2 latach powrotów do Małej Rawki, okazuje się, że „Pan Robert” to dla Ewy ktoś więcej. Zaczynają się spotykać. Po 2 miesiącach bycia razem, we Wrocławiu, Robert się oświadcza. Ewa stawia wszystko na jedną kartę: z niewielkim pudłem książek i jedną kołdrą, ruszają maluchem z Łowicza w Bieszczady. Jesienią biorą ślub, studia zmienia na zaoczne i zaczyna pełne wyzwań życie „prawdziwej twardzielki z gór”. Miejscowi przyjmują ją z dystansem: Robert, od lat człowiek Bieszczad i ona, dużo młodsza dziewczyna z miasta. Nie myśli o tym, skupia się na tym, jak JEJ jest w życiu. Praca z ludźmi daje ogromnego kopa i mocne przekonanie, że to, co robi, jest dobre. Ogarnia duże schronisko, gotuje dla gości, jest matką i opiekunką dla wszystkich trafiających pod Małą Rawkę po długiej wędrówce. 24 godziny na dobę, 365 dni w roku. O każdej porze dnia i nocy. Bywa ciężko. Gdy zimą idzie w 3-metrowym śniegu, 7 km pod górę, a w plecaku niesie ciężkie zakupy. Gdy w co drugi czwartek, dojeżdża do Wrocławia na studia, 24 godziny w jedną stronę. Gdy nie ma niemal dnia wolnego, bo turyści w górach są przecież zawsze…

październik 1995 – powrót po ślubie do domu, pod Małą Rawkę – zdjęcie ze zbiorów Ewy i Roberta Żechowskich
Z czasem Ewa i Robert zaczynają opiekować się też drugim schroniskiem, w Ustrzykach Górnych. Non stop pracują. Ewa w Rawce, Robert w Ustrzykach. Są tak zapracowani, że pomimo, że są już razem kilka lat, nie mają nawet czasu, by pomyśleć o dzieciach. Bo jak zakładać rodzinę, gdy dla siebie masz 9 metrów kwadratowych i codziennie rano czekasz w kolejce do toalety z tłumem turystów? W 2000 roku zaczynają myśleć o własnym domu, o ucieczce ze schroniska. Kupują działkę w oddalonej o kilka kilometrów od Wetliny wiosce Smerek. A dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności i dobrym ludziom wokół, biorą kredyt na niewielką działkę w Wetlinie, na której dziś stoi znana wszystkim odwiedzającym Bieszczady, Chata Wędrowca.
Od początku wiedzą, że Wetlina to miejsce z największym potencjałem w Bieszczadach, najbardziej turystyczne. To tam chcą otworzyć knajpę i pracować na swoim, nie dla kogoś tak jak w schronisku. Walczą: przez kilka lat zajmują się schroniskami, budują knajpę, Ewa jest w ciąży. 27 grudnia 2003 roku Chata po raz pierwszy jest otwarta dla gości. Nadal starają się ciągnąć kilka srok za ogon, ale jest coraz ciężej. W 2006 nieszczęśliwy wypadek w Małej Rawce to znak, że czas pożegnać schroniska. Na stałe przenoszą się do Wetliny. Od 2006 to tu mieszkają, tu pracują, tu przyjmują turystów, szukających pokoju, ale również porządnego posiłku po górskiej wędrówce. Nadal karmią wędrowców tak jak robili to przez lata w Małej Rawce.

wejście do karczmy i lista przetworów domowych, która sprawia, że ślinka cieknie!
Dziś Chata Wędrowca to główny punkt, do którego zmierzają niemal wszyscy schodzący z gór. Miejsce, które przez 10 lat z jednej salki i czterech stolików rozrosło się w knajpę z około 130 miejscami, które w sezonie wydaje nawet kilkaset obiadów dziennie. Pomimo to nadal urokliwe, nadal przyjazne i swojskie. Ocienione tarasy, wystrój nawiązujący do dawnych lat, powidła własnej roboty i rodzinna atmosfera. W kuchni Chaty Wędrowca rządzi Robert. Jego kuchnia nie jest wyszukana, ale bardzo smaczna i co najważniejsze: prawdziwa! Bez proszków, bez trików, bez mrożonek. Niby to już w dużych miastach oczywistość, ale w małych turystycznych wioskach jak Wetlina to nadal ideał, do którego nieliczni potrafią dążyć.
Do Chaty obowiązkowo trzeba zajrzeć na Naleśnik Gigant z jagodami i śmietaną, który narodził się właśnie w schronisku pod Małą Rawką jako danie dla wędrowców z tego, co było pod ręką: mąka, jajka, mleko i rosnące w okolicy jagody. Dziś to przysmak, który niektórym śni się po nocach, a zarazem danie z certyfikatem MADE IN BIESZCZADY Bieszczadzkiego Produktu Lokalnego. Jego nazwa, wygląd i receptura od 2012 roku podlegają ochronie prawnej, więc nie zjecie go nigdzie indziej! A jeśli nie macie ochoty na słodkości, zajrzyjcie na grillowanego pstrąga lub na wspaniałe mięsa – chociażby przyjemnie pikantną jagnięcinę z pieca czy karkówkę z zasmażaną kapustą i ziemniaczkami. Nam strasznie posmakował również smażony ser z żurawiną – lepszy nawet niż w Czechach czy na Słowacji.

to już drugi wpis, w którym wystąpi! Ale co tam – należy mu się! 🙂 Naleśnik Gigant-połówka (18 zł)

świetny smażony ser

jagnięcina z pieca
W Sklepiku Wędrowca kupcie do domu konfiturę śliwkowo-jagodową z orzechami, rodzynkami i goździkami albo wiśnie z jagodami z laską wanilii i goździkami. Smakują cudownie! Dodatkowo, jeśli jak my macie znajomych kochających Kofolę i Lentilky, w Sklepiku odnajdziecie wszystkie typowe dla Słowacji smaki (Studentska też jest!). I oczywiście piwo. Z jednej strony pijalnia piw czeskich i słowackich, z drugiej świetne piwa z lokalnej wytwórni Ursa Maior (więcej o niej już wkrótce na blogu!).
A jeśli uda Wam się zarezerwować nocleg u Ewy i Roberta, traficie w niesamowite miejsce, gdzie od razu czujesz się jak w domu, gdzie wieczorem czuć ciepło kominka, między meblami przechadza się czarny kot, na dywanie posypia wielki pies Blaszka, a w kuchni czuć zapach smażonych powideł. Nie chce się wychodzić.

miejsce idealne – weranda u Ewy i Roberta
I koniecznie przespacerujcie się do schroniska pod Małą Rawkę i pomyślcie, że pomimo trudności, zawsze warto iść swoją drogą. Niezależnie od wszystkiego. Ewa i Robert są tego najlepszym przykładem. Ich historia budzi podziw, a jeśli słuchasz jej z ust Ewy, prawie czujesz na plecach ciężar tego plecaka niesionego w śniegach do schroniska, a zarazem czujesz podniecenie młodej dziewczyny korzystającej z każdego wolnego dnia, by uciec w swoje ukochane góry. Takie opowieści pokazują, że Bieszczady to naprawdę niezwykłe i magiczne miejsce…

Ewa i Robert z dziećmi w ukochanych górach – fot. Marek
#MagiczneBieszczady to projekt, którego celem jest ukazanie niezwykłości tego regionu, piękna natury i historii mieszkańców. W Bieszczadach rozgrywa się akcja nowego serialu “Wataha”, którego premiera odbędzie się 12 października 2014 w HBO. Więcej już wkrótce na hbo.pl/magicznebieszczady
*post powstał we współpracy z
25 Comments
BialyJack
Och, Chatę Wędrowca poznaliśmy dopiero w tym roku, w trakcie pobytu w Wetlinie, ale po prostu nie chciało się stamtąd wychodzić! My zwiedzamy góry w nieco innym składzie, bo z psem – w Bieszczadzkim PN nie mieliśmy czego szukać, ale przecież wokoł jest tyle miejsc do odwiedzenia, tyle gór do zdobycia. A Chata Wędrowca to zdecydowanie miejsce, w które warto wracać!
Natalia - tasteaway.pl
Czyli do Parku Narodowego z psem zakaz, tak? Przyznam, że nie mam żadnych doświadczeń w tym temacie, bo zdecydowanie wolę koty!:) Oj tak, prawda, że nie chce się wychodzić i chce się wracać!:) my na pewno wrócimy 🙂 zwłaszcza, że dużo nam jeszcze do zobaczenia zostało 🙂
BialyJack
Tak, zakaz – akurat do tego, podobnie jak i do Tatrzańskiego i kilku innych. Jest parę, do których z psem można wchodzić, no i do większości krajobrazowych też się da, i tym się ratujemy 🙂
Natalia - tasteaway.pl
Faktycznie o zakazie w TPN chyba kiedyś słyszałam. Chociaż nie jest to dla mnie do końca zrozumiałe… chodzi o innych turystów czy o to, że zwierzęta mogą “nabrudzić”, a opiekunowie nie sprzątają?
BialyJack
Ani o to, ani o to. Chodzi o… nie zgadniecie, bo to tak bzdurne, że sobie tego nie jestem w stanie nawet wyobrazić. Otóż psy wchodzące na smyczach do PN zakłócają spokój zwierzynie, ponieważ pachną jak psy. Zupełnie jak wcale psy bezdomne czy pozostawione swojemu losowi przez górali nie biegały po lasach, jakby wcale człowiek nie szkodził bardziej, zrywając chronione rośliny, śmiecąc czy schodząc ze ścieżek… Mnie to osobiście oburza, bo mam psa, który jest karny, mam specjalny pas biodrowy z amortyzacją i uprzężą, a nigdy nie zdarzyło się, aby pies szczekał, biegał luzem… Ba, nawet kupy sprzątamy! Ale jak widać, pies jest gorszy nawet od śmiecącego i niszczącego przyrodę pseudo-turysty 🙁
Natalia - tasteaway.pl
to faktycznie przykre 🙁 i rzeczywiście absurdalne :/ też nie wierzę, że nie ma w okolicach parków bezpańskich psów.. a z turystami masz rację – przeróżnie bywa 🙁
salq
Świetny wpis! Dziękuję.
Natalia - tasteaway.pl
Cieszymy się, że się podoba! 🙂
justabrr
Kiedyś czytałam o chacie w Werandzie Country i jak pojade w Bieszczady, to na pewno tam zajrzę. Ach te góry! …i jakie smakowitości!
Natalia - tasteaway.pl
🙂 przeglądaliśmy u Ewy i Roberta ten numer Werandy Country, w którym jest o nich!:) też by mnie to zachęciło! 🙂 i musisz ten naleśnik zjeść 🙂 PS. jak tam ciążowe samopoczucie? 🙂
justabrr
Ale mam obsuwę w odpisywaniu! Ale to brzuch niechętnie zasiada przed kompem…samopoczucie ok, choc juz czuje ciężar ostatnich tygodni, które sie straaaasznie dłużą 🙂
Natalia - tasteaway.pl
Wytrzymasz, wytrzymasz 🙂 zresztą pewnie wszystko przy drugim będzie znacznie łatwiejsze niż przy pierwszym 😉 trzymam kciuki!!!! 🙂
justyna q
Na Rawkach byliśmy trzy tygodnie temu, było pięknie. Jesienią chcemy znowu zabrać w Bieszczady nasze córki. Kochamy te góry! Historia piękna i inspirująca.
Natalia - tasteaway.pl
Oooo całkiem niedawno!:) nas również zachwyciły! a naszemu Maksowi bieganie po okolicy strasznie się spodobało!:) co do historii, uwielbiam takie 🙂
Beata Kurgan-Bujdasz
już któryś raz spotykam się z wpisem o Chacie Wędrowca- chyba jakiś znak 🙂
Natalia - tasteaway.pl
Beata, chyba tak 🙂 to miejsce jest rzeczywiście warte odwiedzenia 🙂 a poza tym nie wiem jak Ty, ale ja wierzę w znaki!!! 🙂
Blaszany Garnuszek
Ha, byłam w Wetlinie kilka dni temu i oczywiście w Chacie wędrowca również:-) Ale dopiero dziś dowiedziałam się, naleśnik przygotował mi najprawdopodobniej rodzony brat mojej przyjaciółki, którego de facto znam:-) Nie miałam pojęcia, że tam pracuje, świat jest tak niesamowicie mały:-)
http://blaszanygarnuszek.blogspot.com/2014/09/bieszczady-moja-nowa-miosc.html
Natalia - tasteaway.pl
rzeczywiście świat jest mały 🙂 naleśnik – porcja szczęścia – dobrze to ujęłaś :))) pozdrowienia!! 🙂
Chata Wędrowca
Zawsze jak to czytam to płaczę ze wzruszenia. Jeszcze raz dziękuję Natalia <3
Natalia - tasteaway.pl
Bo to piękna historia jest 🙂 i do tego Wasza!!!:) to my dziękujemy 🙂 takie wpisy pisze się niesamowicie!!!:) i dłuuugo pamięta!!!:)
Dorota
Wspaniale! Gratuluję! Byłam tam jeszcze za czasów”małej salki”, czyli juz ponad dekadę temu:-) i już wtedy było świetnie! Do dziś pamiętam świeżutki, pachnący chleb ze smalcem i ogórkami kiszonymi, podawany w nieograniczonych ilościach gościom – za darmo;-))) pozdrawiam
Natalia - tasteaway.pl
Fajne wspomnienia!:) to kiedy powrót w Bieszczady i do Chaty wędrowca?:)