Bieszczady… nie macie wrażenia, że to miejsce nieodłącznie kojarzy się z dużą dozą magii i swoistą tajemnicą? Z romantyczną ucieczką przed całym światem, z nowym życiem, z odnalezieniem swojego miejsca na ziemi? Słyszeliście na pewno nieraz o tych, który postanowili rzucić wszystko i udać się w Bieszczady… albo o tych, którzy chociaż mieli takie plany! Zaszyć się, żyć w zgodzie z naturą, podziwiać piękno gór. Ja pamiętam, że taki plan miał w latach 90. mój Tata. Nie wiem, jak narodziła się ta idea? Czy na podstawie doświadczeń czy może tylko legend o tym miejscu? Nie wiem czy rzeczywiście to planował czy była to po prostu zwykła gadanina człowieka zmęczonego pracą i miastem? Czy rzeczywiście tak mówił czy z czasem dopisałam na ten temat własną legendę?
Ja w Bieszczady trafiłam w czwartkowy wieczór po raz pierwszy. Podróż była długa i męcząca. Powiedziałabym nawet: za długa i zbyt męcząca. Wiem, że jeśli kiedyś tu wrócimy (a wrócimy!), nigdy już nie wyjedziemy z Warszawy o 12.00! Tylko wczesnym rankiem lub późnym wieczorem. W drodze pomstowałam na korki, Maks miał dość wielu godzin siedzenia w foteliku, a Łukasz jeszcze bardziej siedzenia za kierownicą. Ale gdy tylko wjechaliśmy do maleńkiej Cisnej (około 400 mieszkańców!), już było jasne, że było warto. Piękna zieleń okolicznych gór, niewielkie wioski, drewniane chatki, które uwielbiam i wreszcie nasz hotel Carpatia – Bieszczadzki Gościniec. Cudownie położony z widokiem góry, lasy i zieloną polanę… i może dwa drewniane domki. Idealne miejsce dla każdego, kto chce odpocząć od wielkomiejskiego blichtru, korków i głośnych ulic Warszawy, Łodzi, Gdańska, Krakowa czy Poznania. Idealne miejsce, by odciąć się od wszystkiego! Nie przeszkadzały nawet deszczowe chmury i niska temperatura (wieczorem około 10 stopni! brrrrrr…..).

pierwsze spojrzenie na okolicę
Po zaskakująco smacznej kolacji (o hotelu jeszcze napiszę, ale już zaznaczam, że placuszki ziemniaczane z wędzonym pstrągiem i konfiturą z czerwonej cebuli absolutnie wymiatają!), czekało nas wygodne łóżko w stylowym (drewno!) pokoju, a rano błękitne niebo i słońce… chociaż straszyli, że leje w Bieszczadach! Nas na szczęście przywitały otwartymi ramionami!

placuszki ziemniaczane z wędzonym pstrągiem i konfiturą z cebuli w Hotelu Carpatia – Bieszczadzki Gościniec

męskie danie po długiej podróży: golonka

good morning!
Piątek zamiast od kawy i sprawdzenia maili (no dobra, i tak sprawdziłam ;)) zaczęliśmy od wizyty w Wetlinie, najbardziej turystycznym punkcie Bieszczad, gdzie zobaczycie masę wędrowców w zabłoconych butach, z kijkami w rękach, szukających smacznego obiadu, a taki w Wetlinie na pewno znajdziecie. My jednak poza obiadem mieliśmy inny cel: spotkanie z Ewą Żechowską, właścicielką Chaty Wędrowca, którą znają chyba wszyscy, co zwykli Bieszczady odwiedzać! Za naleśnik gigant, specjalność Chaty, już wiem, że dam się pokroić! Musicie tu przyjechać choćby dla niego… Jest wielki (nadal nie wiem czy mój to “cały naleśnik gigant” czy „tylko” połówka?), puchaty niczym wielki racuch, obsypany ogromną ilością jagód (jaka odmiana po restauracjach, gdzie „z truskawkami” oznacza 2, maksymalnie 4 truskawki!!), polany śmietaną i odrobiną miodu. Niebo w gębie! W swoim magicznym domu, gdzie Maksowi czas umilał czarny kot i biały pies, Ewa opowiedziała nam cudownie romantyczną historię swoją i swojego męża, która, co tu dużo mówić, nadawałaby się pewnie na scenariusz filmu lub… serialu! Jeśli wszyscy „ludzie Bieszczad” to tacy twardziele to będzie o czym opowiadać! Sama nie mogę się doczekać aż tę historię opowiem Wam ja :)… już wkrótce!

Chata Wędrowca noclegi, a zarazem dom Ewy i Roberta Żechowskich

w magicznym domku magiczne opowieści

nowy przyjaciel Maksa?

podwórkowe zabawy
Właśnie takie prawdziwe historie będziemy Wam przybliżać w nadchodzących dniach. Podczas tej podróży to właśnie ludzie i ich losy będą dla nas najważniejsze. W Bieszczady ruszyliśmy nie tylko podziwiać widoki, ładować akumulatory, chodzić po górach i jeść lokalne przysmaki, ale również pokazywać Wam niezwykłość Bieszczad, piękno natury i historie ich mieszkańców w ramach projektu #MagiczneBieszczady. W Bieszczadach bowiem rozgrywa się akcja nowego serialu „Wataha”, które premiera odbędzie się 12 października 2014 roku w HBO. Więcej przeczytacie już wkrótce na hbo.pl/magicznebieszczady.
W poszukiwaniu ciekawych historii dziś ruszamy nie byle gdzie, bo do Ursa Maior, czyli bieszczadzkiej wytwórni piwa! Piwo o nazwie Royzbawiony lub Żar nad Wetliną musi smakować świetnie! 🙂 Powiem zatem jak prezenter w telewizyjnym programie: „Wkrótce ciąg dalszy! Zostańcie z nami!” 🙂
* post powstał we współpracy z
6 Comments
Karolina Franieczek | Życie Me
Bieszczady to góry, które czekają na moje i męża odwiedziny. Już tyle razy planowaliśmy i za każdym razem coś nam wypadało. 🙁 Twój wpis tylko potwierdził, że nasza chęć odwiedzenia tych miejsc nie jest przypadkowa, ba, przybrała na sile. 🙂
Natalia - tasteaway.pl
Hey Karolina! 🙂 ja jestem zdania, że trzeba wierzyć w znaki 🙂 jeśli tyle razy planowaliście i nie wyszło, a teraz trafiłaś na nasz wpis to ewidentnie znak, że trzeba się wybrać! 🙂 PS. mam wrażenie, że po kolejnych wpisach chęć wyprawy w Bieszczady będzie tym bardziej rosnąć, bo mi rośnie chęć powrotu!!! :)pozdrawiam serdecznie jeszcze z Bieszczad 🙂
Karolina Abramowska
A ja z mężem poznałam się w Bieszczadach, zimą..brr.. i tak już od tego momentu mija 16 lat… nie do wiary….jedna noc w Bacówce pod Honem w Cisnej i zmiana na całe życie, jest coś magicznego w tym miejscu;)
Natalia - tasteaway.pl
Karolina super historia!:) gratulacje długiego stażu!:) w takim razie musisz koniecznie przeczytać najnowszy wpis o Chacie Wędrowca – tam właśnie historia miłosna prosto z gór 🙂 i też magia schroniska – pod Małą Rawką 🙂
Sebastian
Jedno z piw o którym wspomnieliście nazywa się Royzbawiony:
http://ursamaior.pl/piwo/piwo-ursa-royzbawiony
Natalia - tasteaway.pl
Hey Sebastian! Dzięki, już ktoś mnie uświadomił pod tekstem o Ursa Maior 🙂 – https://www.tasteaway.pl/2014/08/29/w-bieszczadzkiej-wytworni-piwa-ursa-maior/ – zapomniałam, że tu też używałam tej nazwy! a specjalnie sprawdziłam piwne menu, z którego zamawialiśmy pierwszego dnia i stąd pomyłka 😉 pozdrowienia!