Nasz pobyt w Armenii dobiega końca. Niestety, bo całkiem nam się tu podoba i jeszcze trochę do zobaczenia zostało. “Stety”, bo przed nami jeszcze 4 dni w ukochanej Gruzji, gdzie mamy nadzieję powłóczyć się nieco po winnej Kachetii i być może wybrać się do Kazbegi, gdzie nie udało nam się dojechać w zeszłym roku. I przyznaję, że tęsknimy trochę za chaczapuri, które w Gruzji można kupić na każdym rogu, a które świetnie sprawdzają się jako przekąska w podróży.

 

Armenia.. skończyliśmy już naszą małą “objazdówkę”. Objechaliśmy okolice Erywania na czele z Chor Wirap czy kompleksem świątynnym z I w. n.e. w Garni, wybraliśmy się nad piękne, położone na około 2000 metrów n.p.m. Jezioro Sewan, pojechaliśmy na północ. Większość miejsc, które widzieliśmy to absolutne “must see”, jeśli kiedyś będziecie na Kaukazie. Armenia zachwyca krajobrazami, zielenią, tajemniczymi monasterami, które o dziwo nie nudzą się nawet, gdy właśnie odwiedzasz szósty czy siódmy. Podróżowanie po Armenii nawet samochodem jest/ bywa wymagające głównie z uwagi na stan dróg (chyba nie chcę sobie wyobrażać, jak trzęsie w marszrutce). Dziury na drogach sprawiają, że na niektórych, pustych odcinkach kierowcy jadą slalomem, raz po jednym pasie, raz po drugim. Wbrew opiniom sami kierowcy nie są bardziej szaleni niż w innych krajach, również w Polsce, a policja i rzekome łapówki nie atakują na każdym rogu, pomimo, że rzeczywiście samochody policyjne można zobaczyć często, zwłaszcza na drogach wyjazdowych z Erywania. Na plus: z tego, co zaobserwowaliśmy zawsze jeżdżą oznakowanym białym samochodem ze światełkami na dachu – łatwo ich wypatrzeć i w razie potrzeby zwolnić. Armenia daje się we znaki również osobom z chorobą lokomocyjną jak ja – serpentyny, zakrętasy, dziury, samochód nieustannie podskakuje podobnie jak mój żołądek. Bez Coli lub Aviomarinu do samochodu nie podchodź!

 

Armenia, drogi w Armenii, północna Armenia, Sanahin, Armenia samochodem

droga powrotna z Alawerdi i monasteru Sanahin

 

Po rozeznaniu dróg i okolic Erywania, postanowiliśmy wypuścić się na znacznie dalszą wycieczkę, do monasterów Sanahin i Hagpat na północy kraju. Odległość z Erywania to około 200 km! Całkiem sporo, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że około połowa trasy przebiega po górskich drogach… Może warto było jednak rozważyć nocleg w innej części kraju? Rozważaliśmy, ale zrezygnowaliśmy z tej opcji z kilku powodów:

 

a) nasz apartament w Erywaniu to całkiem dobra baza — przyjemny, blisko centrum miasta i stosunkowo niedrogi jak na mieszkanie 83 m2 z kuchnią, łazienką, Internetem i dwoma sypialniami

b) Erywań wieczorami tętni życiem, więc wracać tu na wieczorny spacer i kolację to sama przyjemność – PS. o 23.00 na ulicach tłumy! W tym sporo osób z dziećmi w różnym wieku od niemowląt do kilkulatków. Wreszcie nie czuję się jak wyrodna matka, że moje dziecko o tej porze jeszcze nie leży w swoim, jedynym słusznym, łóżeczku!

c) obawialiśmy się, jak z bazą hotelową i gastronomiczną w innych regionach Armenii – te obawy okazały się całkiem słuszne, bo ciężko było upolować jakąś restaurację czy choćby jadłodajnię. Po drodze na północ widzieliśmy chyba jeden fajnie wyglądający hotel, w bardzo malowniczym miejscu – Tufenkian Avan Dzoraget Hotel

d) nie chciało nam się (MI się) pakować 😛 i jeździć tam i z powrotem – w Erywaniu i tak musimy wsiąść w nocny pociąg do Tbilisi.

 

No to ustanowiliśmy Erywań za bazę i ruszyliśmy! 🙂

 

Armenia, podróżowanie, samochód, północna Armenia

w drodze do monasterów północnej Armenii

Armenia, krajobraz, podróżowanie samochodem

co chwilę mieliśmy ochotę zatrzymywać samochód i robić zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia!

 

Nasz GPS nie do końca chciał współpracować. Chcieliśmy od razu ustawić Odzun lub Alawerdi, skąd już dwa kroki do monasterów Hagpat i Sanahin. Ale GPS zadecydował za nas, że najpierw ruszamy do Wanadzor, a potem będziemy kombinować, co dalej! Trasa wiodąca z Erywania na północ Armenii okazała się niezwykle malownicza, magiczna, dziewicza.  Wspaniale się jechało, gdy po obu stronach drogi rozciągały się połacie zielonych łąk, gdzieniegdzie pasące się krowy, gdzieniegdzie nieliczne domki. Bajka! Przecudne, przepiękne miejsce. A do tego droga prosta, chociaż oczywiście tak dziurawa. Można jechać dość szybko, a i samopoczucie świetne. Maks drzemie, sielanka!

 

Wanadzor, Armenia, podróżowanie samochodem, wypożyczanie samochodu w Armenii

mkniemy w stronę Wanadzor

 

Z czasem jednak idylliczna trasa zmieniła się w górską i czekało nas 100 km cudownych widoków, ale również męczarni na zakrętach, by dostać się do Sanahin czy Hagpat. Miasta mijane po drodze jak Wanadzor nie wyglądają zbyt zachęcająco i choć okolica piękna, miasta są biedne, raczej zaniedbane i aż ciężko uwierzyć, że w Erywaniu lans, Armani i rewia mody na ulicach.

Pomimo opinii Łukasza, że “tutaj to pewnie policji nie ma!”, właśnie w górach nas zatrzymują! Dokumenty, “English please!” i “Turisti, turisti” mogą jechać! 🙂 Jak widać nie taka ta policja straszna jak ją malują!

Kolejny punkt orientacyjny po Odzun to Alawerdi – stamtąd podobno dwa kroki do monasterów! Trochę błądzimy, by dotrzeć do Sanahin, ale polsko-rosyjskim dialektem udaje nam się porozumieć i ktoś kieruje nas w stronę mostu, gdzie rzeczywiście można znaleźć drogowskazy na monaster Sanahin i monaster Hagpat. Gdy wydaje mi się, że jest już blisko, znów masa serpentyn do celu. To zdecydowanie nie są warunki na moją chorobę lokomocyjną.  Zaskakuje nas, że gdzieś tam na końcu świata, w górach, znajdujemy nie tylko niewielkie wioski, ale również miasteczka z wieżowcami! Wygląda to dość surrealistycznie i trochę psuje krajobraz.

 

Armenia, północna Armenia, monaster Sanahin

takie piękne okoliczności przyrody, takie brzydkie bloki

 

MONASTER SANAHIN

 

Właśnie w takim “miasteczku”, znajdujemy znaki na monaster Sanahin… Turystów brak, ale chyba czasem przybywają (kilku dziennie?), bo pod klasztorem oczywiście trwa handel pamiątkami – udaje mi się nawet kupić kulę do kolekcji (mówiłam już, że zbieram kule z każdego miejsca, w którym jesteśmy? :)). Troszkę pogaduszek z handlującymi, troszkę zachwytów nad Maksem i wreszcie naszym oczom ukazuje się klasztor Sanahin, który razem z kompleksem w Hagpat należą do największych dzieł ormiańskiej architektury średniowiecznej. Dokładne daty budowy monasterów nie są znane, ale najprawdopodobniej powstały w połowie X wieku. 

 

Sanahin jest ukryty wśród zieleni, pusty, tajemniczy, a tuż obok… cmentarz. Cmentarze w Armenii również są jak dla nas nietypowe – niemal na każdym grobie namalowana jest podobizna zmarłego. W pustym monasterze i na pustym cmentarzu jest tym bardziej tajemniczo. 

Monaster podoba się również Maksowi – zresztą podobnie jak wszystkie pozostałe, właśnie z uwagi na specyficzną aurę tajemniczości. Jeśli dorzucimy do tego jakąś opowieść o smoku, spokojne zwiedzanie gwarantowane!

 

Armenia, Sanahin, monastery, samochodem w Armenii

Sanahin – zespół klasztorny z X wieku

monaster Sanahin, Armenia, podróżowanie, klasztor

świetnie się zwiedza, gdy nie ma tłumu turystów, gdy nie ma nikogo

Armenia, Sanahin, Armenia samochodem

na pobliskim cmentarzu

Sanahin, monaster, Armenia, monastery w Armenii, Armenia samochodem

tajemnica..

 

Z Sanahin ruszyliśmy z powrotem w stronę Erywania. “Z powrotem” czytaj z planem na dalszą wycieczkę w drodze powrotnej. Odpuściliśmy Hagpat, bo nie mieliśmy ochoty na kolejne serpentyny w górę. Chcieliśmy poza tym przed zachodem słońca zdążyć do monasterów Goszawank i Hagarcin w okolicach Dilidżan.

 

Postanowiliśmy też coś zjeść, ale okazało się, że na północy nie jest to wcale takie proste. Przejechaliśmy Odzun i Alawerdi, ale nie znaleźliśmy nic. Ostatecznie za obiad posłużyły kanapki, ser sulguni, salami i armeńska wersja chaczapuri, zwana też czasem burek. Niestety z uwagi na ciasto francuskie, dla nas gruzińskiemu chaczapuri do pięt nie dorasta 🙂 A kanapki? W sklepie, własnej produkcji.. naszej, nie sklepowej. “Możemy poprosić o nóż, a do bułki kilka plasterków salami i ser”… “I jeszcze kilka plasterków!” (bo Maks wyjadł salami). Trzy pokolenia sprzedających w sklepie zaśmiewały się, gdy zajadaliśmy kanapki, a Maks wcinał w salami. Chyba rzadko mają takich klientów 🙂

 

Droga powrotna, w stronę Dilidżan, wynagradzała trudy i głód cudownymi widokami… a do monasterów Goszawank i Hagarcin zabierzemy Was wkrótce, bo w okolicy też można zobaczyć zachwycające Jezioro Sewan (i kolejne monastery, oczywiście :)).

 

 

Armenia, Dilidżan, Armenia samochodem, monastery,

czas się zatrzymał wieki temu…

Armenia samochodem, Dilidżań, widok, Armenia, Kaukaz

jedno z moich ulubionych

 

* post powstał we współpracy z marką

logo VARTA