O tym, że w Murzasichlu można znaleźć sławną włoską restaurację, której właścicielami są Włosi i gdzie można zjeść cudowną pizzę, pastę i poczuć się odrobinę jak we Włoszech, słyszeliśmy już wiele razy. Tu ktoś donosił, tam ktoś mówił: “Koniecznie musicie tam pojechać, jest pysznie!”. Gdy zaczęli tak mówić nasi znajomi italofile, którzy mają na koncie nawet mieszkanie we Włoszech i smakowania lokalnej kuchni w najlepszym wydaniu, wiedzieliśmy, że musimy do Murzasichla pojechać. Podczas pierwszej wyprawy w celu odszukania tych włoskich cudów, zaliczyliśmy falstart. Planowaliśmy zajrzeć tam na kolację w drodze powrotnej z Zakopanego w lutym, ale Maksa decyzja o spontanicznej “kąpieli” w kałuży błota przed wejściem do Doliny Kościeliskiej pokrzyżowała nam plany. Tym razem jesteśmy w Zakopanem dłużej, to i do Murzasichla udało się zajrzeć!
Szybko wygooglaliśmy restaurację, choć co tu dużo mówić – nazwa Le Chalet nie jest zbyt intuicyjna, a w dodatku Polakom niekoniecznie dobrze się kojarzy. Nie jest to jednak kluczowe. Ruszamy! Jest Wielki Czwartek, wieczór. Nawet Krupówki świecą pustkami, więc mamy poważne wątpliwości, czy zastaniemy Le Chalet otwarty. Wpisujemy adres w GPS i szybko dojeżdżamy na miejsce – około 14 km z Zakopanego. Niewielka tablica i góralska chata, ciemno, obawiam się, że nieczynne i z pizzy, którą obiecałam Maksowi nici. 20.25 wchodzimy do restauracji, wita nas dziewczyna w naszym wieku (właścicielka? kelnerka?) i zapewnia, że tak, że otwarte, chociaż mam opory, bo pusto i jak czytam w karcie kuchnia zamyka się o 20.30! No nic, zamawiamy. Od słowa do słowa zaczynamy rozmawiać i wszystkiego się dowiadujemy: że Le Chalet to knajpka rodzinna, w której ojciec i syn gotują, a mama i narzeczona syna (to właśnie z nią rozmawiamy) obsługują gości, że po produkty bardzo często jeżdżą do Włoch, że restauracja działa w Murzasichlu od 1991 roku i że szefowie kuchni systematycznie uczą Polaków, na czym polega prawdziwa włoska kuchnia..
Menu nie jest zbyt długie (plus!), ale każdy znajdzie coś dla siebie. Około 20 rodzajów pizzy – w końcu wiele osób przyjeżdża tu właśnie na pizzę (tak jak Maks!). Cenowo od 21 do 39 zł. To, co od razu rzuca się w oczy, budzi uśmiech, ale też przekonanie, że jesteśmy we właściwym miejscu to ostrzeżenie w karcie: “Zgodnie z włoską i naszą tradycją do naszej pizzy nie podajemy żadnych sosów typu ketchup”. Zatem niedoczekanie dla tych wszystkich, którzy gotowi są skalać smak włoskiej pizzy sosem pomidorowym lub, o zgrozo, czosnkowym. Nie tutaj! Przecież mówiłam, że właściciele uczą Polaków od lat, jak wygląda włoska kuchnia. W karcie mamy risotto i kilka rodzajów makaronu, w tym klasyki takie jak tagliatelle al ragu (znane bardziej jako “bolognese”, choć ta nazwa we Włoszech nie jest używana), puttanescę z sosem pomidorowym, oliwkami, kaparami, anchois i chili czy carbonarę. Co ciekawe, carbonarę polonese. Dlaczego? Bo ze śmietaną! Prawdziwa włoska carbonara to boczek/szynka, czosnek, jajka i parmezan. W Le Chalet jednak obsługa i kucharze nie mogli znieść ciągłych pytań: “A gdzie ten sos śmietanowy?”, więc tak powstała “polska carbonara”. Jak widać w tym zakresie edukacja nie trafiła na podatny grunt. W przystawkach głównie włoskie wędliny i sery wysokiej jakości, a w daniach głównych eskalopki cielęce, polędwica wołowa czy dorada.
My zaczęliśmy od pizzy. Obowiązkowa ostatnio pozycja dla Maksa. Dość standardowo wybraliśmy capricciosę (28 zł). Pizza średniej wielkości, składników sporo (szynka, karczochy, anchois, pieczarki), rozrzucone w nieładzie.. Ciasto jest proste, chrupiące, choć nie tak delikatne jak np. w naszej ukochanej warszawskiej Bella Napoli (również prowadzonej przez Włochów), ale bardzo przypomina mi pizzę z Neapolu czy Toskanii.
Na przystawkę świetnie smakuje też mozzarella Bufala z pomidorami (27 zł) i szynka dojrzewająca Prosciutto di Parma (23 zł). Zamówienie obu przystawek na spółkę tworzy idealny miks! Usunęłabym tylko sałatę z Caprese – całkowicie zbędna. Czy to znów ukłon w stronę polskich gustów? Najbardziej rzuciły mnie jednak na kolana gnocchi i tortelli. Uwielbiam zamawiać takie potrawy w restauracjach, bo nigdy nie robię ich w domu. Ok, gdy miałam więcej czasu, przed dzieckiem, przed firmą własną i przed blogiem, popełniłam parę razy gnocchi i wiem, jak pyszne są te domowej roboty. Delikatne, rozpływające się w ustach. W Le Chalet właśnie takie są gnocchi al burro e salvia, czyli z masłem i szałwią posypane obficie parmezanem (33 zł). Niebo w gębie. Tak myślałam pierwszego dnia, bo drugiego o jeszcze większą kulinarną ekstazę przyprawiły mnie tortelli di erbetta, czyli ze szpinakiem i ricottą, również podsmażone na maśle z szałwią i posypane parmezanem (35 zł). Znów rozpływające się w ustach, ale zarazem z bardziej zdecydowanym smakiem nadzienia. Cudo!
Łukasz poszedł bardziej klasycznie. Puttanesca (28 zł) była poprawna, ale dla niego zdecydowanie za mało pikantna, za to pappardelle z ragu z podhalańskiej jagnięciny z menu wielkanocnego pełni spełniło oczekiwania. Podobnie jak tagliattele al ragu z mięsem cielęco – wołowym, które jadł Maks.
Po kolacji zdecydowaliśmy się na deser. To, jakie desery są dostępne zależy od sezonu i natężenia ruchu. Tym razem wybór nie był zbyt duży, ale można było spróbować włoskiego ciasta drożdżowego “Colomba” z kremem angielskim na ciepło. Nie jestem jakąś mega fanką ciasta drożdżowego (skrzywienie z domu, jeśli wiecie, o co chodzi:)), ale polane ciepłym kremem smakowało całkiem całkiem. Prostota tego deseru od razu przypomniała mi wielkanocne ciasta, które jedliśmy 2 lata temu w Positano na Wybrzeżu Amalfi.
Podsumowując, kuchnia w Le Chalet jest pyszna, prawdziwa, włoska. Szczerze mówiąc, chcę tam jeszcze zajrzeć w drodze do Warszawy! Cenowo raczej po warszawsku, ale zdecydowanie warto… zwłaszcza, jeśli spędzasz w Zakopanem czy okolicy 4-5 dni i już kompletnie nie masz pomysłu, gdzie i co zjeść, a klony góralskich karczm na Krupówkach Cię odstraszają… Bo co z tego, że taniej, jak będziesz się czuł jak w fabryce (dziś tak się czułam w Owczarni, gdzie usiedliśmy na szybki obiad po długim spacerze)?? W Le Chalet poczujecie się trochę jak we Włoszech, trochę jak na Podhalu, a smak tortelli wierzę, że będzie za Wami chodził tak jak za mną 🙂 A odpowiedzialni za to są ci państwo 🙂
PS. na drzwiach zobaczycie karteczkę, która może odstraszać.. coś o nietolerowaniu niegrzecznych i hałaśliwych dzieci. Nie bójcie się jej, właściciele są dzieciom bardzo przyjaźni, ale z uwagi na to, że restauracja jest dość mała, a w sezonie często pełna, muszą uważać na atak szalonych kilkulatków 🙂 Po prostu jasno dają do zrozumienia, że wymagają od rodziców, by pilnowali swoich pociech (i dobrze!). Ja po dzisiejszym dniu z Maksem w pełni tę karteczkę rozumiem – patrz: gigantyczny siniak na czole po domowym szaleństwie!
Informacje praktyczne:
Le Chalet
ul. Sądelska 86 b
Murzasichle
tel. 18 208 43 82
e-mail: info@lechalet.pl
godziny otwarcia:
Najlepiej zadzwońcie wcześniej – zwłaszcza poza sezonem 🙂
11 Comments
torbaborba
Obsługa to jedno wielkie nieporozumienie. Cały czas starsza Pani stoi nad Tobą i gapi Ci się w talerz aby jak najszybciej go wyrwać. Całą rodziną musieliśmy jeść na wyścigi żeby przed nią zdążyć. Musiałem niemal siłą bronić talerzy moich dzieci które oczywiście nie nadążały za szalonym tempem narzuconym przez starszą panią. Ledwie dzieci włożyły do ust ostatni kęs a dostaliśmy na stół rachunek mimo że wcale jeszcze o niego nie prosiliśmy. Do tego co 5 min nachalnie chciała wymusić kolejne zamówienia. Restauracja nie ma nic wspólnego z włoskim klimatem gdzie możesz spokojnie zjeść z rodziną i porozmawiać ze znajomymi. Jakie były potrawy? Nie pamiętam bo jak wychodziłem bylem tylko wściekły. W owej restauracji byliśmy ze znajomymi – trzy 4-osobowe rodziny i wszyscy mieli dokładnie te same odczucia. Niestety Włosi prowadzący ten przybytek przesiąknęli góralszczyzną i motto które im przyświeca można stracić w trzech słowach “PIS” – czyli płać i spier…aj
Natalia
Właścicielka to faktycznie specyficzna osoba, szkoda, że nie trafiłeś na kogoś innego z obsługi.. Zwłaszcza, że ona nie jest Włoszką, tylko Góralką 🙂 Włochem jest właściciel, który zakładałam Le Chalet ponad 20 lat temu i pół Włochem ich syn, który teraz jest szefem kuchni… przykro mi, że negatywne wrażenia z obsługą nie dały Wam szansy nacieszyć się ich kuchnią ://
Andrzej Borek
Jutro (pojutrze) zważę, czy bardziej zapamiętam kuchnię … czy starszą Panią! A może będzie młodsza? A może starsza … zmieniła się?
Ryzyk-fizyk !!! Dla dobrej kuchni 🙂
Natalia
Mam nadzieję, że przede wszystkim zapamiętasz cudowną kuchnię Paolo!!!:) chociaż opowieści Marysi (młodszej) potrafią ubarwić posiłek! Mi się marzą takie tortelli di erbetta jak w Le Chalet – niestety w Warszawie żadne tortelli / ravioli nie dorastają im do pięt 🙁 smacznego!
Edyta Blachowska
Zrobiłam sobie listę polecanych przez Was miejsc w Zakopanem i mieliśmy dzisiaj jechać do Lechalet, na szczęście było zamknięte. Dlaczego na szczęście? Bo zdążyłam poczytać opinie o właścicielce w tripadvisorze, googlu i innych. I mimo że uwielbiam włoską knajpę, a panna cottę jeszcze bardziej, nie ma we mnie zgody na tak skandaliczne traktowanie klientów. Jeżeli nadal wszyscy będą przymykać na to oko i polecać miejsce, bo dobre jedzenie, mimo specyficznej obsługi, nic się nie zmieni. Brak szacunku do drugiego człowieka, zwykłe cwaniactwo i naciągactwo zasługuje na potępienie, a nie na nabijanie kieszeni. Historie wyrzuconych klientów i obrażanych mrożą krew w żyłach. Mialam kiedyś kawiarnię i nie wyobrażam sobie tak mówić do klientów. Wy sądzę że też nie. To miejsce nie jest warte Waszego polecenia. W tym kontekście karteczka na drzwiach to niestety nie żart, tylko smutna prawda o właścicielce, która chce wzywać policję za stłuczone niechcący przez dziecko poroże durnostojki.
Ps. Cristiną jesteśmy zachwyceni 🙂
Natalia
Hey Edyta, rozumiem Twoje podejście i akceptuje, ale powiem też, że Le Chalet to nie tylko właścicielka, która jest trudna. To też Paolo, obecny szef kuchni, a zarazem syn słynnej Góralki, to Marysia, jego dziewczyna, która zajmuje się obsługą Gości. A oni oboje są uroczymi ludźmi – ciepłymi, przesympatycznymi, skromnymi – Marysia zawsze opowie super historię, Paolo gotuje cudownie… A wiesz jak jest – rodziców często trudno zreformować… wysłałam nawet Twój komentarz do Paolo, bo jest mi naprawdę przykro, że przez opinię o jego Mamie tracą gości… ale obawiam się, że ona ma już zbyt wiele lat, by się zmienić :/
PS. cieszę się, że Cristina smakowała! koniecznie zajrzyjcie do Zakopiańskiej 🙂 i do starej Ziębówki:)
Magdalena Chodorowska
Byłyśmy dzisiaj w Le chalet na obiedzie. Jedzenie pyszne, niestety obsługa skandaliczna. Wchodzę z niemowlakiem na rękach, starsza pani nawet słowem się nie zająknęła o foteliku. Idąc do toalety zauważyłam fotelik który musiałam sama przyciągnąć. Jedzenie wjeżdża na maleńki stół w ekspresowym tempie- wszystko na raz, przystawki, pizzę, makarony. Starsza pani stoi nad nami jak kat. Powoli zaczynaja gromadzić się ludzie wiec stoją nad naszymi głowami gapiąc się w talerze a starsza pani krzyczy ze już wszyscy zjedli i ona zaraz podaje rachunki. Jesteśmy zniesmaczone i wkurzone. Chcemy jak naj szybciej opuścić to miejsce wiec mimo ochoty na deser rezygnujemy z niego. Podsumowując- jedzenie świetne ale brak klimatu u wręcz odstręczająca atmosfera. Raczej nie powtórzę tego doświadczenia ( chyba żeby babę powk… ac i zamówić jedna pizzę i jeść ja przez 2 godziny.
Natalia
:(((( no niestety, ja nawet ostatnio pisałam do Paolo, z którym mega się lubimy, donosząc o komentarzu poniżej, ale chyba jego mama jest niereformowalna 🙁 szkoda, bo to zniechęca, a jedzenie cudowne! a tak ominęła Was panna cotta, która jest extra!
Sylwia
Zgadzam się z powyższymi opiniami – obsługa bardzo niemiła i nieprofesjonalna. Jedzenie otrzymałam zimne (stek), starter Pani podała razem z daniem głównym. Gorąco odradzam wizytę