Na Cheung Chau mieliśmy ochotę już 2 lata temu podczas pierwszego pobytu w Hongkongu. To, co rybackie zawsze nas kusi! To, co rybackie zwykle oznacza malownicze i z dużą ilością ryb i owoców morza, które oboje uwielbiamy. Poza tym… cóż, po kilku dniach Hongkong ze swoim tłokiem, drapaczami chmur i milionem schodów w metrze do pokonania wraz z wózkiem dziecięcym staje się nieco męczący. Wtedy można wybrać się na Lantau (tam byliśmy 2 lata temu – napiszę o tym jeszcze:)) albo właśnie do Cheung Chau. Ruszamy??? 🙂
Cheung Chau to niewielka wysepka, 10 km od wyspy Honkong, czyli serca Hongkongu – dzielnicy biznesowej, sławnych budynków i jeszcze bardziej sławnego Victoria Peak. Można na nią dopłynąć promem, które odpływa z przystani promowej przy stacji MTR Central. Bez problemu znajdziecie tam prom to Cheung Chau. Opcje są dwie: normalny (ok. 1 godziny) i szybki (jakieś 40 min). Szybki kosztuje ok. 23 dolarów HK za dorosłego (jakieś 11-12 zł) i 16 dolarów za dziecko od 3 lat. Na wyspie mieszka około 30 000 osób.
Gdy dopływamy ok. 11.00 na jednym z głównych deptaków jest spokojnie i pusto. Stopniowo jednak robi się coraz bardziej gwarnie i tłoczno. Są malownicze widoki na czele z kolorowymi łódkami i jest masa kulinarnych ciekawostek, czyli to, co lubimy najbardziej. Gdy kręcimy się po okolicy, trafiamy na malowniczą Pak Tai Temple – od razu przypomina nam świątynie pobliskiego Makau – chodźcie TU, by zrobić sobie spacer po Makau 🙂 Małymi uliczkami dochodzimy do plaży – cóż nie jest to najładniejsza plaża, ani też najładniejsza okolica, ale Maksowi to wystarcza. Jest szał!:)
Cheung Chau to też kulinarne ciekawostki. Ja na pewno zapamiętam bułeczki na parze na słodko. Bułeczki to jeden z tutejszych przysmaków, mają nawet swoje święto – Cheung Chau Bun Festival! Przypada na początku maja i podobno przybywają na nie tłumy, które zjadają jakieś 60 tysięcy bułeczek!
Bułeczki przypominają nasze parowańce i powstają z mąki, wody i cukru. Nadzienie to pasta z czerwonej fasoli, słodkie ziemniaki, sezam lub czarny sezam. Te z sezamem są boskie!!! Na Cheung Chau znajdziecie też sklepy z suwenirami nawiązującymi do bułeczek – breloczek, poduszka, co tam sobie życzysz:) Bułeczka kosztuje zwykle 9 dolarów HK, więc jakieś 4-4,5 zł. Spróbujcie koniecznie!
Bułeczki to nie jedyny przysmak, z którego Cheung Chau słynie – równie popularne są suszone ryby, które suszą się wszędzie… trochę jak na Lofotach 🙂 Co rusz znajdziecie kosze z suszonymi rybami albo te zwisające nad jakimś stoiskiem. Tego przysmaku nie próbowaliśmy – zdecydowanie wolę zostać przy bułeczkach! Spróbowaliśmy za to smażonych kulek rybnych na patykach – też jest ich tu całkiem sporo. Smakowo szału nie robią – ot kulki prosto z głębokiego tłuszczu. Jeśli chcecie ich spróbować, zajrzyjcie do Gan Yongtai – znajdziecie ich przy głównym placu, zobaczycie kolejkę i stosy fishballsów 🙂
Co zatem jeszcze zjedliśmy? Na obiad skoczyliśmy na sushi – bardzo dobre i całkiem korzystne cenowo! A po obiedzie testowaliśmy inne lokalne desery. Maks już podczas spaceru wypatrzył bubble tea i uparł się na nią – w końcu Hongkong jest bardzo blisko miejsca jej narodzin – patrz nasze relacje z Tajwanu 🙂 Ja wzięłam typowo azjatycki deser, czyli kleisty czarny ryż, sago w mleku kokosowym (sago to małe kuleczki przypominające tapiokę), do tego kawałki mango i co ciekawe – lody o smaku orzechów ziemnych i specyficznej orzechowej “skórce”! Te nietypowe lody, a w zasadzie mrożone mochi (znacie japońskie mochi?) to tutejszy hit. Spróbujcie też mango owiniętego w “glutowatą” rolkę !:)
Po zjedzeniu chociaż trochę Cheung Chau ruszyliśmy z powrotem. Sama trasa promem jest super, bo można pooglądać zachwycającą panoramę Hongkongu.
O tym, co robić w HK, co zobaczyć, czytajcie TU!
4 Comments
mariposa linda
Wygląda i brzmi pysznie 🙂 Z niecierpliwością czekam na dalszą relację z HK! 🙂
Natalia Sitarska
wreszcie skończyłam mój wieeeelki raport dla klienta (z badań prowadzonych w grudniu), więc za dniach wezmę się za HK 🙂
Magda
Każde miasto potrafi zmęczyć a co dopiero takie MIASTO:) Bułeczki wyglądają smakowicie. Dzieciakom również smakowały? Pozdrawiamy serdecznie.
Natalia Sitarska
No właśnie dzieciaki pogardziły tymi bułeczkami na parze! bezczelność z ich strony, ale oki – więcej dla mnie:)