Piwo, czeskie przysmaki, wizyta w browarze, piwo, spacer po Pilźnie, piwo… tak spędzasz weekend, jeśli wybierzesz się na początku października na festiwal piwa w czeskim Pilźnie! Dziecko najlepiej zostaw w domu, bo chociaż Czesi przybywają tłumnie z dzieciakami, to raczej rozrywka dla dorosłych! My do Pilzna przybyliśmy na zaproszenie Pilsner Urquell, więc Maksa zostawiliśmy dziadkom! Festiwala piwa w Pilźnie nie ma za sobą długiej tradycji, ot kilka lat, ale długie lata doświadczenia stoją za sławnym browarem.
Do Czech docieramy w sobotę o poranku, wczesnym samolotem z Warszawy. Raz, dwa, odbiór bagażu i busem do Pilzna. Zakwaterowanie w hotelu Angelo Hotel Pilsen. Gdybyście kiedyś planowali zajrzeć na festiwal, miejsce na nocleg idealne! Od browaru i terenu festiwalu, hotel dzieli niewielka kładka, która sprawia, że można w dowolnym momencie udać się na małą siestę, w dowolnej chwili iść na piwko czy skoczyć na czeski street food nawet o północy.. jak my!
Festiwal w Pilźnie (Pilsner Urquell Fest) odbywa się na początku października (4-5 października) i upamiętnia ważną datę – właśnie wtedy uwarzona została pierwsza porcja piwa Pilsner Urquell.
Nasz pobyt w Pilźnie zaczęliśmy od zwiedzania browaru i jego tajemniczych podziemi… Najbardziej zapadł nam w pamięć specyficzny zapach unoszący się nie tylko w browarze, ale również w całej okolicy, w mieście.

zwiedzamy sławny browar

ach ten zapach!

Pilsner Urquell w dużych ilościach!

piwo pić, o piwie słuchać!
Pilzno od lat związane jest z piwem! Już w 1295 roku działał tam jeden z królewskich browarów, założony przez króla Wacława II, który nadał mieszkańcom prawo warzenia piwa. W XIII wieku w mieście narodziły się piwowarskie cechy – tam przekazywano sobie wiedzę i techniki piwowarskie. Pilzno coraz bardziej specjalizowało się w produkcji piwa, ale piwosze często też narzekali na problemy z jakością. W ramach kary piwowarzy co jakiś czas musieli rozlewać piwo na rynku miasta w ramach przeprosin za złą jakość, a mieszkańcy, gdy już bardzo się wkurzyli, potrafili wylać kilkadziesiąt beczek piwa do rynsztoków w ramach protestu! Te wszystkie wydarzenia doprowadziły do tego, że władze postanowiły zbudować w Pilźnie nowoczesny browar i stworzyć piwo lepszej jakości. Architekt, któremu powierzono budowę browaru odkrył młodego piwowara, który miał odmienić sposób warzenia piwa w Pilźnie: był to Josef Groll, pochodzący z Bawarii.
Groll przywiózł do Pilzna jeden z bawarskich sekretów – tamtejsi browarnicy fermentowali piwo w chłodnych alpejskich jaskiniach – dzięki temu ryzyko zanieczyszczenia było mniejsze, a niższe temperatury sprawiały, że drożdże opadały na dno kadzi i stawały się stabilniejsze. Takie były początki dolnej fermentacji, zwanej dziś lager. Sekrety bawarskie sprawiły, że w nowym browarze w Pilźnie wykopano tunele, głęboko pod powierzchnią gruntu, by idealnie odtwarzały klimat alpejskich jaskiń. Spacer tunelami może trwać i trwać, bo ich łączna długość to około 9 km!

jak w alpejskiej jaskinii!

próbujemy!
Właśnie 5 października Groll uwarzył swoje pierwsze piwo! Podobno smakowało wyśmienicie! Na jego cześć na początku października w Pilźnie odbywa się festiwal piwa, który mieliśmy okazję odwiedzić!
Chociaż na wyjeździe na zaproszenie Pilsner Urquell za temat przewodni można uznać oczywiście piwo Pilsner (pyszne było!), to nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy przez 2 dni spędzone w Czechach usilnie nie poszukiwali czeskich przysmaków!
W Pilźnie najbardziej kusiła nas kuchnia uliczna, oferowana na straganach podczas festiwalu… były haluszki z kapustą kiszoną i boczkiem, „brambory” z cebulką, kiełbasa w pomidorowym sosie czy placki z kapusty. Przyznam, że troszkę nas rozczarowały … Brambory (ziemniaki) z cebulką okazały się dość nijakie w smaku, a kiełbasa w pomidorowym sosie to nic innego jak kawałki średniej jakości parówki (serdelka?) zalane koncentratem pomidorowym. Zero tego „czegoś”, co sprawia, że po tygodniu, dwóch czy kilku miesiącach wspominasz danie z rozrzewnieniem! Niezmiennie jednak sytuację ratował trdelnik – może nie jest to idealna przekąska do piwa, ale jest ciepły, słodki i przecudownie pachnie!
Najlepszy smakołyk w kategorii street food zjedliśmy w Pilźnie w nocy, gdy po terenie festiwalu krążyły niedobitki na miękkich nogach. Było po północy, gdy dopadł nas głód. Poszliśmy i znaleźliśmy malutkie stoisko, gdzie zaciekawiły nas prawie czarne, cienkie kiełbaski. Sprzedawca rozgrzewał je na palniku i następnie zawijał w ciepły naleśnik z sosem czosnkowym! Niebo w gębie! Aż żałuję, że nie sfotografowaliśmy ich, ani nie zapisaliśmy nazwy! Ale jeśli kiedyś je zobaczycie, spróbujcie koniecznie!

czeski street food – “brambory”

haluszki z kapustą i boczkiem

placki z kapusty – nie zdążyliśmy spróbować, ale brzmią ciekawie!

uliczny zawód… niestety 🙁

bardzo popularny w Czechach trdelnik
Czeska uczta czekała nas również kolejnego dnia, gdy z Pilzna zajechaliśmy do Pragi. Od początku z Łukaszem liczyliśmy, że w Pradze zahaczymy o Lokal, naszą ulubioną knajpę z pysznym, lokalnym jedzeniem! Troszkę nam zrzedły miny, gdy okazało się, że w Pradze tzw. czasu wolnego będziemy mieć jakieś 15 minut.. ale wkrótce okazało się, że:
a) nasz przewodnik to zabawny człowiek,
b) obiad zaplanowano właśnie w jednej z restauracji LOKAL (jest ich kilka w Pradze, polecam baaaardzo!).
Jakich czeskich smakołyków warto spróbować, odwiedzając PILZNO lub / i PRAGĘ?
Numer 1 to oczywiście PIWO. Obowiązkowo PILSNER! 🙂 Serwowany na jeden z 4 sposobów, czyli hladinka, cochtan, mliko lub snyt.
Mliko to sposób podania, który najbardziej dziwi, bo tak napełniony kufel pełen jest raczej piany niż piwa, a przecież zawsze uczyli, by nalewać tak, by piany było jak najmniej! A tymczasem „mliko” wygląda jak prawdziwe mleko, a piana ma delikatny, lekko kremowy smak. Podobno powinno się je pić na raz, czyli to raczej nie dla mnie! 😉 Zwykłe piwo najbardziej przypomina hladinka – większość piwa, trochę piany. A chyba najbardziej dziwi czochtan – nalewany „na raz”, całkowicie bez piany, podobno dla prawdziwych, piwnych smakoszy.

hladinka i mliko
Ale, ale na piwie świat się nie kończy. Numer 2 w kategorii smakołyki?… wie to każdy: SMAZENY SYR, HRANOLKY I TATARSKA OMACKA! Smażony ser kocham nieustannie od czasów, gdy za małolata jeździłyśmy z moją przyjaciółką na narty do Czech czy na Słowację. Na stoku smakował najlepiej! W Lokalu jemy smażony ser, nie z frytkami, ale z tłuczonymi ziemniakami z dodatkiem cebulki. Boskie! Nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu jadłam tak smaczne ziemniaki!

smażony ser – bez hranolek, ale z boskimi ziemniakami!
To podstawa, ale warto też spróbować mniej oczywistych czeskich przysmaków! Do piwa idealnie spisze się kiełbasa „Talian” z kremowy chrzanem i musztardą czy ostrawy hermelin, który jeśli Wam posmakuje, możecie bez trudu odtworzyć w domu! Hermelin to nic innego jak camembert, który wraz z ostrą papryką i cebulą przez kilkanaście dni marynowany jest w oleju lub oliwie z dodatkiem ziół. Do piwa pasuje jak ulał! A w domu wystarczy mieć camembert, dodatki, przekroić i schować do odpowiednich rozmiarów słoika!
Niewątpliwie najwięcej emocji podczas naszego obiadu w Pradze wzbudzał „piwny ser”, oferowany jako przekąska do piwa. Danie bardziej przypominało pastę niż ser, a składało się ze sera Radamer, cebuli i papryki. Wszystkie składniki zostały zmiksowane w pastę (tudzież papkę), która u większość naszej grupy wywoływała reakcję: „O fu, zabierz to!”. My natomiast zjedliśmy całą porcję i piwny ser był chyba największym hitem tego obiadu – wyrazisty, lekko piekący w język, troszkę śmierdzący, ale czy w przypadku sera to wada? Jeśli nie boicie się mocnych doznań, spróbujcie i dajcie znak czy to rzeczywiście z nami jest coś nie tak! 😉

Talian – do spróbowania w Lokal

hermelin
Najedzeni i opici hladinką i mlikiem, w niedzielny wieczór wróciliśmy do Warszawy, ponownie przekonani o tym, że do Czech warto zaglądać! 🙂 Na smażony ser, na piwo, do Pragi, na spacer po moście Karola, na rowery na Morawach, po wino i na festiwal piwa w Pilźnie!
Pilsner Urquell, dziękujemy za zaproszenie!
1 Comments