No to jesteśmy – Węgry! Idealna, samochodowa destynacja na długi weekend. Ceny przyzwoite, odległość do zrobienia na raz lub dwa w zależności od wytrzymałości kierowcy i samochodu. My Węgry znaliśmy już wcześniej, przede wszystkim z wypraw winiarskich do Egeru i Tokaju. Podczas ostatniej, ciążowej wyprawy samolotem na 2 miesiące przed pojawieniem się na świecie Maksa, zaliczyliśmy również weekend w Budapeszcie – wtedy Lot miał bardzo korzystną ofertę lotów do naszych “bratanków”: wylot w piątek po pracy, powrót w niedzielę wieczorem! Polecam sprawdzić, czy nadal istnieje!
Tym razem jako cel podróży wybraliśmy południe Węgier. Baza noclegowa i wypadowa to niewielkie (2,5 tys. mieszkańców) miasteczko Villany, niedaleko granicy z Chorwacją. Z Warszawy 1100 km, których przejechanie zajęło nam 8 godzin. Dojechaliśmy około 3 w nocy ze środy na czwartek… czekało na nas uśpione, bardzo ciche miasteczko i… klucze do naszych pokojów, ukryte w biurku stojącym na patio pensjonatu Polgar Panzio.
Czwartkowy, wolny poranek witaliśmy już w Villany, centrum okolicznego regionu winiarskiego. Region ten jest jednym z najbardziej cenionych regionów winiarskich Węgier, choć jest stosunkowo niewielki – ma około 30 km. Słynie przede wszystkim z win czerwonych, na których jakość wpływa zarówno świetny klimat (najcieplejszy region Węgier), jak i 250 lat tradycji oraz znakomici producenci wina.Pomimo, że samo Villany jest małe, znajdziemy tam całą maaaasę winiarni w uroczych, malutkich domkach i caaałą masę zaskakująco dobrych restauracji.
Villany położone jest w przepięknej, zielonej okolicy, gdzie na każdym kroku natkniemy się na kilometry dojrzewających winogron. Krajobraz najlepiej podziwiać, udając się na nie do końca legalną przejażdżkę wśród winnic. Przejażdżka być może ryzykowna, ale widoki niezapomniane!
Historia winiarstwa w okolicach Villany sięga 1740 roku, kiedy to osiedlili się na tych terenach niemieccy osadnicy. W XIX wieku wina z Villany święciły już swoje triumfy na salonach Europy. Niestety czasy komunizmu (jak można się domyślać) nie były dla winiarzy łaskawe – niemieckich osadników wyrzucono z Węgier, a władzom znacznie bardziej zależało na ilości niż na jakości, więc winnice obsadzono w taki sposób, by maszynowo uprawiać winorośle. Ponownie winiarstwo w Villany rozkwitło po 1990 roku, głównie za sprawą takich producentów jak Bock, Polgar, Tiffan czy Gere.
Biorąc pod uwagę okolicę słynącą z wina, w Villany zamieszkaliśmy oczywiście w winnicy – Polgar Panzio, należącej do jednego z czołowych producentów Zoltana Polgara. Polgar, który w 1996 roku zdobył tytuł Winiarza Roku na Węgrzech, prowadzi swoją winnicę wspólnie z żoną Katalin.
Pensjonat (bo ta nazwa pasuje tu chyba bardziej niż hotel) oferuje przyjemne pokoje z całkiem przyzwoitym śniadaniem. Pomimo, że tym razem jesteśmy na wycieczce bez Maksa, skrzętne oko odnotowało niewielki plac zabaw oraz całkiem spory kącik dziecięcy.
Będąc na miejscu nie możemy nie zwiedzić zaskakującej swoim rozmiarem piwnicy pełnej dużych, starych beczek z dojrzewającym winem… Warto posłuchać miejscowego przewodnika i spróbować win z piwniczki pana Polgara. Jeśli będziemy mieć trochę szczęścia, być może podczas zwiedzania lub podczas kolacji, spotkamy jednego z najważniejszych winiarzy w Villany i na całych Węgrzech… Nam się udało! 🙂
Wśród producentów, których warto zapamiętać, trzeba wymienić chociażby Attilę Gere oraz Józsefa Bocka.
Gere podobnie jak Polgar to nie tylko winnica, ale również hotel i restauracja Mandula – w tym przypadku na bardzo wysokim poziomie, niewiele odstającym od kulinarnych szczytów prezentowanych przez restauracje we francuskim, również winnym Saint Emilion. Na kolana rzuca tamtejsza kacza wątróbka, a pozostałe smakołyki z Manduli przedstawimy bliżej w kolejnych wpisach.
József Bock i jego wina cieszą się chyba najsilniejszą pozycją. Znajdziemy je w okolicznych restauracjach, znajdziemy również w węgierskich restauracjach w Polsce. Warto jednak nie tylko spróbować jego win, ale również odwiedzić restaurację Bocka.
Poziom kulinarny Villany zaskoczył nas. Dotychczas trafialiśmy na Węgrzech w miejsca smaczne, jednak zdecydowanie bardziej przaśne. W Villany było wykwitnie, elegancko, z klasą. Najbardziej przypadła nam du gustu kuchnia w Bocku – pyszna, węgierska, a zarazem wykwintna. Spędziliśmy tam dwa wieczory – udane, smaczne i oczywiście obfitujące w dobre wino.
Z przystawek do hitów na pewno możemy zaliczyć marynowaną paprykę podawaną z białym serem, idealną w upalnym dzień oraz jedną z potraw typowych na Węgrzech, czyli gęsia wątróbkę – tutaj podawaną na zimno, w niewielkim garnuszku przypominającym babciną kuchnię…
Ciekawym pomysłem okazały się niewielkie perełki, nazwane “winnym kawiorem”, podawane razem z łososiem, jednak całość nie była tak zachwycająca jak papryka czy wątróbka.
Z dań głównych wypróbowaliśmy kilka całkiem odmiennych. Mi smakował zarówno gulasz z dziczyzny z paprykowymi kluseczkami, potrawa dość silnie kojarząca się z moim wyobrażeniem kuchni węgierskiej, ale na mniejszy głód oszalałam na punkcie koziego sera z ziemniakami na ostro. Połączenie niby nietypowe, choć tak naprawdę bardzo proste, a zarazem niezwykle smaczne.
Łukaszowi zasmakował zwłaszcza Mangalitsa-chop, czyli kotlet wieprzowy z mięsa świń zachowawczych rasy Mangalica, szczególnie popularnych właśnie na Węgrzech, podany z pikantnym sosem z pieczonej papryki. Mniej przypadła mu do gustu cielęcina z podgrzybkami, jednak puree ziemniaczane ze szpinakiem nadawało jej oryginalnego charakteru.
W karcie znajdziemy również białe mięso, jagnięcinę, dość szeroką ofertę steków (od małych ważących 10 dag do wielkich, nawet kilogramowych!) oraz ryby. Jednym słowem każdy znajdzie coś dla siebie, a zarazem wszystkie danie charakteryzuje wysoki poziom.
Na koniec deserowo… może być klasycznie i po mojemu, czyli suflet czekoladowy z sosem malinowym, może być jednak bardziej oryginalnie, czyli cottage cheese dumpling z kremem czekoladowym i sosem jagodowym. Serowa kulka w chrupiącej posypce zachwyciła nas wszystkich! Dziwne, bo wzbudziła zachwyt nawet większy niż suflet! Połączenie lekko kwaskowatego, delikatnego sera, chrupiącej, słodkiej posypki, czekolady o konsystencji przypominającej Nutellę i sosu z jagód rzuca na kolana!
W Bocku poza kulinarnymi przyjemnościami, warto się oddać oczywiście tym winnym. Znajdziemy tam zarówno ciekawe wino różowe, jak i wyborne czerwone. Warto spróbować i warto również zabrać do Warszawy, bo ceny butelek są stosunkowo przyzwoite – już za 20 zł możemy znaleźć coś dla siebie, choć dla bardziej wybrednych znajdą się również wina kosztujące około 300 zł za butelkę. Ceny potraw to około 900 – 4 000 forintów, czyli około od około 14 zł (np. za pyszną marynowaną paprykę) do około 60 zł. Desery kosztują 700 – 800 forintów, czyli około 12 zł. Warto? Na pewno!
Południowe Węgry to nie tylko Villany… warto zajrzeć jeszcze w kilka miejsc w okolicy, ale o tym następnym razem. Teraz mówimy “Dobranoc!” i zbieramy siły na podróż Villany – Warszawa z przystankami w Egerze i Tokaju!
Zatem “Egeszsegedre!“, czyli “Na zdrowie!“!
15 Comments
Jacek
Właśnie tu jestem. Wszystko, co napisaliście jest najprawdziwszą prawdą. Też jestem zachwycony. Warto tylko jeszcze wspomnieć o winach Janusa i jego winnicy oraz restauracji na przeciw. Celowo nie podaję nazwy. Sprawdźcie sami.
Wszystkiego dobrego. Jacek.
Natalia - tasteaway.pl
Takie opinie cieszą nas najbardziej!:) Gdy ktoś przeczyta, a potem sam sprawdzi na własnej skórze i jest zachwycony!!:) Co do win Janusa, winnicy i restauracji intrygujesz 🙂 Musimy to sprawdzić następnym razem 🙂 Również wszystkiego dobrego i wielu super momentów oraz pyszności na Węgrzech 🙂
Jacek
Wszystko,co dobre niestety szybko się kończy.
W restauracji,która pozostaje póki co tajemnicą w przeddzień wyjazdu zjadłem znakomitą zupę rybną.Na prawdę polecam.No i oczywiście wino Janusa.
Przy następnej Państwa wyprawie polecam wizytę w Sziget Csarda w Tiszaujvarosz. Jadąc od Miszkolca w kierunku Debreczyna po prawej stronie nad samą Cisą .Jest tam kilka dań godnych polecenia,ale dla mnie zupa rybna z suma jest fantastyczna.Nazywa się nawet inaczej Korhey.Polecam.
Jacek.
Natalia - tasteaway.pl
Tajemnicza restauracja jest intrygująca 🙂 będziemy musieli ją znaleźć następnym razem!:) o zupie korhey nie słyszeliśmy, więc również musimy zanotować to miejsce w pamięci, by zajrzeć podczas kolejnych wypraw na Węgry 🙂 strasznie się cieszymy, że Villany przypadło Panu do gustu tak jak nam 🙂 pozdrawiam serdecznie, Natalia
makgajwer
Ta zupa korhely nie jest z ryby, to odpowiednik naszego żurku:
http://www.maklowicz.pl/pl/przepisy/z-ksiazek/korhelyleves-zupa-na-kaca
Sziget Czarda zreczywiście godna polecenia, byłem nie raz.
W przyszłym tyg. wybieramy się na 2 dni do Villany 🙂
Natalia
o super! dawno nie byliśmy- chętnie bym wróciła do Villany 🙂 udanego!:)
Eldritch68
Następnym razem jak zawitacie na Węgry polecam wzgórza Matra i winnicę Bardos Es Fia. Wg mnie ich Cabernet Sauvignon jedno z lepszych czerownych win jakie piłem w całym zeszłym roku. A próbowałem wielu bardzo win.
Dokładnie jest to w Farkasmály. Dojazd najlepszy kolejką wąskotorową z Gyöngyös w stronę Matrafured
http://www.bardosbor.hu/?lang=en
Natalia
Brzmi super! zdecydowanie trzeba tam wrócić! 🙂
Eldritch68
a w Villany polecam jeszcze chyba teraz jednego z najlepszych winiarzy węgierskich czyli Petera Sauskę
Wspaniałe wina także jesli chodzi o dość niecodzienną szatę graficzną etykiet
http://sauska.hu/
Natalia
Chyba Łukasz je pił, ale nie dam sobie głowy uciąć… a na Węgry na pewno wrócimy 🙂 bardzo lubimy 🙂
Dagmara
Jest 2019r. Rekomendacja kulinarna nadal aktualna! Rewelacja! Wina w Bock rownież.
Natalia
Cudownie!!! 🙂 bardzo mnie cieszą takie wiadomości :))