Spis treści
Były Lofoty, były połowy dorsza, przetwórnia łososia i krwawe historie o tym, kto i jak języki rybom obcina. Dziś już nie będzie krwawo, będzie smacznie, pysznie i apetycznie, czyli zapraszamy na chwilę do stołu, by popróbować smakołyków prosto z Lofotów! Niewątpliwie Lofoty to nie jest miejsce dla osób, które ryb nie lubią. Powiem więcej: nie będziecie mieli tu, co robić, ani co jeść! 🙂 Ryba, ryba, ryba. Dorsz, dorsz, dorsz. Łosoś, ikra, polędwiczki, policzki, języki.. Zupa rybna albo bisque. Pasztet z dorsza czy pasztet z ikry.. i tak non stop! Dla nas idealnie, bo my ryby kochamy! Co koniecznie spróbować na Lofotach i co najbardziej zachwyciło nas, powiedzmy szczerze, rybnych wariatów? 🙂
1) ZUPA RYBNA
Zaczęliśmy od zupy rybnej! To nasz pierwszy posiłek na Lofotach. Po długiej i całkiem męczącej podróży, pobudce o 4.00 rano, 4 lotach, bieganiu po lotniskach w Kopenhadze i Oslo, by złapać kolejny samolot i… po kanapce przegryzanej w samolocie. Gdy wylądowaliśmy w Svolvær, czekała nas jeszcze dość niedługa, ale po tylu godzinach nieco nużąca podróż autokarem do hotelu w wiosce Henningsvaer. Potem klucze do pokojów i wreszcie ONA – zupa rybna. Na pierwszy rzut oka banalna, trochę warzyw na czele z marchewką, dużo białej ryby (po raz pierwszy na Lofotach dorsz!)… Smak? Delikatny, przepyszny, wyborny. Mamy ochotę na dokładkę, a ja żałuję, że nie ma z nami Maksa, bo coś czuję, że zupka zdobyłaby również jego uznanie. Co do zupy? Chleb w dwóch opcjach. Grubo krojony, wilgotny, z ziarnami, najlepiej z solonym masłem… Lub cieniutki, chrupiący niczym opłatek. Chrupie całkiem przyjemne, ale ten ciemny, wilgotny.. wow.. prawie nie potrzebuję obiadu, bo mogę jeść i jeść go bez końca!

idealna w swej prostocie zupa rybna

moja miłość – najlepiej z solonym masłem

cieniutkie chlebki-chrupki – idealne do zagryzania zupy rybnej
2) WĘDZONA IKRA Z DORSZA ZE ŚMIETANĄ I CZERWONĄ CEBULĄ
Podczas naszego pobytu na Lofotach, wędzona ikra z dorsza pojawiała się codziennie jako przystawka. Podana znów na cieniutkich chrupkach takich jak te do zupy, ze stosunkowo gęstą śmietaną i drobno siekaną czerwoną cebulą. Gdy pierwszy raz głodna złapałam za taka kanapeczkę, nie miałam nawet pojęcia, że to ikra.. myślałam, że to posiekany wędzony łosoś albo tatar z łososia… I dobrze, bo inaczej mogłabym wiele stracić! Nie spodziewałam się, że ikra może mi tak zasmakować. Ja i takie rzeczy? To się raczej nie zdarza! Łukasz oczywiście pierwszy do takich przysmaków, ja raczej ostrożna. Tym razem okazało się, że słonawa, mocno wędzona ikra to był strzał w dziesiątkę! Połączenie ze śmietaną i drobno posiekaną cebulką mistrzowskie. Koniecznie do spróbowania, jeśli kiedyś traficie na Lofoty!

nie podejrzewałam, że TAK mi zasmakuje
3) POLICZKI I JĘZYKI DORSZA
Widzieliście już, że języki dorsza (w naszym przypadku skreia) to ważny temat na Lofotach. Starannie obcinane przez dzieci, są jednym z lokalnych przysmaków. My próbowaliśmy panierowanych podczas kolacyjki w uroczej restauracyjce Lofotmat. Jak smakują? Z jednej strony chwilami przypominają po prostu filet z dorsza, do którego wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni, z drugiej dość często możemy natrafić na galaretowate kawałki, które nam smakowały znacznie mniej. Specyficzna konsystencja języków sprawiła, że znacznie bardziej zasmakowały nam policzki z dorsza. Delikatne mięso w chrupiącej panierce! Pycha!

języki dorsza w Lofotmat

co lepsze: języki czy smażone policzki dorsza?
4) SUSZONY DORSZ
O suszonym dorszu i o tym, jak się go suszy na Lofotach już Wam pisałam. Charakterystyczne drewniane żerdzie służące do suszenia dorszy to niezbędny element krajobrazu Henningsvaer. Zdobią, intrygują, a najbardziej niesamowicie wyglądają, gdy na słońcu zwisa z nich cała masa oprawionych dorszy. Tak właśnie powstaje sztokfisz, czyli ryba suszona na słońcu i na wietrze, jeden z typowych produktów północnej Norwegii. Ryby suszy się na żerdziach w okresie od lutego do maja, potem przez jakieś 2-3 miesiące “dojrzewa” w suchych, przewietrzanych pomieszczeniach. Podobno z uwagi na warunki klimatyczne właśnie sztokfisz z Lofotów należy do najlepszych! Nam sztokfisz smakował w tym wydaniu: na sałatce, w restauracji Lofotmat. Smaczny, ale to inne potrawy bardziej zdobyły nasze serca!

sałatka z suszonym dorszem
5) DORSZ NA STO SPOSOBÓW
Gdzie próbujemy tych wszystkich smakołyków? M.in. w naszym hoteliku Bryggehotell oraz w uroczej, domowej knajpce nieopodal.
Wspomniany już Lofotmat to maleńka restauracyjka w naszej równie maleńkiej wiosce Henningsvaer. Gdy wchodzimy tam dziesięcioosobową grupą, chyba zajmujemy calutkie pomieszczenie. Podobno to najmniejsza restauracja na Lofotach! Wita nas właścicielka i to ona dla nas gotuje tego wieczoru, racząc nas domowymi, rybnymi (oczywiście!) przysmakami.
Na stół kolejno wjeżdżają talerze z przystawkami i z daniami głównymi. Każdy nakłada ze wspólnego talerza, czyli styl hiszpańskich tapas, który lubimy najbardziej 🙂 Początek w Lofotmat jest mocny – chrupki z wędzoną ikrą, śmietaną i cebulką. Już wiecie, że są pyszne! Potem malutkie kanapeczki z wędzonym łososiem i serkiem brie, babeczki z pasztetem z dorsza, sałatka z suszonym dorszem i przechodzimy do dań głównych. Nie wszystko smakuje tak samo dobrze, część naszych opinii się różni, ale dorsza docenić trzeba. Łukasz oszalał na punkcie polędwiczek z dorsza, podanych w delikatnym, kremowym sosie, z dodatkiem marchewki i groszku cukrowego. Zachwycał się i zachwycał i chyba wyjadł wszystko, co tylko zostało na wspólnych talerzach! 🙂 Mi najbardziej przypadł do gustu rybny gulasz. Styl potrawy przypomina o Portugalii i tamtejszych smakołykach: smak pomidorów, papryki, ryby i ziemniaków duszonych w daniu sprawia, że pomimo pełnego brzucha, biorę 3 czy 4 dokładki! To jeden z moich faworytów!

pasztet z dorsza

delikatna polędwica z dorsza – ideał Łukasza

mało norweski, ale nadal mój faworyt
12 Comments
Agnieszka R.
ale no wiesz co.. tak z rana takie smakołyki.. aż mi ślinka pociekła 😀 własnie sobie zdałam sprawę ze ostatnio rybę jadłam na święta w Polsce hehe a ten chlebek ciemny z solonym masłem przypomniał mi jedzenie w domu mojej ciotki w Danii ah ile tu smakowitości, mimo ze nie jestem jakimś maniakiem rybnym to chyba wszystko bym ze smakiem zjadła 😀 a szczególnie ten gulasz bo wygląda treściwie 🙂 pozdrowionka idę coś przegryźć, no bo weź tu wytrzymaj ;D
Natalia - tasteaway.pl
🙂 w Danii pewnie podobny chlebek! Ten był tak pyszny, że mogłabym tylko jego jeść i też byłabym zadowolona! Ale rybki pyszne.. a ten gulasz.. dokładałam i dokładałam, pomimo, że najedzona już byłam 😉 Ty masz bliżej do rybnych tapasów niż my 😉 uwielbiamy i calamares, i pulpo a la gallega, i ja uwielbiam puntillas, ale je poza Hiszpanią to tylko raz w Berlinie spotkałam ;)… aaa, a mój Łukasz to się kocha w boquerones en vinagre.. w Madrycie jak byliśmy rok temu kupił chyba 6 opakowań do domu ;)… jednym słowem Hiszpania wzywa, trzeba będzie się jakoś wybrać 😉
Agnieszka R.
prędzej czy później znowu tu zawitacie:) i będziesz miała tapasy na wyciągnięcie reki, najesz się za wszystkie czasy hehe a te puntillas to szczerze mówiąc pierwsze słyszę możesz zdradzić co to jest? bo mój chlopak tez nie ma pojęcia 😀 pozdrwka
Natalia - tasteaway.pl
Puntillas to są takie malutkie kalmarki w mace obsmażane 😉 idealne jako przekąska do sangrii 😉 no widzisz, nawet w Hiszpanii są mało znane 😉 ja je zapamiętałam z Madrytu, który pokazywały mi i mojej przyjaciółce znajome Hiszpanki.. a wyglądają tak :
http://misrecetas10.com/chopitos-o-puntillas-del-mar-guisadas-al-vino-blanco/
😉
Agnieszka R.
widzisz nawet jeszcze się z tym nie spotkałam hehe trzeba będzie gdzieś przy okazji spróbować jak będą:) wyglądają smacznie hehe cale życie człowiek się uczy hyhy 😉
Natalia - tasteaway.pl
spróbuj koniecznie 🙂 a my dziś byliśmy tu w Szwajcarii w hiszpańskiej knajpce, więc choć trochę nasyciłam apetyt na pimientos de padron, boquerones i chipirones 😉