Gdy myślimy o tajskiej kuchni, często widzimy przed sobą stragany Bangkoku albo Chiang Rai, pad thaia za 2 zł, małe szaszłyczki grillowane na palenisku własnej produkcji. Widzimy zupy nalewane w foliowe torebki i smażone pączki polane sosem kokosowym (boskie!) na rogu ulicy w China Town. Widzimy smażony makaron z warzywami, który kupowaliśmy prosto z łódki na Krabi i oczywiście wielkie, zielone kokosy z rurką, bo nic nie gasi tak pragnienia w upalny dzień jak właśnie woda pita prosto ze zmrożonego kokosa. Ale Tajlandia to nie tylko kuchnia uliczna. Często o tym zapominamy, bo chcemy zaznać Azji, chcemy jeść street food, bo teraz tak jest modnie, bo chcemy oszczędzić, mamy mały budżet. Pomijamy droższe restauracje, chociaż tam również możemy przeżyć największe zachwyty kulinarne… My to już wiemy chociażby po wizycie w tajskiej restauracji hotelu Rayavadee na Krabi czy Vijitt na Phuket.
Trochę podobnie jest w Warszawie. Przybytki z kuchnią tajską wyrastają jak grzyby po deszczu! Większość to raczej knajpki czy jadłodajnie niż wykwintne restauracje. Jest parę wyjątków. Miejsc, w których możesz nie tylko pysznie zjeść po tajsku, ale również zabrać tam dziewczynę na uroczystą kolację, zaprosić rodziców z okazji rocznicy ślubu czy umówić się na poważne spotkanie w interesach. Jednym z nich jest restauracja InAzia w Hotelu Sheraton.
W InAzia mieliśmy okazję spróbować najlepszych popisów szefa kuchni, Marcina Sasina. Powiem Wam szczerze: Łukasz obawiał się tej wizyty, bo… Marcin Sasin jak samo nazwisko wskazuje Tajem nie jest 🙂 A my dość mocno wierzymy w to, że jeśli tajskie, to Taj, jeśli chińskie, to Chińczyk, a pizza najlepsza u Włocha z okolic Neapolu. A tu Polak kuchnię tajską gotuje… Na korzyść Marcina przemawia jednak fakt, że systematycznie podróżuje do Azji i… dużo tam je! 🙂 Na ulicy, na straganach, w jadłodajniach i również w świetnych restauracjach. Inspiracje przywozi do InAzia. Pytanie: z jakim skutkiem? Czy rzeczywiście kuchnia tajska w Sheratonie potrafi oczarować?
Zaczynamy od oryginalnego “czekadełka”: tatar z tuńczyka z pikantnym chutneyem z mango i chrupiącym pappadams. Malutka porcja podana w słoiczku. Od razu wiadomo, że jesteśmy w restauracji wysokich lotów – w innych, jeśli w ogóle jest czekadełko, są to zwykle chipsy krewetkowe. Nic do nich nie mam, lubię je ja, kocha je Maks. Tutaj jednak dostajemy jasny sygnał: będzie bardziej wykwintnie.
Przystawka to połączenie dwóch różnych potraw: łososia w nori oraz wołowiny z cudownym sosem sojowo – truflowym. Trochę mało to tajskie jak na mój gust, ale za to jakie smaczne!
Zupa to tajska klasyka. Tom yum kung. Punkt obowiązkowy każdej wycieczki do Tajlandii! Pamiętajcie tylko, by mieć ze sobą gaśnicę, jeśli planujecie zamówić tom yum kung gdzieś w okolicach Chiang Rai. Nawet Łukasz, który do wszystkiego dosypuje pokrojoną papryczkę chili, miał łzy w oczach. Tom yum kung w InAzia jak na moje podniebienie jest baaaardzo ostra! Niesamowita jest ilość krewetek, które pływają w zupie. Mam wrażenie, że niestety nadal w wielu miejscach danie „z krewetkami” oznacza 1-3 krewetki. Tutaj jest ich cała masa! Zupa strasznie mi smakuje, pomimo, że nigdy nie byłam jej fanką i wolałam pad thaia lub kurczaka z orzechami nerkowca. Jest co prawda mocno pikantna, ale pomimo, że gardło pali, nie chcę przestać.
Maks w tym czasie zajada swoje ukochane tajskie danie, czyli sataya z kurczaka z sosem orzechowym. Delikatny, mięciutki kurczak i aksamitny sos. Idealnie!
W kategorii dania główne mamy okazję spróbować kilku przysmaków.
Mi najbardziej smakują duck noodles, czyli pikatny makaron z kaczką i warzywami. Uwielbiam wszelkie smażone makarony! Ten jest dobrze przyprawiony, czuć wyraźnie tajską bazylię, a delikatna kaczka moim zdaniem w makaronach sprawdza się lepiej niż kurczak.
Smakuje nam również kaczka w sosie śliwkowym i oczywiście pad thai. Przestroga dla Was: w królestwie Marcina Sasina lepiej spróbować bardziej oryginalnych potraw. Ciekawe połączenie to krewetki, czerwone curry i …liczi! Oryginalne, nietypowe, przypomina mi chwile na południu Tajlandii. O dziwo, najmniej smakuje nam halibut w mleku kokosowym – jedna z popisowych pozycji w InAzia – nas jednak konsystencja nie zachwyca i nie do końca czujemy to połączenie
InAzia to kuchnia tajska wysokich lotów. Pięknie podana, wykwintna, pomysłowa, chociaż nie brakuje też klasyki. Kameralne jak na hotelową restaurację wnętrze, obsługa na 6 i… deser: terrina z mleka kokosowego z mango! Podobno tym deserem kilka lat temu Sheraton wygrał Food & Wine Noble Night! Od tego czasu nie mogą usunąć go z menu, bo to niepokonany czarny koń 😉
PS. Obecnie przy rezerwowaniu stolika online jest fajna opcja: 3-daniowe menu degustacyjne za 75 zł, a nie jak dotąd za 120 zł. Szczegóły znajdziecie tu!
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
ul. Bolesława Prusa 2
Warszawa
tel. 22 450 67 05
email: warsaw@sheraton.com
godziny otwarcia:
pon – sob 17-23.00
niedziela 12.30-16.30
8 Comments
Mariusz
Mam pytanie , czy te zdjęcia potraw to jest właśnie menu degustacyjne???? i mam jeszcze pytanie czy te pho co Łukasz jada na Bakalarskiej to jest ta buda praktycznie pierwsza przy wejściu od ul .bakalarskiej????
Natalia - tasteaway.pl
Hey Mariusz! Menu degustacyjne jest 3 daniowe, u nas tego więcej, bo byliśmy w 3 osoby i Marcin Sasin trochę nam opowiadał o swojej kuchni i podejściu 😉 Przyznam, że nie wiem, które dania są w tym 3-daniowym, ale pewnie jest wybór 🙂
Co do Bakalarskiej to nie jestem pewna czy ona jest pierwszą budą.. jak Łukasz wróci to podpytam, bo on pewnie pamięta jak to się nazywa! 🙂
Mariusz
ok dziękuję i będę czekał:)
Natalia - tasteaway.pl
Hey Mariusz! Łukasz mówi, że tam jest przy Bakalarskiej w zasadzie jedna wietnamska budka! Jak wchodzisz w Bakalarską od Alei Krakowskiej, idziesz kawałek w głąb i to jest po lewo, mniej więcej na przeciwko wjazdu na parking, który jest po drugiej stronie 🙂 Ma jakby dwie salki.. jedną podłużną z okienkiem i drugą bardziej kwadratową z ladą, gdzie wystawione są różne potrawy 😉 polecamy pytać, o to co jedzą Wietnamczycy 🙂 My lubimy tam pho, bun nem i tofu:) pozdrowienia!
Mariusz
wielkie dzięki:) to będę szukać :)bo wcześniej trafiłem do innej i pho była beznadziejna( jak dla mnie ale jakimś specem żadnym nie jestem) no ale tam akurat była jedna salka więc będe szukać tej właściwej.
Piotrek
Kochani, wszystko ladnie pieknie, ale slowo “warzywa” w trzecim zdaniu, to sie pisze przez “rz”.
Prosze poprawcie to, bo az razi w oczy 😉
Pozdrawiam
Natalia - tasteaway.pl
Witaj Piotrek!!! 🙂 aż się przeraziłam jak przeczytałam Twój komentarz, bo co jak co, ale “warzywa” potrafię napisać 😉 teraz już widzę, że zjadłam “r” 😉 co zrobić jak człowiek aż się głodny przy pisaniu robi od tych zdjęć i litery zjada? 😉 dzięki za zwrócenie uwagi, właśnie poprawiam! 🙂