Początek podróży zaplanowaliśmy w Bangkoku głównie z kilku względów: po pierwsze znaleźliśmy korzystne cenowo i czasowo połączenie, po drugie to świetne miejsce, by rozpocząć dalszą wyprawę do Kambodży, Laosu i Wietnamu, po trzecie Bangkok zwiedziliśmy już w zeszłym roku, więc tym razem pozwoliliśmy sobie na spokojną adaptację i bezstresowe zwalczenie jet lagu 🙂

W zeszłym roku z jet lagiem nie poszło nam najlepiej – Maks miał półtora roku i może również z uwagi na wiek wszystko mu się pomieszało! Cieszyliśmy się, gdy na początku chodził spać o 22.00 (oooo, nie ma problemu ze zmianą czasu!!), gorzej, gdy o 24.00 się budził i tak mógł się bawić do 6.00 rano…Przez pierwsze dni chodziliśmy na śniadania po nieprzespanej nocy o 6.00, a potem szliśmy spać. Zaczynaliśmy dzień o 13.00 czy 14.00 i musieliśmy przedłużyć pobyt, by zobaczyć takie atrakcje jak Wielki Pałac, Szmaragdowy Budda czy Wat Po. Tym razem nie mieliśmy napiętego planu, więc postanowiliśmy na miejscu zdecydować, na co i kiedy mamy ochotę…

Ponownie zamieszkaliśmy w okolicy głównej ulicy, czyli Sukhumwit. Jestem prawie pewna, że nie znacie drugiej tak długiej ulicy – ma 400 km i wiedzie z Bangkoku aż do Trat, w pobliżu granicy z Kambodżą. Mieszkamy na jednej z przecznic Sukhumwit – znów w miejscu, gdzie najwięcej jest dziewczyn do towarzystwa w różnym wieku i podstarzałych białych lowelasów. A może tak jest w Bangkoku prawie wszędzie? 🙂 Nie przeszkadza nam to za bardzo, bo całe dni spędzamy w terenie..

 

Bangkok, Chinatown, Tajlandia

główna ulica Chinatown

 

Zaczęliśmy od dłuuuugiego spaceru do CHINATOWN… Po drodze sok z kokosa (uwielbiam i kosztuje tylko 20-30 bahtów, czyli jakieś 2-3 zł), mijamy stragany z ulicznym jedzeniem, ale również luksusowe hotele i jeszcze bardziej luksusowe centra handlowe – jedno z najbardziej znanych to Siam Paragon, w którym znajduje się również oceanarium. Rozważaliśmy, czy nie wybrać się tam z Maksem, ale 90 zł za bilet to trochę sporo, zwłaszcza, że pewnie w porównaniu do oceanarium w Lizbonie ma mniej do zaoferowania… Tak czy inaczej na każdym kroku obok egzotycznych owoców, szaszłyków i parówek przygotowywanych na prowizorycznych kuchenkach biją w oczy szyldy Starbucksa czy McDonald’s. Znajdzie się nawet jakiś Louis Vuitton, więc jeśli ktoś nie lubi za bardzo oddalać się od komercyjnego światka Zachodu, w Bangkoku również przeżyje! 🙂 My tymczasem uciekamy od wielkich wieżowców w stronę Chinatown.

Mamy turystyczną mapkę Bangkoku, ale nie zmienia to faktu, że zawsze, gdy idziemy do Chinatown, to nie możemy znaleźć głównej ulicy! Fatum jakieś czy co?  Znów błądzimy po niewielkich, pustych uliczkach i tylko chińskie napisy na sklepach tuż obok tajskich sugerują, że jesteśmy we właściwym miejscu… na szczęście lepsza od turystycznej mapy Bangkoku okazuje się aplikacja Trip Advisor, która już nieraz nakierowała nas skutecznie na cel…

 

Chinatown, Bangkok, Tajlandia

wieczorami Chinatown zamienia się w jedną wielką jadłodajnię – uliczne stragany, stoliczki niewielkich knajpek…

 

CHINATOWN… to niewątpliwie nasze ulubione miejsce w Bangkoku, trzeba się tam wybrać! 🙂  Najlepiej wieczorem, gdy dzielnica po prostu tętni życiem. Ilość barw, dźwięków, zapachów jest niesamowita… Z jednej strony to zasługa świateł i wielkich chińskich znaków, z drugiej tuk tuków i skuterów, które rodzą wrażenie, że jesteśmy w centrum wydarzeń… Ale to, co chyba najwięcej “daje” Chinatown to uliczni sprzedawcy i uliczne jedzenie… znajdziemy tu wszystko! Do najpopularniejszych przekąsek należą zupa z płetwy rekina czy zupa z kukułczych gniazd, do jedzenia na pewno owoce morza albo niewielkie szaszłyki (jest i wersja bardziej swojska – z parówką!). Do picia wiecie już, że uwielbiam sok prosto ze świeżego kokosa, ale wyciskane na miejscu soki z pomarańczy, cytryn, a zwłaszcza z granatów wyglądają strasznie apetycznie…

 

Chinatown, jedzenie uliczne, Bangkok

apetyczne szaszłyczki

Chinatown, Bangkok

a może coś z parówką lub z grzybkami?

Chinatown, Bangok, uliczne jedzenie

chińskie smakołyki – m.in. owoce morza

sok z granatów, Chinatown, Bangkok, smaki Azji

a do picia świeżo wyciskany sok z granatów

Bangkok, Chinatown, uliczne jedzenie, świeżo wyciskane soki

albo coś odrobinę kwaśniejszego 🙂

 

My jak już pisałam i mówiłam podczas relacji wideo z Chinatown, jemy w chińskiej knajpie / jadłodajni Texas Suki.  Z trzech względów: smacznie, tanio i miejsce szaleństwa dla maluchów obecne! A jak jest miejsce do szaleństw, to zwykle są również towarzysze – a to Maks lubi najbardziej:) Zresztą chyba widać na zdjęciu na górze postu!  Co zjeść w Texas Suki? Karta jest strasznie obszerna, więc na pewno się nie znudzicie!

My mamy kilka ulubionych smaków (moje to np. smażone won tony z wieprzowiną lub pierożki na parze dim sum), ale zawsze spróbujemy również coś nowego..

Chyba najbardziej intrygującą rzeczą jest deser – niestety nie do końca można oddać jego specyfikę na zdjęciu. Z kilku lokalnych przysmaków wybraliśmy taro w mleku kokosowym (pamiętacie? już mówiłam o nim na filmie – często wykorzystywane do deserów, tutaj są to małe kulki w gorącym mleku) oraz to, co niezmiennie najbardziej nas fascynuje od zeszłego roku, czyli water chestnut (takie różowe kulki o śmiesznej konsystencji) pływające w zmrożonym mleku kokosowym. Na pewno nie zamieniłabym tiramisu lub sufletu czekoladowego na ten deser, ale będąc tutaj spróbujcie koniecznie! Kilka smakołyków na zachętę 🙂

 

dim sum, Chinatown, Texas Suki

pierożki dim sum z krewetkami przygotowywane na parze – moje ulubione

Chinatown, Texas Suki, dim sum, won ton

won tony z krewetkami na parze – w Tajlandii podawane również na śniadanie

Chinatown, Bangkok, Texas Suki,

odkrycie Łukasza – zawiesta zupa z kurczakiem, warzywa i pysznym zielonym makaronem

Chinatown, satay, Bangkok, Texas Suki

jeden z przysmaków Maksa – szaszłyki satay – tym razem wieprzowe

water chestnut, mleko kokosowe, Chinatown, Bangkok, Texas Suki

jeden z bardziej specyficznych deserów – water chestnut w mleku kokosowym

Z Chinatown wróciliśmy oczywiście tuk tukiem! W zeszłym roku troszkę się rozczarowaliśmy, bo Maks tuk tuków się bał (wiało, głośno) i po Bangkoku poruszaliśmy się na piechotę lub taksówką. Jak się okazało rok wiele zmienia i obecnie Maks najchętniej spędzałby w tuk tukach cały czas! No może dzieląc go jeszcze na “podniebny pociąg”, ale o nim za chwilę! 🙂

 

Bangkok, tuk tuk, podróżowanie z dzieckiem

ulubiony środek transportu – Maks od razu krzyczy: “Tuk tuki, tuk tuki!”

 

CHATUCHAK MARKET

Jako, że spędzaliśmy w Bangkoku również weekend, postanowiliśmy wybrać się wreszcie na Chatuchak Market. Jest to największy bazar Tajlandii i jeden z największych na świecie. Podobno ma około 15 000 stoisk i w weekend odwiedza go nawet 200 tysięcy osób dziennie!! Nie ukrywam – oczekiwania mieliśmy spore.. klimatyczny bazar, głośno azjatycko, lokalne jedzenie, ale też jakieś suweniry, coś regionalnego, coś ciekawego. Z okolic Sukhumwit Soi 2, gdzie mieszkamy najlepiej dojechać na Chatuchak Market właśnie podniebnym pociągiem, czyli Sky Train. Z wózkiem wdrapujemy się na równie podniebną stację i kupujemy bilety – cena z tego, co widać zależy od odległości – my jedziemy całkiem daleko – za bilet dla jednej osoby płacimy jakieś 4 zł… Przejażdżka bardzo nam się podoba! Nie tylko Maksowi! Sky Train jest bardzo szybki, a widoki na okoliczne wieżowce dość niesamowite.

 

Bangkok, Chatuchak Market, Chatuchak Park, podróżowanie z dzieckiem

Chatuchak Park – wreszcie przestrzeń do biegania i plac zabaw!

 

Wysiadamy prosto na Chatuchak Park – wielka radość dla Maksa, a tłum ludzi i strzałki kierują na Chatuchak Market zwany też J.J. Market. Jest bardzo tłoczno, jest duuuużo ulicznego jedzenia – fascynują mnie lody w kokosie, ale troszkę się ich obawiam, więc nie jemy… Trochę jak Stadion Dziesięciolecia, tylko z tajskim jedzeniem.. chyba już to przerabiałam parę dobrych lat temu… skarpetki, koszulki, ciuchy, coś tam do domu, jakieś obudowy na telefony i tablety… To, co mnie kusiło to tzw. cotton balls, czyli bawełniane, świecące kulki… fajne, by ubarwić wystrój pokoju, zwłaszcza dziecięcego. Kulki znałam już z zeszłego roku z nocnego bazaru w Chiang Mai i już wtedy planowałam kupić, ale w końcu zapomniałam, olałam, stwierdziłam, że następnym razem. Obecnie są chyba całkiem w modzie, bo ceny w PLN sięgają kilkudziesięciu złotych (70-80 zł), a tu mamy je za 15 czy 20 zł. Niestety marudzenie niedospanego Maksa sprawiło, że szybko opuściliśmy bazar i nawet kulek nie kupiłam. Jak widać nie są mi dane… A jeśli chodzi o dostępne smakołyki na bazarze Chatuchak, znajdziecie tam chyba wszystko!

 

Bangkok, Chatuchak Market

jedzenie jest wszędzie!

Chatuchak Market, Bangkok, uliczne jedzenie

wszechobecne szaszłyki – cena od 1 do 4 zł

Chatuchak Market, Bangkok, uliczne jedzenie

a może grzybki?

 

Co jeszcze warto zobaczyć w Bangkoku? Nam podobała się wycieczka łodzią typu longboat po rzece Menam (Chao Praya). Łódkę można wynająć chociażby w okolicy hotelu Sheraton, całkiem niedaleko Chinatown.. Nas godzinna przejażdżka kosztowała 100 zł.. na łodzi byliśmy sami… Podobał nam się zmieniający się krajobraz… od wielkich, oświetlonych hoteli, przez bajkowe świątynie po małe, drewniane domki z zejściem prosto do zacumowanej przy domku łodzi… Idealnie wybrać się na ten rejs popołudniową porą po całym dniu zwiedzania – relaks gwarantowany! 🙂  A żebyście poczuli klimat zarówno podróży tuk tukiem, jak i longboatem po Chao Praya, mam nadzieję, że już jutro będzie na Was czekać następny film 🙂 Tymczasem powoli mówimy dobranoc ze stolicy Kambodży, Phnom Penh!

 

Bangkok, Chao Praya, rejs

najpiękniejszy widok podczas rejsu