Spis treści
- 1) podróżowanie poza sezonem
- 2) oszczędzanie na połączeniach lotniczych
- 3) dom czy hotel?
- 4) Internet czy przewodnik?
- 5) własny prowiant czy posiłek na lotnisku?
- 6) niezależność pomimo podróżowania z dzieckiem
- 7) wspólne posiłki
- 8) street food
- 9) złap okazję
- 10) targuj się i nie daj się oszukać!
- Podobne wpisy
Nie jesteśmy specjalistami od taniego podróżowania. Jeśli czytasz nas często, już to wiesz. Chociaż zdarzały nam się hostele za 10 euro i niskobudżetowe obiady za 1 euro, od lat to na podróże wydajemy najwięcej i na razie nie planujemy tego zmieniać. Nie piszę, że „nigdy nie będziemy podróżować tanio”, bo „nigdy nie mów nigdy”, a życie zaskakuje kilkadziesiąt razy dziennie i tysiące razy w roku. Ale na razie tak nie jest. Lubimy dobre jedzenie i chociaż jadamy na ulicznych straganach, uwielbiamy również dobre restauracje. Lubimy podróżować samochodem, a wynajem samochodu zawsze kosztuje więcej niż transport publiczny (zwłaszcza gdzieś w Azji). Lubimy po dniu zwiedzania i ganiania za Maksem wykąpać się w ładnej łazience, natrzeć ciało pachnącym balsamem (to ja!) i położyć się na wygodnym łóżku, w pachnącej świeżością pościeli, a najlepiej w puchatym szlafroku. A ja kocham śniadania, na których mogę wybierać i przebierać między pysznościami z całego świata (pozdrawiamy nasz hotel w Singapurze!;)). Pomimo, że to wszystko lubimy, nie lubimy przepłacać. I chociaż na podróże wydajemy dużo, wydajemy również mądrze i rozsądnie, a przynajmniej staramy się to robić 😉
Sposoby na smart travelling są różne. Te bardziej znaczące, pozwalające oszczędzić kilkaset złotych czy kilka tysięcy (loty!!!), ale też te niby błahe, które pozwalają nie marnować małych kwot.
1) podróżowanie poza sezonem
To wie chyba każdy: jeśli podróżujemy w okresie wakacyjnym, ceny zwykle rosną. Sierpień to gorący okres nie tylko u nas, ale również w Hiszpanii czy we Włoszech, gdzie niemal zamyka się biura, bo wszyscy są na urlopie. Wiadomo, że ceny rosną, dobre hotele są obłożone i to one dyktują ceny. Dlatego my zwykle w lecie podróżujemy weekendowo po Polsce, ciesząc się pogodą, a dalsze europejskie podróże to często chociażby wrzesień czy kwiecień. Podróżowanie poza sezonem świetnie sprawdza się w Azji, chociażby w Indonezji. Styczeń i luty na Bali i na Jawie to pora deszczowa. Tak, czasem pada… przez godzinę dziennie! A tak świecie słońce, jest pięknie, a Ty wracasz opalony i zrelaksowany, śpiąc w dość pustych, całkiem luksusowych hotelach, zdecydowanie w lepszych cenach – np. bajkowy Hyatt w Yogyakarcie za 200 zł. To nasz hit z lutego 2015 🙂
2) oszczędzanie na połączeniach lotniczych
Kolejna podstawa. Każdy podróżnik wie, że loty to często najdroższy element podróży. Promocji i patentów na tańsze latanie nie brakuje. Przeglądaj strony tanich linii lotniczych (nałogowo tak robiłyśmy z moją przyjaciółką w czasach studiów), obserwuj promocje lotniczych gigantów, śledź profile poświęcone promocjom lotniczym na Facebooku (jak np. Fly for Free).
By jednak podróżować rozsądnie, warto pamiętać, że w przypadku lotów liczy się nie tylko cena, ale również liczba połączeń czy czas oczekiwania, zwłaszcza, jeśli podróżujecie z dzieckiem lub… w ciąży 😉
3) dom czy hotel?
Lubimy przyjemne hotele, butikowe pensjonaty, ale często wybieramy też wynajęcie domu. Ma to swoje zalety cenowe, zwłaszcza, jeśli wybieramy się na dłuższy wyjazd lub wyjeżdżamy większą grupą – z rodziną czy znajomymi. Poza niezależnością, prywatnością, własnym basenem, itd., dom to również własna kuchnia. A jeśli mamy też taras, osobiście przyrządzone śniadanie czy kolacja smakuje nawet lepiej niż to w restauracji, zwłaszcza, jeśli jesteśmy w miejscu, w którym możemy kupić świetne lokalne produkty – owoce morza w Hiszpanii, Grecji czy na południu Włoch (ah, mule i kalmary!), najlepsze pomidory na Malcie czy na Gozo, ostrygi we Francji.
Dom to plus, również gdy podróżujemy z dzieckiem. W restauracji nie zawsze smakuje mu jedzenie, nie chcemy przepłacać i zamawiać potrawy za 15 euro, którą maluch tylko „skubnie”. W domu możemy dać mu ulubione śniadanie czy ugotować makaron na obiad. Testowaliśmy to już nie raz!:)
4) Internet czy przewodnik?
Przewodnik to mały wydatek, ale jeśli planujemy odwiedzić podczas jednej podróży kilka krajów i na każdy mieć dobre i pięknie wydrukowane przewodniki (co poradzę, że takie uwielbiam?!:)), może z 50 zł zrobić się i 250 zł. Z jednej strony wydatek, z drugiej kilogramy do dźwigania. W takiej sytuacji najlepiej zrezygnować z przewodników i przygotować wydrukowane informacje z Internetu – najlepiej z blogów 😉
5) własny prowiant czy posiłek na lotnisku?
Kiedyś przyjaciółka z dwójką dzieci powiedziała mi: „Boże, my to już na Okęciu wydajemy 300 zł, gdy chcemy coś zjeść przed odlotem!”. Właśnie urodziła trzecie dziecko! Będzie tylko gorzej!;) My mamy jedno, ale gdy ostatnio o 6 rano wzięliśmy 2 kanapki, rogalika dla Maksa i coś do picia, zapłaciliśmy ok. 100 zł! Ze względów finansowych i zdrowotnych, jeśli tylko jest czas przed odlotem, bierzemy prowiant z domu – kanapki, przy lotach tanimi liniami zdarzał się nawet makaron w pudełku dla Maksa. Przydaje się na lotnisku i w samolocie, gdzie słabe jedzenie sporo kosztuje.
6) niezależność pomimo podróżowania z dzieckiem
Gdy byliśmy w Tajlandii, a Maks miał 1,5 roku w wyborze miejsca na nocleg ograniczała nas konieczność znalezienia hotelu z łóżeczkiem dla dziecka. I wcale nie było to proste… zwykle były to te najlepsze (i najdroższe) hotele. Przy następnych wyjazdach byliśmy przygotowani: podróżując po Gruzji samochodem mieliśmy składane łóżko turystyczne, a w Azji, gdy podróżowaliśmy po Kambodży, Tajlandii i Wietnamie różnymi środkami transportu mieliśmy mały rozkładany namiot do spania. Zyskaliśmy niezależność i mogliśmy wybierać tańsze miejsca, bo Maks i tak miał miejsce do spadania zapewnione.
7) wspólne posiłki
Kolejny wydatek, który czasem nas irytuje to posiłki dla Maksa. Zwykle zjada połowę lub mniej tego, co mu zamówimy, jeśli są to dania z dorosłej karty. Nie wszędzie jest menu dziecięce, a nawet jak jest nie wszędzie jest smaczne. Nawet we Francji, która przecież słynie ze świetnej kuchni, dla dziecka był burger lub nuggetsy z frytkami. Prawie wszędzie! Za jakieś 8-10 euro. Okazało się, że znacznie lepiej zamówić jedzenie dla nas i podzielić się nim z Maksem – zwykle jest ciekawsze, zdrowsze i bardziej zróżnicowane. Cenowo zdecydowanie bardziej rozsądnie.
8) street food
Jeśli wybieramy się do Azji, najłatwiej oszczędzać na jedzeniu. W Tajlandii chociażby jedzenie uliczne lub w małych jadłodajniach smakuje najlepiej. Obiad za 2-3 zł? To jest do zrobienia! Warto tylko pamiętać, by dla taniego obiadu nie ryzykować zdrowia i wybierać miejsca, które nie budzą naszych obaw (pisałam o tym m.in. TU).
9) złap okazję
Szukaj okazji. Różnych. Czasem to tańsze bilety, czasem promocja na hotel lub zarezerwowane w ostatniej chwili mieszkanie i z tego względu tańsze. Czasem last minute, czasem first. Zaglądaj na różne strony, pomysłów jest wiele.
Szukając okazji, zajrzyj np. na stronę z kuponami rabatowymi www.kupon.pl – znajdziecie tam przeróżne zniżki, również podróżnicze – czasem można upolować hotel, czasem weekend, czasem tańsze bilety. Zawsze się przyda 🙂
10) targuj się i nie daj się oszukać!
A jak już wszystko zaplanowałeś, opłaciłeś, znalazłeś rozsądnie i okazyjnie, nie daj się oszukać na miejscu. Uważaj na naciągaczy, dopytuj o ceny, targuj się. W wielu krajach to naprawdę standard, a nie objaw skąpstwa 😉 Jeśli podróżujesz taksówką czy popularnym w Azji tuk tukiem, pytaj miejscowych o cenę, dopytuj w hotelu. Nie daj się wpuścić w maliny.
Nie musisz podróżować tanio, ale zawsze warto podróżować rozsądnie i nie przepłacać 🙂
* Post powstał we współpracy z KUPON.PL.
10 Comments
Natalia Jedlińska
Niestety porady o podróżowaniu poza sezonem są tylko dla rodziców małych dzieci. Później niestety ogranicza szkoła. O ile w 1,2 klasie można dziecko zabrać na kilka dni, tak później nie ma takiej opcji, a do tego wakacje poza sezonem oznaczają znalezienie rozrywki na 9 wakacyjnych tygodni. Zawsze namawiam rodziców na podróżowanie z małymi dziećmi, bo potem jest coraz trudniej nie mówiąc już o tym, że coraz drożej;) Nasza zasada na wakacjach jeżeli chodzi o wybory to najtańsze z najdroższych:)
Natalia - tasteaway.pl
Hey Natalia, imienniczko!:) oj masz sporo racji! już się boję, co to będzie, jak nadejdzie szkoła!! trzyma mnie przy życiu wizja ferii w ciepłych krajach, bo tak zwykle podróżują Łukasza rodzice (mama-nauczycielka)… o tym, że coraz drożej to fakt. Ja już w tym roku poczułam – że niby dla Maksa tylko łóżeczko do pokoju trzeba wstawić, a tu mi liczą dodatkowe 60 zł za dobę! czyli wiadomo za 4 doby to już 250 zł leci.. a zasada najtańsze z najdroższych jest extra!!!:) idealnie się wpisuje w nasze działania 🙂
Beata Kurgan-Bujdasz
Kombinujemy bardzo podobnie bo też mamy chyba za wygodne dupska 🙂 Jeśli chodzi o naukę to nasz Szymek jest w zerówce i już mniej jest wyjazdów tych dłuższych np tygodniowych. Bo nie chcemy mu urywać tyle przedszkola. Zazwyczaj urywamy piątki lub poniedziałki 🙂 Teraz byliśmy na tydzień we Włoszech bo taniej przed sezonem. Od września Kuba też idzie do zerówki. Szymka odroczyliśmy od szkoły będą chodzić razem. Robi się trudniej. Może edukacja domowa? Tylko my nie mamy tyle samozaparcia.
Natalia - tasteaway.pl
No tak – to już wyższa szkoła jazdy, żeby to wszystko dobrze skoordynować.. a czas leci tak szybko! My też będziemy musieli kombinować 😉 oj, nie, do edukacji domowej to ja się nie nadaję – u siebie spoko wprowadzam samodysycplinę, ale jakbym miałam jeszcze przerabiać materiał z Maksem to poproszę o drugie życie 😉
Hanna Kuo
Zgadzam się ze wszystkimi radami! Ja też tak podróżuję. Jedyna różnica, która jest bardzo ciekawa, to podróż z dzieckiem. Właśnie. Okazuje się, że się da! Sama jeszcze nie mam dzieci i śpię zawsze na coachsurfingu. Ale oczywiście niedługo bobas przyjdzie, a ja nie chcę sobie odmawiać przyjemności urlopowania “po mojemu”. Dzieki za wpis i zapraszam do siebie na Tajwan! 😉
Natalia - tasteaway.pl
Hey Hania!:) Czyli planujesz coachsurfingowanie też z dzieckiem, tak? Myślę, że na pewno się da!:) Jeśli tylko Tobie taki styl odpowiada, to wszystko jest super:) Idealny przykładem tego są Albothowie z Family Without Borders – przecież oni nawet mieszkają ze współlokatorami, mimo, że mają 2 dzieci 🙂
A co do Tajwanu, to rozumiem, że tam mieszkasz, tak? 🙂 I jak jest? My mamy z Tajwanem tyle wspólnego, ze Łukasz wprowadził na polski rynek produkt wywodzący się z Tajwanu, czyli bubble tea ;))
Hanna Kuo
Dziedziuś dopiero się pojawi (mam nadzieję, że za rok) 😀 ale właśnie się zastanawiałam, żeby nie odmawiać sobie przyjemności podróżowania, to pewnie będę próbować wynajdywać ludzi przyjmujących rodziny+bobasy! To na pewno żaden dyskomfort dla maluchów, i chyba wszystko zależy raczej od rodziców. A na Coachsurfingu jest nawet opcja “z dzieckiem”! A propos Tajwanu, tak mieszkamy tutaj z mężem i jestem zachwycona. A bubble tea swojego czasu uwielbiałam! Odstawiłam ze względu na kalorie 😀 Miło mi, że Wam się podobało. Mam nadzieję, że powrócicie na moją wyspę! Pozdrawiam ciepło 🙂
Natalia - tasteaway.pl
Haha, ja też na początku jak Łukasz i jego wspólnicy otworzyli Bubbleology sporo piłam (taro moje ulubione!!!), ale ostatnio jak jestem to biorę tylko zwykłą zieloną herbatę, bo bubble, zwłaszcza mleczna jest mega sycąca jednak 🙂 … a na Tajwanie jeszcze nie byliśmy! Same bubble tea Łukasza wspólnicy wypatrzyli w Londynie- wyprawa na Tajwan jeszcze przed nami 🙂 co do podróży z dzieckiem – dla chcącego nic trudnego, więc myślę, że z dobrym nastawieniem można wszystko 🙂
Hanna Kuo
Dokładnie! Wszystko się da!
Jak już bedizecie na Tajwanie, to zapraszam serdecznie do mnie! Ja też kocham taro, w każdej postaci. A najwspanialszy na świecie jest sojowy milkshake z taro i cukrem waniliowym (mojej roboty) – po odstawieniu mleka jednak był problem ze znalezieniem fajnych napojów, nawet tutaj 😀
Natalia - tasteaway.pl
Mniam, taki milkshake brzmi bosko:) też lubię to, co z taro, chociaż w PL to wiadomo poza bubble chyba nigdzie go nie ma 😉 pozdrowienia!:)