Spis treści
- Co robić? Jak nakarmić dziecko, by nie padło z głodu, a zarazem nie dostało trwającej tydzień biegunki? Gdzie szukać ulubionych smaków, co zrobić, by próbowanie nowych nie bolało? Poniżej nasze sprawdzone sposoby 🙂
- 1) podróżuj z niemowlakiem!
- 2) od małego ucz kulinarnej różnorodności
- 3) daj dziecku próbować i… daj się zaskoczyć
- 4) im młodsze dziecko, tym mniej barier
- 5) szukaj dokładnie!
- 6) jeśli Twoje dziecko jest zagorzałym fanem kuchni zachodniej, trzymaj się kurortów i dużych miast!
- 7) weź prowiant z domu i… z hotelu!
- 8) dawaj owoce!
- 9) zabierz ze sobą odpowiedni sprzęt
- 10) Daj dziecku żyć!!
- 11) Nie ryzykuj!
- Podobne wpisy
„A co on tam będzie jadł?? Co będziecie mu dawać do jedzenia??!!” to chyba ulubione pytanie zadawane nam przez babcie i prababcie Maksa przed każdą egzotyczną podróżą! Zwykle pytaniu towarzyszy załamywanie rąk i przerażenie w oczach, bo jak ich kochany wnuczek, którego one dokarmiają rosołkiem, zupką pomidorową, klopsikami i paróweczkami prosto z Krakowskiego Kredensu ma się żywić w „dzikiej” Birmie, Tajlandii, Meksyku czy Gruzji??!? Zwykle mamy jedną odpowiedź: tam też żyją dzieci! I jedzą!
Nie ma jednak co mydlić oczu: prawdą jest też to, że jeśli nie masz wszystkożernego obżartucha, wyjazd z dzieckiem i wyżywienie na wyjeździe może rodzić obawy. Bo co on będzie tam jadł??!!?? Czy znajdzie swoje ulubione smaki? A jak nie będzie potraw, które lubi? Nam również towarzyszyły te pytania i towarzyszą przed każdym wyjazdem w nowe miejsce, ale wiemy już, jak sobie z nimi radzić. Nie dlatego, że Maks jest takim super „jadkiem”, je wszystko i nigdy nie wybrzydza. Wcale nie! Z warzyw je głównie pomidory, a reszty unika jak ognia. Wybrzydza na wiele owoców, które dla mnie są najpyszniejsze na świecie. Ma swoje smaki i się nich trzyma. Pomimo to, gdy jesteśmy w podróży nawet przez 6 tygodni, nie głoduje i nie wraca wychudzony 😉
Ok, je, ale to nie wszystko… przed wyjazdem do krajów egzotycznych obawy na tym się nie kończą: A może się zatruje? A może coś mu zaszkodzi? Dawać owoce czy nie? Kupować lody w kulkach czy nie? Wątpliwości jest masa – nie jesteśmy już w domu, ani nad polskim morzem, ale w kraju o innej kulturze bakterii, często o znacznie niższym poziomie higieny niż u nas, często trzeba uważać na choroby związane właśnie z nieświeżym jedzeniem.
Co robić? Jak nakarmić dziecko, by nie padło z głodu, a zarazem nie dostało trwającej tydzień biegunki? Gdzie szukać ulubionych smaków, co zrobić, by próbowanie nowych nie bolało? Poniżej nasze sprawdzone sposoby 🙂
1) podróżuj z niemowlakiem!

półroczny Maks w Meksyku – my jemy tacos i ośmiornicę, on polskie słoiczki 🙂
Brzmi zabawnie, ale to najlepszy sposób, by podróżować z dzieckiem i nie przejmować się wyżywieniem. Do 4-6 miesiąca życia maluchowi wystarczy mleko mamy lub mleko modyfikowane, które chyba we wszystkich krajach, w których byliśmy, można dostać bez problemu! W Indonezji czy w Tajlandii kupno mleka dla dziecka jest znacznie prostsze niż w Polsce! Na każdym kroku można spotkać świetnie wyposażone, małe sieciowe sklepiki takie jak 7 eleven (w Tajlandii) czy Indomaret i Alfamart (w Indonezji)! Nie przypominam sobie, bym w jakimkolwiek małym sklepie w Polsce trafiła na lepszy asortyment dziecięcy.
Gdy maluch zaczyna już jeść potrawy inne niż mleko, na krótszy wyjazd bierzemy słoiczki, chrupki, kaszki z domu. Jeśli planujemy dłuższy, przygotujmy się na wyprawę do lokalnego supermarketu i zakupy – taki wyjazd to świetna okazja, by obok marchewki czy ziemniaka, pokazać maluchowi, jak smakuje awokado, ananas czy papaja (takie słoiczki znajdziemy w Azji czy w Meksyku).
Niemowlak to partner idealny . Z nim nie musimy szukać restauracji „pod dziecko” i zastanawiać się, co mu wybrać, by smakowało, miało odpowiednią wartość odżywczą i nie kosztowało za wiele (nikt nie chce płacić 30 zł za danie, które może okazać się pomyłką.. bo kto trafi za trzylatkiem? ;)). My z Maksem-niemowlakiem przejechaliśmy 10 000 km po Europie (na tzw. cycku) i zwiedziliśmy Meksyk – na cycku, kaszce i słoikach.
2) od małego ucz kulinarnej różnorodności

Maks i sushi – zaczynał od pieczonego łososia, teraz sam błaga o kawałek surowej ryby
Jeśli wiecie, że chcecie ze swoim dzieckiem podróżować, pokazujcie mu od małego, że na świecie istnieje coś więcej niż kuchnia mamy, babci Zosi i babci Krysi. Jeśli maluch przez 2-3 lata, będzie przyzwyczajony tylko do określonych smaków – kotleta, ziemniaków i zupy ogórkowej, ciężko może być nie tylko w podróży, ale również w przedszkolu.
Pokazuj, że są różne smaki, różne przyprawy, różne kuchnie. Nie bój się nakarmić dziecka w restauracji, bo na wyjeździe na restauracje i inne jadłodajnie raczej będziecie “skazani”. Jeśli marzy Wam się zwiedzanie świata, jedzenie „na mieście” będzie obowiązkowe – czemu nie zacząć jeszcze w Polsce? Niech poznaje smaki: sushi, potraw w chińskiej czy indyjskiej knajpce, hummusu, owoców morza czy egzotycznych owoców, niech się przyzwyczaja – łatwiej znajdzie w podróży coś dla siebie.
3) daj dziecku próbować i… daj się zaskoczyć

Hainanese Chicken RIce – nowość z Singapuru
Nie lubisz krewetek i uważasz, że owoce morza są obrzydliwe? OK, Twoje prawo, ale Twoje dziecko może mieć na ten temat całkiem inną opinię! Moje dziecko lubi kanapki z pasztetem (nie tykam!), na śniadanie w hotelu wybierze salami, a na obiad prosi o mięsko! Kocha banany, na które ja nie mogę patrzeć. Wyjada jak szalony krewetki, których jego babcia nie dotknie nawet patykiem. Podróże to najlepsza okazja do próbowania i być może odnalezienia nowych ulubionych dań?
Zapomnij o “On tego na pewno nie zje”! Jeśli nigdy nie jadł krewetek czy tofu, skąd wiesz, że ich nie pokocha?
4) im młodsze dziecko, tym mniej barier

Maks (1,5 roku) szuka swoich smaków w Chinatown w Bangkoku
Maks podróżuje z nami od czasu, gdy skończył 2 miesiące. Gdy miał 9 miesięcy, próbował zup i ryb w Paryżu, gdy miał 11 miesięcy zajadał się zupą rybną w Istambule, pokochał krem z kraba w Tel Avivie. Podczas pierwszego pobytu w Tajlandii miał 1,5 roku i chętnie pił wodę ze świeżego kokosa (bardzo zdrową!), chrupał sajgonki czy wontony, a teraz ich unika. Ma już bardziej wypracowane smaki, swoje uprzedzenia (“nie lubię groszku!”), trudniej go przekonać. Im wcześniej zaczniecie, tym lepiej! 🙂
5) szukaj dokładnie!

menu dziecięce jednej z restauracji rybnych w Howth pod Dublinem
Wiadomo, że najprościej jest, jeśli wchodzimy do restauracji, a razem z menu dla nas ląduje na stole menu dziecięce. Zazwyczaj tam znajdziemy to, co lubią maluchy i chociaż w różnych miejscach na świecie lista będzie się różnić, klasyki takie jak kurczak, pizza czy makaron z sosem pewnie się pojawią. Banał!
W większości miejsc jednak tak nie będzie. Wtedy trzeba kombinować. Albo zamawiać jedno danie dla siebie i dziecka, by w razie porażki / zbyt małego apetytu nie marnować pieniędzy i jedzenia. Albo wybierać niedrogie pozycje z niskim ryzykiem klęski. Dla nas w Azji taką potrawą jest ryż i kurczak, w różnych formach, najczęściej w wersji fried rice with chicken. To danie pojawia się wszędzie! W Tajlandii, w Birmie, w Kambodży, w Wietnamie, w Singapurze, a w Indonezji jest jednym z narodowych klasyków – nasi goreng. Wszędzie też można dostać zwykły gotowany ryż, a do niego dobrać coś z talerza rodziców – kurczaka, kaczkę, wieprzowinę, warzywa.
Czytaj menu od deski do deski – może coś z przystawek lub deserów będzie dobrą kolacją dla Twojego dziecka? W Azji często w dziale DESERY pojawiają się naleśniki! Mało wartościowe? A co tam! Nikt jeszcze nie umarł od naleśników z Nutellą na kolację! Wakacje są!
6) jeśli Twoje dziecko jest zagorzałym fanem kuchni zachodniej, trzymaj się kurortów i dużych miast!

to zawsze przejdzie, prawda? 😉
Wiesz, że Twoje dziecko nie przeżyje bez naleśników czy makaronu, trzymaj się większych miast i miejsc popularnych wśród turystów – tam szanse na znalezienie tam tzw. European dishes zawsze są większe! Trzeba się przygotować na to, że zwykle kosztują więcej niż jedzenie lokalne – np. w Birmie za smażony ryż czy smażony makaron zapłacicie 1,5 dolara, 3 dolary za kurczaka w pikantnym sosie, a 6 dolarów za maleńką pizzę czy makaron z sosem pomidorowym.
Czasem też zamawianie potraw europejskich w innym kręgu kulturowym może być troszkę.. risky. Sos pomidorowy jest tak dziwnie doprawiony, że nie masz serca karmić nim dziecka, na pizzy z szynką pojawia się pokrojona “parówkowa” lub… o zgrozo ser topiony w plasterkach! Tak, to pomysły prosto z Birmy. Pytanie zatem czy warto ryzykować? Jeśli to dobra restauracja, tak. Jeśli przypadkowa jadłodajnia, rzeczywistość może mieć niewiele wspólnego z oczekiwaniami. Kwestia wyboru, zależnie od desperacji dziecka i matki 😉
7) weź prowiant z domu i… z hotelu!

Szkocja – przerwa na przekąskę
Jeśli wyjeżdżasz z dzieckiem na tydzień, część produktów możesz zabrać z domu: ulubione chrupki, zdrowe przekąski, ciasteczka, bakalie, ulubione napoje mleczne (jeśli nie potrzebują lodówki), płatki do mleka, a nawet kabanosy! Gorzej, jeśli wyjeżdżamy na dłużej, a w walizce nie ma już miejsca na własną spiżarnię. W takiej sytuacji musisz ułatwiać sobie życie na miejscu.
Jeśli w hotelu macie szwedzki stół na śniadanie, zabierz z niego prowiant na drogę. Wiem, nie wypada! Nie robimy jednak 5 kanapek i nie zabieramy ze sobą torby owoców, ale wybieramy małą przekąskę dla dziecka – rogalik, banan, słodka bułka, pieczywo, jogurt, a nawet spakowany do pudełeczka naleśnik mogą się przydać, gdy podczas zwiedzania w okolicy nie będzie żadnego, dobrze wyposażonego sklepu. Nikt nie będzie się krzywił, że bierzesz coś dla dziecka – zwłaszcza w Azji, gdzie kochają dzieci!
8) dawaj owoce!

ulubione małe banany – Kambodża
Egzotyczne kraje to dobre miejsce, by gdy u nas zimno, buro i ponuro, dożywić dziecko świeżymi owocami. Banany, arbuzy, melony i te mniej u nas znane papaje, rambutany można znaleźć w wielu miejscach. Pamiętajcie tylko, by nie kupować dzieciakowi krojonych owoców na brudnym straganie, bo street food jest w modzie. Staraj się wybierać pewne źródła lub kupuj w całości i osobiście myj.
9) zabierz ze sobą odpowiedni sprzęt

śliniak i kubek-niekapek – kiedyś obowiązkowo w podróży
Nie zapomnij o podręcznym sprzęcie dla malucha. Gdy Maks miał 1,5 roku i mniej, zawsze braliśmy ze sobą butelkę, kubek-niekapek, potem bidon, często śliniak – najlepiej silikonowy, który łatwo umyć i wysuszyć.
Teraz Maks nie potrzebuje już specjalnych “przyrządów” do jedzenia, ale nadal przydają się 2-3 zamykane pojemniczki – można schować tam chrupki, płatki, ciasteczka, pokrojone owoce. Łyżkę i widelec też wozimy ze sobą na wszelki wypadek.
10) Daj dziecku żyć!!
Jesteś w podróży. Zwykle nie zajmuje Ci ona kilku miesięcy, lecz kilka-kilkanaście dni. Jeśli w tym czasie chcesz na swoim dziecku trenować super eko bio zdrową kuchnię, zwykle wykończysz i siebie, i dziecko. Pamiętaj, że mniej zdrowe jedzenie przez kilka dni jeszcze nikogo nie zabiło… że lizak nie gryzie, a w samolocie nawet pomaga. Twoje dziecko i tak dowie się, że słodycze istnieją – w przedszkolu lub najpóźniej w szkole 😉
11) Nie ryzykuj!
Jeśli podróżujemy do Azji czy choćby do Meksyku, na swojej drodze spotkamy sporo street foodów. W Wietnamie, w Tajlandii, w Indonezji, w Birmie na ulicy można się wyżywić za grosze, czasem bardzo smacznie, czasem mniej. Ale nie będę Wam kłamać: wiele miejsc odrzuca brakiem higieny, latającymi wokół bezdomnymi psami, brudem. Mięso leży w 40 stopniowym upale przez kilka godzin, wokół latają muchy. I tak jak street food w Tajlandii zwykle wygląda apetycznie i sami z niego korzystamy, w Birmie nic nas nie skusiło.
Gdy podróżujemy z dzieckiem, rezygnujemy z hardkorowego próbowania wszystkiego, co wpadnie w ręce. Nie dajemy też wszystkiego dziecku. Trzymamy się miejsc czystych, z bieżącą wodą i potraw, które są mało ryzykowne – smażony lub gotowany ryż, smażony makaron, często potrawy robione na świeżo, by mieć pewność, że nie zatrujemy się starym jedzeniem. Wybieramy miejsca, w których jest dużo ludzi i wiadomo, że jedzenie nie leży w oczekiwaniu na gościa od kilku dni. Nie dajemy Maksowi napojów z lodem, nie kupujemy lodów na kulki w podejrzanych miejscach – wolimy kupić paczkowane, poprosić o wodę w zamkniętej butelce. Sobie pozwalamy na więcej, ale nadal staramy się zbytnio nie szaleć, bo biegunka w podróży to nic przyjemnego… zwłaszcza, gdy Twoje dziecko domaga się uwagi przez kilkanaście godzin dziennie 🙂
Na razie nasz sposób chyba działa… nie potrafię powiedzieć, ile dni swojego życia Maks spędził w podróży, ale na pewno duuużo. Biegunkę miał raz, 3 dni w Kambodży… Wyleczyliśmy ją Smectą, colą i gorzką czekoladą 😉 (patrz punkt 10) Teraz za nami Bangkok, objazd po Birmie, Singapur i Indonezja – bez żadnych przygód żołądkowych! Oby tylko tak dalej!
17 Comments
Vanilla Island
Przyznam, że my często (a właściwie bardzo często) nawet z synkiem ryzykujemy street food, ale też rezygnujemy z tych najbardziej hardcorowych opcji. Ryż z kurczakiem/warzywami nigdy jeszcze nie zawiódł i póki co nawet w opcji street food nie było żadnych problemów. Bardzo ważny wpis! Dzięki! 🙂
Natalia - tasteaway.pl
Właśnie 🙂 ryż z kurczakiem to podstawa 🙂 zależy właśnie jaki ten street food – oczywiście w Singapurze w budkach w food courtach jadł, łącznie z moim zdaniem tym najmniej “porządnym” w People’s Park Complex i było dobrze, ale przyznam, że tutaj w Indonezji stojące przy trasie warungi z nasi goreng nie wzbudzają mojego zaufania.. Mam nadzieję, że zwłaszcza tym zaczynającym rodzinne podróżowanie wpis się przyda 🙂
Beata Kurgan-Bujdasz
To prawda że z niemowlakami najprościej. Teraz tego nie, tamtego nie i zaczyna się zabawa. Mój młodszy na szczęście dalej uwielbia mleko, więc w razie czego jest to nasz zapychacz numer jeden, a numer dwa to banany. Mogą jeść i jeść. Obaj są kotletowi.
Natalia - tasteaway.pl
Banan u nas często też się przydaje!:) pożywny, wygodny w drodze i wszędzie można dostać! 🙂 Mleko i wszelkie mleczne przetwory Maks też uwielbia, więc tu w Indonezji i w Tajlandii jest w raju, bo w tych wszystkich małych sklepikach jest masa przeróżnych smakowych mlecznych napojów dla dzieci, więc raz kakao, raz truskawka i też ma przekąskę 😉
Justa- tuptam.wordpress.com
Też mam podejście, żeby wyluzować z super dietą w podróży. W Gruzji w marszrutce Hania poznała ciastka 😉 Ale jak tylko mielismy czas i mozliwość to wybieralismy to, co zdrowsze. A w ogóle to na całym świecie jest tyle zdrowych pyszności! Nasza Hania niestety ma te swoje przyzwyczajenia/ograniczenia kulinarne, bo mielismy spora przerwę w podrózowaniu i teraz ma problem z nowościami….ale moze głód ja skłoni kiedyś do próby.? 😉 Poza tym, jak pisała Beata- banany są wszędzie 😉
Natalia - tasteaway.pl
U nas w Gruzji rządził pstrąg (za pierwszym razem, bo potem się odwidział Maksowi;)). potem jadał jak to mówi “pizza chaczapuri” albo mięsko jakieś z ryżem 😉
Myślę, że mało jest dzieciaków, które jedzą wszystko 😉 przecież my też mamy swoje ograniczenia i przyzwyczajenia, więc ja się nie martwię 😉 ja nadal nie tknę marchewki, brokułów, kalafiora czy innej kalarepy, a jakoś żyję i mam się nieźle 😉
banany górą!!;)
Magda
My zawsze mamy ze sobą kaszki (dodatki zawsze znajdą się na miejscu), makaron i …. kabanosy ale my blisko podróżni więc na małe ryzyko z miejscowym jedzeniem możemy sobie pozwolić. O ile nasze “francuskie pieski” pozwolą 😉 U nas z mlekiem było ciężko – bo piły/młodsza pije tylko jedno. Żadna zmiana nie wchodzi w rachubę – w innych krajach tego mleka nie widziałam. Ale w sumie też nie szukałam – Enfamil Premium. Fajnie, że macie takie wypróbowane sposoby i co najważniejsze działające 🙂 I … oby tak dalej! 🙂
Natalia - tasteaway.pl
Makaron też czasem woziłam jak miałam nadzieję na miejsce z kuchnią 😉 w Azji, a zwłaszcza w Birmie nie mieliśmy takiej opcji, ale pamiętam, że w Gruzji miałam jakąś paczuszkę 🙂 Kabanosy to Maks kocha! 🙂 wydaje mi się, że gdzieś widziałam Enfamil, ale mogę się mylić! zaobserwowałam też, że nieraz są te same mleka, ale marka się inaczej nazywa – opakowanie jest identyczne prawie, kolory, tylko inna nazwa..
sposoby się przydają, zwłaszcza w takiej długiej podróży, ale myślę, że po powrocie Maks z radością wciągnie pomidorową po prostu 😉 pozdrowienia dla Was !:)
Magda
Aaa i przypomniało mi się, że Nutelle zawsze mamy ze sobą. Bo nie zawsze od razu chce mi się po sklepach biegać. Makaron – jasne, kiedy jest kuchnia 🙂 Moje dziewczyny to obydwie wcześniaki i trochę bałam się z tym mlekiem kombinować jak były małe. Później były ze 3 podejścia na zamianę ale nie udało się. Widziałam podobne mleka ale jakoś tak nie zdecydowałam się na próbę. Ale już powoli kończymy z mlekiem (mam nadzieję!) i będzie lżej 🙂 Pozdrawiamy!
Natalia - tasteaway.pl
U nas nutella sprawdza się chyba tylko do naleśników, nie próbowałam w innych sytuacjach.. ale sama pamiętam czasy jak miałam 15 lat i na obóz się brało słok nutelli i od razu kolacja czy śniadanie lepsze było!
No tak, rozumiem, że u wcześniaków może być trudniej z mleczkiem.. zanim się obejrzymy to będę jadać wszystko 😉 Maks dziś szczęśliwy, bo w hotelu, który teraz mamy na Bali jest w menu dla dzieci pizza ;)))
daretocook.pl
Szacun dla Maxa:-)
Natalia - tasteaway.pl
Dzięki w imieniu bohatera wpisu 🙂
poemmy
niewazne czy podroz długa, czy krotka, najwazniejsza jest wygoda wedlug mnie – zeby jedzenie sie nie rozciapywało wszedzie, zeby sie nie kruszylo, zeby łatwo mozna było schowac to, co zostało no i zeby nie było ciezkostrawne. biorac te wszystkie wymogi pod uwage stwierdzam, ze musy owocowe sa najlepsze – takie w tubkach, dokładniej od Holle, bo oni maja ekologiczne. polecam!:)
Natalia
Masz rację, to jest super pomysł w podróży i też takie kupowałam, ale niestety moje dziecko nie podzielało mojej opinii :// i tak jak uwielbia jogurciki w tubkach (Bakusie, itd.), to owocowych wcale nie chciał, nawet jak to było jabłko czy banan, które bardzo lubi… zawsze nad tym ubolewałam 😉
Elvira Boling
Najczesciej dla mnie zadawane pytanie to nawet nie o jedzenie, tylko o przeloty. Jak te biedne dzieci zniosa te dlugie loty! 🙂 Oboje przyzwyczajone do latania i odwiedzania roznych zakatkow swiata od niemowlaka i nigdy nie mialam zadnego problemu z moja dwoja w samolocie, a czesto latam sama z nimi przez Atlantyk. Co do jedzenia to niestety sa wybredni, ale owoce sa wszedzie! Jak widza lokalne dzieci jedzace cos innego ze smakiem, to tez sie dolacza. Dzieci sa naprawde elastyczne, tylko nic na sile.
Natalia
🙂 dokładnie 🙂 sama przez Atlantyk z dwójką – ambitnie!!! 🙂 ale masz rację – o loty też zawsze padają pytania 🙂