Mieliśmy na niego ochotę, odkąd tu przyjechaliśmy… Dotarliśmy w sobotę na blogową konferencję Blog Conference Poznań i od początku wiedzieliśmy, że musimy również zobaczyć, co słychać w Poznaniu kulinarnie. Zeszłoroczna wizyta (posty o Poznaniu znajdziecie TU!) rozbudziła apetyty i odkryliśmy kilka smacznych i ciekawych miejsc. Chcieliśmy więcej!!! Łukasz od dawna miał na liście A nóż widelec, a kolejne rozmowy o poznańskich restauracjach tylko potwierdzały: tam trzeba iść!!!
Przyznaję: mnie trochę zniechęcała odległość. Od Starego Browaru, w którym odbywało się BCP, od starówki, od naszego hotelu zdecydowanie daleko – konieczny samochód, Uber lub taksówka. Ale niech już będzie – jedziemy! Parkujemy przed niewielkim, jedno piętrowym domem. Ogródek, parasole. Wchodzimy do środka. Przyjemne wnętrze, sporo szarości. Elegancko, ale bez zadęcia. Uśmiechnięta obsługa i napis na ścianie, który od razu budzi sympatię „Podążaj za tym, co Cię uszczęśliwia”. Od razu wiem, że w takim miejscu musi być dobrze.
Głodni nerwowo przeglądamy menu. Wiemy, że A nóz widelec pod wodzą szefa kuchni, Michała Kutr,a oferuje kuchnię polską, tradycyjną, bez zbędnych kombinacji. W dziale zupy klasyka – rosół, żurek, szczawiowa oraz dla nas nieco zaskakująca wielkopolska zupa ślepe ryby (z rakami i suszoną wołowiną). Pomijamy czekadełka (szparagi, siekany tatar czy wędzony sum z lubczykiem w marynowanej kalarepie), przeglądamy pierogi (podobno są świetne!) i dania główne.
Z zup wybieramy żurek na domowym zakwasie z kurkami i jajkiem (16 zł) oraz szczawiową z jajkiem przepiórczym, puree ziemniaczanym, chrupiącym boczkiem i kwaśną śmietaną (15 zł). Obie zupy przychodzą pięknie podane – najpierw talerz z dodatkami, potem zupa.
Szczawiowa bez dwóch zdań zostaje królową wszystkich szczawiowych świata – idealna konsystencja, intensywny smak, podana pięknie, a zarazem bezpretensjonalnie. Żurek to porcja zdecydowanie na duży głód – oprócz talerza z jajkiem w koszulce i pysznym, świeżym chlebem, na stole ląduje garnek zupy – aromatycznej, pełnej dodatków – kurek i drobno pokrojonej kiełbasy. Razem tworzą zestaw perfekcyjny.
Jako danie główne zamawiam pierogi– od razu cieszymy się, że można wybrać miks i spróbować różnych – zarówno tych z pieczonym udźcem cielęcym, z kapustą i grzybami leśnymi okraszanych skwarkami i cebulą, jak i ruskich z sosem śmietanowym i świeżymi ziołami. Miks to porcja 12 pierogów i powiem Wam jedno – takich pierogów jeszcze nie jadłam i Wy, idę o zakład, również nie jedliście!!!! Nieprawdopodobnie delikatne, cieniutkie ciasto, aromatyczne nadzienia, idealnie dopasowane dodatki. Jem po jednym z każdego rodzaju i nie mogę się zdecydować, które są najlepsze. Czy te z udźcem cielęcym i przyjemnym, aromatycznym sosem czy te z kapustą i grzybami czy może ruskie z delikatnym sosem śmietanowym. Nie wiem, jak oni to robią, ale smakują mi nawet skwarki, których zwykle nie tykam!!! I może dziwnie to zabrzmi, ale tu nawet skwarki są delikatne!
Jestem zachwycona! Wcześniej zastanawiałam się również nad klasycznym polskim schabowym z maślanym puree z koprem, mizerią i duszoną cebulą z tymiankiem (36 zł), ale pierogi w A nóż widelec to absolutny must eat. Patrząc jednak po poziomie dań, coś czuję, że schabowy również rzuca na kolana!
Dział dań głównych zdominowało mięso – stek z polędwicy wołowej, biodrówka jagnięca, comber z królika, udko z kaczki. Jedyna bezmięsna propozycja to filet z troci wędrownej.
Łukasz wybiera biodrówkę jagnięcą z grzybami zapiekanymi w cieście francuskim, topinamburem, remolatą i sosem z czarnej kurki (68 zł). Mięso idealnie wypieczone, rozpływające się w ustach, delikatne – sama przyjemność. Całe danie piękne skomponowane smakowo – tu nic się nie gryzie, wszystko jest potrzebne. Gdy je jesz, czujesz lekkość, perfekcję, harmonię i wiesz, że to jedno z najlepiej przygotowanych dań z jagnięciny, jakie jadłeś w życiu. Mówię Wam – zapisujcie ten adres!!
Pora na słodkości. Od przyjścia wiem, jaki deser zamówię. Assiette z truskawek z ptysiami z bitą śmietaną i sorbetem z kwaśnej śmietany (24 zł) brzmi jak kwintesencja polskiego lata, a zarazem kwintesencja dzieciństwa. Tak rzadko ostatnio jadam ptysie z bitą śmietaną, a zobaczenie ich w menu uświadamia mi, jak bardzo do nich tęsknię. Do tego truskawki – świetnie pasują do śmietany, a zarazem sprawiają, że ptyś nie zapycha. Żeby nie było tak pięknie, deser nieco bym zmieniła – poza sosem truskawkowym, truskawkami, małymi ptysiami z bitą śmietaną, pojawia się sorbet, cienkie i kruche beziki oraz mus truskawkowy – wszystko jest smaczne, ale trochę za dużo się dzieje. Mam wrażenie, że deser nie ucierpiałby, gdybyśmy zostawili tylko ptysie, truskawki i sos oraz ewentualnie sorbet z kwaśnej śmietany. Ale co tam – i tak jest pysznie, a ptysie będą mi się śnić po nocach. Łukasz na deser zamawia lody – czekoladę i wiśnię, ale to chyba najsłabszy element obiadu – nadal smaczny, ale na kolana nie rzuca.
A nóż Widelec Michała Kutra udowadnia, że można karmić po polsku, w mocno tradycyjny sposób, bez kombinowania, bez trudnych słów, mazów na talerzu i pianki, ale robić to w absolutnie genialny sposób. Bez zadęcia, z uśmiechem, z sercem. Tak, by każdy wychodził zachwycony. Wielkie brawa, zwłaszcza, że gdy byliśmy w restauracji, szef kuchni miał wolne – często w takich sytuacjach poziom dań jest słabszy, a tu jest nadal idealny. Jeśli więc kiedykolwiek będziecie chcieli pokazać komuś tradycyjną polską kuchnię w najlepszym wydaniu, pakujcie się i ruszajcie do Poznania!!! WARTO!!!
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
profil na Facebooku – TU
Ul. Czechosłowacka 133, POZNAŃ
Tel. 61 832-91-78 lub 506-831-265
Godziny otwarcia:
poniedziałek 12-19.00
wtorek-sobota 12-21.00
niedziela 12-19.00

obfity obiad dla 2 osób
5 Comments
Ola
Ciekawy wpis
Justyna
Niestety od 2016 dużo się tam zmieniło, niestety na minus. Oczywiście kuchnia niezmiennie obłędna, cała reszta na minus. Obsługa kelnerska to jakaś porażka – tak nadętych, wyniosłych i opryskliwych kelnerów dawno nie spotkaliśmy. Jeśli nie zostawiasz tam regularnie przynajmniej 100 zł napiwku musisz czekać przynajmniej kwadrans na kartę i 1,5 h na danie główne. Sytuacja miała miejsce przy obłożeniu jakieś 70-80% miejsc, dwukrotnie. Atmosfera też raczej specyficzna, kręci się sporo nowobogackich, którzy przekrzykują się przy stole kto ma więcej… Jesteśmy rozdarci, bo jedzenie zachwyca, ale sposób w jaki traktują klientów jest pomyłką.