Kilka miesięcy temu, a może rok przeczytałam artykuł o matkach. Jechałam po Maksa do przedszkola, stałam w korku, coś wyskoczyło na Facebooku. Artykuł, o którym jakoś zapomnieć nie mogłam i o którym myślę jeszcze więcej od czas, gdy kilka tygodni temu w naszym domu znów zawitał noworodek, a nasze życie znów nieco się zmieniło. Artykuł, który wtedy mnie zmroził, zirytował, zdziwił. O matkach uwięzionych w domach, o zimnej kawie, o czekaniu na męża przez cały dzień, o patrzeniu przez okno, o dłużących się godzinach, o spacerze wokół bloku. O tym, że tworzenie rodziny zaczyna się od roku izolacji… Jej! Gdybym była w pierwszej ciąży, chyba właśnie obleciałby mnie porządny strach! Gdybym dopiero planowała dziecko, chyba bym się jeszcze raz zastanowiła, a może nawet powiedziała: „dobra, poczekam jeszcze 2-3 lata, ja chcę ŻYĆ, a nie siedzieć tylko w domu!”. Bo jak to tak: ja, zawsze aktywna, zawsze z masą zajęć i pomysłów miałabym zamknąć się w domu??? Czekać na męża/ faceta, bo inaczej tylko ja, dziecko, pielucha, cycek, ja, dziecko, pielucha, cycek…?
Na szczęście, gdy czytałam, ja już jedno dziecko miałam i wszystko we mnie krzyczało: „Nie, tak wcale nie jest! Tak nie musi być!”…. Zwłaszcza w mieście, zwłaszcza w Warszawie. Rozumiem, że tak może się czuć młoda mama, gdy mieszka w domu w lesie, 30 km od jakiegokolwiek miasta czy innych oznak cywilizacji, bez samochodu, ale w mieście ??? W dużym mieście???? W stolicy??? Samotność? Izolacja? Czekanie na męża? Co to ma być? Dorosła kobieta czy bezwolna księżniczka uwięziona w średniowiecznej wieży???
Wiedziałam, że gdy Maks miał kilka tygodni czy kilka miesięcy, nigdy nie spotkałam się z takim uczuciem. Teraz mam Jagodę – zaraz skończy 8 tygodni i również się tak nie czuję. Nigdy się tak nie czułam z prostej przyczyny: NIGDY NIE CHCIAŁAM SIĘ TAK CZUĆ. Wiedziałam, że macierzyństwo nie oznacza dla mnie końca aktywnego życia, końca tego, co lubię, tylko wprowadzenie niezbędnych zmian i dostosowanie aktywności do tego, co można robić razem z maluchem. A można robić naprawdę spoooooro! A gdy słucham o tym, że cały dzień w domu, że wyjść się nie da, że na męża trzeba czekać, że szczyt możliwości to spacer po pobliskim parku, to szlag mnie trafia! Hey dziewczyny, czy nie mając dziecka, też nigdzie nie ruszałyście się bez faceta? Czy nie podejmowałyście same żadnych decyzji? Czy nie miałyście swoich zajęć, marzeń, planów, koleżanek??? Czy po pracy czekałyście tylko na to, co ON Wam zaproponuje? Nie? No to co się teraz stało??? Siedzicie w domu, bo co? Bo z dzieckiem się nie da… ? Bo nie lubi wózka? Bo nie lubi samochodem? Bo nie masz czasu między jednym karmieniem, a drugim? A może drzemka o godzinie X utrudnia wyjście z domu?
Zamiast narzekać i straszyć wizją uwięzienia w domu te, które dopiero mamą planują być, weźcie sprawy w swoje ręce. Jesteście na macierzyńskim, nie na chorobowym. Macie maleńkie dziecko, ale kto powiedział, że musicie je non stop izolować??? Możecie robić maaaaasę rzeczy, zwłaszcza, gdy mieszkacie w dużym mieście. Zwiedzać nowe miejsca, chodzić codziennie do innej kawiarni, jeść śniadania z przyjaciółką, iść na kawę, na lunch, na ciastko, możecie szukać miejsc przyjaznych dzieciom, iść na fitness dla mam, do kina dla mam, zapisać się na zajęcia językowe z dzieckiem i znaleźć całą masę innych rzeczy, które naprawdę można robić z maluchem zamiast siedzenia w domu, bo „mam dziecko”.
Wymówek można mieć mnóstwo – to tylko Twoja decyzja, czy się im poddasz czy będziesz sama kształtować swoją rzeczywistość z dzieckiem. Nie masz samochodu? OK, jeśli tylko nie mieszkasz 30 km od miasta, spokojnie dasz radę autobusem i piechotą z wózkiem. Ja się tak przemieszczałam z Maksem przez pierwszy rok i nikomu korona z głowy nie spadła. Twoje dziecko ciągle jęczy, jest wrażliwe, w domu ciągle chce być na rękach? A może w kawiarni będzie jęczeć mniej niż w domu? Albo na zajęciach albo na zakupach w centrum handlowym? Nie próbowałaś – nie wiesz. Nie lubi wózka? Spróbuj z chustą albo z nosidłem. Nie lubi samochodu? To już omówiłyśmy – masz autobus i własne nogi. Musisz być w domu na karmienie? A dlaczego? Dziecko można nakarmić wszędzie! A może nie masz z kim? Rozejrzyj się, na pewno ktoś z dzieckiem się znajdzie… może dalsza koleżanka, z którą odnowisz znajomość? Może ktoś z dawnych lat?
A jak powiesz, że tak fajnie, że duże miasta możliwości mają mnóstwo, ale w mniejszych to już nie… Prawda jest tak, że zwykle też się coś znajdzie. A jeśli nie, to może to właśnie Wasza rola? By coś fajnego dla siebie i innych mam zorganizować. Błagam, nie stawajmy się zamkniętymi w domach matkami, które tylko czekają na powrót swoich facetów czy mężów z pracy. Nie dziwię się, że wtedy nic nam się nie chce, że czujemy się przytłoczone pieluchami, karmieniem i dzieckiem. Wyjdź z domu, odetchnij, zrób coś. Dla siebie, ale też dla dziecka. Twoje dziecko wcale niekoniecznie będzie szczęśliwsze, jeśli będzie siedzieć tylko w domu z przerwą na 2 godzinny spacer po okolicy, niekoniecznie będzie zdrowsze, niekoniecznie będzie się lepiej chować i lepiej rozwijać.
Ktoś powie: Ty masz łatwe dziecko, moje to… Wiecie co? Moje dziecko w domu wcale spać nie chce, też kwęka i stęka i co ją odłożę na trochę i próbuję coś zrobić to po 10-15 minutach słyszę pojękiwania i kwękania…. Na wyjściu niemal nigdy J Może Waszego malucha też irytuje ciągłe siedzenie w domu??? Póki nie spróbujesz, to się nie dowiesz J Spróbuj. Odpuść teorie, co możesz, a czego nie możesz z dzieckiem. Zrób coś, na co masz ochotę! Wykorzystaj ten macierzyński też dla siebie. Zobaczysz – warto!
PS. wspomnianego na początku artykułu nie linkuję z prostej przyczyny – mocno wierzę, że autorka miała po prostu gorszy dzień i nie chciałaby być utożsamiana głównie z tym tekstem 😉
81 Comments
Grochem o Garnek | Anna Sudoł
Natalia, wyglądasz super na tym zdjęciu! <3 Świetny, bardzo potrzebny post 🙂 Zgadzam się ze wszystkim i przyznaję, że sama też czasami zbyt często siedzę w domu, usprawiedliwiając to tym, że mieszkam daleko od miasta 🙂 Chociaż u nas jest trochę inaczej, bo Łuki pracuje z domu to jednak zawsze warto wyjść i fajnie spędzić czas!
Natalia
🙂 Dzięki Ania 🙂 to zdjęcie z 2011 – młodość kochana, młodość!:) + północna Francja i pewnie po tygodniu wspaniałej podróży z 2,5 miesięcznym Maksem – jak widać podróż służy :)) czyli jesteście razem zawsze? też super!:) zresztą Ty to zakładam, że w domu robisz inne super rzeczy – zawsze zazdroszczę tych pięknych przepisów 🙂
Martyna
Artykuł jest fajny, ale niestety niedostosowany do realiów ekonomicznych wielu młodych matek. Z rozrywek dostępnych bez pieniędzy w portfelu pozostaje spacer i windowshopping 😉 I tak, jest w tym kraju wielu ludzi, dla których kawa w kawiarni jest nieosiągalna, a bilety na autobus to pewien luksus.
Natalia
Myślę, że dla matek w dużym mieście kawa i bilet na autobus jednak jest osiągalna… wnoszę po tłumach w kawiarniach, problemach z zarezerwowaniem stolika w restauracji i masie ludzi w centrach handlowych 😉 nie mówmy zatem, że siedzenie w domu to tylko efekt ograniczeń ekonomicznych 😉
aga
dziecko nie ogranicza, to raczej brak finansów na wyjście do kawiarni na kawę czy ciastko i uczestnictwo w zajęciach i wyjazdy. Ja z dziećmi mogę jeździć wszędzie i robić wszystko, ale niestety najpierw trzeba ostro na to nazbierać.
Justyna
Jeszcze nie mam dzieci, ale czytając Twoje artykuły jestem bardzo pozytywnie nastawiona do macierzyństwa. Myślę, że sedno tkwi w tym, by mieć zainteresowania. Pracuję w bibliotece – u nas oferta bezpłatnych zajęć jest ogromna, więc są dla każdego (bez względu na wielkość portfela). Oprócz wypożyczenia książki/filmu/audiobooka, można uczestniczyć w spotkaniach dla młodych rodziców z dziećmi, posłuchać ciekawych prelekcji, zapisać się do klubu kulinarnego czy klubu podróżnika (zapraszamy gości, którzy opowiadają o swoich podróżach, czasem są to nasi czytelnicy) itp. Mogłabym wymieniać bez końca. Nawet w mniejszych miastach (ja w takim mieszkam) jest mnóstwo możliwości – po prostu zamykając się w czterech ścianach nie wiemy, jak wiele się dzieje dookoła. Pozdrawiam 🙂
Natalia
Ooo super! 🙂 no widzisz, a zwłaszcza na Facebooku pojawiła się maaaasa komentarzy, że w małym mieście nic się nie da robić… a mi się właśnie wydaje, że to jest kwestia szeroko otwartych oczu, uszu i też chęci, bo nawet z koleżankami można urządzić klub kulinarny u którejś w domu 🙂 cieszę się, że moje posty nastawiają pozytywnie i mam nadzieję, że Twoje macierzyństwo okaże się równie pozytywne jak moje 🙂 pozdrowienia 🙂
Kasia
Bardzo fajny tekst i choć zgadzam się z Tobą co do samej zasady to niestety muszę to napisać – jesteś trochę oderwana od polskiej rzeczywistości.
Nie mam na celu Cię obrazić ani pisać z zazdrości, bo wiem, że pozycję finansową zawdzięczasz swojej ciężkiej pracy i z całego serca Ci tego gratuluję 🙂 Ale, nie każdy jest Tobą. Co więcej, większość Polski żyje w zupełnie innych realiach. W realiach, gdzie za cenę kawy ze Starbucksa można zrobić obiad dla czterech osób. W realiach, gdzie przyjaciółka pracuje na kasie albo w przedszkolu i niestety, ale co najwyżej może spotkać się w parku w sobotę ze swoimi dziećmi. Gdzie na kurs języka dla dziecka zrzuca się cała rodzina, a co dopiero mieliby się zrzucać na Twój. Ubrania dla siebie kupujesz w SH, bo inaczej zabraknie Ci na pampersy, a szczytem marzeń jest wyjazd na tydzień do Chorwacji zamiast nad polskie morze.
I jasne, można napisać, że pieniądze to nie wszystko. Ale najpierw policz ile zostaje rodzinie z dwójką dzieci, gdzie rodzice zarabiają po 2-2,5 tys. na rękę (dominanta zarobków w Polsce to chyba jakieś 1,8-2 netto?), wynajmują mieszkanie za 1,5k, za przedszkole płacą 500 zł. A macierzyński przez rok obcina mamie pensję o 20%.
Jeśli faktycznie chciałabyś, żeby Twój tekst coś zmienił – to zaproponuj rozwiązania dla kobiet, które do dyspozycji mają zero albo kilkanaście złotych miesięcznie na takie aktywności 🙂 Bo niestety, ale tekst “wymyślcie coś w swojej okolicy” jest trochę lekceważeniem tych, których nie stać na to co wymniełaś albo nie mieszkających w dużych miastach.
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Natalia
Hey Kasia 🙂 dzięki za kulturalny komentarz – jak widać można się nie zgadzać, ale spokojnie o tym dyskutować 🙂
To może po kolei:
1) wiem, że nie każdy ma takie możliwości finansowe, jakie mamy my i większość naszych znajomych. wiem, że mieszkamy w wielkim mieście, w stolicy i czasem wydajemy kwoty na obiad czy wyjazd absurdalne dla innych. Przyznaję się do tego – tak jak napisałaś to efekt ciężkiej pracy.. wiem, że łatwiej wymyślać rozrywki, gdy się na nie ma pieniądze..
ale:
1) zachowanie “siedzę w domu z dzieckiem i czekam na męża, bo z dzieckiem to się nie da” obserwuję też u osób, których finanse nie ograniczają i mam wrażenie, że to kwestia zmieniającej się mentalności po urodzeniu dziecka, a nie kasy…
2) jestem socjologiem / badaczem rynku i zdarza mi się robić badania w małych miasteczkach i pomimo, że możliwości są tam mniejsze, nadal spotykam osoby, które są bardziej stacjonarne, bez pomysłów, jak i te pełne energii i pomysłów, co by tu zrobić pomimo, że nie mają rewelacyjnej sytuacji – takie miałam odczucia jak robiłam wywiady np. w Świebodzinie – jakieś 20 tys. mieszkańców?
3) co do propozycji, wiadomo, że mi jest ciężko wczuć się w sytuacji kogoś w małym mieście tak jak komuś w małym mieście ciężko np. zrozumieć, że w dużym mieście pracujesz czasem 15 godzin na dobę, a komputer odkładasz o 3 w nocy ;)… ktoś jednak poniżej pisał o bezpłatnych zajęciach w bibliotece, czasem są takie w domach kultury -można zebrać koleżanki i samemu zrobić sobie klub kulinarny – raz na tydzień spotykać się na obiadkach u jednej, można się umawiać na bieganie z wózkami (kurka, ja to bym chciała mieć na to czas!!!), można zorganizować fitness z dzieckiem u którejś w domu włączając płytę na komputerze, nawet języka można się uczyć przez Internet…
4) inna kwestia jest taka – niby tak źle, niby pracy nie ma, a jeśli miałabym powiedzieć, jak nam jest ciężko znaleźć pracowników to bym chyba elaborat napisała 😉 a nie wyzyskujemy ludzi, płacimy na czas, praca miła, warunki miłe… a wymagania często nieadekwatnie duże – i niestety nie jest to tylko opinia warszawska – problemy ze znalezieniem ludzi do pracy mają znajomi i w Bieszczadach, i na Podlasiu….
Kasia S
Rozumiem intencje tego tekstu, ale zabrzmiało jak: “jesteś sfrustrowana macierzyństwem? – idź do kawiarni na ciasto lub odnów znajomość z kimś przypadkowym z podstawówki i namów,żeby zaopiekował/a się Twoim dzieckiem”. O kursie języka z dzieckiem nie wspominając, bo znam lepsze metody marnowania kasy i lepsze sposoby na naukę języka. Jak się ma znajomych z dziećmi lub dużo kasy na zbyciu lub klub fitness z basenem koło domu, to pierwsze miesiące z dzieckiem nie są problemem. Dla pozostałych, należałoby spłodzić troszkę konkretniejszy tekst, z których słyniesz: kilka miejsc/ aktywności (miejsca, adresy, telefony) dla mam i niemowlaków. Czekam z niecierpliwością! Pozdrawiam
Natalia
A chętnie taki tekst spłodzę 🙂 szczerze? to miałabym ochotę taki tekst płodzić od urodzenia małej, ale za dużo czasu mi praca pochłania – taki ten mój macierzyński ;))) co do fitnessu – ja jeździłam z Maksem autobusem kilkanaście przystanków na fitness z bobasem, nie miałam nic koło domu 🙂 a i znajomość odnowiłam na tym fitnessie i nadal się spotykamy 😉 fitness to Puella na Kabatach, teraz zamierzamy z Jagodą testować Calypso Europlex 🙂
Ania Kwaśny
Popieram ☺ siedzenie w domu z dzieciątkiem to błąd. Ale czytam poniższe komentarze muszę powiedzieć “NIE”. To nie chodzi tylko o pieniądze. Można wyjść na spacer z książką i kawą w kubku termicznym i nie wydać ani złotówki. Jest mnóstwo darmowych spotkań, szkoleń dla mam z dziećmi i to niekoniecznie w dużym mieście (sama w takim mieszkam). Nawet głupie wyjście po chleb i kwiaty może być oderwaniem od rzeczywistości, bo zawsze spotkamy jakieś mamy, z którymi można pogadać. Ja ze swoim maluchem pracowałam, chodziłam na fitness, na kawę. Wszystko jest kwestią chcenia 😀
Natalia
Dzięki Ania!!! 🙂 myślimy dokładnie tak samo 🙂
Katarzyna
A ja się muszę z Tobą nie zgodzić nie wszystko zależy od chcenia. Bo ja chcę bardzo dużo niestety zaraz potem zdezam sie z twardą ścianą rzeczywistości bo moje dziecko np od początku nie spało w wózku ba każde zatrzymanie sie podczas spaceru kończyło się wrzaskiem jakby ja rozdzierali. Patrzyłam że łzami w oczach na te matki na ławeczkach czytające książkę czy gazetę, na te które spokojnie robiły zakupy a dziecko smacznie spalo. I nie jestem z tym jedyna. Teraz córa ma niemal 2 lata i wyjście z nią gdziekolwiek indziej niż na plac zabaw dalej graniczy z cudem i jest bardzo dalekie od błogiej przyjemności. I wybaczcie ale jak czytam takie zaprzeproszeniem pierdzielenie o szopenie i wrzucanie wszystkich do wora pod tytułem bo “im się nie chce” to mnie krew zalewa i mam wrażenie, że macie anioły nie dzieci (albo dzieci nie macie)
Joanna Kieres
Moj tez nauczony ze spanie tylko w jadacym wozku, nie powiem czasem z zazdroscia patrzylam na mamy na laweczkach, ale na pewno nie ze lzami. Zwiedzilam wiele nowych miejsc, opalilam sie jak nigdy, schudlam i nabilam setki kilometrow. Chodzilam tez na baggygym idealne zajecia dla takich “wymagajacych” maluchow 🙂 A w koncu tez czasem sie budzil i mozna bylo usiasc na kawie czy lemoniadzie 🙂
Katarzyna
Też nabijalam kilometrów i sporo schudła ale mimo iż uwielbiałam i uwielbiam chodzić to mazylo mi się choćby usiąść i w spokoju wypić 2 łyki wody. Po nieprzespanej nocy i całych dniach na nogach przy problemach z kręgosłupem czasem trzeba usiąść i chwilę odsapnąć.
bobu
Co Wy z tą kawą? Karmicie piersią i kawę pijecie? Gratulacje! Ja nie wypiłam ani kropli od porodu a dziecko niedługo kończy 3-miesiące. Jak mała prawie nie śpi w dzień to nie będę ryzykować, kawa dla mnie nie istnieje. No chyba że macie dzieci na butli, to inna sprawa. Ale życie na butli generalnue jest łatwiejsze. W tekście jest “karmić można wszędzie”, na pewno? Wyciągasz cycek na mrozie? U mnie te karmienia trwają 40 min i są co półtorej godziny, jakoś nie wyobrażam sobie marznąć 40 min.
Mum
Są takie mamy, które znajdą milion powodów do tego aby z dzieckiem nie wyjść. Tak zwane marudy i ‘ nie da się’ tak jak zauważyłaś. Są też i takie ( i jest to większość – sądząc po ilości wózków ‘na mieście’ 🙂 ) , które chodzą ze swoim dzieckiem bez ograniczeń wszędzie. Moim zdaniem zdecydowanie zależy to od charakteru i poziomu aktywności mamy. W końcu nie każdy lubi spacery , wyjścia z dzieckiem, na fitness , itp. Myślę że to sprawa bardzo indywidualna 🙂
Natalia
Masz rację – jak ktoś ma ochotę na siedzenie w domu, spełnia się w tym i spędza każdy dzień z uśmiechem na twarzy, to jak najbardziej:) to jest raczej tekst zachęcający do zmiany te, które liczą godziny do przyjścia męża, bo czują się uwięzione w domu… też uważam, że aktywne przeważają 🙂 ale niech będzie nas jeszcze więcej 🙂
Katarzyna
A są też takie i jest ich masa (nawet jak ostatnio widzę więcej niz tych co wg was im sie chce) które lecą biegiem z wózkiem sfrustrowane i zmęczone słuchaniem ciągłego placzu, które bardzo chcą i próbują ale i tak są przez postronnych wrzucane do wora “im sie nie chce”
Ewelina
Sporo tu odniesień do sytuacji finansowej młodych mam, a wpis przecież nie o tym! Ja widzę w nim zachętę do niedopuszczania, zachętę do życia tak jak wcześniej bez względu na fakt posiadania małych dzieci. I pod tym się podpisuję obiema rękami. Za jedno z moich ważniejszych życiowych osiągnięć uważam fakt, że w (podwójnym już) macierzyństwie nie zgubiłam siebie.
Pieniądze owszem ułatwiają, ale przecież wszystko jest w naszych głowach!
A jesli mama ciekawa świata nie ma kasy, to polecam np. muzea – każde publiczne muzeum ma obowiązkowo 1 dzien bezpłatnego zwiedzania w tygodniu.
Natalia
Ooo, i to jest kolejna świetna propozycja!!! 🙂 Muzea! myślę, że można sporo wymyśleć – chyba faktycznie jak ktoś niżej napisał trzeba się wziąć za konkretny post 🙂 fajnie też, że piszesz z perspektywy mamy dwójki 🙂 ja niby też już dwójkę mam, ale od niedawna, to zaraz mi ktoś zarzuci, że nic nie wiem 😉 a jaką masz różnicę wieku? 🙂
Ewelina
Ja też z tych świeżych wielomatek – starszy ma 3 lata, młodszy 4 miesiące :). Ale tym bardziej jestem zdeterminowana by w tym codziennym szaleństwie robić coś dla siebie. Trudno mi ocenić na ile moje dzieci są łatwe w ogarnięciu i stąd udaje mi się wychodzić z nimi na wystawy, do restauracji, na bliższe i dalsze wycieczki (niektóre mamy w dyskusji podnosiły, że z ich dziećmi się tak nie da). Wiem za to napewno, że ja jestem dużo lepszą mamą jeśli mogę przy okazji opieki nad chłopcami robić to co lubię:)
Kasia Kulesza | Zorganizowana
Zgadzam się z Tobą w 100%! Moja córka ma 2 latka, syn 4 miesiące, a ja absolutnie nie czuję się zamknięta w domu i sfrustrowana. A od niedawna mieszkam w małym mieście, więc teoretycznie mam tu zdecydowanie mniej rozrywek. Z moimi dziećmi da się iść wszędzie (cud?przypadek?szczęście?), nie widzę problemu z wyjściem do restauracji czy do sklepu (o spacerze nie wspominam nawet, bo nie wiem co to za filozofia ubrać się i wyjść…). Mam czas na treningi trzy razy w tygodniu (trenuję przy dzieciach w domu i jakoś nie widzę w tym kolejnego problemu i powodu do wymówki), mam zrobiony manicure i pedicure, przeczytaną książkę i zrobione wpisy na bloga. Dwa razy w tygodniu wychodzę wieczorem na nordic walking z koleżanką – bo chcę! Proste 🙂 Wszystko zależy od podejścia 🙂 I również uważam, że dzieci na tym korzystają, bo nie mają sfrustrowanej mamy. Pozdrawiam!
Natalia
Czuję, że byśmy się dogadały :))) muszę tylko te treningi wpisać w swój plan, ale praca na swoim mi to utrudnia – chociaż to pewnie też trochę wymówka 🙂 chodakowska czy coś innego u Ciebie? 🙂
Kasia Kulesza | Zorganizowana
Zdecydowanie byśmy się dogadały! 🙂
U mnie modyfikowana Chodakowska, bo po ciążach mam rozejście mięśni brzucha, więc nie wszystko mi wolno 🙁 Ale odkryłam też niedawno na YouTube kanał POPSUGAR Fitness i coraz częściej robię treningi tam pokazane, dla odmiany 🙂 A jeśli szukasz czegoś szybkiego, to polecam Blogilates :*
Natalia
Kusisz, kusisz!! 🙂 właśnie zajrzałam do Ciebie – ten opis
“Jeśli je jogurt to na pewno puste opakowanie wraz z łyżeczką zostawi tam, gdzie jadł, czyli zazwyczaj w salonie.
Jeśli ma jakieś ubranie do prania to położy je NA koszu na brudy,
a nie DO tego kosza. (UPDATE: po interwencji z mojej strony zaczął
wkładać brudy do kosza, ale nie zamyka pokrywy…).
Jeśli przebiera się w trakcie dnia to wszystkie elementy
garderoby lądują na fotelu w salonie, nigdy w szafie. Podobnie piżama –
znajduję ją POD ozdobnymi poduszkami w salonie, nigdy w sypialni…”…. to totalnie mój Łukasz ;))) on jeszcze skarpetki pod poduszki w salonie wkłada;)))
i jaki instagram piękny!:) ale się cieszę, że się tu odezwałaś! idę po te patenty organizatorskie, bo ja też to lubię chociaż nie zawsze mi starcza czasu przy pracy na swoim 😉 ale coś czuję, że Twój blog mi pomoże 🙂
Kasia Kulesza | Zorganizowana
Haha no to zgadnij, gdzie dziś rano znalazłam skarpetki mojego Tomka? 😛
Tydzień temu się wściekłam i wszystkie takie porozrzucane rzeczy wrzuciłam do worka na śmieci i schowałam w garderobie. Chciałam mu dać nauczkę. I wiesz co? Nawet nie zauważył ich braku! No niereformowalny! 😉
Cieszę się, że Ci się u mnie podoba, zapraszam częściej 🙂 :*
Natalia
hahahaha, też tak kiedyś zrobiłam i też nie zauważył!!! 🙂 skarpetki jeszcze parę razy włożyłam do torby od laptopa;))))
Anna
Twoje dziecko pojękiwuje i kwęka? No to gratuluje. Moje od razu wpada w histerie, wybudza się po 10-15 minutach. Obecnie prześpi godzinę lub dwie (wybudzi się przez ten czas ok 6 razy), będzie aktywny godzinę do półtorej, i znowu sen na godzinę lub dwie i tak 24 godziny na dobę. I to w dodatku nie da się odłożyć gdziekolwiek, i zaśnie tylko na rodzicu bujany.
Także sorry, jakbyś od kilku miesięcy nie przespała ciągiem dłużej niż dwie godziny to ten tekst wysadziłaby sobie dokładnie wiesz gdzie.
I uwierz mi, próbujemy. Ale gdy po raz kolejny po godzinnej jeździe samochodem, dzieciak nie przestałby Ci płakać to tez by Ci się wszystko odechciało.
Ale widocznie Ty z tych matek co uważają, że każde dziecko jest takie samo i mozna je sobie zaprogramować jak robota 😉
Natalia
Hey Ania, nie, nie uważam tak – napisałam już kilka (kilkadziesiąt?;) razy na Facebooku, że muszę dać adnotację, że post nie dotyczy skrajnych przypadków i dzieci, które non stop płaczą / histeryzują… ja się na chustach nie znam, ale z ciekawości – próbowałaś? 😉
Anna
Anna
Tak, jestem chustyjącą mamą. Mam 4 chusty w domu.
Gdyby nie chusta to plecy już dawno by mi wysiadły od usypiania dziecka skacząc na piłce od fitnessu.
Chusta się przydaje, ale moje dziecko nie spędzi w niej dłużej niż pół godziny, jak zaśnie to rowniez wybudzi się po kilkunastu minutach z płaczem.
Ewa
Przecież autorka nie napisała “idź do Starbucks i kup najdroższą kawę” tylko “rób to co przed dzieckiem sprawiało ci przyjemność”. Te komentarze na temat sytuacji ekonomicznej są całkiem bez sensu. Korzystaj z tego, że możesz być z dzieckiem i sama ustalasz plan dnia.
Płaczące co 2 godziny dziecko to już może być problem, ale nie wierzę, że będzie płakać cały rok. Może ma dotkliwe kolki? Może lekarz powinien sprawdzić czy wszystko jest w porządku? A może jak to mówi moja babcia “po chrzcinach będzie spokojny” (to była bardziej kwestia tego, że przewód pokarmowy po 3 miesiącu jest bardziej sprawny, ale przez wzgląd na zbieżność czasu babcia swoje wie;)
Jak dla mnie tekst bardzo dobry, pozdrawiam 🙂
Natalia
dzięki Ewa 🙂 no właśnie też myślę, ze te płacze nie trwają non stop przez rok 😉
Katarzyna
Takie kategoryzowanie że widocznie matka pisząca taki artykuł miała zły dzień jest nie na miejscu. Nie każde dziecko nadaje się do łączenia po centrach handlowych czy chodź by każdym innym miejscu niż plac zabaw bo zachowuje się tak,że takie wyjście przyprawia owa matkę o więcej stresu i nerw niż przyjemności. Wiem co Pani artykuł miał na celu ale trzeba przyjąć do wiadomości że każde dziecko jest inne i nawet w wielkim mieście nie zawsze daje się z takim małym człowiekiem wszędzie pujść. Poza tym jak przed ciążą przyjemność sprawiało mi chodzenie na piwo do pubu i na koncerty rockowe to daruj ale raczej nie bardzo dziecko na takie wycieczki zabiorę;) a zakupy z małym wrzeszczącym z nudów dzieckiem to też bie szczyt marzeń kobiety. Dlatego nie jedna z nas myślami wypatruje męża by muc się na chwilę oderwać od tych pieluch,cyca i płaczu by móc się zresetować BEZ dziecka
Paulina
takie wrzucanie wszystkich mam, które “siedzą w domu” do jednego worka mało kreatywnych, marudzących i nieudolnych kobiet? raczej słabe. I podejrzewam, że wiele z tych mam próbowało i to nie raz, ale zderzyły się z rzeczywistością i faktem, że nie każde dziecko jest jak z reklamy… mamusia siedzi, popija kawkę z koleżanką a dziecko w bujaczku bawi się grzechotką przez pół godziny. Nie mówiąc już o dzieciach, które są na prawdę wrażliwe i w klubie fitness czy w kinie tym bardziej raczej nie czułyby się komfortowo. Nie chodzi o licytację czyje dziecko jest bardziej wymagające, ale litości, świat nie jest czarno-biały. Dodatkowo uważam, że dziecko, które jest płaczliwe, niespokojne i “jęczące” w domu nie będzie nagle oazą spokoju jak go wrzucimy w morze bodźców. Idea wpisu może i dobra, ale wykonanie płytkie.
Natalia
Hey Paulina, a ja całkiem często słyszę o dzieciach, co w domu są mniej spokojne niż na zewnątrz 😉 albo o rodzicach, którzy mówią – moje to będzie płakać w samolocie czy w restauracji, ale wcale nie próbowali 😉 o takich mi chodzi 🙂 i bynajmniej nie napisałam słowa o mało kreatywnych i marudzacych 😉 można być w domu i być mistrzynią kreatywności – robic masę fajnych rzeczy :i być super szczęśliwą… ale jeśli masz się czuć “uwięziona w domu” bo dziecko, to spróbuj to zmienić..tylko o to chodzi. Jeśli ktoś nie próbował tego klubu fitness, to skąd wie, jak się zachowa dziecko? 😉
kari
no niestety sa dzieci bardzo wymagajace i pojscie z nimi gdziekolwiek oprocz spaceru graniczy z cudem.. nalezaloby pomyslec ze nie wszystkie dzieci siedza grzecznie w wozeczku gdy mama popija kawe..
Katarzyna
Dokładnie
Pola - Odpoczywalnia
Zgadzam się totalnie. Może nie wszystko, ale bardzo dużo zależy od nas i od naszego nastawienia.
Mamy swoje dzieci, z dwuletnią różnicą. na początku byłam właściwie sama z nimi – mieszkaliśmy we Francji i nie miałam koleżanek ani zaprzyaznionych sąsiadów, mieszkaliśmy na czwartym piętrze w kamienicy i córka nie tolerowala wózka dość długo.
Ale to był świetny czas. gdy byłam sama spędzaliśmy mnóstwo czasu w różnych parkach – jeździłam z nimi na rowerze (oni w przyczepce) i tam z kocykiem spędzaliśmy cały dzień, chodziliśmy do biblioteki na spotkania czytaniowe dla maluchow.
Wiadomo że w weekendy gdy byl mąż było łatwiej – wtedy jeździliśmy na wycieczki, spaliśmy pod namiotem i chodziliśmy po górach.
W takiej codziennej organizacji bardzo pomagała mi chusta – nie tylko chodzi o większą mobilność, ale tez poczucie bezpieczeństwa i dziecka nawet w nowych i nieznanych sytuacjach i karmienie piersią, nie musiałam sie martwić i butelki, wyparzanie itp. No i też nie chodzi o jakiś wyścig, kto jest lepsza superbohaterką tylko o poczucie sprawczości.
Pozdrawiam 🙂
Natalia
Hey Pola 🙂 dzięki za ten komentarz 🙂 pokazujesz, że nawet jak się ma dwójkę z niewielką różnicą i nie ma się koleżanek na miejscu, to można być aktywną mamą:) extra!!! 🙂 Poczucie sprawczości – podoba mi się 🙂
Pola - Odpoczywalnia
W Lyonie, piękne miasto, a do tego piękne okolice (zapraszam na mojego bloga, tam trochę relacji)
Natalia
Muszę koniecznie zajrzeć 🙂 my uwielbiamy niewielkie francuskie miasteczka, a podejrzewam, że w okolicy macie takich sporo 🙂
Natalia
A gdzie mieszkaliście we Francji? 🙂
Dominika
Bardzo dziękuję za ten tekst. Jestem mamą pięciomiesięcznej córki i uświadomiłaś mi, że większość ograniczeń tkwi w mojej głowie i jak nie spróbuję, to się nie przekonam, jak jest naprawdę. Zawsze byłam aktywna – po pracy różne zajęcia i spotkania, w czasie ciąży również nie mogłam usiedzieć na miejscu. Odkąd zostałam mamą, najbardziej doskwiera mi brak możliwości swobodnego i spontanicznego podejmowania różnych aktywności, jak było dotychczas. Wielkim krokiem było dla mnie wystartowanie ze spacerami oraz podjęcie nauki chustowania, jednak wszystko w bliskiej odległości od domu (gdyby coś się działo). Po Twoim wpisie wiem, że czas na kolejny krok i ruszenie dalej 🙂 Gorąco pozdrawiam
Natalia
Dzięki Dominika 🙂 bardzo się cieszę, że tak się poczułaś po przeczytaniu 🙂 bo tekst nie miał być negatywny, nie miał krytykować tych, co w domu lubią posiedzieć, miał właśnie zachęcić do zmian te, co kochają być poza domem, ale teraz trochę zrezygnowały przez dziecko 🙂 ja za to muszę się zmobilizować na fitness, bo przez pracę na swoim i małe dziecko, ciagle to odkładam, a bardzo chcę 🙂 pozdrowienia!:)
Agata Piłka
Dziewczyny, ale tu nie chodzi o chodzenie tam gdzie można wydawać pieniądze, tylko o to że jeśli męczymy się siedząc w domu – to próbujmy z niego wychodzić. Wiadomo że nasze możliwości są różne, dzieci są różne, a nawet pogoda bywa czasami lepsza a czasami gorsza, ale jeśli chcemy – to zamiast tylko o tym marzyć, spróbujmy.
Mój synek pierwsze 3 miesiące wył i wrzeszczał z powodu kolek. Próbowałam z nim gdzieś wychodzić ale przyprawiało mnie to tylko o większy stres, ponieważ nie mogłam znieść gromiących spojrzeń i komentarzy dotyczących płaczu dziecka. Dlatego chodziłam na długie spacery (po około 20km) i tym sposobem zwiedziłam całą nową dla mnie okolicę. Nie bardzo mogłam usiąśc i się czegoś napić bo mały wtedy płakał 😉 – ale brałam picie w butelce albo w termosie, wkładałam słuchawki z muzyką i mówiłam że idę się opalać 😉 Po 3 mies było już łatwiej bo akurat u nas jakoś unormował się cykl dobowy i skończyły się wściekłe ryki, więc rozszerzyłam życie moje i małego o doświadczenia socjalne, ale wiele z nich było bezkosztowych – spotkanie u znajomych lub znajomych u nas (zwykle z małymi dziećmi), wyjście do parku i na plac zabaw (zawsze to więcej ludzi niż na spacerze ;)), jazda autobusem na drugi koniec miasta żeby zobaczyć coś nowego, odwiedziny u dziadków, wyjście na zakupy (tak, dla malucha nawet to potrafi być ciekawe). Oczywiście, zdarzały się również aktywności związane z kosztami typu podróże – samochodem wybraliśmy się w pierwsze 200 km gdy Kazik miał niespełna 3 tygodnie. Ostatnio zdarzyło nam się zrobić ponad tysiąc km w 2,5 doby (grunt to dobra organizacja :)). Ponieważ bardzo wcześnie wróciłam do pracy nie mam czasu na aktywności typu fitness czy kino dla mam, ale moje znajome chwalą sobie taki sposób spędzania czasu. A ja, jako że jestem stęskniona do dzidzi po pracy – w tygodniu chwalę sobie posiedzenie z nim w domu :))) A weekendami zwykle gdzies ruszamy 🙂
PS. Wczoraj byliśmy na KAWIE i GOFRACH. Pierwszy raz w kawiarni od ponad roku! Podaję to jako przykład i pozytywny i negatywny – z jednej strony widać że można ciekawie spędzać czas nie wydając kasy na przysłowiową kawę, z drugiej widać że nie zawsze są dzieci z którymi da się na nią dotrzeć 😉
Ale wg mnie najważniejsza jest równowaga – uśmiech i zadowolenie z powodu czasu spędzanego z dzieckiem ale również wdrażanie go w swój świat i zachowanie w tym wszystkim siebie.
Agnieszka MT
Bardzo dobry tekst – ja akurat do pracy wrocilam po 3-miesiecznym macierzynskim, ale i tak dziecko w niczym nam nie przeszkadzalo, wyjezdzalismy na weekendy i wakacje (w tym pod namiot), wychodzilismy do restauracji, nie mowiac juz o lazeniu po parku. Naprawde mozna.
Natalia
:))) dzięki! 🙂
mila
Bardzo bym chciała, żebyśmy w końcu, jako matki, przestały się oceniać i pouczać. Żeby te, którym macierzyństwo idzie łatwiej, nie spoglądały z pogardą na te, które sobie nie radzą, bo przecież wystarczy to czy tamto i będzie super. Otóż czasami nie wystarczy.
Podam przykład (może trochę abstrakcyjny, ale mam nadzieję czytelny): wysoka osoba demonstruje jak należy sięgać produkt z wyższej półki- wystarczy wyciągnąć rękę! (wow! super!) Inne wysokie osoby przyklasną- no przecież to takie proste! Będą też niskie, które co prawda nie sięgną w ten sposób, ale będą się starały i wlezą na tę półkę i sięgną to co chcą. A będą też takie niskie osoby, które powiedzą- nie mogę, nie dosięgnę, jestem za niska. I teraz zagadka: co zmotywuje te niskie osoby: “przecież wystarczy sięgnąć! to takie proste!” czy może “to może być w twoim przypadku trudne, ale może spróbuj tego albo owego, może ci się uda dosięgnąć, a jak nie, to idź do innej półki i wybierz coś dla siebie, nie jesteś gorsza tylko dlatego, że jesteś niższa”.
Jak z komentarzy zrozumiałam, celem było zmotywowanie tych osób, które są wysokie, ale nie chce im się ruszyć ręką, ale przeczytały to także te niskie i pomyślały, że z nich kpisz, bo przecież one są niskie i nie dosięgną.
Karolina
Wspaniały komentarz…
Plany na macierzyństwo miałam wspaniałe i ambitne. Zresztą tak jak na ciążę. Najpierw okazało się, że w ciąży czułam się fatalnie, miałam zgagi mózgowe, tak to nazywałam, bo tak się czułam. I choć wcale mi się to nie podobało, chodziłam z wiecznie skrzywiona miną. Chciałam się uśmiechać, naprawdę chciałam. Po porodzie z naszym Maluszkiem wciąż wyskakiwaly jakieś niespodzianki- a to słaby przyrost, a to kardiolog, neurolog, rehabilitacja, gastrolog.
Teraz nasz Syn ma 14 miesięcy i wierzę że nasze przygody z lekarzami się już skończyły. Jest dzieckiem wymagającym i absorbujacym. Wciąż jest tak, że jeśli ktoś zakaszle nie w te nutę, którą on akceptuje będzie płacz i spazmy. Chyba się przyzwyczaiłam, choć wiem, że są dzieci łatwiejsze. Zazdroscilam koleżance wyjść do kawiarni z synkiem, bo z naszym taka opcja by nie przeszła. Nie siedzimy w domu, mimo wszystko są rzeczy, których z Synkiem nie zrobię. I czasem- tak- patrzę w okno, kiedy mąż wróci, bo nie mam za kim innym patrzeć. Kochane Mamy, nie oceniajmy się tak surowo, każda sytuacja jest inna i składa się na nią wiele czynników – nasza osobowość, osobowość naszego dziecka, osobowość partnera, sytuacja rodzinna i materialna też, jako komfortu psychicznego.
Natalia
Dziewczyny tekst nie miał kompletnie celu oceniania tych mam, które mają trudne dzieci i dlatego ciężko im być tak aktywnymi jak kiedyś. Ten tekst raczej dotyczy tych, które by mogły, ale z różnych powodów im się nie chce, a potem narzekają, że cały dzień w domu, że tylko dziecko, pieluchy, kupa i cycek… są też takie czy nie? 🙂 moim zdaniem jest ich całkiem sporo…
a Ty Karolina nie piszesz, że byłaś znudzona i zniechęcona, tylko i w ciąży i z maluchem miałaś konkretne problemy, które utrudniały .. i to jest zrozumiałe 🙂 jestem jednak pewna, że też spotkałaś narzekające bez powodu mamy ??:) życzę Ci, by teraz już wszystko szło z górki 🙂
Mila
Tylko pytanie, czy patrząc z boku naprawde mamy prawo oceniać, że narzekają bez powodu. Moim zdaniem nie- nie mi oceniać obcą osobę, nie jestem nią, nie wiem co przeżywa, jakie ma problemy. Może jednak ma powód żeby czuć się tak a nie inaczej (powiem więcej- w 99% przypadków ma, nawet jeśli obiektywnie ktoś by powiedział że to żadne wytłumaczenie.) Jednak uważam, wracając do mojej metafory, że tych wysokich, którym się nie chce ruszać ręką ale narzekają, że nie mają produktu z górnej półki, jest garstka. Za to jest cała masa niskich, które mają wieększe lub mniejsze predyspozycje do przełamywania swoich barier. Jednej pójdzie łatwiej, bo może i niska ale zwinna. Dla innej będzie to niemożliwe, bo jest i niska i z nadwagą. Chodzi o to, że to czy coś możemy zrobić czy nie nie zawsze zależy od nas. Czasami, kiedy nie mamy naturalnych predyspozycji, wystarczy wlożyć więcej wysiłku i się uda. Czasami jednak nie przeskoczymy swoich ograniczeń (chocbym biegała codziennie, nie będę nigdy szybka jak Bolt). Wydaje mi się, że zapominamy, że mamy nie tylko fizyczne, ale i psychiczne ograniczenia (jedne do pokonania mniejszym lub większym wysiłkiem, inne nie). Ja nigdy nie spotkałam mamy, która narzeka bez powodu, może dlatego że nie odważyłabym się tak o kimś pomyśleć. Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono.
Karolina
Nie wiem, skąd Ty bierzesz swoje porównania, ale one naprawdę do mnie trafiają 🙂 często przez to samo okno, przez które patrzę za mężem, widzę kobietę pchajaca wózek z bliźniętami… Wiem, że ma jeszcze starszego syna. I zawsze taką niezadowoloną minę… Oczywiście, kiedyś, przyszło mi do głowy, że ona NIGDY się nie uśmiecha, ale zaraz potem zganilam samą siebie… Przecież ja nic o niej nie wiem! Może nie ma siły się uśmiechać, bo jest wykończona obowiazkami? Może ma dwoje dzieci takich, jak ja jedno? 😉 (generalnie nie narzekam, syn zaprawił mnie w boju:D), może nie ma w nikim oparcia? Może sama zmaga się z jakąś chorobą?
Z tym narzekaniem też jest różnie, przecież wszyscy jesteśmy inni! Moja koleżanka, ta od synka- marzenie, to narzekala, że chciałaby, żeby jej mama i teściowa przestały jej w końcu pomagać 😀 miała rosolki ugotowane na caly miesiąc, dom wysprzatany, psa wyprowadzonego. A ja jej na to: ile ja bym dała, żeby mi ktoś w tym pierwszym miesiącu chociaż raz przyjechał coś ugotować, posprzątać, wyprowadzić psa! 🙂
Generalnie nie poczułam się jakoś dotknięta tym artykułem, po prostu się wypowiadam, bo naprawdę dzieci są różne 🙂 i tak jak pisałam wcześniej, inne czynniki też mają znaczenie 🙂
Ela
Wszystko fajnie kiedy dziecko zdrowe i bez problemów. Ten kto nigdy nie spędził 1 dnia z dzieckiem nadwrażliwym np na dźwięki czy na dotyk, ten nie powinien oceniać matek które by chciały ale się nie da. Bo ciężko się współpracuje z dzieckiem które nie toleruje odgłosu przejeżdżającej hulajnogi, przechodzących i rozmawiających ludzi a co dopiero przejeżdżającego obok auta. Ciężko się uspokaja dziecko które nie toleruje bujania a dotyk sprawia wręcz ból. Takie dziecko nie powie co jest nie tak, tylko płacze bo nie umie sobie poradzić z otaczającym go światem. I wtedy takie uwagi: gdyby matka chciała to można wszystko są strasznie krzywdzące. Bo proszę uwierzyć- czasem na prawdę się nie da. Mój pięciolatek od zawsze problemowy ma zaburzenia SI. Po 1,5 roku terapii mogę wreszcie słuchać w domu radia, ale w aucie już jest to niedozwolone. A na ciele wciąż odkrywamy miejsca które bolą przy dotyku (wnętrze dłoni )
Natalia
Hey Ela, rozumiem, że z nadwrażliwym dzieciaczkiem jest trudniej, ale wiemy, że nie wszystkie takie są… wierzę, że czasem się nie da – zresztą jak sama piszesz Wasz maluch ma zaburzenia SI, więc jego nadwrażliwość to nie przypadek, nie wymysł matki, tylko konkretny problem, który rozwiązujesz… czasem jednak słyszysz przy niemowlaku, że nie można iść do znajomych, bo będzie za dużo bodźców… a przecież nie jest tak, że każdemu dziecku to przeszkadza..
www.fashionable.com.pl
Jestem na tak! Wierzę, że u mnie też tak bedzie. Moim zdaniem wszystko jest kwestia podejścia i organizacji. No i nie schizowania macierzyństwem.
Natalia
Ania, jak Was znam, to na pewno tak będzie!!!! :)))) i coś czuję, że też będziecie z maluchem podróżować 🙂
Karolina
Pffff bardzo zabawne. Mieszkam w Warszawie i Tak jestem tą osobą, która straciła dawne życie i siedzi w domu z 3 miesięcznym dzieckiem sfrustrowana. Miałam w tym czasie 8 podejść do wyjść na miasto, 5 podejść do wyjazdów i jakieś 6 prób zorganizowania wieczornego spotkania ze znajomymi u mnie w domu. Każdorazowo dramat i tragedia, krzyki, płacze, marudzenie, Problemy ze snem, noc z głowy, dziecko umęczone, a ja w stresie i żadnej z tego przyjemności. I tak, mam dosyć i się poddałam! Także jak słyszę żeby wziąć sprawy w sprawy w swoje ręce to wściekam się po prostu… najwyraźniej taką jestem “matką beznadziejną”…. wybaczcie.
Natalia
Hey Karolina 🙂 nigdy bym nie powiedziała, że jesteś beznadziejną matką, o nikim tak nie mówię, tylko nie lubię narzekania BEZ POWODU i zakładania Z GÓRY, że się nie uda, że nie można, że nie zrobię tego, bo mam dziecko. A z moich obserwacji wynika, że wiele jest takich mam..
Tak, przyznaję – nie jestem w stanie tego zaakceptować 🙂 Inaczej wygląda sprawa, jeśli się próbowało, ale coś nie wychodzi… a powiedz.. wieczorne spotkania próbowałaś jak maluch już śpi czy jak jeszcze jest aktywny? dużo ludzi? i tak z ciekawości: w jakiej dzielnicy mieszkasz? 🙂 bo jeśli byś miała po drodze na Saską Kępę, to ja Cię zapraszam na pyszne ciacho i kawę… może maluch akurat będzie spokojny w nosidełku czy w wózku??? 😉 poza blogiem mamy cukiernię Deseo – w tygodniu jest u nas spokojnie i cicho, a słodkości wiele wynagrodzą 🙂 a jako, że sami mamy dzieci, wszystkie wózki, karmiące matki itd są mile widziane 🙂 może uda mi się poprawić Ci humor, jeśli go zepsułam tym tekstem;)
mdjsb
O! A to Ci post o frustrowanych markach 🙂 pewnie i taką jestem. Z tych księżniczek ubezwlasnowolnionych…. co to życia poza czterema murami nie widza i nie mają.
Mam troje dzieci , w odstępach dwuletnich. Sa jeszcze małe, co więcej, są chorowite i serio zdarza sie, ze nie mam jak wyjść z domu. O wlasnie! Maz pracuje do pozna badz wyjazdowo, ja mam mozliwosc zalatwienia opieki tylko(bo niestety na opiekunki kasy brak), zeby ew. lekarza zalatwic albo zakupy. I tak po prostu jest. I jakos nie po drodze mi, ale tak mnie los obdarowal.Wszystko fajnie i pieknie, jak się ma kasę i zdrowie. I nie sądzę, zeby to było wywijanie kota ogonem. Mamy!! , wspieramy się się nie patrzmy sobie na ręce. Łatwo oceniać ze swojej perspektywy
Natalia
Wiadomo, że jak się ma troje dzieci to inaczej niż gdy masz jedno 😉 Przyznaj, że jak masz trójkę, to się dziwisz matkom, że narzekają, że zmęczone przy jednym… nie wierzę, że nie 🙂 Mamy bliskich znajomych, 2 różne rodziny, obie z trójką dzieciaków i wiem, że to inna historia.. 😉
Patrycja (Chustodzieciaki)
Autorka, która napisała tekst, na który się powołujesz, a która jest moją koleżanką po fachu, najpewniej nie miała gorszego dnia. Pisała na podstawie swoich obserwacji kobiet, które spotyka na co dzień, bo jest doradcą noszenia dzieci. Rzeczywistość, którą opisała, to rzeczywistość bardzo wielu matek. One czują, jak czują, z różnych powodów, których nie znasz. Twój artykuł jest krzywdzący i niesprawiedliwy. Wpisuje się w klimat frazesów typu “to wszystko jest tylko kwestią dobrej organizacji”, “co cię nie zabije, to cię wzmocni”, “skoro ja mogę, to i ty możesz”, “możesz wszystko, tylko uwierz w siebie”. Ot, pstryknięcie palcem i załatwione. Niestety, ludzie tak nie działają.
Natalia
No jasne, zdecydowanie lepiej siedzieć i się użalać, że sama z dzieckiem, że trzeba czekać na męża, że kawa zimna… co mają powiedzieć samotne mamy? albo te, które mają chore dzieci? Jeśli mając zdrowe dziecko, męża i mieszkając w wielkim mieście, kobiety czują się uwięzione w domu…? Chętnie posłucham z jakich powodów kobiety się tak czują, bo rozumiem, że Ty je znasz doskonale 🙂
Ja jak widać nie te matki spotykam na swojej drodze..
Patrycja (Chustodzieciaki)
Ich powody są subiektywne. Nie Tobie je oceniać i nie mi.
Co do samotnych matek i matek dzieci chorych – te czynniki są wymieniane jako jedne z poważnych czynników ryzyka depresji poporodowej. Oprócz nich są również inne. Życie jakoś nie chce być czarno-białe. Nie mów ludziom, co mają czuć.
Magda
Patrycja, mądrze napisane. Co prawda popieram taka filozofię życia jaką propaguje powyżej autorka tekstu, ale jestem tez w stanie zrozumieć, jak Ty, ze ktoś z czymś może mieć po prostu jakaś trudność i nie musi wynikać to z jego złej woli i chęci użalania się nad własnym losem. Niestety treści felietonu, w odniesieniu do którego powstał powyższy tekst, nie znam, wiec ciężko jest mi się osobiście ustosunkować, do jakiej kategorii ‚użalania się nad soba’ zaliczała się wspomniana autorka, ale co ważne – stad tez odbiór tego posta może być krzywdzący. Nie mniej mam poczucie, ze teksty w powyższym stylu „możesz wszystko, wystarczy tylko chcieć” mocno upłycają rzeczywistość. To fajnie, ze Natalii się udaje, glownie jej i dziecka w tym zasługa, ale mam poczucie, ze wypowiedz bazuje na mierzeniu świata wyłącznie własna miara. Radzę nie brać takich tekstów zbyt dosłownie i traktować jako inspiracje a nie wyrocznie, trochę z przymróżeniem oka. To tylko jedna z dróg…
Natalia Fabrykiewicz
Dzięki za ten tekst! Za miesiąc będę świeżo upieczoną mamą i dość często rozmyślam o tym, jak bardzo dziecko zmieni moje życie i ograniczy mnie i męża, przede wszystkim w naszym podróżowaniu. Wiem, że większość zależy od mojego, naszego nastawienia. I od tego, jak bardzo nam się będzie chciało nawet wtedy, gdy nie będzie lekko, bo dziecko będzie marudne, płaczliwe lub niespokojne. Wasze teksty na temat podróżowania z dziećmi pozwalają wierzyć w to, że nasze życie nie ulegnie diametralnej zmianie, ale dziecko będzie jedynie jego dopełnieniem 🙂
Natalia – http://www.obiezysmak.pl
Asia
Cześć. Chciałam Ci bardzo podziękować za ten post. Ja zawsze byłam mega aktywna i jak urodziła się moja córeczka postanowiłam, że będzie uczestniczyć w moim życiu i nie dam się zamknąć w 4 ścianach mieszkania. W ten sposób chodzimy dk kina, restauracji, czy na kawę z koleżankami. Problem mam z tym, że moje otoczenie wpedza mnie wiecznie w poczucie winy, że wszędzie ze sobą dziecko targam, że powinna mieć stały rytm dnia, stale pory drzemek. Do tego stopnia mnie zaszczuli, że faktycznie na jakiś czas z tego zrezygnowałam. Efakt był taki ze ja całą w nerwach i złości,dziecko nie chciało spać i wiecznie marudne. Po mega kryzysie postanowiłam nie dać się i podazac swoją drogą. Problemy z marudnym dzieckiem się skończyły.
Dziękuję za ten post i wiele innych bo utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie robie młodej krzywdy i macierzyństwo to nie koniec życia.
Dzięki!
P.s.
Niedługo planujemy pierwsza daleka wyprawę z mala I na pewno Wasze rady co do podróży nam się przydadzą.
Natalia
Hey Asia :)a ja Ci bardzo dziękuję za ten komentarz 🙂 idealnie zrozumiałaś moją intencję postu, a nie dla wszystkich było to oczywiste… dla niektórych było to krytykowanie mam, które mają trudniejsze dzieciaczki, a nie było to moim celem. To, co chciałam powiedzieć to właśnie to, co odczytałaś :))) nie zamykajmy się, bo czasem wtedy właśnie i my, i dziecko mamy gorsze samopoczucie 🙂
PS. Twój maluch ile ma? skąd jesteście? 🙂
Asia
Hej, Ja rozumiem, że są dzieciaki, które uniemożliwiają taki styl życia, bo są chore lub na prawdę trudne. Wydaje mi się, że jeśli tylko nie jesteśmy w takiej sytuacji nie ma się co ograniczać. Co nie znaczy, że czasem nie mam wyżutów sumienia, czy aby na pewno dziecia nie męczę, tak ją wszędzie ze sobą ciągając. Ale po całym dniu w domu zwykle już nie mam takich myśli, bo ona się męczy, ja się męczę i w efekcie mała ma sfrustrowaną mamę. Wydaje mi się też, że dzieci w ruchu znakomicie się rozwijają i poznają świat.
A jesteśmy z Krakowa i mój kruszek ma 4 miesiące 🙂
Pozdrawiam ciepło 🙂
Natalia
:))) czyli prawie tak jak u nas wiekowo:) u nas 4,5 miesiąca:) zgadzam się w 100% 😉 też tak czasem mam, że myślę, że ją za bardzo ciągam, a potem siedzimy w domu, a bobas mi jęczy i już wiem, że to po prostu nie dla nas 😉 mój ciągany po mieście i po świecie Maks ma prawie 6 lat i wszystko z nim OK ;))) pozdrowienia dla Was do Krakowa:)
Maria
Bardzo lubię Twoje teksty z “działu dziecięcego” 🙂
To my, rodzice, od pierwszych dni musimy nauczyć te kruszyny pewnych rzeczy. Jeśli będziemy brać na ręce co 10 minut, bo zaczyna płakać, albo wtykać cycka do buzi, bo się krzywi i marudzi przez sen, to niemowle w mig podłapie, że tak można! Witek skończył wczoraj dwa tygodnie, a już byliśmy w restauracji i na długim spacerze w wilanowskim parku. To co, że płakał na przewijaku i słyszeli go wszyscy na zewnątrz. Jako matka czy ojciec musimy być czasem twardzi i cierpliwi, bo nierzadko idziemy na łatwiznę – “zrobię wszystko, żeby tylko przestało płakać”, nawet jeśli oznacza to zamknięcie się w domu i lęk przed próbowaniem nowych rzeczy. Stopniowo wychodzimy już tylko we dwójkę, bo chcę pokazać synowi, że wyjście na bazarek po jabłka czy do mięsnego będzie się zdarzać. I jemu się to trochę nie podoba, bo o ile na zewnątrz jest ok to w każdym sklepie jest ryk, ale przynajmniej jesteśmy szybciej obsługiwani 😀
Pozdrawiam i ściskam wirtualnie:)
Natalia
Hey 🙂 to chyba normalne, że dzieci mają detektor wchodzenia do sklepu ;))) Moim zdaniem musimy zrozumieć, że te małe też są częścią normalnego życia – oczywiście fajnie spacerować po parku, ale czasem chce się zrobić coś innego lub trzeba 🙂 czy ja dobrze widziałam fotkę z kawką z Costy na Insta? 🙂
Maria
Właśnie, to są mali ludzie. Nie chcę traktować swojego dziecka, jak przeszkody, jako nic nierozumiejącego brzdąca. I tak jak napisałaś w innym poście – wszystko zależy od nastawienia rodziców. :)) Dobrze widziałaś na Insta! Byliśmy we dwójkę na szybkich zakupach i przy okazji na krótkim relaksie przy kawie i ciastku! 😉 Tak off topic – dla mnie to zaszczyt, że moje konto na IG obserwuje mój podróżniczo-gastronomiczny autorytet <3
Kasia
Dziękuję za to! Przygotowuję się do porodu a potem mam zamiar pracować we własnej firmie z maluchem. Wierzę w to, że się da!
Natalia
Trzymam kciuki 🙂
Zxccxzxc
Moje dziecko potrafi nie spać I płakać praktycznie do 7 godzin dziennie ( bez przerwy ) następnie pospać z 3 godziny I znów nie spać kolejnych kilka więc raczej z placzacym dzieckiem nie będę chodzić po ulicy gdy ma ciągle kolki I zaparcia, to nie wiem może Ty nie miałaś takich problemów A ja muszę czekać nie raz cały dzień żeby iść się np wykąpać bo nie mozna go zostawic na chwile
Natalia
Hey 🙂 z perspektywy mamy dzieci w wieku 4 i 9 lat powiem tylko: to wszystko mija i z czasem jest coraz lepiej 🙂 Oby u Was minęło jak najszybciej 🙂
P
Mam bliźniaki, które chciał mąż A nie ja. Urodzilam bo rodzina też chciała mnie zagryźć. Wcześniej się wspinalam, prowadziłam aktywne życie. Teraz kibluję w domu (mąż
pomaga) bo o wspinanie w górach, robieniu dróg mogę tylko pomarzyć. I zdrowie mi poszło po ciazy . Dzieci non stop wymagające, płacz, kolki, itd.Tekst do matek które mogą wyjść A nie chcą. Ja chcę A nie mogę.
Natalia
Hey, na pewno przy Bliźniakach to większe wyzwanie, ale na pewno to minie i będzie coraz lepiej 🙂 Ile Twoje Bliźniaki mają? Polecam Ci bardzo bloga Dagmary Hicks, calareszta.pl 🙂 Dagmara ma TROJACZKI 🙂 Teraz maja już prawie 10 lat, ale myślę, że znajdziesz u niej sporo inspiracji też co do wcześniejszych lat 🙂
XMC Agreement
Bardzo ciekawy blog, rzeczowy i wyważony, zmusza do myślenia i refleksji. Od dzisiaj zaglądam regularnie. Pozdrowienia 🙂