Były już Mazury tradycyjne, nieco przaśne i biesiadne, z Michą Karczmarza, Michą Mnicha oraz całą maaasą mięsa i ziemniaków pod różną postacią. Dziś będzie troszkę bardziej … jakby powiedział Hiszpan pijo, a Anglik posh, czyli z kategorii “Podaruj sobie odrobinę luksusu” 😉
Świetnym miejscem na podarowanie sobie odrobiny luksusu jest na pewno hotel Galery 69 w Dorotowie, kilkanaście kilometrów od Olsztyna, wprost idealny na romantyczny weekend we dwoje. Wiem, bo kiedyś byliśmy 🙂
Hotel Galery 69, ukryty w malutkim Dorotowie to miejsce niewątpliwie wyjątkowe. Jak głosi ich strona to “hotel, który powstał z marzeń o ulotnych nastrojach, o śniadaniu z widokiem na jezioro, o estetyce, która inspiruje i podsyca pragnienia i o duszy zaklętej w przedmiotach. Skrojony na miarę, perfekcyjnie dopasowany do stylu życia jego autorów i nieposkromionych marzycieli.”
Całe miejsce zarówno architektonicznie, jak i designersko to autorski pomysł właścicieli, którzy w swoim manifeście (bo tak chyba można go nazwać) na stronie hotelu przekonują, że nie tolerują “powielenia mebla na przemysłową skalę, bo to zabiera mu pierwiastek ludzki”. W związku z tym mamy wykonane ręcznie meble i tak nietypowe rozwiązania jak drzwi do toalety zamykane na sznurek, zamiast na klamkę.
Hotel utrzymany jest w kolorystyce biało – kremowej, dużo jasnego drewna. Dla mnie to idealne kolory na relaks i odzyskanie spokoju ducha. Dodatkowo na miejscu restauracja i kameralny basen, który można na określony czas zarezerwować tylko dla siebie. Bajka!
Galery 69 obok nietypowych mebli, pełny jest prac artystycznych, odbywają się tu koncerty na czele z Anną Marią Jopek. Minus jest tylko jeden i nietrudno się domyślić, jaki: cena. W sezonie od 480 do 640 zł za pokój dwuosobowy ze śniadaniem. My zatem tym razem tylko jemy 🙂
Ale za to aż 2 razy, bo tak nam smakowało! 🙂 Już same okoliczności obiadu są przyjemne, siedzimy na dworze tuż nad jeziorem…
Nie będę jednak ukrywać, że ze względu na biegającego wszędzie Maksa nie był to prosty obiad, ponieważ non stop ktoś musiał gonić stwora biegnącego w stronę pomostu z prędkością światła 😉 A że akurat miał urodziny, to nawet żadnej kary za zbliżanie się do wody nie można było wprowadzić, tylko grzecznie zaakceptować 🙂 Maksa przy stole utrzymało jedno – pasta rybna z chrupkim pieczywem, od której zaczęliśmy ucztę… Była przepyszna!
Po przystawce-czekadełku czas na nasze dania… Łukasz wybrał opcję rybną, czyli śledzia w sosie curry (23 zł) i małże nowozelandzkie zapiekane z niebieskim serem (28 zł), które widzieliśmy już na początku wpisu. Oba dania na 5+.
Ja obowiązkowo, bo kiedyś już jadłam placki ziemniaczane z łososiem i śmietaną (28 zł), które tutaj warte są swojej ceny – porcja wędzonego łososia jest naprawdę pokaźna! Na drugie nieco przejedzona po grillowaniu dzień wcześniej wybrałam sałatkę Rafa Pomidorowa (19 zł). Lubię kreatywne nazwy potraw 😉 A Rafa, czyli pomidory z mozzarellą, czarnymi oliwkami, serem pleśniowym i sosem winegret smakowała tak dobrze, że następnego dnia oboje ją zamówiliśmy, chociaż zazwyczaj staramy się brać inne dania, by jak najwięcej spróbować..
Rafa niewątpliwie do wypróbowania w domu – już zakupiłam ser pleśniowy 😉 Nasi znajomi zdecydowali się na doradę z ziemniaczkami oraz polędwiczki wieprzowe z sosem śliwkowym (30 zł). Oni również kiedyś odwiedzili Dorotowo podczas romantycznego wypadu, więc podobnie jak my wiedzieli oczekiwać, a potrawy i tym razem przypadły im do gustu 🙂
Nie obyło się też bez deseru – cudownego tiramisu (14 zł), które docenił najbardziej wymagający smakosz oraz szarlotki z lodami, które najbardziej docenił najmniejszy smakosz 🙂
Jeśli chodzi o menu dziecięce, Galery 69 nie rzuca mnie na kolana tak jak Vincent w Kazimierzu Dolnym, gdzie i zupki, i kluseczki, i rybki, i kolorowanka dla malucha… W Dorotowie dedykowane dzieciom sznycelki z kurczaka z frytkami czy też opiekane polędwiczki wieprzowe dla Maksa są mało ciekawe, ale w menu znajdziemy rekomendację, że kuchnia poleca dla dzieci pierogi, naleśniki, filetowane ryby czy też bulion z domowym makaronem. I właśnie na bulion się zdecydowaliśmy – był pyszny, Maks z upodobaniem wyjadał wszystkie kluski, chociaż i tak hitem pozostała pasta rybna.. kolejna rzecz do powtórzenia w domu 🙂
Najedzeni i zadowoleni.. pożegnaliśmy i Dorotowo, i Mazury.. szkoda, że tak szybko!
PS. w najbliższy weekend nigdzie się nie wybieramy, siedzimy w Warszawie i idziemy do nowo otwartego THAI THAI znanego nam już z Sopotu. W sobotę, a mi już ślinka cieknie na myśl o pad thaiu 🙂 Czy jest tak pysznie jak w Sopocie? My dowiemy się już w sobotę i jak najszybciej doniesiemy co i jak!
0 Comments