Dzień dobry! Dziś donosimy z daleka, bo z gruzińskiego Tbilisi. Za nami już 5 dni w Gruzji – odwiedziliśmy Kutaisi, położoną w górach Mestię i wybrzeże Morza Czarnego na czele ze znanym z piosenki z dawnych lat Batumi. Jak pierwsze wrażenia? Piękna Gruzja, pyszne chaczapuri, ale też trudne drogi i nie najłatwiejszy kraj do podróżowania z dzieckiem. Ale widoki takie jak chociażby Mestia w Swanetii wiele wynagradzają 🙂 Właśnie od Mestii zaczniemy gruzińską relację…

 

Do Gruzji dolecieliśmy w niedzielę, lotem z Warszawy do Kutaisi, jednym z pierwszych połączeń Wizzair na tej trasie. W związku z tym byli i dziennikarze, i Polsat News, i poczęstunek gruziński na lotnisku o 5 rano i powitanie już w Kutaisi rodem z “Nie lubię poniedziałku”. Good start!

Drugiego dnia ruszyliśmy w góry, razem z spotkanymi przypadkiem na lotnisku znajomymi i ich znajomością rosyjskiego, która niewątpliwie pomagała w trasie 🙂

 

Mestia, Swanetia, Gruzja

Pierwszy cel:  Mestia, stolica regionu Swanetia.

Swanetia to oddalony od wszystkiego region Gruzji, zamieszkany przez Swanów. Ich kultura powstawała w izolacji od reszty państwa, toteż zachowała swoje charakterystyczne cechy. Charakterystyczne są również średniowieczne wieże obronne, który służyły zwykle ochronie przed najeźdźcami, często z okolicznych terenów.

Stolica, niewielka Mestia wygląda niezwykle malowniczo przede wszystkim z uwagi na owe wieże oraz ośnieżone szczyty w tle. Widok marzenie! Trasa Kutaisi-Mestia to około 250 km, w tym ponad 100 km w górach. Droga jest niezła, chociaż kręta i z przeszkodami głównie w postaci mniejszych lub większych kamieni na drodze lub… przechadzających się po jezdni krów, które zdają się traktować drogę jako swoje terytorium.

 

Mestia, Swanetia, Gruzja

krowy – najczęściej spotykana przeszkoda na trasie

 

Krówki ubarwiły podróż Maksowi, który niestety pomimo swojej zaprawy i licznych dalekich wojaży samochodowych, na trasie do Mestii zaliczył pierwsze starcie z chorobą lokomocyjną. Jednym słowem trasa dla twardzieli lub Aviomarin niezbędny!

 

Mestia, Swanetia

sytuacja kryzysowa

 

Na szczęście pomimo kryzysu dojechaliśmy do Mestii, a tam czekały nas cudne widoki, gruzińskie jedzenie i nocleg w Roza’s Guest House… Nie ukrywam, że trasa do Guest House’u nie była zachęcająca – wspinaczka pod górę po wielkich kamieniach, krowich kupach i z wszędobylskim dzieckiem u boku nie jest szczytem marzeń.

 

Roza’s Guest House, Mestia, Swanetia

niepozorne wejście do Roza’s Guest House

 

W Roza’s Guest House znajdziemy i przyjazne pokoje, i ciepłą wodę, i przede wszystkim gospodynię, która poczęstuje śniadaniem, kolacją i przepysznym cytrynowym dżemem.

Na obiad wybraliśmy restaurację w hotelu Tetnuldi – zaszaleliśmy: Lonely Planet mówi, że to najlepsza knajpa w mieście (swoją drogą wybór nie był zbyt duży). Tetnuldi zaszczytny tytuł zawdzięcza chyba głównie widokom – siedząc na tarasie hotelu, popijając winko i rozkoszując się słońcem, otoczenie jest bajeczne…

 

hotel Tetnuldi, Mestia, Swanetia

pocztówkowe widoki ubarwią nawet przeciętny obiad 🙂

 

Na obiad w restauracji czekaliśmy wieki, a obsługa sprawiała wrażenie jakby poszczególne składniki potraw dopiero poszła zakupić w pobliskim sklepie 🙂 Finalnie zjedliśmy kubdari, czyli placek z baraniną, cebulą i grzybami, zwany również mięsną wersją podstawy gruzińskiej kuchni, czyli placka chaczapuri, bakłażany z czosnkiem oraz tzw. mashed potatoes with cheese…Maks zjadł trochę placka, bez mięsa – za twarde na małe ząbki oraz chicken soup, zupełnie innej niż nasz rosół, lecz całkiem udanej. Jak na razie wyżywienie malucha w Gruzji nastręcza nam nieco więcej problemów niż na przykład w Tajlandii, ale o tym następnym razem…

 

kubdari, Mestia, Swanetia, hotel Tetnuldi

placek – wersja mięsna

bakłażan z czosnkiem, Mestia, Swanetia

przystawka

ziemniaki z serem, Mestia, Swanetia

ziemniaki z serem

 

Sama Mestia jest przepięknym miejscem na spacery, jest również świetną bazą wypadową na wyprawy trekkingowe w okoliczne góry czy też wycieczkę do oddalonej o ok. 50 km wioski Uszguli. My jednak z uwagi na obecność malucha odpuściliśmy dalsze wyprawy, nacieszyliśmy się Mestią i ruszyliśmy następnego dnia w stronę wybrzeża Morza Czarnego. Po drodze niezapomniane widoki i choćby dla nich warto odwiedzić Gruzję… I równie wspaniali “towarzysze” podróży budzący uśmiech, zwłaszcza na twarzy małego podróżnika. 🙂

 

Mestia, Swanetia, Gruzja

Swanetia, Gruzja

napotkany po drodze kościółek

Swanetia, Gruzja

Z porad praktycznych: jeśli planujecie zwiedzać Gruzję wynajętym samochodem, najlepiej zdecydować się na wersję terenową :)Nasz środek transportu ma już lat kilkanaście i trochę “trzeszczy”, ale górom dał radę 🙂

 

Mestia, Swanetia, Gruzja

niezbędny w górach

 

Tyle o Swanetii, czyli totalnym must see Gruzji, wkrótce o gruzińskich wrażeniach kulinarnych, Batumi, Tbilisi i oczywiście o Gruzji oczami Maksa 🙂 Ruszamy w miasto!