No właśnie: co? I jak? Jak się w ogóle do tego zabrać, gdy zamiast na gorącą plażę jedziesz na wakacje tam, gdzie temperatura czasem spada i do 8 czy 10 stopni? Jak się zabrać do pakowania, jeśli przyzwyczaiłaś się, że w podróży nie gotujesz, tylko zwiedzasz lokalne knajpy? Jak ogarnąć to, że najbliższe 2 tygodnie spędzimy we czwórkę na baaaardzo malutkiej przestrzeni, w dodatku z raczkującym i wstającym przy każdym sprzęcie bobasem?

 

Nie na wszystkie z tych pytań znam już odpowiedź. Wiem jedno – jestem mistrzem pakowania, a walizka w naszym domu to stały element wystroju wnętrza, ale kamper to coś nowego. Norwegia to coś nowego. Obawy przed deszczem, obawy przed niską temperaturą, obawy przed wysokimi cenami. To wszystko sprawia, że w imię piękna Norwegii, rezygnuję z tego, czym dla mnie są idealne wakacje. Nie będę Wam kłamać kwintesencja wakacji to dla mnie żar z nieba, japonki na stopach, piasek we włosach i smażone kalmary jedzone na plaży. Włochy, Hiszpania. Tym razem jednak chcemy odkryć coś nowego i rezygnujemy ze słodkiego lenistwa gdzieś na południu.

 

JAK SIĘ PRZYGOTOWAĆ?

 

1) NIE MA ZŁEJ POGODY, SĄ ZŁE UBRANIA

 

Na początek skupiłam się na dokładnej liście tego, co chcemy zabrać. Rozpisałam ubrania i ile czego, biorąc znacznie więcej niż jadąc choćby do Azji. Może się okazać, że pranie  i suszenie w kamperze to słaby pomysł, więc jak nigdy zapakowałam po 8-10 par majtek, zapasy skarpetek i koszulek, po kilka par długich spodni, ciepłe bluzy. Spakowałam dzieciakom zimowe kurtki, czapki, Maksowi rękawiczki, Jagodzie ciepłą chustkę na szyję, a nam… kurtki narciarskie z nadzieją, że uchronią przed wiatrem :))) Zobaczymy, czy to się sprawdzi! Zapakowałam dla każdego po kilka par butów, w tym trampki (jak będzie ciepło), klapki (na dziś), cieplejsze buty sportowe do chodzenia i oczywiście kalosze. Tylko Jagoda ma tylko jedne (na wszelki wypadek, do nauki wstawania) – i tak jeszcze nie chodzi 😉

 

2) APTECZKA ZAWSZE Z NAMI!

 

Nie będę się o niej rozpisywać, bo pisałam już wielokrotnie, warto jednak pamiętać, że na inne leki kładziemy nacisk w Norwegii, na inne jadąc do upalnej Tajlandii. Dla Maksa zabrałam Sambucol, który podaje mu przy pierwszych objawach przeziębienia oraz coś na gorączkę. Dla Jagody na gorączkę Pedicetamol. Termometr. Sól fizjologiczną i nebulizator w razie, gdyby dopadł ich katar/ kaszel. W ciepłe kraje zwykle go nie zabieram. Odpuściłam natomiast leki na żołądek – wzięłam Smectę, węgiel dla nas, ale nie brałam probiotyków, które zawsze mam, gdy jedziemy do Azji.

 

Nie brałam kremów na słońce (no dobra, jeden), ale zabrałam coś na komary i kleszcze – tak na wszelki wypadek. Dla siebie obowiązkowo coś na ból głowy i coś na infekcje intymne – taki lek na wszelki wypadek uratował nasz wyjazd do Japonii i od tego czasu staram się mieć lekarstwo w rezerwie, by nie męczyć się przez 2 tygodnie i nie szukać przypadkowego ginekologa.

 

3) JEDZENIE

 

To był dla mnie najtrudniejszy punkt w całym naszym pakowaniu. NIGDY nie bierzemy ze sobą jedzenia. Może zabraliśmy kilka rzeczy do Laax – ot tak, by zrobić makaron i nie płacić 100 zł za obiad na stoku, ale większość i tak kupiliśmy na miejscu /w drodze. Na każdy inny wyjazd biorę coś do samolotu, ewentualnie ostatnio brałam słoiczki, owocki w tubkach i jogurciki dla Jagody, ale nie całe wyżywienie. Przyznaję się bez bicia – ja nawet nie potrafię planować obiadów na tydzień czy dwa do przodu. Ale pogłoski o cenach w Norwegii potrafią przerazić i tak zaciekłych fanów jadania na mieście jak my 🙂

Zabraliśmy: makarony, pomidory w puszkach, gotowe sosy do makaronu (Barilla ma fajne i z dobrym składem), płatki do mleka, granolę, mleko w dużych ilościach, owsianki na raz do zalania wrzątkiem, herbaty, jogurciki i owoce w tubkach dla Jagody, czekoladę na gorszy dzień, batoniki z figami, oliwki i oliwę, parówki i sery żółte, masło. Całe wyżywienie 🙂 Dodatkowo zamówiliśmy trochę gotowych dań z firmy naszych znajomych, którzy mają karczmę i sklep ze swoimi produktami – mają swoje kiełbasy, wędliny, ale również można u nich kupić i zapakować próżniowo kotlety, pierogi, kluski leniwe, kopytka czy zupy. Jakby ktoś potrzebował namiar, podeślę 🙂 Lodówka w kamperze jest zatem wypakowana po brzegi i jest to dla mnie całkowita nowość:)                

 

4) GADŻETY DLA BOBASA

 

Bobas w kamperze – to też dla nas nowość! Niezależnie ile wyjazdów z małym Maksem mieliśmy za sobą i ile mamy podróży z Jagodą za sobą (w tym kilka tygodni w Tajlandii i 2 tygodnie w Japonii), to kamper będzie czymś całkowicie nowym.  Niezależnie od tego zabraliśmy dla Jagody wózek-składaną spacerówkę wraz ze śpiworem, gdyby było zimno (McLaren zawsze z nami) oraz nosidełko na wyprawy tam, gdzie wózek nie da rady (Tula od niedawna z nami, ale bardzo nam pasuje!). Pisząc ten post i karmiąc Jagódkę równocześnie, uznałam, że weźmiemy dla niej również krzesełko do karmienia. Będziemy biesiadować na łonie natury, szykować jedzenie dla siebie, a mi będzie wygodniej posadzić Jagodę w krzesełku niż 2 tygodnia dawać jej wszystkie posiłki, trzymając ją na kolanach. Do samolotu krzesełka byśmy nie wzięli, ale tutaj czemu nie?  🙂

Do wszystkich niezbędnych gadżetów doszły zabawki Jagódki i Maksa, gry, puzzle i cała masa innych rzeczy, których nie wzięlibyśmy na podróż samolotem, a weźmiemy tutaj.

 

5) JAK ZAPAKOWAĆ TYYYYYLE RZECZY DO KAMPERA?

 

Okazuje się, że bez problemu wcisnęliśmy masę ciuchów i wielkie zapasy jedzenia. Koło łóżka mamy szafki, pod łóżkiem schowek, całkiem sporą lodówkę, szafki nad stołem i nad łóżkiem i bagażnik. Wkrótce Wam wszystko pokażę, ale tymczasem lecę dopakowywać pozostałe rzeczy! 🙂

 

Trzymajcie kciuki i stay tuned!

PS. Podróżujemy kamperem od CordiGO – wszelkie info znajdziecie TU.

PS2. Zdjęcie pochodzi z naszej podróży na LOFOTY – więcej zdjęć TU.