No to już! 🙂 Długo wyczekiwana podróż już zaraz przejdzie z trybu “plan” do trybu działanie! W środę 30 października ruszamy – najpierw do Bangkoku z przesiadką w Doha. Tam spędzimy kilka dni – chcemy nasycić się ukochanym pad thaiem, satayem z kurczaka z orzechowym sosem i innymi pysznościami. Liczymy również, że te początkowe 3-4 dni w Bangkoku pozwolą nam (a zwłaszcza Maksowi) pokonać jet lag, który w zeszłym roku powodował, że chodziliśmy spać o 6.00 – 7.00, wstawaliśmy o 13.00-14.00… Może jednak o rok starszy Maks łatwiej zniesie zmianę.
Dziś i jutro czas zatem na ostatnie przygotowania – niestety w biegu i na wariata, bo musimy również pozamykać masę spraw w pracy. Ale najważniejsze, że potem czeka nas wielka nagródka 🙂
PRZYGOTOWANIA – ZDROWIE
Po głębszej analizie tematu postanowiliśmy zaszczepić się na tyfus oraz WZW A i B. Na Żelaznej (główny punkt szczepień w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno – Epidemiologicznej) odradzono nam szczepienie na meningokoki, które doradzał lekarz medycyny podróży. Niezły mętlik, prawda? 🙂 Przekonał nas argument, że meningokoki zaleca się raczej przy podróżach w rejony z wielkimi skupiskami ludzi jak Indie (wtedy właśnie szczepiliśmy się po raz pierwszy na meningokoki – szczepienie jest na 3 lata). Maksa zaszczepiliśmy nową szczepionką Nimenrix, która działa na ileś tam szczepów meningokoków, bo od początku doradzała nam ją nasza pediatra jako wskazaną zwłaszcza dla osób, które często podróżują.
Dziś szczepimy Maksa na tyfus i pod tym względem jesteśmy gotowi.
Zrezygnowaliśmy ze szczepień na cholerę czy wściekliznę – miejmy nadzieję, że to była dobra decyzja 🙂 Długo zastanawialiśmy się czy kupić Malarone, czyli tabletki podawane w profilaktyce malarii. Na stronie MSZ jest mowa o zagrożeniu malarią w Wietnamie, Laosie czy Kambodży, ale głównie w obszarach wiejskich. My jako bazy wypadowe planujemy wybierać raczej większe miasta… Przeraził nas fakt, że leki mają bardzo wiele skutków ubocznych (wymioty, problemy żołądkowe, bóle głowy), a jak powiedziała moja koleżanka, która spędziła duuużo czasu na Filipinach i w regionie maskują również objawy choroby. Budzi wątpliwości, że Malarone jest tak silne przez 6 miesięcy po przyjmowaniu leku nie można zajść w ciążę!!
Nie ukrywam, że przeraziła nas również cena – opakowanie ma 12 tabletek, a my teoretycznie (tak jak nam powiedziano na Żelaznej) powinniśmy brać lek od jutra do jakiegoś 10 grudnia, czyli dzień przed wyjazdem i 7 dni po powrocie ze strefy zagrożenia! Czyli około 40 tabletek na osobę dorosłą + 10 tabletek na dziecko (podaje się 1/4 tabletki). Nie trzeba być geniuszem matematycznym, by policzyć, że potrzebowaliśmy około 9 opakowań, a jedno kosztuje podobno… 160-220 zł! Nie kupiliśmy, zrobiliśmy mały sondaż wśród znajomych, którzy byli w interesujących nas krajach, wypytaliśmy koleżankę, która rok spędziła na Filipinach, sporo podróżując po okolicy. I zrezygnowaliśmy… bierzemy Muggę (repelent na komary), tajski środek z bardzo wysokim stężeniem DEET, który odstrasza komary, a na miejscu kupimy prawdopodobnie dodatkowe środki – plastry, opaski, wtyczki do kontaktów, by jak najlepiej przed komarami się ochronić. Trzymajcie kciuki, by żaden “zły” komar nie pojawił się na naszej trasie 🙂
PRZYGOTOWANIA – WYPOSAŻENIE
Co do pakowania nie jesteśmy jeszcze gotowi… mamy masę rzeczy przygotowanych, ale czeka nas finalna selekcja 🙂 Na szczęście jedziemy w miejsce z pewną pogodą, więc odpadają nam wszystkie kwestie związane z zapasowymi butami, kaloszami, ciepłym swetrem, kurtką na wszelki wypadek, itd. Dużo miejsca zajmują nam zwykle komputery, aparat, obiektywy i jeszcze jedno urządzenie, z którego powoli uczymy się korzystać (uczy się Łukasz!), a które przyniesie nam sporo fajnych materiałów na bloga! Mam nadzieję, że wkrótce je zobaczycie! 🙂 Z tych pakunków zrezygnować nie możemy…
Bierzemy również trochę podstawowych produktów dziecięcych – mokre chustki, pieluchy na noc, mały zapas mleka, ale niewątpliwie ilość rzeczy dla dziecka wraz z wiekiem maleje. To plus! Nie bierzemy zwykle również zabawek dla Maksa – zawsze coś się znajdzie, coś kupimy. Sądzę jednak, że nie uda się wyeliminować 3 ukochanych pluszaków – wszędzie wybierają się z Maksem 😉 O pakowaniu dziecka zresztą nie będę się rozpisywać, bo to już było – o tu! 🙂
Rozwiązaliśmy również nasz największy problem związany z pakowaniem: łóżeczko dla Maksa. Co tu dużo mówić: łóżeczko turystyczne jest takie głównie z nazwy. Jeśli je złożymy, nadal jest spore, ciężkie i niewygodne do niesienia. Trochę nas to martwiło, bo nie czujemy się dobrze, gdy Maks śpi z nami – trauma upadku z łóżka w środku nocy. Chcieliśmy również, by miał do spania łóżeczko z moskitierą – trauma pogryzienia przez komary i 50 ukąszeń podczas 1 nocy :/ Na szczęście z pomocą bardziej doświadczonej matki trafiłam na łóżko-namiot Deryan.
Łóżko-namiot jest świetne – w środku ma materacyk, można jest całkowicie zamknąć na suwak, więc temat moskitiery załatwiony. Dodatkowo spakowane łóżeczko jest wielkości i ciężkości dużej damskiej torby – przyzwoitych rozmiarów, bo wiadomo, że damskie torby są różne. Ale największą zaletą łóżeczka Deryan jest to, że na maksa spodobało się Maksowi 🙂 Gdy przybyło do domu, pierwszą noc spędził w namiocie, koło łóżka. Mam nadzieję, że sprawdzi się również w podróży :)…
Co jeszcze z przygotowań? Oczywiście samolot i walka z dziecięcą nudą – tutaj jeszcze się szykujemy i kombinujemy, chociaż na pewno będą z nami klasyczne pomoce, o których już pisałam. Z nowości będą z nami zagadki CzuCzu, bo zajmują mało miejsce, a bawić się można dłuuuugo. Maks już wcześniej się w nich zakochał i do samochodu / samolotu są naprawdę świetne…
Trochę jeszcze spraw do załatwienia, do przemyślenia, więc tymczasem Was zostawiam, zwłaszcza, że ruszamy na ostatnie szczepienie! 🙂
22 Comments
Kasia
Genialne łóżeczko! Jak będę potrzebować, skorzystam z podpowiedzi. Udanego wyjazdu!
Natalia - tasteaway.pl
Moja reakcja była podobna! 🙂 wcześniej mówiłam: “że też nie ma łóżka, które mogłabym zapakować do walizki ” 😉 no to mam! albo do walizki albo po prostu na ramię 😉 i ile zabawy!! podobno fajnie się tez sprawuje, by ochronić mniejszego maluszka przed słońcem na plaży 😉
Kasia
My mamy troszkę większa niunię, bo obecnie 4,5 roku. Też się przygotowujemy do przyszłorocznej podróży, więc podglądam, bo może wpadną jakieś pomysły. Nas (jeśli miałabyś ochotę Natalia) można szukać na podrozekasi.blogspot.pl
Nie mamy do Was startu, ale Polskę zrobiliśmy w tym roku by poobserwować co nasza córa potrzebuje i szykujemy się na podbój północy 🙂 Jak obierzecie ten kierunek, to może przydadzą się nasze podpowiedzi.
Natalia - tasteaway.pl
Kasia, no tak 4,5 roku to już sporo na ten namiocik – podobno jest do 4 lat, 130 cm. Chyba, że dla następnego 🙂 Północ brzmi ciekawie!!:) właśnie sobie weszłam na Waszego bloga i trasa wygląda super – tylko link mi nie działał, weszłam z Google ;)… my być może też jakoś Norwegię zahaczymy w następnym roku 🙂 tylko te ceny, ceny!!;) w Kopenhadze już mieliśmy próbkę – 60 zł za 2 gofry i kulkę lodów;)
Kasia
Tak, masz 100% racji – ceny zabijają 🙂 zamierzamy jednak upchać jedzenia ile się uda do auta, no i plusem jest możliwość rozbicia się namiotem na jedną noc za free. Dzięki temu to co byłoby na hostele, pójdzie na dożywianie. Poza tym, każdy wyjazd to strzał w portfel. Co byśmy jednak robili bez wojaży… ja chyba bym zbzikowała 😉 Trzymam kciuki za Was i będę śledzić!
(a link oczywiście miał mieć .com, a nie .pl)
Natalia - tasteaway.pl
Co prawda to prawda!!:) też by zwariowała bez podróżowania!!! 🙂 pozdrawiamy serdecznie!!:)
Domi
Też jesteśmy zaszczepieni tylko przeciwko WZW A i B i tyfusowi (+my odnawialiśmy tężce itp.). Wściekliznę stanowczo odradzała nam pediatra Ani – podobno ta szczepionka nie należy do dobrze tolerowanych, a po miesiącu w drodze widzę, że unikanie kontaktu ze zwierzętami wcale nie jest trudne;)
Mokre chusteczki, pieluchy i mleka jak narazie wszędzie spotykamy, więc jakby Wam zabrakło,to na pewno dokupicie;))
Udanej podróży!:)
Natalia - tasteaway.pl
No ja też tak pomyślałam o wściekliźnie – że raczej nie będziemy bawić się z bezpańskimi psami 😉 co do artykułów tzw. pierwszej dziecięcej potrzeby sądzę, że nie będzie problemu 😉 zresztą u nas zużycie np. chustek jest już na niskim poziomie, nie jak u niemowlaka 😉 czytałam o Waszej podróży wcześniej, ale nie załapałam, że już ruszyliście, a teraz widzę maaaasy super fotek 🙂 extra!!! 🙂 Wam również super podróży!:)
LaMama.pl
rzeczywiście super wygląda to namioto-łóżeczko, zwłaszcza w rejony komarowe, czyli nawet w Polsce się dobrze sprawdzi 😉
Natalia
Hahah, w sumie racja 🙂 w lecie, gdzieś na Mazurach, też może być całkiem przydatne! 🙂 To naprawdę jedno z lepszych podróżniczych rozwiązań 🙂
Kasia
Czy myślicie, że namiot deryan nada się już dla trzymiesięczniaka? Planujemy zakup dość przyszłościowo:)
Natalia
Myślę, że tak 🙂 chociaż w podróży taki trzymiesięczniak może też spać w gondoli od wózka 🙂 my tak robiliśmy 🙂 no chyba, że duży egzemplarz i już mu nie za wygodnie 🙂
malinkova
hej Natalia! czy łóżeczko deryan to model Sunny Bebe czy jakiś inny?
Natalia
Hey 🙂 kurczę przyznam się, że nie wiem, ale chyba to taki – https://www.pinkorblue.pl/deryan-lozeczko-turystyczne-namiot-travel-cot-baby-lime-a003035.html?a=b&adword=Google/PLA_Kinderzimmer&RefID=SEM_PL0000_PLA_Kinderzimmer&c=aw&gclid=Cj0KEQjwmv7JBRDXkMWW4_Tf8ZoBEiQA11B2fqwYv-sjy1XBSvVzflk2i-dRadg9IT2EH9z6iS_69TEaAnf68P8HAQ
tam jest nazwa Travel Cot Baby 🙂
inka
czy zimno nie ciągnie od materaca leżącego bezpośrednio na ziemi?
inka
Czy przez leżący materac bezpośrednio na ziemi nie ciągnie zimno od podłogi ?
Natalia
Hey 🙂 generalnie raczej używaliśmy namiotu w ciepłym klimacie, więc nie miałam takich obaw 🙂 tam masz dmuchany materacyk (dość płaski, ale jednak materacyk), na to hmmm.. taki materiał grubszy, czasem kładłam jakiś kocyk:) nigdy nie było z tym problemów 🙂 teraz namiot zabrała znajoma na wakacje z maluchem w Grecji – podpytam jeszcze ją o wrażenia:)