„Co byś zrobił, gdybyś miał odwagę?” – zapytała mnie nagle niepozorna karta w toalecie. Nie pamiętam gdzie. W jakiejś restauracji czy klubie… Na pewno w Warszawie. „Co byś zrobił, gdybyś miał odwagę?”… Jak często zadajesz sobie to pytanie? Czy w ogóle je zadajesz? A może wolisz nie pytać, bo wiesz, że … jej nie masz?

 

Pamiętasz te chwile, w których musiałeś podjąć ważną decyzję? Taką, która może zmienić wszystko? Taką, która może dać Ci wszystko, ale przez nią możesz też wszystko stracić? Ile razy się bałeś? Wyjechać na dłużej z kraju, zakończyć związek, zacząć nowy, powiedzieć „koniec”, zmienić pracę, rzucić pracę, zacząć życie na swoim, powiedzieć „tak”? Ja też się bałam. Wielokrotnie. Ale chyba wtedy ktoś mrugał do mnie okiem i pytał po cichu: „Co byś zrobiła, gdybyś miała odwagę?”

 

Dziś…

 

Dziś często słyszymy: „Wy to chyba tylko podróżujecie!” „Ale Wam zazdroszczę!”, „Ciekawe, w jakiej branży można tyle zarobić, by pozwolić sobie na tyle podróży??”, „O! To ci, którym wszyscy zazdroszczą życia!”… Czasem w ich oczach widać uśmiech i sympatię, a z wiadomości płynie optymizm i delikatne „ej, ja też tak chcę”. Rzadko czuć zawiść, chociaż pytanie „ciekawe, z czego oni tak żyją?” niezależnie od kontekstu brzmi złośliwe. Żyją jak chcą. Takim to dobrze. Podróżują, jedzą przeróżne cuda, mogą ot tak wyjechać sobie na 5 tygodniowe wakacje i spędzić we troje tyle czasu, ile wielu nigdy nie będzie dane. Patrzą usilnie na DZIŚ i zupełnie zapominają o WCZORAJ.

 

Wczoraj…

 

Nasze wczoraj było pracowite i pełne zwrotów akcji. Ciężko je streścić w kilku akapitach, ale można znaleźć punkty zwrotne.

 Ile zrobiliśmy, by znaleźć się tu, gdzie jesteśmy dziś? Dużo. Ile robimy nadal? Jeszcze więcej. Pytanie „Co byś zrobił, gdybyś miał odwagę?” było z nami od zawsze. Nie mówione na głos, nie rozgłaszane w Internetach, ale obecne.. Czasem zapominaliśmy, czasem daliśmy się zamknąć w oczekiwaniach innych, ale dziś wiem, że to odwaga i praca zaprowadziły nas tu, gdzie jesteśmy.

 

To, co widzicie na blogu i na fejsie to wierzchołek. Wierzchołek góry lodowej, którą jest wszystko, co robimy teraz i to, co robiliśmy wcześniej. Nie zaczęliśmy podróżować, mając 18 lat, nie zawsze mieliśmy idealną pracę, nie zawsze byliśmy szczęśliwi w swoich związkach, ale szliśmy na przód. Drogą czasem krętą, ale zdecydowanie częściej prostą. Do celu. Wiedzieliśmy, czego chcemy. Nasze plany, marzenia, pragnienia zmieniały się, ale nigdy nie przestaliśmy wierzyć, że można.

 

Początek…

To Łukasz. Pracował już w liceum. Roznosił ulotki, stał na promocjach i podobno najlepiej w Polsce sprzedawał margaryny Rama. Cechy dobrego sprzedawcy ma do dziś. W liceum wolał imprezować niż się uczyć, ale mimo to, zmobilizował się i dostał się na jedne z najlepszych studiów w Warszawie. Z kilkoma chętnymi na miejsce. Dzięki temu dziś potrafi zarządzać własną firmą i ludźmi, którzy w niej pracują. W wakacje pojechał do Londynu – wieczorami zbierał szklanki w klubach, w dzień pracował w sieciowej pizzerii. Dzięki temu dziś wie, jakie są najlepsze standardy obsługi klienta i wpaja je swoim pracownikom. Pracował w agencji nieruchomości. Jak na swój wiek i tamte czasy, zarabiał świetnie. 3000 zł. A potem całkiem przypadkiem spotkał na basenie swojego promotora. „Może chciałbyś popracować w międzynarodowej agencji reklamowej?” Zaświeciły się oczy… Za 600 zł miesięcznie. Co byś zrobił na jego miejscu? Wziął pracę swoich marzeń za marne grosze, pożyczał od kolegów i rodziców czy może został tam, gdzie ciepło i bezpiecznie? Poszedłbyś w nieznane czy został przy krześle, na którym już zdążyłeś się zasiedzieć? Miałbyś odwagę, by zaryzykować? On miał.

 

To ja. Nie pracowałam w liceum, nie pracowałam na studiach. Pierwszą pracę zaczynałam, mając 24 lata. Moja jedyna praca na etacie. Leń? Strata czasu? Never! 2 kierunki studiów na UW, 2 prace magisterskie. Socjologia. Dzięki niej, dziś mogę mieć pracę, która nigdy się nie nudzi, fascynuje i pozwala dużo gadać z ludźmi. Dziennikarstwo. Stypendia naukowe. Staże. Erasmus w Bilbao. Pół roku. Z daleka od tego, co znam. Czy się bałam? Tak. Zostawiałam w Warszawie chłopaka, z którym byłam 4 lata, znajomych, dwa kierunki studiów i ciepły dom, do którego zawsze można wrócić. Do dziś myślę, że wyjazd na Erasmusa był początkiem zmian, których bardzo wtedy potrzebowałam. Nic tak nie otwiera oczu i nie daje takiej siły jak wyjazd. Nie byłoby mnie tam, gdyby nie odwaga. Nie byłabym teraz tutaj.

Droga do dziś..

 

To Łukasz. Jest 2009. Pracuję w Orange. Odszedł z agencji, bo dawny klient ściągnął go za sobą do Telekomunikacji Polskiej. A z TP to Orange to już rzut beretem. Brand Manager w Orange. Brzmi dumnie? Wtedy trochę tak. Odwaga? Niee.. zwykła kolej rzeczy. Z agencji na stronę klienta. Dość typowa droga rozwoju i w mojej branży, i w jego. Często nobilitująca, bo przecież jak pracujesz po stronie klienta, możesz się wozić do woli. Tak jest, nie mówcie, że nie. Dzięki Orange w kwietniu 2009 jedzie do Wrocławia. Badania fokusowe. Pre test nowej kampanii. Dzięki Orange we Wrocławiu poznaje mnie. Nad talerzem kalmarów w greckiej restauracji, przy winie i kamikadze w knajpie Niebo.

 

To ja. Luty 2007. Jednak wracam z Erasmusa, choć wcale nie chciałam. Latem idę na praktyki do TNS OBOP i zostaje tam na dłużej. Odwaga? Niee. To bezpieczeństwo. Komfort. Wymarzona droga po studiach na socjologii. Robię to, co lubię. Uczę się od świetnych ludzi. Najlepsza firma, jaką można wymarzyć sobie na początek drogi zawodowej. Po 1,5 roku od powrotu z Erasmusa rozstaję się z chłopakiem. Po 6 latach. Niektórzy powiedzą: „Rozsądek, dobra decyzja, on nie był dla Ciebie”. Mają rację. Ale to też odwaga, wiesz? Bo ile/ ilu jest takich co po kilku latach prędzej ślub wezmą z niewłaściwą osobą niż przyznają się do porażki i rozstaną? Zaczną nowe życie? Marzec 2009. Jestem na nartach ze znajomymi. Telefon od mojej szefowej: „Jak wrócisz, robisz projekt dla Orange. We Wrocławiu”. Dzięki TNS poznaję Łukasza.

 

We właściwym kierunku…

 

To Łukasz. Od marca 2009 do kwietnia 2012 rozstaje się z dziewczyną po 6 latach, zostawia pracę na etat, zakłada swoją agencję, razem ze wspólnikami zakłada grupę agencji reklamowych aż wreszcie w kwietniu 2012 startuje z Bubbleology. Odwaga. By rzucić dobrze płatny i bezpieczny etat, by iść na swoje, by zostać na swoim pomimo niepewnej sytuacji, by iść dalej, by wejść w kompletnie nowy biznes, którego w Polsce nie ma i nikt nie zna. By skończyć związek i zacząć nowy. Co Ty byś zrobił? Chwytałbyś szanse czy siedział na etacie i czekał na zbawienie? Takich też znamy.

 

To ja. W 2010 jestem w ciąży. Nie planuję rzucać mojej firmy, za bardzo ją lubię. Ale potem przychodzi pomysł, okazja, szansa. Na swoje, na coś innego, coś, co ma dać większą wolność i większą niezależność, nawet jeśli mniejsze pieniądze. Coś, co przynajmniej w teorii pozwoli mi być mamą bardziej i więcej. Odwaga? Odwaga. Bo ja naprawdę miałam ZAJEBISTĄ pracę. Idealną szefową, ciekawe projekty, dobre pieniądze, świetnych ludzi. Odeszłam. Czy się bałam? Tak. Czy żałowałam? Zdarzało się, ale od dwóch lat nie żałuję i wiem, że to była dobra decyzja. W kwietniu 2012 usiadłam przy nowym biurku, obok mój wspólnik, a na ekranie logo brainlab – NASZEJ agencji badawczej.

 

My..

 

Od kwietnia 2012 zmieniło się wiele. Niektóre inicjatywy upadały, inne się rodziły. Ludzie przychodzili i odchodzili. Bywało źle i nerwowo. Bywało euforycznie. Ale wiem, że to właśnie dzięki tym wszystkim wydarzeniom w kwietniu 2013 r. zadebiutował Tasteaway. Nie byłoby go, gdyby nie Maks, bo właśnie w pierwszej miesięcznej podróży z niemowlakiem postanowiliśmy pisać bloga. Nie byłoby go, gdyby nie praca na swoim, bo na etacie nie podróżowalibyśmy tak wiele. Wiem, że można, ale nas chyba za bardzo angażowała praca, by non stop podróżować. Praca na swoim wielokrotnie boli i przysparza nerwów, o których na etacie nie masz pojęcia. Wielokrotnie wkurza i irytuje. Czasem sprawia, że pożyczasz od kogoś pieniądze i wiesz, że to wcale nie Twoja wina. Po prostu jakiś frajer nie zapłacił w terminie. Czasem rozwiązujesz problemy swoich pracowników i jak Łukasz jesteś szefem, kolegą, starszym bratem, a może i ojcem? Czasem nie masz spokojnej głowy i wiesz, że na etacie żyłbyś bardziej stabilnie i zarabiałbyś więcej. Ale dzięki pracy na swoim dziś mamy życie, jakie chcemy mieć. Czy o nim marzyliśmy? Nie wiem. Czy zamienilibyśmy się z kimkolwiek? Nie. Mamy siebie i cudowne dziecko. Mamy swoje firmy z mniejszymi i większymi sukcesami. Mamy bloga, o którym nigdy nie myślałam, a którym w krótkim czasie stał się na tyle znany, że trafiliśmy do srebrnej dziesiątki najbardziej wpływowych blogerów wg Kominka. Na tyle poczytny, że zarabiamy na nim pieniądze na naszą pasję. Na tyle popularny, że dzięki niemu poznaliśmy całkiem sporo świetnych ludzi, których bez bloga nigdy byśmy nie poznali.

 

 

Gdyby nie odwaga, nie byłoby nas tu. Wierzę, że również bylibyśmy w fajnym miejscu. Z dobrą pracą, dobrymi zarobkami, hobby i pasją, chociaż pewnie realizowaną w weekendy lub po 17.00. Albo jak dziecko pójdzie do szkoły. Za nami wiele trudnych decyzji. Wiele początków, ale zawsze było warto. I wiem, że nadal będzie.

 

A Ty? Przypomnij sobie momenty, które wymagały od Ciebie odwagi. Co wtedy robiłeś? Zostawałeś tam, gdzie ciepło i bezpiecznie czy wychylałeś się zza koca i ryzykowałeś? Teraz mówi się na to: wyjść poza strefę komfortu. Jak zwał, tak zwał. Ile razy wyszedłeś? Ile razy zaryzykowałeś? Ile razy zostałeś, bo zabrakło Ci odwagi? Bo bałeś się zacząć… Bo bałeś się coś zmienić. Wyjechać, odejść z pracy, zerwać toksyczną relację, zacząć nowy związek, znaleźć nową pracę, żyć na swoim. Zmień to. Jeszcze nie jest za późno.