Spis treści
Australia. Zawsze taka odległa, gdzieś w dalszych planach. Może kiedyś, może kamperem? Może na miesiąc lub dłużej? Koniecznie z dziećmi, bo przecież które nie chciałoby zobaczyć kangurów i koali słodkiej jak pluszowa maskotka? Tymczasem dwa tygodnie temu po długim locie i przesiadce w Doha wylądowaliśmy w słonecznej Adelajdzie w Południowej Australii. Nie na miesiąc, tylko na 10 dni. Bez kampera. Bez dzieci. Przylecieliśmy, by wziąć udział w globalnym evencie w Jacob’s Creek w Barossa Valley, a potem spędzić jeszcze kilka dni samemu, we dwoje, poznając chociaż odrobinę, kawałeczek Australii
Co można zrobić przez 10 dni na tak wielkim kontynencie? Niewiele. A jednak… Można spróbować Australii tak jak próbujesz nowego smaku lodów w upalny dzień albo nieznanej potrawy gdzieś na dalekich wakacjach. Próbujesz i chociaż nie masz pojęcia o wszystkim, co się z nią wiąże, to już wiesz czy CI smakuje czy może nie? Podoba się czy może nie? Dla nas 10 dni spędzone w Australii pokazało nam rzeczy, dla których warto tu przyjechać. Czy będziemy chcieli wrócić? Sami czy z dziećmi?
Czym Australia zachwyca po pierwszym kontakcie? Co sprawia, że jest Ci tam dobrze i chcesz wrócić?
1) KRAJOBRAZY
Od zawsze Australia kojarzyła nam się głównie z pięknymi krajobrazami, przyrodą, plażami, przestrzenią. Oczywiście, gdy słyszysz Australia, widzisz Operę w Sydney, słyszysz Melbourne czy Perth, ale jeszcze bardziej myślisz o tych wszystkich krajobrazach i widokach, które tam zobaczysz. Pierwsze wrażenie nie było inne – bardzo szybko po opuszczeniu Adelajdy trafiliśmy na zachwycające miejsca – z jednej strony zielone, ciągnące się kilometrami winnice Barossa Valley, z drugiej strony turkusowa woda zatoczek w okolicach Cape Jervis – zajrzeliśmy tam tylko przejazdem i żałowaliśmy, że nie mamy czasu zostać na dłużej!
Krajobrazowo totalnie zachwyciła nas Kangaroo Island ze swoimi pustymi drogami, równie pustymi plażami, białym piaskiem, turkusową wodą i cudami natury takimi jak choćby Red Banks czy Remarkable Rocks – zajrzyjcie TU i sami zobaczcie!
2) BAROSSA VALLEY
Dolina Barossa była naszym głównym celem, gdy ruszaliśmy do Australii. Nie wiedzieliśmy, gdzie pojedziemy dalej, ale wiedzieliśmy, że kilka dni spędzimy właśnie tu.
Barossa Valley słynie w Australii i na świecie jako region produkcji wina. Idealnie przydaje się do tego tutejszy klimat – gorące dnie i chłodne noce, o których szybko mieliśmy się okazję przekonać – totalnie zamroczeni wyjazdem do AUSTRALII (japonki, szorty, okulary przeciwsłoneczne), byliśmy mocno zdziwieni, gdy na wieczorne kolacje zakładaliśmy bluzy z kapturem i przykrywaliśmy się kocem! Ale czego się nie robi dla dobra wina:)… lub dla dobrego wina:)
By dotrzeć do Barossa Valley Adelajda jest idealną bazą wypadową – od winnego regionu dzieli ją trochę ponad godzinkę jazdy samochodem.
Co ciekawe, Australijczycy wino w Barossa Valley zawdzięczają głównie ….Niemcom! To właśnie oni osiedlali się w tym rejonie w latach 40. oraz 50. XIX wieku, mając dość prześladowań religijnych (do Barossy przyjeżdżali głównie luteranie) i ciężkich warunków życia w Europie. I to oni zaczęli uprawiać w Barossie winorośle, wykorzystując jej idealny dla wina klimat. Wiele winnic, które zakładały niemieckie rodziny w XIX wieku, przetrwało do dziś! Jeśli zagłębicie się w historię Barossa Valley znajdziecie w niej również nieco polskie wątki – wielu Niemców osiedlających się wówczas w Południowej Australii pochodziło ze Śląska, a Barossę nazywali „New Silesia”!
Dzisiaj Barossa zachwyca zielenią winnic, które pięknie wyglądają w połączeniu z australijskim słońcem i błękitnym niebem. Aż nie chcesz stąd wyjeżdżać! Co dwa lata, pod koniec marca / na początku kwietnia Australijczycy świętują zbiory winogron w ramach Barossa Vintage Festival i coś czuję, że to również świetny moment, by tam się wybrać!
3) KANGAROO ISLAND
Nie wierzę, że istnieje gdzieś człowiek, który był na Kangaroo Island i nie wrócił zachwycony. Ja sobie takiego nie wyobrażam i baaardzo się cieszę, że tam dotarliśmy. To tam znaleźliśmy wszystko to, co kojarzyło nam się z Australią. Mini Australię, Australię w pigułce z jej największymi zaletami – koniecznie zobaczcie, jak jest na Kangaroo Island – TU.
4) NO WORRIES
No worries to wyrażenie najczęściej powtarzane przez Australijczyków. Usłyszycie je w sklepie, w restauracji, kupując bilety, wypożyczając samochód czy wsiadając do hotelowej windy. Uwielbiam! Nie cierpię nastawienia na nie, „nie da się”, „nie można”, „bo nie”. Filozofia NO WORRIES to zdecydowanie coś, czego od Australijczyków powinniśmy się uczyć.
5) WINO
Jeśli Barossa Valley, to również wino. Początkowo Barossa słynęła głównie z czerwonego wina, w tym ,jak się okazuje, z mojego ulubionego Shiraz. To właśnie ten szczep zasadzono tu już w latach 40. XIX wieku. Obecnie jednak w Barossie powstają zarówno czerwone, jak i białe wina – jest Riesling, Grenache, Cabernet Sauvignon, Chardonnay, Sauvignon Blanc czy nawet ukochane Łukasza Pinot Grigio.
W Barossie rozpoczęła się również historia marki Jacob’s Creek. To właśnie nad strumieniem o tej nazwie, w 1847 roku powstała winnica – stworzona przez młodego Bawarczyka. Co prawda nazwa Jacob’s Creek istnieje „dopiero” od 1976 roku, ale geneza win jest znacznie dłuższa. Podczas naszego pobytu mieliśmy szansę nie tylko spróbować przeróżnych win, ale również zobaczyć ciągnące się kilometrami winnice i spotkać niektórych winiarzy współpracujących z Jacob’s Creek – chyba największe wrażenie zrobiła na mnie 89-letnia babcia, której rodzina współpracuje z marką od 1924 roku, a to ona zajęła się wszystkim, gdy kilka lat temu zmarł jej mąż. Niesamowity przykład kobiecej siły ducha!
6) AUSTRALIAN WAY OF LIFE
Australia zachwyciła nas nie tylko wszechobecnym „no worries”, ale też spokojem, bezproblemowością i uśmiechem tubylców. Tym, czego często nam brakuje w Polsce, a o czym już wielokrotnie pisałam Wam po powrocie z Azji. Tajskie „Sawadee Kha” zamieniliśmy na australijskie „No worries”, ale finalne wrażenia pozostały niezmienne – wróciliśmy naładowani pozytywną energią! Jeśli do tego dodamy przepiękne okoliczności, w których dane nam było jeść posiłki zarówno w Barossie, jak i czasem podczas podróży po Kangaroo Island, to już wiemy, że to styl życia, który zdecydowanie do nas przemawia!
7) POGODA
Nie mogłabym o niej nie wspomnieć. Zdecydowanie mocny punkt – nie wiem jak jest u Was, ale słońce i błękitne niebo o poranku u mnie od razu sprawia, że dzień jest lepszy!
8) KANGURY I KOALE
Nie będę kłamać: marzyłam o zobaczeniu koali z bliska! A gdy dowiedziałam się, że w Gorge Widlife Park będziemy mogli wziąć koalę na ręce, skakałam z radości. W tym zwierzaku jest coś niesamowicie rozczulającego, a moment wzięcia go na ręce ma w sobie spory ładunek wzruszenia – pewnie mogliście to zobaczyć, jeśli oglądaliście film na Facebooku! 🙂
Na pewno właśnie dla koali i innych zwierzaków będziemy chcieli wrócić do Australii już z dzieciakami.
Kangury może nie spowodowały aż takiej lawiny uczuć, ale skrzętnie wypatrywaliśmy ich od pierwszych godzin! I nawet byliśmy nieco rozczarowani, gdy przez pierwsze 3- 4 dni kicające kangury zobaczyliśmy tylko raz, siedząc przy stole w Jacob’s Creek Visitor Center – cała nasza grupa aż poderwała się z miejsc, by je zobaczyć! Na szczęście niedosyt cudownie wypełnia Kangaroo Island, której nazwa nie jest ani trochę przesadą. Tu kangury są wszędzie! A po zmroku jest ich naprawdę duuuużo!
Au
Odpowiedź jest jedna: wrócimy po więcej! A Wy? Planujecie? Byliście? Marzycie? 🙂 Dajcie znać! A jeśli już byliście, koniecznie napiszcie co polecacie – wszystko notuję na przyszłość!
11 Comments
JakubStaw
My jeszcze jesteśmy. Dzień 61. Jeszcze niestety tylko 5… To o wiele za krótko. Zobaczyliśmy kawałek Australii Zachodniej. Kamperem. Z dzieciakami. Czy wrócimy? Na 100%!
Natalia
66 dni – to jest już całkiem niezła sumka!!! 🙂 co Was najbardziej zachwyciło w Australii? 🙂
mariposa linda
Byliśmy i chcemy wrócić, chociaż bardziej mój mąż niż ja. Ale na pewno zaczekamy, żeby już nasza córeczka była większa i więcej mogła skorzystać.
Byliśmy m.in. w Melbourne, Uluru, King’s Kanyon, Alice springs i okoliczne góry, Cairns (rejs na Wielką Rafę Koralową – w sumie trochę rozczarowująca, na pewno na Filipinach były ładniejsze rafy i ryby), Daintree National Park – ogólnie super widoki, ale jeden ogromny minus, o którym nie wiedzieliśmy przed przyjazdem – nie można się kąpać w morzu ze względu na krokodyle! Wszystkie te miejsca polecamy. Super była też Magnetic island, gdzie widzieliśmy koale w naturalnym środowisku 🙂
Będąc tam, bardzo nam się większość rzeczy podobała, choć było też trochę minusów (np. drogie noclegi, średnie jedzenie – zwłaszcza w Red Center).
Później na drugą część wakacji plecieliśmy do Indonezji i tam mi się jednak bardziej podobało, może ze względu na większą różnorodność doznań (nie tylko super krajobrazy, ale też piękne zabytki kultury, kilka fajnych miast, super jedzenie). Może przez to porównanie oceniam teraz Australię nieco gorzej, chociaż oczywiście Indonezja to zupełnie co innego i tak naprawdę nie da się tych miejsc porównać.
Ale tak czy inaczej Australia wydaje się bardzo ciekawa, piękna i ludzie są cudownie optymistyczni 🙂 To “no worries” mnie też zachwyciło!
Jak będziemy wracać, to pewnie bardziej w okolice Sydney i stamtąd wybrzeżem na północ.
Natomiast patrząc na Wasze miejsca człowiek sobie uświadamia, że tam jest tyyyle tego wszystkiego, że pewnie trzeba by z 10 razy jechać, żeby mieć jako taki obraz 🙂
Natalia
No właśnie zwróć uwagę, że u nas też nie ma punktu JEDZENIE na liście zachwytów, a zwykle zwracamy na to sporą uwagę 😉 Pewnie w dużych miastach więcej opcji na pyszne jedzenie, ale na naszej trasie pod tym względem szału nie było. W Adelajdzie jedliśmy smaczne wietnamskie ;), mocno średnie sushi, w Barossa były pyszne posiłki, ale Jacob’s Creek o to mocno dbał, a już np. w Novotelu, w którym spaliśmy śniadania średnie. Na Kangaroo Island głównie fish & chips i nie zawsze dobre.. poza tym ile można jeść frytki??? 🙂 chyba największy zachwyt przydarzył nam się przypadkiem w okolicach Cape Jervis – domek w stylu takich jak w Wielkiej Brytanii i niesamowite smaki 🙂 i chyba też kusi mnie bardziej azjatycka różnorodność.. a powiedz – byliście na Karaibach?
mariposa linda
Nie, na Karaibach jeszcze nie byliśmy. Z tamtych rejonów najbliżej byliśmy w Panamie, Kostaryce i Nikaragui 🙂
A dlaczego pytasz, wybieracie się? :))
Natalia
ooo, ale widzę, że Ameryka Środkowa była grana 🙂 Jak oceniasz? Polecasz? Które z tych miejsc najbardziej? Rozważamy na przyszłą zimę porzucenie Azji i zmianę kierunku podróży 😉
mariposa linda
Tak, jak najbardziej polecam! Najfajniej było w Kostaryce i Nikaragui! :))
Natalia
No właśnie mnie kuszą takie kierunki, muszę tylko Łukasza trochę namówić 🙂
daria-porcelain.pl
mogłabym tam pozostać na zawszę 🙂
_____________
♥ Blog dla kobiet daria-porcelain.pl ♥
Paulina Soból
trafiłam na tego posta dopiero po przeczytaniu tego o ograniczonych zasięgach na FB… Czekałam bardzo na relację z Australii, a jakoś tak myślałam, że u Was dopiero 1 post, żenada z tym fejsem, ech!!!
Ale do rzeczy – dziś mija rocznica od mojej wizyty w Sydney (kocham i to chyba jedyne miasto, w którym bez wahania bym zamieszkała, gdyby… było w Europie :D), więc wszystko co na temat Australii dziś chwyta mnie za serce. Gdybyście się jeszcze raz wybrali, to – jak wyżej – koniecznie Sydney (za widok na operę, za lifestyle “no worries” i w ogóle za wszystko), ale też miejsca mniej oczywiste: Byron Bay, czyli najbardziej chilloutowe miejsce ever na najbardziej wschodnim cyplu Australii; Melbourne za rożnorodność i pingwinki (!), Great Ocean Road za widoczki oraz park narodowy Grampians za łatwe do zdobycia (także dla dzieci) góry z super widokami i kangury hasające po campingu dookoła naszego mini-namiociku… Ech, wspomnienia. Wrócę jak tylko się da, zwłaszcza, że cały zachód do zwiedzania, uluru i rafa…. Super, że byliście i życzę kolejnej okazji do wizyty!
Natalia
Hey Paulina 🙂 ano widzisz – ah ten facebook :/ W sumie wrzuciliśmy 3 australijskie posty – ten, Kangaroo Island i 10 rzeczy, które warto wiedzieć przed – typowo dla żółtodziobów, którzy jak my lecą po raz pierwszy 🙂
Myślę, że wrócimy pokazać dzieciakom kangury i koale:))) i wlaśnie więcej zobaczyć 🙂 na Great Ocean Road mieliśmy chętkę już wcześniej :)) chyba można zwiedzać i zwiedzać 🙂 no i właśnie do Sydney musimy dotrzeć!!! 🙂