Andaluzja: spacerem po Kordobie

Była Sevilla, była Ronda, były zachwycające pueblos blancos, nasz dom w Andaluzji i duuuużo hiszpańskiego jedzenia. Pisałam Wam już kilka razy, że Andaluzję można zwiedzać i zwiedzać, że to tak rozległy region i tyle ma do zobaczenia, że nasze 10 dni to zdecydowanie za mało. Miałam ochotę jeszcze na Cadiz, na Tarifę, na Granadę, Malagę i jeszcze więcej pueblos blancos. Miałam też ochotę na Kordobę i tam udało się nam dojechać!

 

 

Dzisiejsza Kordoba to około 300 tys. mieszkańców – stosunkowo spokojne miasto, jeśli porównujesz ją z tętniącym życiem Madrytem, zatłoczoną Barceloną czy nawet z Sevillą. Od 711 roku pod władaniem Arabów, w X wieku była potęgą – prawie 1 milion mieszkańców, kilkaset meczetów, masy bibliotek, szpitale, szkoły. W mieście współistniało wtedy 3 religie – islam, chrześcijaństwo i judaizm. Pamiątki tego współistnienia widoczne są nadal – w dawnym meczecie, w żydowskiej dzielnicy, w katedrach. Czasy świetności Kordoby skończyły się po 1000 roku, potem były walki o władzę, a w XIII wieku również prześladowania osób wyznających inną wiarę niż rządzący.

Gdy teraz spacerujesz małymi uliczkami w okolicach centrum, jest niemal pusto. Gęsto zaczyna robić się w okolicy kluczowych zabytków. Coraz więcej ludzi, coraz więcej knajpek oferujących tapas typowe dla Hiszpanii i te typowe tu, w Andaluzji – jest flamenquin i jest salmorejo – wiecie, co to? 🙂 Jak nie – koniecznie zajrzyjcie TU. Coraz więcej sklepików z pamiątkami, z hiszpańskimi turronami (uwielbiam!).

 

 

Mnie Kordoba nie zachwyciła tak jak Sevilla, ale warto tu zajrzeć, by pochodzić po wąskich uliczkach i koniecznie zobaczyć La Mezquita, czyli dawny meczet przebudowany na katedrę. La Mezquita to jedno z miejsc, które najbardziej pamiętam z wycieczki do Kordoby w 2007. Po 11 latach nadal robi tak samo wielkie wrażenie – zwłaszcza wnętrze z setkami kolumn i charakterystycznych łuków! I pomimo, że La Mezquita od dawna nie jest już meczetem, ten klimat sprawił, że jakoś zatęskniliśmy za Stambułem…

 

 

La Mezquita powstała na ruinach świątyni rzymskiej i początkowo była meczetem, a jej dzisiejsza wieża Torre Campanario – minaretem. Po tym jak chrześcijanie odebrali Arabom Kordobę na środku meczetu wybudowali katedrę, z jednej strony niszcząc niesamowite dzieło, z drugiej czyniąc La Mezquitę czymś totalnie niepowtarzalnym.  Gdy przejdziecie przez bramę, a zanim jeszcze wejdziecie do środka La Mezquity zatrzymajcie się chwilę na Patio de los Naranjos – jest bardzo urokliwe, a latem przyjemnie chroni przed upałem.

 

 

Z La Mezquity pójdźcie w stronę rzeki Gwadalkiwir i w stronę mostu Puente Romano – to stamtąd można zobaczyć jeden z najpiękniejszych krajobrazów Kordoby. Zanim wejdziecie na most, zobaczycie pomnik Triunfo de San Rafael de la Puerta del Puente, przedstawiający archanioła Rafała, opiekuna Kordoby. Most kończy charakterystyczna Torre de la Calahorra, a jeśli jesteście z dzieciakami to niedaleko wieży, nad rzeką znajdziecie spory plac zabaw, na którym maluchy mogą się wyhasać po / przed zwiedzaniem.

 

 

Bardzo chciałam również zobaczyć Alkazar (Alcazar de los Reyes Cristianos), czyli zespół fortyfikacji z czasów panowania arabskich władców, Umajjadów. Alkazar znajdziecie niedaleko mostu i La Mezquity – niestety jednak w poniedziałki jest zamknięty i podobnie jak pozostali turyście pocałowaliśmy klamkę.

 

 

Powłóczyliśmy się za to po Kordobie, podziwiając uliczki i lokalne placyki. W mieście nie brakuje dawnych pałaców i kościołów, więc można pozwiedzać więcej, ale tak jak żałowałam, że w Sevilli nie mieliśmy więcej dni, myślę, że jeden dzień na Kordobę wystarczy. A Wy? Jak sądzicie? Byliście? Jak wrażenia?

 

 

KORDOBA – GDZIE JEŚĆ?

 

 

Od jedzenia zaczęliśmy zwiedzanie Kordoby. Miejsce, które wyszperał Łukasz to kolejne miejsce, do którego warto zajrzeć. La Taberna de Almodovar znajdziecie na Calle Benito Pérez Galdos, 1 i jest to restauracja, w której nie spotkacie wielu turystów, za to znajdziecie prawdziwą hiszpańską kuchnię – tradycyjną, jak przed laty. W Kordobie w okolicach La Mezquity nie brakuje miejsc typowo pod turystów, gdzie zwykle jakość jest zdecydowanie niższa. Dlatego najlepiej zjeść coś pysznego jeszcze przed zwiedzaniem. Rewelacyjne kanapeczki z anchois lub z boquerones. Niesamowite croquetas – najlepsze podczas całej naszej podróży! A na danie główne ryby, ośmiornica lub rabo de toro a la cordobesa, czyli ogon wołowy w stylu Kordoba 🙂

 

 

KORDOBA – GDZIE NA DESER?

 

 

Uparcie szukaliśmy w Kordobie pysznych lodów, churros lub innego fajnego deseru, ale ciągle nic nie mogliśmy znaleźć. Lody nie wyglądały apetycznie, churros nie było. Aż całkiem przypadkiem w drodze do samochodu wpadliśmy na Smooy – mrożone jogurty z przeróżnymi dodatkami. Dla mnie miały wymiar wręcz sentymentalny, bo pamiętam Smooy z La Corunii z pierwszej podróży z Maksem, gdy miał 2,5 miesiąca!!! Niezależnie od sentymentów, ich mrożone jogurtowe desery nadal dają radę! Znajdziecie ich na Calle Jesús María, 4, niedaleko  Plaza de las Tendillas. UWAGA! Są czynni od 15.00 do 21.30 (a w piątki i soboty nawet do 1.00), więc nie wybierajcie się tam rano 🙂 Na samą Plaza de las Tendillas też warto zajrzeć, jeśli będziecie w okolicy.

 

 

 

Jeżeli szukacie informacji na temat podróży po Andaluzji koniecznie zajrzyjcie do naszego e-booka! Kupicie go TUTAJ.  Znajdziecie w nim mnóstwo miejsc, które warto zobaczyć! To garść praktycznych informacji: restauracje i bary, które pysznie karmią, propozycje hoteli w najważniejszych miastach Andaluzji! A do tego przewodnik kulinarny i przygotowany przez nas PLAN PODRÓŻY, który ułatwi Wam planowanie wyjazdu od A do Z! A na końcu specjalny dodatek czyli nasze ulubione andaluzyjskie potrawy i sprawdzone przepisy, jak je wykonać w domu!