„A co on tam będzie jadł?? Co będziecie mu dawać do jedzenia??!!” to chyba ulubione pytanie zadawane nam przez babcie i prababcie Maksa przed każdą egzotyczną podróżą! Zwykle pytaniu towarzyszy załamywanie rąk i przerażenie w oczach, bo jak ich kochany wnuczek, którego one dokarmiają rosołkiem, zupką pomidorową, klopsikami i paróweczkami prosto z Krakowskiego Kredensu ma się żywić w „dzikiej” Birmie, Tajlandii, Meksyku czy Gruzji??!?  Zwykle mamy jedną odpowiedź: tam też żyją dzieci! I jedzą!

 

Nie ma jednak co mydlić oczu: prawdą jest też to, że jeśli nie masz wszystkożernego obżartucha, wyjazd z dzieckiem i wyżywienie na wyjeździe może rodzić obawy. Bo co on będzie tam jadł??!!?? Czy znajdzie swoje ulubione smaki? A jak nie będzie potraw, które lubi? Nam również towarzyszyły te pytania i towarzyszą przed każdym wyjazdem w nowe miejsce, ale wiemy już, jak sobie z nimi radzić. Nie dlatego, że Maks jest takim super „jadkiem”, je wszystko i nigdy nie wybrzydza. Wcale nie! Z warzyw je głównie pomidory, a reszty unika jak ognia. Wybrzydza na wiele owoców, które dla mnie są najpyszniejsze na świecie. Ma swoje smaki i się nich trzyma. Pomimo to, gdy jesteśmy w podróży nawet przez 6 tygodni, nie głoduje i nie wraca wychudzony 😉

 

Ok, je, ale to nie wszystko… przed wyjazdem do krajów egzotycznych obawy na tym się nie kończą: A może się zatruje? A może coś mu zaszkodzi? Dawać owoce czy nie? Kupować lody w kulkach czy nie? Wątpliwości jest masa – nie jesteśmy już w domu, ani nad polskim morzem, ale w kraju o innej kulturze bakterii, często o znacznie niższym poziomie higieny niż u nas, często trzeba uważać na choroby związane właśnie z nieświeżym jedzeniem.

 

Co robić? Jak nakarmić dziecko, by nie padło z głodu, a zarazem nie dostało trwającej tydzień biegunki? Gdzie szukać ulubionych smaków, co zrobić, by próbowanie nowych nie bolało? Poniżej nasze sprawdzone sposoby 🙂

 

 

1) podróżuj z niemowlakiem!

 

podróżowanie z dzieckiem, dziecko w krajach egzotycznych, jedzenie dla dziecka w podróży

półroczny Maks w Meksyku – my jemy tacos i ośmiornicę, on polskie słoiczki 🙂

 

Brzmi zabawnie, ale to najlepszy sposób, by podróżować z dzieckiem i nie przejmować się wyżywieniem. Do 4-6 miesiąca życia maluchowi wystarczy mleko mamy lub mleko modyfikowane, które chyba we wszystkich krajach, w których byliśmy, można dostać bez problemu! W Indonezji czy w Tajlandii kupno mleka dla dziecka jest znacznie prostsze niż w Polsce! Na każdym kroku można spotkać świetnie wyposażone, małe sieciowe sklepiki takie jak 7 eleven (w Tajlandii) czy Indomaret i Alfamart (w Indonezji)! Nie przypominam sobie, bym w jakimkolwiek małym sklepie w Polsce trafiła na lepszy asortyment dziecięcy.

 

Gdy maluch zaczyna już jeść potrawy inne niż mleko, na krótszy wyjazd bierzemy słoiczki, chrupki, kaszki z domu. Jeśli planujemy dłuższy, przygotujmy się na wyprawę do lokalnego supermarketu i zakupy – taki wyjazd to świetna okazja, by obok marchewki czy ziemniaka, pokazać maluchowi, jak smakuje awokado, ananas czy papaja (takie słoiczki znajdziemy w Azji czy w Meksyku).

 

Niemowlak to partner idealny . Z nim nie musimy szukać restauracji „pod dziecko” i zastanawiać się, co mu wybrać, by smakowało, miało odpowiednią wartość odżywczą i nie kosztowało za wiele (nikt nie chce płacić 30 zł za danie, które może okazać się pomyłką.. bo kto trafi za trzylatkiem? ;)). My z Maksem-niemowlakiem przejechaliśmy 10 000 km po Europie (na tzw. cycku) i zwiedziliśmy Meksyk – na cycku, kaszce i słoikach.

 

  2) od małego ucz kulinarnej różnorodności

 

podróżowanie z dzieckiem, dziecko je sushi, dziecko w krajach egzotycznych, jedzenie dla dziecka w podróży

Maks i sushi – zaczynał od pieczonego łososia, teraz sam błaga o kawałek surowej ryby

 

Jeśli wiecie, że chcecie ze swoim dzieckiem podróżować, pokazujcie mu od małego, że na świecie istnieje coś więcej niż kuchnia mamy, babci Zosi i babci Krysi. Jeśli maluch przez 2-3 lata, będzie przyzwyczajony tylko do określonych smaków – kotleta, ziemniaków i zupy ogórkowej, ciężko może być nie tylko w podróży, ale również w przedszkolu.

Pokazuj, że są różne smaki, różne przyprawy, różne kuchnie. Nie bój się nakarmić dziecka w restauracji, bo na wyjeździe na restauracje i inne jadłodajnie raczej będziecie “skazani”. Jeśli marzy Wam się zwiedzanie świata, jedzenie „na mieście” będzie obowiązkowe – czemu nie zacząć jeszcze w Polsce? Niech poznaje smaki: sushi, potraw w chińskiej czy indyjskiej knajpce, hummusu, owoców morza czy egzotycznych owoców, niech się przyzwyczaja – łatwiej znajdzie w podróży coś dla siebie.

 

 

 3) daj dziecku próbować i… daj się zaskoczyć

 

Hainanese Chicken Rice, Singapur, kuchnia Singapuru, podróżowanie z dzieckiem, jedzenie dla dziecka w podróży

Hainanese Chicken RIce – nowość z Singapuru

 

Nie lubisz krewetek i uważasz, że owoce morza są obrzydliwe? OK, Twoje prawo, ale Twoje dziecko może mieć na ten temat całkiem inną opinię! Moje dziecko lubi kanapki z pasztetem (nie tykam!), na śniadanie w hotelu wybierze salami, a na obiad prosi o mięsko! Kocha banany, na które ja nie mogę patrzeć. Wyjada jak szalony krewetki, których jego babcia nie dotknie nawet patykiem. Podróże to najlepsza okazja do próbowania i być może odnalezienia nowych ulubionych dań?

 

Zapomnij o “On tego na pewno nie zje”!  Jeśli nigdy nie jadł krewetek czy tofu, skąd wiesz, że ich nie pokocha?

 

 4) im młodsze dziecko, tym mniej barier

 

podróżowanie z dzieckiem, jedzenie dla dziecka w podróży, dziecko w kraju egzotycznym, Bangkok

Maks (1,5 roku) szuka swoich smaków w Chinatown w Bangkoku

 

Maks podróżuje z nami od czasu, gdy skończył 2 miesiące. Gdy miał 9 miesięcy, próbował zup i ryb w Paryżu, gdy miał 11 miesięcy zajadał się zupą rybną w Istambule, pokochał krem z kraba w Tel Avivie. Podczas pierwszego pobytu w Tajlandii miał 1,5 roku i chętnie pił wodę ze świeżego kokosa (bardzo zdrową!), chrupał sajgonki czy wontony, a teraz ich unika. Ma już bardziej wypracowane smaki, swoje uprzedzenia (“nie lubię groszku!”), trudniej go przekonać. Im wcześniej zaczniecie, tym lepiej! 🙂

 

5) szukaj dokładnie!

 

podróżowanie z dzieckiem, jedzenie dla dziecka w podróży,  menu dla dziecka

menu dziecięce jednej z restauracji rybnych w Howth pod Dublinem

 

Wiadomo, że najprościej jest, jeśli wchodzimy do restauracji, a razem z menu dla nas ląduje na stole menu dziecięce. Zazwyczaj tam znajdziemy to, co lubią maluchy i chociaż w różnych miejscach na świecie lista będzie się różnić, klasyki takie jak kurczak, pizza czy makaron z sosem pewnie się pojawią. Banał!

 

W większości miejsc jednak tak nie będzie.  Wtedy trzeba kombinować. Albo zamawiać jedno danie dla siebie i dziecka, by w razie porażki / zbyt małego apetytu nie marnować pieniędzy i jedzenia. Albo wybierać niedrogie pozycje z niskim ryzykiem klęski. Dla nas w Azji taką potrawą jest ryż i kurczak, w różnych formach, najczęściej w wersji fried rice with chicken. To danie pojawia się wszędzie! W Tajlandii, w Birmie, w Kambodży, w Wietnamie, w Singapurze, a w Indonezji jest jednym z narodowych klasyków – nasi goreng. Wszędzie też można dostać zwykły gotowany ryż, a do niego dobrać coś z talerza rodziców – kurczaka, kaczkę, wieprzowinę, warzywa.

 

Czytaj menu od deski do deski – może coś z przystawek lub deserów będzie dobrą kolacją dla Twojego dziecka? W Azji często w dziale DESERY pojawiają się naleśniki! Mało wartościowe? A co tam! Nikt jeszcze nie umarł od naleśników z Nutellą na kolację! Wakacje są!

 

6) jeśli Twoje dziecko jest zagorzałym fanem kuchni zachodniej, trzymaj się kurortów i dużych miast!

 

podróżowanie z dzieckiem, jedzenie dla dziecka w podróży, menu dziecięce,

to zawsze przejdzie, prawda? 😉

 

Wiesz, że Twoje dziecko nie przeżyje bez naleśników czy makaronu, trzymaj się większych miast i miejsc popularnych wśród turystów – tam szanse na znalezienie tam tzw. European dishes zawsze są większe! Trzeba się przygotować na to, że zwykle kosztują więcej niż jedzenie lokalne –  np. w Birmie za smażony ryż czy smażony makaron zapłacicie 1,5 dolara, 3 dolary za kurczaka w pikantnym sosie, a 6 dolarów za maleńką pizzę czy makaron z sosem pomidorowym.

 

Czasem też zamawianie potraw europejskich w innym kręgu kulturowym może być troszkę.. risky. Sos pomidorowy jest tak dziwnie doprawiony, że nie masz serca karmić nim dziecka, na pizzy z szynką pojawia się pokrojona “parówkowa” lub… o zgrozo ser topiony w plasterkach! Tak, to pomysły prosto z Birmy. Pytanie zatem czy warto ryzykować? Jeśli to dobra restauracja, tak. Jeśli przypadkowa jadłodajnia, rzeczywistość może mieć niewiele wspólnego z oczekiwaniami. Kwestia wyboru, zależnie od desperacji dziecka i matki 😉

 

 

7) weź prowiant z domu i… z hotelu!

 

podróżowanie z dzieckiem, jedzenie dla dziecka w podróży

Szkocja – przerwa na przekąskę

 

Jeśli wyjeżdżasz z dzieckiem na tydzień, część produktów możesz zabrać z domu: ulubione chrupki, zdrowe przekąski, ciasteczka, bakalie, ulubione napoje mleczne (jeśli nie potrzebują lodówki), płatki do mleka, a nawet kabanosy! Gorzej, jeśli wyjeżdżamy na dłużej, a w walizce nie ma już miejsca na własną spiżarnię. W takiej sytuacji musisz ułatwiać sobie życie na miejscu.

 

Jeśli w hotelu macie szwedzki stół na śniadanie, zabierz z niego prowiant na drogę. Wiem, nie wypada! Nie robimy jednak 5 kanapek i nie zabieramy ze sobą torby owoców, ale wybieramy małą przekąskę dla dziecka – rogalik, banan, słodka bułka, pieczywo, jogurt, a nawet spakowany do pudełeczka naleśnik mogą się przydać, gdy podczas zwiedzania w okolicy nie będzie żadnego, dobrze wyposażonego sklepu. Nikt nie będzie się krzywił, że bierzesz coś dla dziecka – zwłaszcza w Azji, gdzie kochają dzieci!

 

 8) dawaj owoce!

 

podróżowanie z dzieckiem, jedzenie dla dziecka w podróży, owoce

ulubione małe banany – Kambodża

 

 

Egzotyczne kraje to dobre miejsce, by gdy u nas zimno, buro i ponuro, dożywić dziecko świeżymi owocami. Banany, arbuzy, melony i te mniej u nas znane papaje, rambutany można znaleźć w wielu miejscach. Pamiętajcie tylko, by nie kupować dzieciakowi krojonych owoców na brudnym straganie, bo street food jest w modzie. Staraj się wybierać pewne źródła lub kupuj w całości i osobiście myj.

 

 9) zabierz ze sobą odpowiedni sprzęt

 

jedzenie dla dziecka w podróży, podróżowanie z dzieckiem, pakowanie dziecka

śliniak i kubek-niekapek – kiedyś obowiązkowo w podróży

 

Nie zapomnij o podręcznym sprzęcie dla malucha. Gdy Maks miał 1,5 roku i mniej, zawsze braliśmy ze sobą butelkę, kubek-niekapek, potem bidon, często śliniak – najlepiej silikonowy, który łatwo umyć i wysuszyć.

Teraz Maks nie potrzebuje już specjalnych “przyrządów” do jedzenia, ale nadal przydają się 2-3 zamykane pojemniczki – można schować tam chrupki, płatki, ciasteczka, pokrojone owoce. Łyżkę i widelec też wozimy ze sobą na wszelki wypadek.

 

10) Daj dziecku żyć!!

 

Jesteś w podróży. Zwykle nie zajmuje Ci ona kilku miesięcy, lecz kilka-kilkanaście dni. Jeśli w tym czasie chcesz na swoim dziecku trenować super eko bio zdrową kuchnię, zwykle wykończysz i siebie, i dziecko. Pamiętaj, że mniej zdrowe jedzenie przez kilka dni jeszcze nikogo nie zabiło… że lizak nie gryzie, a w samolocie nawet pomaga. Twoje dziecko i tak dowie się, że słodycze istnieją – w przedszkolu lub najpóźniej w szkole 😉

 

11) Nie ryzykuj!

 

Jeśli podróżujemy do Azji czy choćby do Meksyku, na swojej drodze spotkamy sporo street foodów. W Wietnamie, w Tajlandii, w Indonezji, w Birmie na ulicy można się wyżywić za grosze, czasem bardzo smacznie, czasem mniej. Ale nie będę Wam kłamać: wiele miejsc odrzuca brakiem higieny, latającymi wokół bezdomnymi psami, brudem. Mięso leży w 40 stopniowym upale przez kilka godzin, wokół latają muchy. I tak jak street food w Tajlandii zwykle wygląda apetycznie i sami z niego korzystamy, w Birmie nic nas nie skusiło.

 

Gdy podróżujemy z dzieckiem, rezygnujemy z hardkorowego próbowania wszystkiego, co wpadnie w ręce. Nie dajemy też wszystkiego dziecku. Trzymamy się miejsc czystych, z bieżącą wodą i potraw, które są mało ryzykowne – smażony lub gotowany ryż, smażony makaron, często potrawy robione na świeżo, by mieć pewność, że nie zatrujemy się starym jedzeniem. Wybieramy miejsca, w których jest dużo ludzi i wiadomo, że jedzenie nie leży w oczekiwaniu na gościa od kilku dni. Nie dajemy Maksowi napojów z lodem, nie kupujemy lodów na kulki w podejrzanych miejscach – wolimy kupić paczkowane, poprosić o wodę w zamkniętej butelce. Sobie pozwalamy na więcej, ale nadal staramy się zbytnio nie szaleć, bo biegunka w podróży to nic przyjemnego… zwłaszcza, gdy Twoje dziecko domaga się uwagi przez kilkanaście godzin dziennie 🙂

 

Na razie nasz sposób chyba działa…  nie potrafię powiedzieć, ile dni swojego życia Maks spędził w podróży, ale na pewno duuużo. Biegunkę miał raz, 3 dni w Kambodży… Wyleczyliśmy ją Smectą, colą i gorzką czekoladą 😉 (patrz punkt 10)  Teraz za nami Bangkok, objazd po Birmie, Singapur i Indonezja – bez żadnych przygód żołądkowych! Oby tylko tak dalej!