Jesteśmy już w Japonii kilka dni. Chciałam codziennie pisać nasz mały dziennik z podróży, ale ostatnie dni w Tokio i okolicy były na tyle szalone, że wracaliśmy do hotelu o 23.45. Zanim ogarnęliśmy to, co najpilniejsze, zegarek pokazywał 3-4 w nocy.
Jak wrażenia po kilku dniach w Japonii? Czy nam się podoba? Czy zachwyca? Czy będziemy polecać? Na pewno! Japonia ma w sobie to coś, ma urok i magię w formie, jakiej jeszcze nie znaliśmy. Jest inna niż kraje azjatyckie, które wcześniej odwiedzaliśmy. Zachwycają kwitnące wiśnie, kolorowe neony wieczorami, fascynuje jedzenie. Za nami Yokohama, Tokio, za nami Nikko i Nagoya. Ten post piszę do Was z pociągu lokalnego do Nary. Najpierw pojechaliśmy z Nagoi do Kioto shinkansenem, szybka przesiadka i dalej w drogę.
Zobaczymy czy Nara zachwyci nas tak jak Nikko czy bardziej. Bo dziś Nikko, a Nara następnym razem, zwłaszcza, że dziś przez deszcz niewiele w Narze zobaczyliśmy. By dojechać do Nikko z Tokio trzeba najpierw pojechać shinkansenem do Utsonomiya, a potem lokalnym do Nikko. Podróż trochę trwa i gdy wysiadasz w małym, uśpionym miasteczku skąpanym we mgle na początku zastanawiasz się czy było warto. Niewysokie domki, ale raczej nie grzeszące urodą, puste ulice, kilka niewielkich knajpek i… naleśniki zwijane w rulon, które zajadają dzieciaki. Fascynuje mnie, że w tak odległym miejscu jak Japonia znajdujemy niektóre smaki jak w Polsce – ich naleśnik z bitą śmietaną i lodami nie różni się niczym!
We mgle i mżawce zasuwamy w stronę Parku Narodowego Nikko, gdzie znajduje się cały kompleks z chramami, świątyniami, pagodami, malowniczymi bramami i masą miejsc, od których nie możesz oderwać wzroku. Trochę irytuje nas mgła i brzydka pogoda, ale gdy już docieramy na miejsce uświadamiamy sobie, że Nikko w takiej aurze wygląda wyjątkowo – niesamowicie i tajemniczo. Zanim jednak pokonamy schody na teren parku, zachwycamy się malowniczym, czerwonym mostkiem – jednym z symboli Nikko.
Dalej parkiem kierujemy się w stronę głównych atrakcji. Trochę nas dziwi, że gdzieś pośród zieleni, tajemniczych drzew i na terenie Parku Narodowego wyrasta wielki, brzydki, biały budynek. Ej co to, ej dlaczego? Nie możemy się nadziwić! Potem okazuje się, że w budynku Japończycy schowali Rinnoji, najważniejszą świątynię w Nikko na czas prac remontowych.. Remont ma trwać do koło 2019-2020 roku – więcej informacji znajdziecie TU.
Nadal można do niej wejść, my jednak idziemy dalej do Tosho-gu i tam zaczyna się BAJKA!
Jeśli jak my nie wyruszycie z Tokio wcześnie, może się okazać, że skończycie zwiedzanie mniej więcej o porze, o której zamykają cały kompleks – około 17.00. Szybkim krokiem lecimy w poszukiwaniu otwartej knajpy, mgła, mżawka i wreszcie zbawienie – yakitori, yakisoba, pierożki gyoza, ramen. Można zaspokoić głód i ruszać dalej. Jedzenie trochę nas rozczarowuje, chociaż i tak cieszymy się bardzo, że nie musimy wracać do Tokio z pustymi brzuchami. Łukasz próbuje tutejszy specjał, czyli yubę . Yuba to skóra tofu i w Nikko pojawia się w przeróżnych wersjach – są nawet knajpy, które nie oferują nic innego, tylko yuba set menu.
Jeszcze tylko spacer na stację, herbata (obowiązkowo zielona) kupowana w automacie – wiedzieliście, że może być albo ciepła albo zimna? Znów lokalny pociąg do Utsonomiya, znów shinkansen do Tokio. Dojeżdżamy zmęczeni i … głodni. Odpowiedź jest tylko jedna: SUSHI! Wracamy do tego miejsca drugi raz z rzędu. Wiecie, co to znaczy? Może już oglądaliście relację live, ale na Facebooku na pewno zniknie, a z tego będziecie mogli skorzystać wtedy, gdy Wy zapragniecie Tokio i sushi!!!
SUSHIZANMAI przy stacji Ueno to ucieleśnienie moich marzeń o japońskim sushi. Z jednej strony pokrzykujący kucharze, z drugiej maaasy surowej ryby, z trzeciej idealnie delikatne nigiri, w których ryba po prostu rozpływa się w ustach, a ryż nie przytłacza, nie zapycha, tylko idealnie się z nią komponuje…. Jezu, ale bym tam wróciła!!!!
0 Comments