Singapur! O tym, że się tu wybierzemy wiedzieliśmy od dawna! Od dawna słyszeliśmy, że każdy kulinarny freak musi się tu zjawić, zwłaszcza, jeśli jak my ma fioła na punkcie kuchni azjatyckiej! Nie mogliśmy lecąc kolejny raz do Azji pominąć tego miejsca… i przyznam, że oczekiwania mieliśmy ogromne, rozbuchane, pełne nadziei, a dodatkowo wzmocnione słabym jedzeniem w Birmie, która sprawiła, że po 2 tygodniach zaczęłam tęsknić za polskim jedzeniem i chrupiącą bagietką z normalnym masłem i smaczną wędliną! Przez chwilę nawet pomyślałam, że mam dość kuchni azjatyckiej i aż nie mogłam w to uwierzyć…?

 

Ostatniego dnia w Birmie już nie mogliśmy się doczekać wylotu. Za sobą mieliśmy 12 godzin w nocnym autobusie z Nyuang Shwe w okolicach Inle Lake, gdzie temperatura spadała w nocy do 11 stopni (w autobusie, nie na dworze!), a każde wyjście do toalety na postoju wiązało się z odruchem wymiotnym z powodu wszechobecnego brudu. Marne śniadanie w hotelu w okolicy lotniska, gdzie nawet mleko dla Maksa nie wyglądało normalnie i 1,5 godziny bezskutecznego jeżdżenia taksówkami po Rangun, by znaleźć restaurację, w której chcieliśmy zjeść (pomimo, że mieliśmy jej adres i mapę!!!). Mieliśmy dość. DOŚĆ. Głodni i wkurzeni wylądowaliśmy na lotnisku. Singapur majaczył przed nami niczym ziemia obiecana…

 

Po 2 dniach tutaj możemy powiedzieć: TAK, TO JEST ZIEMIA OBIECANA! Kulinarny raj! RAJ dla tych, co zwariowali na punkcie jedzenia i tych, co zakochali się w kuchni azjatyckiej! Raj, w którym łatwo się zakochać!

 

wontony z black vinegar i chili oil, Sinapur, Din Tai Fung, Singapur, Raffles City

wontony z black vinegar i chili oil w Din Tai Fung

 

Imponujące wieżowce, na czele z Marina Sands Bay, na którą codziennie patrzymy przed snem i po otworzeniu oczu, porządek, wygoda, szybkie metro MRT, którym możemy dojechać prawie wszędzie, sklepy na każdym kroku i jedzenie na każdym kroku. Cudowna różnorodność… dzielnica biznesowa, kolorowe, mieniące się czerwienią Chinatown (tak jak w Bangkoku tutaj również to nasza ulubiona dzielnica!), Little India z całą masą indyjskich materiałów i sklepów przypominających nam podróż do Indii czy Arab Quarter z hummusem i wielkim meczetem. Tyle smaków, tyle różnorodności!

 

Marina Bay Sands, Singapur, hotel Pan Pacific

Marina Bay Sands – widok z hotel Pan Pacific

 

Ale absolutnie najważniejsze w Singapurze jest JEDZENIE! Przyjeżdżajcie z pustym brzuchem (jak my po Birmie!) i oddajcie się rozkoszy podjadania w przeróżnych food courtach, restauracyjkach, w centrach handlowych (ach jak pyszne tu są centra handlowe!) i przy wspólnych stolikach w chińskiej dzielnicy! Zupy z rybnymi kulkami (fishball noodle soup), dim sumy, won tony, gyoza, krab, tofu, znów zupa, potem kokos, sok z trzciny cukrowej, potem bubble tea i znów zaczynamy od nowa. RAJ powiadam Wam!!! 🙂  Dziś niestety nasz ostatni dzień, więc lecimy się rozkoszować miastem, ale spodziewajcie się wkrótce bardzo smacznego wpisu z naszymi kulinarnymi tipami!!! 🙂

 

prawn noodles soup, Singapur, kuchnia azjatycka

prawn noodles soup w jednej z jadłodajni

Chinatown, Singapur, kuchnia azjatycka, jedzenie w Azji

wszyscy jedzą w Chinatown!

Sinagpur, Azja, jedzenie w Azji, kuchnia azjatycka

w dzień dość pusto, wieczorem wszystkie stoliki się zapełniają