Od niechcenia przeglądasz Facebooka albo jakiś portal informacyjny, łapiesz oddech między jednym, a drugim zadaniem, między spotkaniami, a może stoisz w korku? Biegniesz z przedszkola na ważną prezentację, nie masz gdzie zaparkować, dziecko chore, wszystko na wczoraj. Czasem właśnie w takim momencie wpadasz przypadkiem na jeden z setek artykułów pisanych pod hasłem: „rzucił wszystko i zmienił swoje życie”. Może bloguje, może surfuje, podróżuje, może sprzedaje polskie pierogi na plaży w Tajlandii, wypasa owce w Bieszczadach albo szyje sukienki dla dzieci. Nie ma już deadline’ów, nie ma korków, nie ma codziennego stresu i napięcia. Jest tylko sielanka, rajskie życie bez zmartwień i kłopotów, niemal jak wieczne wakacje. Brzmi bardzo sexy, prawda? Aż masz ochotę powiedzieć: „mam to gdzieś! Mam dość tej roboty / szefa / firmy / wspólnika / klientów/ biura” i też rzucić to wszystko w cholerę! Zrobisz tak czy jednak zastanowisz się nad tym nieco dłużej? Czy rzeczywiście bohaterowie współczesnych mitów to osoby, które rzuciły wszystko, spaliły wszystkie mosty i zaczęły w nowym miejscu totalnie od zera? Czy rzeczywiście teraz wiodą sielankowe życie, a pieniądze lecą do nich niczym grad z wiosennego nieba?
Chyba już wiecie, że to nieprawda. Że ten uśmiechnięty bohater pięknej historii w wielu przypadkach okupił zmiany ciężką pracą, a być może nadal ciężko pracuje na to, co ma. Być może ma całkiem niewiele i żałuje, że już nie pracuje w demonizowanym korpo. Być może nie wszystko potoczyło się tak, jak planował i wraca do pracy dla kogoś z podkulonym ogonem? Rzucanie wszystkiego, bez przemyślenia, po to, by podążać za marzeniami to zwykle prosta droga do porażki. Powiecie teraz: ale przecież zawsze mówiliście, że odwaga, że zmiany, że podążanie za głosem serca, że warto. Warto, ale trzeba to zrobić z głową, a nie skakać na głęboką wodę bez żadnego koła ratunkowego.
Chyba od zawsze mocno wierzę w to, że życie można zmienić. Że można znaleźć inną pracę, że można otworzyć swoją firmę, że można zająć się czymś zupełnie nowym i robić to z sukcesem, Znam sporo takich przykładów, ale tego zwykle nie robi się jak w filmach. Nie rzuca się wszystkiego ot tak, nie pali się mostów, nie wyjeżdża ot tak na bezludną wyspę. Najlepiej zatem zacząć od dywersyfikacji – nie rzucać, a łączyć i dywersyfikować. Chcesz iść na swoje? OK, ale najpierw upewnij się, że Twój mąż / partner / żona mają pewną posadę w korpo lub dobrze już działającą firmę, że macie oszczędności. Jeśli żyjesz w pojedynkę, zaczynaj „na zakładkę” – etat, a po pracy spełnianie własnych marzeń, rozwijanie swojego pomysłu. Nie masz siły na pracę nocami? Musisz mieć, bo jednego możesz być pewien – własny biznes zwykle nie przynosi kokosów po tygodniu czy po miesiącu. Musisz uzbroić się w cierpliwość, musisz mieć poduszkę bezpieczeństwa w razie, gdy się nie powiedzie. Tak właśnie wyglądało to u nas.
Gdy ja wraz z moim wspólnikiem uruchamiałam agencję badawczą brainlab, Łukasz miał nieźle funkcjonującą agencję reklamową. Mogłam sobie pozwolić na to, by przez kilka miesięcy, czy nawet rok nie zarabiać lub zarabiać grosze. Wiedzieliśmy, że przeżyjemy. Gdy pojawił się pomysł otworzenia franczyzy brytyjskiej marki Bubbleology, Łukasz powiedział TAK swoim ówczesnym wspólnikom – bo znów: chciał mieć dodatkowe oparcie, dodatkową nogę, na której stoi, gdyby chciał wyjść z rynku reklamowego. Źródła przychodu były zatem trzy – moja firma, jego agencja oraz Bubbleology – nie wszystko szło świetnie, ale zwykle zyski i straty się wyrównywały – raz tu gorzej, a tam lepiej i odwrotnie. Teraz agencji reklamowej już nie ma, ale zarabiamy również na blogu – jednak gdy powstawał, nie mieliśmy pojęcia, jak będzie. Nie rzuciłam swojej pracy, by pisać bloga – siedziałam na nim nocami, wieczorami, wczesnym rankiem i… nadal tak robię 🙂 Od maja 2016 razem zajmujemy się DESEO – walczymy, idziemy do przodu, podnosimy się po porażkach, ale nie zarobiliśmy jeszcze złotówki. Co więcej, ciągle pojawiają się nowe, niezbędne inwestycje. Taki urok młodej firmy. Nie moglibyśmy jej prowadzić, gdyby nie inne źródła dochodu. Trzeba o tym pamiętać, zanim powiemy sobie: rzucam to!

Przy wszelkich zmianach przydaje się plan B, przydaje się też poduszka bezpieczeństwa – oszczędności, które dają poczucie spokoju i bufor, że w razie czego nie będziemy musieli odmawiać sobie wszystkiego i zapożyczać się u znajomych. Zwłaszcza, że nasze oszczędności też mogą dla nas pracować, równie ciężko jak my. Mieszkanie możemy wynajmować, możemy zarabiać na funduszach inwestycyjnych, co od dawna robił Łukasz – ważne, żeby dywersyfikować źródła dochodów, korzystając ze wszystkich dostępnych zasobów.
Fundusze inwestycyjne to jeden ze sposobów budowania swojej poduszki bezpieczeństwa – nie tylko, gdy myślimy o nowym biznesie. Próg wejścia jest niski, nie ma przymusu regularnych wpłat, więc przy gorszym miesiącu nie trzeba wpłacać nic. Fundusze niemal z całego rynku można łatwo porównać dzięki narzędziu db Navi. To, co jest fajne, to podział na ścieżkę dla początkujących inwestorów i na tę dla doświadczonych. Początkujący wybierają swój styl inwestowania – od bezpiecznego przez stabilny i zrównoważony aż po dynamiczny i agresywny. Są przejrzyste informacje, co i jak, jest lista funduszy – można porównywać, wybierać i kupować bez wychodzenia z domu.
Łukasz zawsze spierał się z moją mamą, co lepsze fundusz czy lokata. On zawsze był za funduszami inwestycyjnymi, na których można potencjalnie zarobić więcej niż na lokacie, ale wiąże się to z ryzykiem, ona za całkowicie bezpieczną lokatą. W przypadku funduszy, wybierając bezpieczny styl inwestowania, jesteś trochę pośrodku, więc na początek w sam raz.
Z poduszką bezpieczeństwa czy w postaci innego biznesu, czy inwestowania w fundusze, łatwiej zaczynać nowe przedsięwzięcia. Nie warto rezygnować z marzeń, z tego, co się lubi – tego nigdy Wam nie powiem. Najważniejsze, by robić to z głową, rozsądnie i nie liczyć na kokosy w pierwszych miesiącach działalności. A jeśli nie masz motywacji, by pracować i na tym nic nie zarabiać (przynajmniej przez pewien czas), cóż, najwidoczniej własny biznes nie jest dla Ciebie…
*post powstał we współpracy z Deutsche Bank Polska




3 Comments
Tomasz | Tasty Way of Life
Dobry tekst Natalia dla tych co są przed zmianą. Mnie też kiedyś urzekło takie zdanie – “jesteś przygotowany ale nigdy nie będziesz w pełni gotowy.”
Wali
A ja rzuciłem wszystko, pojechałem w nieznane, nawet bez celu mając 500 zł przy sobie, zostawiłem zakłamanych ludzi, którzy całe moje życie mnie krzywdzili i wiesz co? spałem pod mostem, żebrałem, ale jaki byłem wtedy szczęśliwy ! Poznałem ludzi, którzy mi pomogli, ludzi o tak dobrych sercach, którzy na zawsze zostaną moimi przyjaciółmi, po 2 latach wędrówki ułożyłem w końcu wszystko jakoś na nowo, mam jakeiś zajęcie zarobkowe, nie jest to praca, ale starcza mi, mam rodzinę i jesteśmy szczęśliwi :). nikt nie mówi, że jest łatwo, ale jaka satysfakcja…. Wcześniej otaczali mnie sami dwulicowi ludzie, podczas podróży nauczyłem się mówić komunikatywnie w 3 językach obcych, wykonywać prace, które kiedyś były dla mnie czarną magią… – tej wiedzy mi nikt nie zabierze 🙂 Była tego warta i osoby które poznały są bezcenne, mimo, że zostawiłem mieszkanie, samochód i byłą i wyszedłem z tym co miałem w kieszeni. To nie żałuję. Czy bałem się? tak bałem się. Czy płakałem? Oj tak wiele razy. Wiesz co, ale było warto, BO JESTEM SZCZEŚLIWY, W KOŃCU.
Natalia
Niesamowita historia!!! i bardzo budująca! Jak widać, zawsze można zacząć od zera!.. musiało być Ci bardzo ciężko… oby było tylko lepiej 🙂