Tym razem zacznę od jedzenia 🙂 Miejsce akcji: CHIANG MAI na północy Tajlandii. Miasto ponad 200-stu tysięczne, ale oczywiście przy 15-milionowym Bangkoku wygląda jak mała mieścinka. Spacerując główną ulicą Tha Phae, która z czasem zmienia się w Ratchdamnoen Road, trafiliśmy do stosunkowo eleganckiej (niech będzie: najbardziej eleganckiej, w jakiej byliśmy podczas dotychczasowego pobytu w Tajlandii:)) restauracji Eat, w hotelu U Chiang Mai.

Wybraliśmy troszkę klasycznie, troszkę nowości. Oczywiście Maks “zdecydował się” na ryż smażony z kurczakiem – do tego omlet, który jakoś średnio nam pasował do całości dania – jego obecność była raczej wynikiem nie dogadania się z panią kelnerką (do czego swoją drogą zdążyliśmy się już przyzwyczaić podczas komunikacji z Tajami). Nim przybył ryż, Maks posmakował w krewetkowych chipsach.

 

 

ryż smażony z kurczakiem w wersji bardziej eleganckiej

ryż smażony z kurczakiem w wersji bardziej eleganckiej

 

Ja również wybrałam klasycznie, czyli moje ulubione tajskie danie – Pad Thai. Tym razem również ciekawie podane – zamiast w omletowym zawiniątku, w jajecznej siateczce. Kiełki i orzeszki obok, więc można dawkować wedle uznania.

 

boski w smaku i pięknie podany

boski w smaku i pięknie podany

 

Łukasz testował miejscowe przysmaki: makaron jajeczny z kurczakiem w żółtym curry wraz z dodatkami do wyboru oraz klasycznie pikantną zupę z mlekiem kokosowym.

 

stir-fied egg noodle with chicken in yellow curry

stir-fied egg noodle with chicken in yellow curry

zupka

zupa z mlekiem kokosowym

 

Smakowało wybornie. Oprócz głównej ulicy, chyba najwięcej restauracji można znaleźć na Charoen Rat, w okolicach Nawarat Bridge. My testowaliśmy The Good View, wieczorami niemal obleganą przez wylansowanych miejscowych. Smacznie, choć trochę zbyt tłoczno – gwar, długie czekanie, stolik w kącie, bo wszystkie inne zarezerwowane. Jeść lokalnie, ale w bardziej swojskiej atmosferze i za zdecydowanie niższą cenę (2-5 zł za danie) można na pewno podczas tzw. Nocnego Bazaru.

 

NOCNY BAZAR I CHIANG MAI 

 

Nocny Bazar to nasze najmilsze przeżycie w Chiang Mai. Od 18.00 ulica Chang Khlan zamienia się w jedno wielkie targowisko, które rozciąga się wzdłuż i wszerz. Do kupienia cała masa pamiątek, ubrań, lampek, koszulek czy czegokolwiek turysta sobie zażyczy. Dodatkowo, gdy ktoś potrafi się targować, ceny są baaaardzo przystępne, więc wróciliśmy z kilkoma zdobyczami. Podczas targu można zjeść pad thaia lub inne miejscowe smakołyki za wspomniane już 3 – 5 zł. Dla mężczyzn po babskich zakupach na bazarku, np. zawody tajskiego boksu Muay Thai. Jednak jak doniósł oglądający je Łukasz, nie wywarły na nim tak dużego wrażenia jak oczekiwał i sprawiały wrażenie nieco ustawionych pod turystów, ale zajrzeć na pewno warto zwłaszcza, że walki odbywają się na tej samej ulicy, co Night Bazaar.

Co robić w Chiang Mai w dzień? W mieście jest cała masa mniejszych i większych świątyń, które warto zobaczyć na czele z Wat Phra Singh i Wat Chiang Man... Spacer po mieście, świątyniach, miejscowym Chinatown (do Bangkoku się nie umywa) z przerwą na obiad zajął nam w zasadzie cały dzień…

 

Budda czy też

Budda czy też “lala” w slangu Maksa

bajkowe zabudowania świątyni Wat Chiang Man

bajkowe zabudowania świątyni Wat Chiang Man

chwila zadumy

świątynie buddyjskie oczami najmłodszych podróżników

świątynie buddyjskie oczami najmłodszych podróżników

 

W przerwie można zatrzymać się na sok wyciskany czy wodę kokosową w jednej z knajpek, których w Chiang Mai nie brakuje.

 

kokosowy sok dla odbudowania sił

kokosowy sok dla odbudowania sił

 

Nie brakuje również hoteli czy innych guesthouse’ów i chociaż miasto samo w sobie nie jest zbyt interesujące, to jest dobrym punktem wypadowym / noclegowym podczas dalszej podróży na północ czy zwiedzania okolicy.

 

My zajrzeliśmy do ulubionej świątyni mieszkańców miasta w Doi Suthep. Kilkanaście kilometrów od Chiang Mai, ale dojazd ostrymi serpentynami – więc przyznaję szczerze: ja w świątyni nie byłam, dogorywałam w samochodzie między złym samopoczuciem, a otępieniem spowodowanym przez Aviomarin. Ale Łukasz zadbał o materiał zdjęciowy…

 

Wat Phra That Doi Suthep

Wat Phra That Doi Suthep

Doi Suthep, Chiang Mai

 

Od parkingu do świątyni trzeba się jeszcze trochę powspinać, bądź wjechać kolejką podobną do tej jeżdżącej na Gubałówce. Specyficzne miejsce na świątynię? Podobno w XIII wieku wybrał je słoń, który puszczony swobodnie z umocowaną na grzbiecie relikwią Buddy właśnie tam dotarł…powiem jedno: dziękuję, ale żeś sobie wybrał 😉

 

zaduma pomimo tłumu turystów?

Dalej ruszyliśmy do wioski DOI PUI, gdzie znajduje się Muzeum Opium i można tam spotkać przedstawicieli plemienia Hmong. A co tu dużo mówić, zachęceni i zachwyceni Indianami Tzotzil w San Cristobal de las Casas w Meksyku, lubimy poznawać górskie plemiona, biorąc poprawkę na mniejszą lub większą komercyjność zjawisk temu poznawaniu towarzyszących.

 

W Tajlandii plemiona górskie stanowią jedynie 2% ludności, ale są niezwykle barwne i oczywiście chętnie odwiedzane. Hmong to druga najliczniejsza grupa (po Karenach), która liczy około 120 tys. osób. Większość to uciekinierzy z Laosu, którzy przybyli podczas trwającej tam wojny domowej w latach 50 -60. XX wieku.

 

Na trasie z Doi Suthep do Doi Pui trafimy na tabliczkę Hmong Village i tam skręcamy 🙂

starość i...

starość i…

młodość lub nowy kolega Maksa

młodość lub nowy kolega Maksa

Fajnie pospacerować po wiosce, poprzyglądać się mieszkańcom, znów zakupić coś lokalnego…

 

kolorowe zakupy

zawiązać nowe przyjaźnie…

albo przynajmniej próbować je zawiązać :)

albo przynajmniej próbować je zawiązać 🙂

 

A na koniec troszkę “zasymilować się” z miejscową społecznością…

czyli jak dołączyłam do plemienia Hmong

czyli jak dołączyłam do plemienia Hmong

 

Jeśli planujecie dalszą trasę do Chiang Rai, lepiej wybrać się do Doi Suthep i Doi Pui stosunkowo wcześnie. My jechaliśmy po zmroku i co tu dużo mówić, dla kierowcy nie była to przyjemna trasa: górskie serpentyny ciągnące się kilometrami mówią same za siebie….