Spis treści
Rangun już za nami. Wrócimy tam na pewno, bo stamtąd 27.01 polecimy dalej w poszukiwaniu kolejnych miejsc, które rzucą na kolana atmosferą, widokami i kuchnią (OBY!). Czy wrócilibyśmy z własnej woli? Chyba nie. Po dwóch dniach w Rangun zobaczyliśmy to, co najbardziej nas interesowało, pochodziliśmy po mieście, zmęczyliśmy się tamtejszymi taksówkami i korkami. Nie pozbyliśmy się wrażenia wszechobecnego rozgardiaszu, który oczywiście ma swój urok, ale z drugiej strony męczy. Nie znaleźliśmy w Rangun tego trudnego do opisania czegoś, co sprawia, że w dane miejsce chce się wracać niczym bumerang, ale dla kilku miejsc na pewno warto tam zajrzeć.
CO KONIECZNIE ZOBACZYĆ W RANGUN?
1) PAGODA SHWEDAGON

Punkt obowiązkowy dla każdego przybywającego nie tylko do Rangun, ale do Birmy. Cudowna stupa, maaaaasa złota i pięknych figur. Wypatrzyliśmy ją już pierwszego dnia, gdy późnym wieczorem jechaliśmy taksówką z lotniska. Złota stupa lśniła na tle raczej słabo oświetlonego miasta. O jej powstaniu krążą różne legendy, a niektóre datują początki Shwedagon na 2500 lat przed Chrystusem. Kompleks wielokrotnie rozbudowywano, a dzisiejszy wygląd stupy (i wysokość: aż 100 metrów!) to rok 1769 roku – wtedy odbudowano ją po trzęsieniu ziemi, które lekko zniszczyło wierzchołek budowli.
Więcej zdjęć bajkowej pagody Shwedagon znajdziecie w naszym wcześniejszym wpisie – o TU.
bilet: 8 dolarów (01.2015)
adres: Shwedagon Pagoda Road
godziny otwarcia: 6.00-21.00
UWAGA! Niezależnie od płci wszyscy powinni mieć zakryte nogi (generalnie dla kobiet nie polecamy w Rangun szortów i mini), a jeśli jak Łukasz preferujecie na zwiedzanie krótkie spodenki, trzymajcie 5 dolarów na wypożyczenie gustownej „kiecki”, typowej dla Birmańczyków.
2) PAGODA SULE

Gdy dojechaliśmy do Rangun, miałam wrażenie, że Shewadagon i Sule wymawiane są niemal jednym tchem i podobnie piękne… Sule robi wrażenie, ale wydaje mi się, że jeśli najpierw zwiedzamy Shwedagon, nic już nie jest magiczne i bajkowe. Pagoda Sule, jedna z najstarszych w mieście, położona jest w centrum Rangun, tuż przy ruchliwym skrzyżowaniu, które nam trochę przypomina Indie. Zniszczone budynki kolonialne jako pamiątka od Brytyjczyków, rwetes i grupka mężczyzn jedzących swój “lunch” przy małym stoliku pod niszczejącymi schodami. Do pagody można dostać się jedną z kładek nad skrzyżowaniem.
bilet: 3 dolary (01.2015)
adres: Sule Pagoda Road (a to nowość ;))
godziny otwarcia: 6.00-21.00


3) WIELKI BUDDA – CHAUK HTAT GYI PAGODA

W Rangun jest jeszcze kilka świątyń buddyjskich, które można zobaczyć, ale my wybraliśmy Chauk Htat Gyi Pagoda z uwagi na gigantyczną postać leżącego Buddy. Budda ma 72 metry długości, jest niewątpliwie jedną z największych figur w Birmie, a nam przypomina tego z Bangkoku, ze świątyni Wat Po. Figura jest imponująca, a najbardziej chyba fascynuje Maksa! “Jakie ma oczy! Jakie ma stopy wielkie!”
Budda nie należy do zbyt “leciwych” zabytków – powstał w 1907, a przebudowano go w 1957 roku. Otoczenie też nie zachwyca, bo gdy jesteś w środku, masz wrażenie, że otacza Cię wielka metalowa hala czy hangar, bardziej odpowiednia na jakieś targi niż na miejsce odpoczynku wielkiego Buddy. Ale on wygląda na całkiem zadowolonego!;)
bilet: free
adres: Shwegondine Road
godziny otwarcia: 24 h
4) KARAWEIK

Pałac Karaweik, położony nad Jeziorem Kandawgyi, to miejsce prawdziwie bajkowe, jakby wyjęte z baśni tysiąca i jednej nocy. Cudowne widoki, miły park wokół. W sam raz na popołudniowy relaks. Nocą wygląda chyba jeszcze piękniej!
bilet: tutaj spryciarze trochę kombinują. Jeden bilet kupujemy wchodząc do parku (300 kyats za osobę, dodatkowo ok. 500 kyats za aparat, czyli w sumie około 1 dolara za wszystko), ale jeśli chcemy dotrzeć do miejsca, z którego robi się najlepsze zdjęcia Karaweik musimy zapłacić kolejne 2 dolary (2000 kyats).
adres: Kan Yeiktha Road
godziny otwarcia: 6.00 – 18.00

5) ŻYCIE ULICY


Jeden z naszych ulubionych punktów programu, a już na pewno ulubiony Łukasza, który zagląda wszystkim do małych sklepiczków i do metalowych misek z obiadem niczym wścibski kot. U większość wywołuje uśmiech i zadowolenie, zwłaszcza tu, w Birmie, gdzie mieszkańcy chyba jeszcze nie są zmęczeni turystami i zainteresowanie raczej ich cieszy niż irytuje. Zwłaszcza, jeśli interesuje się nimi ktoś z blond-dzieckiem na rękach 😉
Życie ulicy to również uliczne jedzenie. Nie kusi tak jak w Chinatown w Bangkoku, ale potrafi wyglądać malowniczo 🙂


Można, ale naszym zdaniem MNIEJ KONIECZNIE 🙂
BOGYOKE MARKET

Bogyoke Market nie zrobił na nas wielkiego wrażenia. Kochamy wszelkie bazary i markety, ale zwykle te pełne lokalnych produktów, owoców, miejscowej kuchni, kolorytu. Bogyoke to sklepy ukryte w hali z dawnych lat, zbudowanej przez Mr C. Scotta w 1920 roku (kolejna pamiątka po Brytyjczykach). Przypominam nam trochę Bazar Centralny w Phnom Penh w Kambodży.
W Bogyoke znajdziecie ubrania, sporo biżuterii, trochę suwenirów. Zdecydowanie za mało jedzenia 🙂 Kawałek dalej przesiadują uliczni sprzedawcy z malowniczymi pomelo, mangostanami i rambutanami oraz innymi miejscowymi przysmakami, które czasem ciężko zidentyfikować… nie wszystkie wyglądają apetycznie, ale pozwalają poczuć klimat Rangun.
adres: Bogyoke Aung San Road
godziny otwarcia: 10.00 – 17.00 (zamknięte w poniedziałki i święta)
BOTATAUNG PAGODA

Pierwsza pagoda, do której trafiliśmy i chyba najmniej ciekawa. W pobliżu rzeki, uroku na pewno nadaje jej brak turystów i spokój, z jakim możemy to miejsce zwiedzać.
Z zalet? W pobliżu Monsoon dobra restauracja oferująca azjatycki miszmasz (potrawy birmańskie, tajskie, kambodżańskie, laotańskie, wietnamskie) z nutką zachodu (spaghetti!). Pomimo, że karta ciągnie się w nieskończoność, niektóre pozycje z działu Birma są całkiem ciekawe.
bilet do Botataung wstępu: 3 dolary
adres: Botataung Pagoda Road (znów niespodzianka w nazwie;))
godziny otwarcia: 6.00-21.00
W Rangun rozważaliśmy również stuletnią chińską świątynię Kheng Hock Keong i Pagodę Maha Wizaya, która w 1980 roku stanęła w okolicy południowego wejścia do Shwedagon Pagoda, ale ostatecznie nie starczyło nam czasu i woleliśmy ruszyć do Mandalay.
2 dni w Rangun wystarczy, tym bardziej, jeśli podróżujecie bez dziecka 🙂 ! Jeśli chcecie pojeździć po okolicy, 3 dni.
RESTAURACJE I JEDZENIE:
Na razie kuchnia Birmy nas nie olśniła. Street food tylko od czasu do czasu wygląda apetycznie, a warunki wokół nieco odstraszają. W restauracjach i jadłodajniach (ani w Rangun, ani w Mandalay) też na razie nie przeżyliśmy zachwytu. W Rangun przyzwoicie i w miłym otoczeniu można zjeść w Monsoon na 85/87 Thein Phyu Road, w okolicy Pagody Botatung. W środku tłoczno, sporo turystów, ale również trochę Azjatów. Smaczne i intrygujące przystawki (np. sałatka z liści herbaty!)! Tylko nie bierzcie na deser sticky rice with coconut, jeśli kochacie ten z mango z Tajlandii. Ten niestety się nie umywa, nie dojadłam, a jak wiecie, rzadko zdarza mi się zostawić deser;)
PS1. Pamiętajcie, że do wszystkich świątyń należy zdejmować buty i skarpetki. Nie ma przebacz! Przygotujcie się na czarne stopy po całym dniu zwiedzania i weźcie do torby mokre chusteczki, jeśli Was to drażni.
PS2. Bardzo śmieszy nas czas w Birmie! Jesteśmy od Was do przodu o 5 godzin i 30 minut 🙂 Nigdy chyba nie byłam w miejscu, gdzie różnica czasu nie jest „równa” W Birmie jak widać wszystko jest możliwe! 🙂




8 Comments
Magda
Takie spóźnione ale Wszystkiego dobrego dla Was w nowym roku! Birma – super! Już wracam do czytania. Pozdrawiamy i przyjemnych wakacji życzymy!
Natalia - tasteaway.pl
Hey Magda!! 🙂 Dla Was również samych radości i dużo miłych chwil w 2015 🙂 jakieś plany podróżnicze na ten rok?? 🙂 Birma robi wrażenie!:)
Magda
Bardzo dziękujemy 🙂 U nas głównie marzenia niż plany – zaczynamy urządzać nasz nowy dom więc to pewnie na nim się wszystko skupi. Ale nasze must be to Bałtyk – ze względów zdrowotnych i sentymentalnych 😉 Baaardzo mnie ciągnie tam 🙂 Azja także czeka na realizację ale myślę, że jak czasu wystarczy (i kasy oczywiście) to … Rumunia (byliśmy już i bardzo polubiliśmy) albo Norwegia (namioty nam się marzą) albo Portugalia … . Mąż się śmieje, że najpierw mam się wprowadzić a później wydawać co mi zostało 🙂 Chyba zapomniał, że jak żona coś chce … to nie ma opcji 😉 Ale się rozpisałam. U Was pewnie planów mnóstwo, które chętnie będziemy śledzić 🙂
Natalia - tasteaway.pl
No to jak domek się szykuje, to faktycznie podróże schodzą na dalszy plan 🙂 fajnie – ja to uwielbiam wszystko związane z urządzaniem mieszkania/ domu itd 😉 wszystkie pomysły brzmią super! O Rumunii też słyszałam wiele dobrego, Norwegia to wiadomo, że bosko, a Portugalia też niczego sobie 🙂 finansowo pewnie Rumunia najlepiej wypada 😉 u nas po tej długiej podróży na pewno będą narty, a potem konkretnych planów brak – trzeba będzie troszkę osiąść na miejscu, w Warszawie 😉 pozdrowienia serdeczne 🙂
TomekT
Mi się najbardziej chyba Shvedagon Pagoda podobała. Szczególnie wieczorem wygląda bardzo nastrojowo. Tuż nad Keraweik od strony Shvedagon Pagody znaleźliśmy też dobrą restaurację, już nie streetfood, z azjatyckim jedzeniem i pięknym widokiem na jezioro.
Czy byliście może w hotelu Strand? No i co to są za owoce z tymi naroślami na waszych zdjeciach?- widywałem je wiele razy i zawsze nie było okazji się zapytać sprzedawcy.
Natalia - tasteaway.pl
Shwedagon jest bezkonkurencyjna, racja 🙂 Te owoce to mangostan 🙂 w hotelu Strand – nie byliśmy.. a on z czegoś słynie, bo przyznam, że chyba żeśmy o nim nie słyszeli?:)
TomekT
Dzięki za odpowiedź, bo mnie męczyła kwestia owoców 😉 Strand to podobno (niestety ominął mnie) typowo kolonialno-luksusowy hotel. Bywali tam “wszyscy ważni” europejczycy przed II w.św. (Orwell, Kipling itp.) 🙂