Chociaż od tygodnia delektujemy się oscypkiem, moskolami i zupą borowikową pod Tatrami, spacerujemy dolinami, bawimy się w przedszkole, a nawet spotykamy dawno nie widzianych znajomych, będzie o propozycji na weekend. Taki całkiem zwykły piątek – niedziela. Bo blisko i wystarczy.
Co powiecie na…Tallin? Miejsce na weekend idealne: lecimy raz dwa z Lotniska Chopina, a w niewielkim Tallinie (ok. 400 tys.) z lotniska do centrum taksówką przemieszczamy się w kilkanaście minut. Podróż szybka, a wrażenia magiczne… spacer po średniowiecznej starówce przenosi w czasie, a w październiku nawet nieustannie siąpiący deszcz wpisuje się w tajemniczy, melancholijny klimat Tallina.
Jeśli jednak nie chcecie się trochę zdziwić pogodą jak my (zimno, wiatr, deszcz), sprawdźcie prognozę jeszcze przed zakupem biletów. My oczywiście zakupiliśmy bilety na tzw. łapu capu, gdy była okazja i choć u nas była złota polska jesień, w Tallinie większość tubylców przemykała zgarbiona w puchówkach, chroniąc się przed deszczem. Ale zarówno my, jak i maluch daliśmy radę i pomimo deszczowych spacerów wróciliśmy do Warszawy bez chorób, gotowi na listopadową Tajlandię 😉 Ale wracając do Tallina…
W Tallinie zwiedzać warto zwłaszcza Stare Miasto – brukowane uliczki, stare mury, klimatyczne podwórka, gotyckie kościoły (choć z uwagi na mniejszość rosyjską, nie zabraknie również prawosławnej cerkwi), wiekowe kamienice (np. Trzy Siostry). Gdy wyjdziemy poza Stare Miasto, mamy port i okolicę oraz dużo ceglanych, postindustrialnych zabudowań… znajdziemy nawet centrum handlowe w tym stylu – takiego Stradivariusa jak jestem jego fanką od lat minimum 6, jeszcze nie widziałam 🙂
Kolejna zaleta Tallina to ceny, całkiem przyjazne dla polskiej kieszeni. Poczynając do noclegu przez jedzenie i inne niezbędne zakupy. Na nocleg my wybraliśmy Estinn Apartment. Odległość od Starego Miasta: 5-10 minut spacerkiem. Warunki: całkiem przestronna kawalerka w nowym apartamentowcu z balkonem, kuchnią, bardzo przyzwoitą łazienką i łóżeczkiem dla małego. Cena: około 180 zł za apartament za dobę. Dla nas dodatkową zaletą była bliskość Vapiano – każdy rodzic niejadka wie, że w razie czego dobrze mieć pod ręką znane podniebieniu, makarony dla malucha :).
Przechodząc od Vapiano do jedzenia.. co tam jeść w tym Tallinie? Zaczęliśmy na Starówce od restauracji oferującej kuchnię estońską, Olde Hansa (www.oldehansa.org).
Klimat średniowieczny jest, świece są, folklor i pięknie ubrane kelnerki też, ale jedzenie ciężkie i podane jak w średniowieczu chyba – nawrzucane na talerz mięso, jakieś kasze, jakieś warzywa, jakiś pasztecik. Najlepsze było piwko – np. z cynamonem i na piwko w średniowiecznym klimacie wybrać się tam warto. By jeść, niekoniecznie
Więc szukamy dalej…z pomocą Trip Advisora trafiliśmy do Von Krahli Aed, również na Starówce, gdzieś w bocznej uliczce. Wnętrze z dawnych lat, trochę jak u babci, trochę jak w herbaciarni, małe stoliki i malutkie lampki… Chociaż jesteśmy tam w porze lunchu, na dworze ponuro i deszczowo, więc ten mały stoliczek idealnie pasuje do klimatu melancholii. Co tu dużo mówić, miejsce bardziej odpowiednie na romantyczną kolację niż na bieganie za maluchem, ale cóż 🙂
Menu wybieramy mocno rybne: zupę rybną – zaskakującą w formie: jakby nasz rosół, a w nim pływa gotowany łosoś, ale bardzo smaczną.
Pyszna była też ryba i makaron z łososiem i papryką – niby tak zwykły, ale świetny. A na koniec desery – Łukasz oszalał dla mrożonego sernika, czyli hybrydy lodów i ciasta. I wierzcie, to musiało być coś, bo zwykle to ja tracę głowę dla deserów!
Miejsce rzuca na kolana i to za bardzo rozsądną cenę. Nie wypada zatem tam nie zajrzeć. Na kolana rzuca również Neh na Lootsi 4, chociaż cenowo już za znacznie wyższą cenę. Restauracja znajduje się w wolno stojącym, ceglanym budyneczku w dość specyficznym otoczeniu – trochę przemysłowym, trochę mieszkalnym, na przeciw stacji benzynowej, ale jak już wchodzisz, kulinarne niebo gwarantowane.
Wnętrze przyjemne, również rekomendowane na romantyczną kolację 🙂
Maluch średnio wpisywał się w klimat – pobiegać ewidentnie nie ma gdzie, a jego najbardziej ciągnęło do kuchni, gdzie przeszkadzał noszącym dania kelnerom. Co więcej, pierwszy raz podczas naszej 1,5 rocznej kariery, inni gości obrazili się, że przyszliśmy z dzieckiem do restauracji i zrezygnowali z deseru, bo Maks przebiegł koło ich stolika! Ale my byliśmy twardzi (dyskryminacji z uwagi na wiek mówimy nie!)- nie wyszliśmy, zjedliśmy wielodaniowe menu (obżartuchy!), wyprowadzając Maksa na spacerki w przerwie między daniami – czego człowiek nie zrobi dla kulinarnych rozkoszy? 😉
A rozkosze są. Kuchnia w Neh to kuchnia wysp nordyckich – zwłaszcza Muhu, Gotlandii, Bornholmu, Olandii, Wysp Alandzkich, Saaremy i Hiiumy. Neh deklaruje powrót do korzeni i kuchnię sezonową – tak czy inaczej, jedzenie jest boskie. I co więcej, bosko podane. Na zachętę kilka dań…
Smakowało wybornie, a jak pokazują zdjęcia sposób podania też niczego sobie. Zatem na romantyczną kolację w Tallinie jak znalazł. Nie ukrywam, że aż mi zaczęło burczeć w brzuchu od tych zdjęć: dziś, teraz, o 23.51.
Zatem Tallin weekendowo czeka. A dla tych, co bez potomstwa, imprezowo podobno również stoi całkiem nieźle. Nam wystarczyły romantyczne, wieczorne spacery 😉 W takiej scenerii.. czego chcieć więcej?
Pamiętajcie tylko o sprawdzeniu prognozy pogody :)!
10 Comments
Maria
Natalio, serdecznie dziękuję za inspirujący wpis, byliśmy z naszym ponad 2-latkiem w Tallinnie! Mieszkaliśmy w hotelu St.Olav, dawał radę! http://www.booking.com/hotel/ee/st-olav.pl.html?sid=1b0d0c4feaefe4586ea28631455aef45;dcid=2 Tak pysznej kaszy na śniadanie jak tam, jeszcze nie jadłam. Od strony kulinarnej – co do Olde Hansa całkowicie się zgadzam, my wyszliśmy bardzo rozczarowani, ze znacznie szczuplejszym portfelem, dziecko z drzazgą w palcu, bo ciemno i nie widziało gdzie ręce wkłada. Do Von Krahl Aeg wpadliśmy tylko na desery, były boskie. Na tej samej ulicy byliśmy również na lunchu w Vanaema Juures http://www.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g274958-d1119974-Reviews-Vanaema_Juures_Grandma_s_Place-Tallinn_Harju_County.html, bardzo przyjemne miejsce, ale też raczej na wizytę bez dziecka, chociaż niby nikt się nie krzywił, ale jednak…
Natomiast po Tallinnie na kilka dni wybraliśmy się na wysepkę Kihnu,i to był strzał w dziesiątkę z maluchem. Cisza, spokój, las i morze, cała masa gospodarstw agroturystycznych, rowery do wypożyczenia (polecam zabranie ze sobą fotelika dla dziecka, bo nam się trafiło zupełnie przypadkowo, że ktoś na miejscu miał, a nie korzystał). Pozdrawiam serdecznie!
Natalia - tasteaway.pl
Hey Maria!!:) Cieszę się, że Tallin Wam się podobał!!:) a jak z pogodą??? trochę lepszy moment wybraliście, bo my w połowie października to widać jak deszczowo na zdjęciach, ale i tak było fajnie!:) Musiałam spojrzeć na zdjęcia deserów w Von Krahl Aeg – oj tak, tam było bosko!!!;) Vanaema też wygląda smakowicie!:)
A Olde Hansa no niestety, czyli nie był to przypadek i lepiej zostać przy piwie tam 😉
Kihnu wpisałam sobie w Google i faktycznie wygląda fajnie!:) super, ze udało Wam się połączyć i miasto, i wypoczynek!!:) a dalej jakie plany ?:) pozdrowienia!!:)
Maria
pogodę (w połowie sierpnia) w Tallinnie też mieliśmy deszczową, później się rozpogodziło i na Kihnu było przyjemne słońce, chociaż bez upałów.
W tym roku niestety, już możliwości urlopowe nam praktycznie się wyczerpały, ale w przyszłym roku marzymy o Iranie! Chyba że jednak wyprowadzimy się z naszego obecnego miejsca zamieszkania (Gruzja), wtedy nie wiem na ile ten pomysł nam uda się zrealizować, bo planowaliśmy wyjazd własnym samochodem. Ale na krótkie zwiedzanie (i być może późniejszą przeprowadzkę) czeka Irlandia, w listopadzie planuję tam być sama zawodowo, koniecznie odwiedzę polecane przez Was miejsca!
Pozdrawiamy serdecznie
Marysia
Natalia - tasteaway.pl
Hey Marysia!:) no właśnie zastanawiałam się, gdzie się z Gruzji wybieracie 🙂 ostatnio moja koleżanka wróciła po dwóch miesiącach w Tbilisi i aż mi się zatęskniło!!:) Iran brzmi mega, chociaż nie wiem czy bym się nie bała 😉 a Irlandia to chyba fajny kierunek i do mieszkania też – my też wybeiramy się tam na weekend w październiku 🙂 możemy znajdziemy jeszcze coś nowego ciekawego 🙂
Kasia
super wpis – motywujący bo wybieram się na objazdową wycieczkę w drugiej połowie października i bardzo bałam się pogody, ale jak widać nawet w deszczu może być ok 🙂
Kasia
http://hotell-me-more.blogspot.com/
Natalia - tasteaway.pl
dzięki 🙂 ja dziś właśnie w jakimś czasopiśmie widziałam artykuł o Tallinie i pomyślałam, że mimo deszczu wspominam to miejsce bardzo miło 🙂 właśnie tak tajemniczo i magicznie 🙂 btw ciekawy pomysł na bloga!:) My piszemy o hotelach, pensjonatach, itd., gdy nadarzy się nam coś ciekawego, ale faktycznie tematyka hotelowa jest mało rozwinięta w polskiej blogosferze 🙂 powodzenia!!:)
Arc
Vapiano dla dziecka? Plastikowe jedzenie sieciówki wzbogacone o chemiczne wynalazki pewnie prześcigające McDonalds. I tacy ludzie wcielają się w role ekspertów kulinarnych. Przerażające!
Natalia
Rozumiem, że Tallin okazał się dla Pana mało interesujący, że z całego opisu i tylu zdjęć wybrał Pan akurat 1 zdanie o Vapiano, by je skomentować… proszę już się zatem nie przerażać i czym prędzej uciekać, nie chcemy Pana straszyć po nocach 😉
Tom
Tallin jest super, aż ciężko uwierzyć, że kiedyś był w ZSRR. Estonia to bardzo “skandynawski klimat”, to najbliżsi krewni Finów, aczkolwiek ani Finowie, ani Estończycy nie są Skandynawami. Są to ludy urgofińskie o całkowicie innym języku i pochodzeniu niż skandynawowie, tylko skandynawskie były tam wpływy- szwedzkie i duńskie w Estonii oraz szwedzkie w Finlandii. Jednak największe wpływy były w Estonii niemieckie bo Łotwa i Estonia to dawne niemieckie Inflanty.
Natalia
Nam zdecydowanie się bardzo podobał Tallin, aż ciężko mi uwierzyć, że to już 7 lat jak tam byliśmy!!