Jakiś czas temu przeczytałam post naszego znajomego o dziewczynkach, córkach, księżniczkach. Że rozkapryszone, że wszystko im wolno, że rodzice skaczą wokół nich i spełniają każde żądanie i życzenie. Córeczka Tatusia albo córeczka Mamusi. Delikatna, niesamodzielna, foch, płacz i wszystko tak jak królewna sobie życzy. Rodzice biegają wokół niej i usługują. Przynieś mi zabawkę – przynoszą. Nie tę, inną – przynoszą. Nie mam wody – mama albo tata biegną i szybko podają księżniczce szklankę, nawet jeśli jej wiek wyraźnie sugeruje, że po wodę mogłaby pójść do kuchni sama. Sukienka nie ta? Proszę masz inną. I wiecie co? Z obserwacji kolegi wynikało, że w rodzinach, w których była i dziewczynka, i chłopiec, dzieci są traktowane inaczej. Od chłopca więcej się wymaga, chłopcu mniej się pobłaża, ma być samodzielny, dzielny i ma sobie radzić.

 

Czy rzeczywiście tak jest? Czy rzeczywiście dziewczynki, które spotykamy na swojej drodze są bardziej rozkapryszone niż chłopcy? Czy rzeczywiście łatwiej akceptujemy fochy w wykonaniu córki niż syna? Czy rzeczywiście utwierdzamy je w niesamodzielności, wyręczając we wszystkim? Tego Wam nie powiem – ja spotykam bardzo różne dziewczynki i bardzo różnych rodziców. Tak samo jak spotykam różnych chłopców. Mniej i bardziej samodzielnych. Mniej i bardziej “ogarniętych”. Mniej i bardziej sfochowanych. Ale ten post i dyskusja, która się tam wywiązała utwierdził mnie w jednym: moja córka NIE BĘDZIE KSIĘŻNICZKĄ. Nie będzie rozkapryszoną istotką, którą we wszystkim trzeba wyręczać z prostej przyczyny – NIE CHCĘ, BY KIEDYKOLWIEK BYŁA TAKĄ KOBIETĄ.

 

Wiele mówimy o partnerstwie, o równym traktowaniu, o niesprawiedliwościach w pracy związanych z różnym stosunkiem do kobiet i do mężczyzn. Czy robimy coś, by to zmienić? By zatroszczyć się o to, co nasze? To, co na pewno możemy zrobić to dobrze wychować nasze córki! Jeśli zrobimy z nich bezwolne księżniczki, to jak mają startować w równych zawodach z samodzielnymi chłopcami? Jeśli będziemy im mówić, że dziewczyny mają mniej siły i zawsze są wolniejsze, jak mają w dorosłym życiu konkurować o stanowisko z mężczyzną? Jeśli będziemy je wyręczać, jak potem mają być samodzielne i przebojowe? Jak mają walczyć o swoje, jeśli nauczymy je, że ktoś zrobi wszystko dla nich? Ktoś powie: ale ja wcale nie chcę, by moja córka walczyła o swoje, chcę, by zajęła się dziećmi i domem, od pracy i zarabiania są mężczyźni. To Ty tak myślisz – skąd wiesz, że za 20 lat tak będzie myśleć Twoja córka??? To, że wychowasz ją na samodzielną, silną i pewną siebie kobietę, nie oznacza, że nie będzie dobrą żoną i matką. A może będzie chciała też być prezesem banku? Zabronisz?

 

Ja bardzo chcę, by moja córka znała swoją wartość i nie dała sobie wmówić, że jest gorsza w jakiejkolwiek dziedzinie, bo jest dziewczyną. Bardzo chcę, by zrozumiała, że może być świetnym przedsiębiorcą, prezesem, lekarzem, sportowcem – zależnie, co sobie wymarzy. Chcę, by była samodzielna – przepraszam, ale nie będę jej wszystkiego podtykać po nos – wiem, że jej samodzielność zaprocentuje w każdej chwili dorosłego życia – w pracy, w zajmowaniu się dziećmi, w realizowaniu własnych pasji. Chcę, by potrafiła się dostosować do zmieniających się warunków, by nie była rozkapryszona, ale pełna elastyczności i otwartości na zmiany, które są nieuniknioną częścią życia. Chcę, by potrafiła walczyć o swoje i podejmować własne decyzje – nie chcę, by decydował za nią mąż, partner, szef czy ja. Chcę, by wiedziała, jak ważny jest jej własny rozwój, jej pasja i jej praca zawodowa, nawet jeśli spotka mężczyznę, który jej powie “nie musisz pracować, ja wszystko nam zapewnię”. Chcę, by była odważna i otwarta na zmiany – by nie tkwiła w nieszczęśliwym związku, w słabej pracy, w miejscu, którego nienawidzi, bo tak trzeba i inaczej się nie da. Chcę, by wierzyła w siebie, a nie mówiła “nie potrafię, nie dam rady”. Chcę, by była silną kobietą, która ma własne zdanie i nie da sobie wejść na głowę. I wiecie co? Dokładnie tego samego chcę dla Maksa. Nie widzę powodu, by z uwagi na płeć jedno dziecko chować na silnego zdobywcę, walczącego o swoje, przebojowego i zdecydowanego, a drugie na bezwolną księżniczkę, której rodzice, a potem książę mają usługiwać, bo sama nie da sobie rady. Nie widzę powodu, by stosować wobec nich inne zasady z uwagi na płeć – wystarczy, że teraz muszę stosować różne zasady z uwagi na wiek (niestety 1,5 roczne dziecko jeszcze nie potrafi tyle, co 7 latek;)).  Nie widzę powodu, by mówić jej “to nie dla dziewczynek”, “chłopcy robią to lepiej”, “lepiej zajmij się czymś innym”…

 

A gdy mój syn przychodzi do mnie i mówi, że chłopcy są zawsze silniejsi od dziewczyn (wiedza z przedszkola? od kolegów? z bajki?), zadaję mu jedno, proste pytanie: “wyobraź sobie, że postawiamy obok siebie mężczyznę, lekarza, świetnego w swoim fachu, ale kompletnie nie zajmującego się sportem i ćwiczeniami fizycznymi oraz dziewczynę trenującą boks. Kto z nich jest silniejszy????”… wtedy nawet 7 latek rozumie, że dziewczyny również MOGĄ WSZYSTKO i to nie od płci zależy, jacy i kim będziemy! Tego będę się trzymać w wychowaniu obojga! I Wam też mocno to radzę!