W ciążę zaszłam przypadkiem. Niechcący i bez planu. Odpuściłam pigułki.. Czemu? A, bo wyniki badań krwi średnie, a bo się gdzieś nasłuchałam, że gdy za długo bierzesz pigułki, potem z ciążą może być problem, a bo coś tam. Gdy przestałam je łykać, chciałam dziecka/ dzieci.. kiedyś, w przyszłości, może nie dalekiej, ale też nie po 2 miesiącach.. Niekoniecznie od razu i niekoniecznie bez planu. Tymczasem w nasze życie pełne wyjazdów, imprezowania, nocnego włóczenia się po Warszawie, Barcelonie czy Trójmieście wdarły się 2 kreski, a w zasadzie 6 kresek – na wszystkich 3 testach ciążowych, które dla pewności zrobiłam. Gładko poszło… z zajściem w ciążę, z ciążą, którą wspominam jak 9 miesięcy sielanki, z porodem. Gładko poszło mojej przyjaciółce, która niemal nie wierzyła, że tak szybko może być w ciąży…

 

I znajomym, którzy mają już trójkę zdrowych i ślicznych dzieci w niecałe 4 lata…Raz dwa i już. Gładko idzie również całej rzeszy tych, którzy zachodzą całkiem mimo woli, którzy nie chcą, usuwają, piją kilka kolejek wódki na imprezie czy popalają papierosy (przecież to lepsze dla dziecka niż zestresowana mama!). Im się udaje. Bez problemu. Nie dbają,  nie szanują ciąży, dziecka, siebie, a jednak im się udaje…

Jest i druga strona medalu… Ci, którym wcale nie idzie tak łatwo, którzy starają się latami, którzy pragną i marzą, którzy wydają grube tysiące na leczenie, poświęcają wszystko, by zobaczyć te magiczne 2 kreski, które na mnie spadły po prostu jak grom z jasnego nieba w pewien jesienny piątek. Nie wiem i nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co czują, gdy kolejny raz nie wychodzi, gdy czekają, gdy patrzą w okienku testu i tak bardzo chcą, by obie kreski się pojawiły. Nie wiem i już nigdy się nie dowiem… nawet jeśli gdzieś kiedyś druga ciąża nie pójdzie mi tak łatwo..

Nie wiem, co czują, ale wiem, że to my, z dziećmi lub bez, bardzo często jesteśmy winni tego, że jest im jeszcze gorzej, że po spotkaniu zapłaczą cicho w łazience lub rozpłaczą się w samochodzie. Przez nas? Niemożliwe!!! A ile razy dopytywaliście znajomych, którzy nie mają dziecka, kiedy wreszcie powiększą rodzinę? Ile razy żartowaliście, ze już czas? Ile razy Mamo, Ciociu, Babciu, życzyłaś im tego pod Choinkę? Przecież Wy jesteście od tego specjalistkami! „Kiedy ślub? Kiedy dziecko? Kiedy chrzest? Kiedy drugie?” – powtarzacie to jak mantrę. Niech się tylko ktoś ze schematu wyłamie to żyć już mu nie dacie – pytanie powracać będzie ze zdwojoną siłą. Ile razy Wujku, Dziadku, Dobry Kumplu wspomniałeś o strzelaniu ślepakami? A Ty, młoda mamusiu z dzieckiem na ręku, może chwaliłaś się, jak cudownie jest być mamą i używałaś słynnego „jak urodzisz dziecko, to zrozumiesz”…? Nie chciałeś? Nie chciałaś? Może i nie, ale swoim bezmyślnym tekstem dodatkowo dobijasz, zasmucasz, sprawiasz, że ktoś płacze… Czemu kogoś tak dręczysz? Bo przecież taki już mamy system: musi być para, potem ślub, potem dziecko, a najlepiej dwójka. PO BOŻEMU, prawda? Nie ma odstępstw. Do czego nas to prowadzi? Do małżeństw na siłę, bo tak wypada i do narastania stresu wokół osób, którym zajście w ciążę nie przychodzi łatwo. Do zamkniętego koła.. bo mało kto mówi, że ma problem, że się leczy, że walczy. To coś, o czym się nie rozmawia, coś, o czym nie potrafimy rozmawiać. Nie wiemy, jak zareagować. Czy współczuć, czy zapewniać, że wszystko będzie dobrze? Czy domyślać się w ciszy czy zapytać?  Powiesz „Skąd mogłam wiedzieć, mogli przecież powiedzieć, a nie robić z tego tajemnicę. Wtedy wiedziałabym, jak się zachować!”.

 

invitro_dzieci

Czy na pewno? Czy na pewno łatwo powiedzieć o tym, że starasz się o dziecko, że się leczysz, że myślisz o in vitro  ludziom, którzy NADAL, nawet jeśli mają 30 lat (a nie 60!) uważają in vitro za niepotrzebną procedurę sprzeczną z naturą? Którzy w sieci śmieją się, gdy widzą wulgarne demotywatory i grafiki o in vitro? Którzy na prawo i lewo rzucają opinię: „Najwidoczniej Bóg tak chciał. Jeśli nie możesz mieć dzieci, musisz się z tym pogodzić”? To ci sami, którzy potem mogą wytknąć palcem, że dziecko w klinice powstało, a nie podczas pełnego uczuć aktu miłosnego?? Ej! A czy Was pytają, jak spłodziliście Wasze dziecko? Było romantycznie i pięknie czy może uprawialiście seks nachlani po imprezie? W pozycji klasycznej czy od tyłu? A może, gdy płodziliście Wasze dziecko myślałaś o tym, co kupić na obiad lub co gorsza o tym przystojnym koledze z pracy? A Ty, przyszły Tato, może, gdy płodziłeś uroczą córeczkę wyobrażałeś sobie sceny prosto z pornola? Nie wiemy tego. Sami tego nie wiecie, bo Was nikt o to nie pyta! Nikt nie zagląda Wam do łóżka, więc i Wy nie zaglądajcie do pokoju w klinice leczenia niepłodności. To nie Wasza sprawa.

invitro owoc miłości_na bloga

invitro_kościół

Nie jestem specjalistką od in vitro. Cieszę się z tego. Cieszę się, że nie muszę się na tym znać. To radość, szczęście i na pewno wiele zaoszczędzonych łez, stresów i pieniędzy.. Nie zamierzam rozwodzić się nad medycznym aspektem mrożenia zarodków i innymi tematami, które raz po raz wywołują burze w szklance wody. Ale ja nie oceniam. Nie mówię, o tym, czego chciałby Bóg, nie żartuję, że dzieci z in vitro mają dodatkową bruzdę . Nie dopytuję obsesyjnie o dziecko, jeśli ktoś ma już ślub, a dziecka nie ma. Nie rozpływam się nad tym, jak wspaniale mieć dziecko i jaki sens życiu nadaje. Nadaje – to prawda, ale czy musimy o tym przypominać komuś, kto dziecka jeszcze nie ma, a być może bardzo go pragnie?

Nie dopytuję, ale słucham, jeśli tylko ktoś chce o tym mówić. I podziwiam za szczerość, odwagę, siłę, determinację, za przyznanie się do czegoś, o czym większość mówić nie chce. A szkoda – byłoby wtedy łatwiej. Tylko, by do tego doszło, obie strony muszą zmienić nastawienie. Chcieć słuchać o tym, co niewygodne, o czym nie pożartujesz, nie pośmiejesz się i czasem nie będziesz wiedział, co powiedzieć…

Kilka miesięcy temu w piątkowy wieczór, byliśmy na kolacji u znajomych.. Winko, sushi, muzyka w tle. Wiedzieliśmy, że długo starali się o dziecko, wiedzieliśmy też, że są już w ciąży właśnie dzięki in vitro, ale dopiero wtedy, gdy opowiedzieli nam, jak się o niej dowiedzieli, wszyscy w czwórkę płakaliśmy nad talerzem sushi… Nie są to nasi najbliżsi znajomi, a mimo to żadna inna ciąża czy w rodzinie czy u najlepszych przyjaciół czy nasza nie wzbudziła takich emocji. Wczoraj znów zapłakałam. W Coffee Heaven… siedząc przed komputerem i patrząc na zdjęcie noworodka na Facebooku. Żadne inne nie spowodowało u mnie tylu emocji, chociaż wszystkie zdjęcia z porodówki mają po kilkadziesiąt czy kilkaset lajków. To jedno zdjęcie sprawia, że płaczę. Bo to prawdziwy cud…