Ostatnie tygodnie były trudne. Męczące. Ciężkie. Stresujące. Z jednej strony dostarczały powodów do radości i dumy, z drugiej strony czasem, gdy śpisz 4 godziny albo dwie i o 5.30 rano meldujesz się na Centralnym, masz gdzieś powody do radości i dumy i wolałbyś właśnie przekręcać się na bok w ciepłym łóżku, zjeść z dziećmi śniadanie, zamiast łapać kanapkę gdzieś na dworcu. Nie wiem, czy kiedyś miałam tak zapracowany czas jak ostatnio. Wiem, że nigdy nie miałam tak zapracowanego czasu jak ostatnio, a zarazem dwójki dzieci na głowie. Logistyki, kombinacji, katarów, kaszlu, gorączki, wizyt u pediatry, nebulizacji, wizyt na dyżurze, syropów, soli fizjologicznej, czyszczenia nosa. Babcie na emeryturze jak nic ratowały sytuację – inaczej obowiązkowo szukałabym niani na ostatnie dwa miesiące. Biegałam z zegarkiem w ręku, na czas, oby szybciej, oby już, kawa, lecimy. Nie miałam czasu na tyle rzeczy, które lubię przed świętami. Nie miałam czasu, by ten czas odpowiednio wykorzystać, odpowiednio celebrować.

 

Jeden dzień będę wspominać. Piątek tuż przed świętami. Piątek, który miałam spędzić na ogarnięciu zaległości, przygotowaniu kilku rzeczy zawodowo, uporządkowaniu spraw. Zostawiłam dzieci z moją Mamą. I wiecie co? Ledwo otworzyłam komputer. Bo nie dość, że zakupy świąteczne wygrały, to wygrał cudowny czas z moimi przyjaciółkami. Jedna mieszka w Madrycie, druga w Paryżu, więc nie mam ich na co dzień. Nadal widziałam je za krótko, nadal trzeba było kończyć szybciej niż bym chciała, nadal za mało czasu, by obgadać wszystko i nadal tęsknię za czasem, gdy masz dla kogoś cały dzień, nic Cię ogranicza, nie patrzysz na zegarek… Ale te kilka godzin to zawsze coś!

 

Dlatego na święta życzę / życzymy Wam i sobie tej JEDNEJ RZECZY, której mi stale ostatnio brakuje: CZASU.

Czasu dla siebie – by wypić ulubioną kawę, przeglądając pachnącą świeżością gazetę, a nie odpisując na maile. Rozmawiając z przyjaciółką, a nie załatwiając milion spraw przez telefon. Siedząc w miękkim fotelu, a nie biegnąc między samochodem, przedszkolem, żłobkiem i pracą.

Czasu dla siebie – by wieczorem poczytać książkę, a nie nadrabiać zaległości na komputerze lub w domu, by zadbać o siebie, wyspać się i jeść pysznie, ale bardziej wartościowo, by nie być nieustannie w biegu

Czasu z dziećmi i dla dzieci – czasu, w którym nie będziemy mówić: “zaraz”, “poczekaj”, “nie mam czasu”, czasu bez telefonów i bez nerwów, czasu, w których nie irytuje nas, że po raz 578 robimy to samo, a mleko znów wylało się na podłogę. Czasu na spokojne poranki i wieczory, podczas których nie padasz na twarz. Czasu na bajkę wieczorem bez patrzenia na zegarek.

Czasu dla Was – we dwoje, tak jak lubicie. Bez pośpiechu, bez ograniczeń, bez dzieci. Tak jak kiedyś. Czasu, w którym wieczorem oglądasz film i nie zasypiasz na kanapie. Czasu na wylegiwanie się we dwoje w łóżku. Czasu na wspólny obiad albo lunch na mieście. Czasu na spacer – może  być z dziećmi. Czasu na rozmowę, która nie jest tylko układaniem planu na następne dni. Czasu na randkę – nie w domu, nie na kanapie, nie jak dzieci śpią. Na taka prawdziwą RANDKĘ.

Czasu, który pozwala widzieć więcej i cieszyć się bardziej. Czasu, dzięki któremu dostrzegasz spadające liście, zapach powietrza w zimowy poranek, dzięki któremu kawa smakuje lepiej, a Ty naprawdę doceniasz to, co masz. Masz czas, by doceniać i by się tym cieszyć.

 

Tego Wam życzę na święta! I bardzo mocno życzę tego sobie! Wesołych Kochani!