Jaki macie zwykle humor w poniedziałkowy wieczór? Zwłaszcza, gdy cały dzień pada, mży, kropi, niebo jest szare, nijakie, bure (i może takie pozostać przez najbliższe miesiące… o zgrozo!), pracy coraz więcej, deadline’y gonią, do weekendu daleko, a o minionym zapominamy powoli lub zapomnieć musimy, bo robota czeka. Dodajmy do tego jeszcze katar, a w wersji dla rodziców kaszlącego malucha i dochodzimy do stanu pt. poniedziałkowy dół… Humor więc średni. Taki jak mój, w poniedziałek o 18.45…
O 19.30 humor był już całkiem niezły, a wszystko dzięki kubańskim drinkom (jeden wystarczył na poprawę nastroju!), pysznej, domowej kuchni, sympatycznej atmosferze i pobudzającym dźwiękom reggaetonu w tle. Tak właśnie zaczyna swoją obecność na warszawskim rynku gastronomicznym El Caribe, czyli jedyna w Warszawie i w całej Polsce prawdziwa kubańska restauracja. Co więcej, jeśli wierzyć właścicielom, druga “najbliższa” restauracja kubańska znajduje się w Madrycie. Tym, dla których hiszpańska stolica trochę jednak daleko, polecamy El Caribe i jako pierwsi dzielimy się wrażeniami na temat smakołyków rodem z Hawany. Oficjalne otwarcie restauracji już w czwartek 19 września!
Restauracja znajduje się na Mickiewicza 9 (róg Mickiewicza i Zajączka), czyli w okolicy, w której ostatnio restauracje, knajpki, winiarnie i kawiarnie wyrastają jak grzyby po deszczu! Chwała im za to! Tylko mnie zazdrość bierze, że już od dawna na Żoliborzu nie mieszkam… Dobrze chociaż, że mam tam przyjaciółkę – jest wymówka, by żoliborskie lokale zwiedzać…
Czy El Caribe ma szanse na Żoliborzu? Z ulicy widać słoneczne kolory, ciepłe światło, przyjemny bar. Gdy wchodzimy słychać reggaeton, czyli muzykę rodem z Karaibów i Ameryki Łacińskiej… znacie? Jak nie, to czym prędzej na YT uzupełniać zaległości 🙂 Na początek polecam “starocie” – np. takie...
Za drzwiami witają nas sympatyczni właściciele i smakowite kubańskie drinki: Mojito, Daiquiri (w wersji truskawkowej, mango i bananowej), Cuba Libre. Słuchamy o pomyśle na restaurację, a przede wszystkim o Caridad, zwanej po prostu “Mamą”. “Mama” to serce i dusza El Caribe, bo to ona gotuje w restauracji potrawy, które przez lata gotowała w domu na Kubie. Kuchnia zatem jest prosta, domowa, taka jak u mamy… Prawdziwa. Caridad nie ukończyła nigdy profesjonalnych szkół gastronomicznych, a do Polski dotarła 2 miesiące temu (jej córka w Polsce wzięła ślub, ale to już inna historia i nie na dzisiejszy wpis 🙂 ). Grunt, że jest Mama i po kubańsku czaruje w kuchni. Czekamy zatem na dania i na bohaterkę całego zamieszania…
To co? Wiecie coś o kuchni kubańskiej? My niestety na Kubę jeszcze nie dotarliśmy, więc kuchnia kubańska jest mi znana tylko z czytania przepisów w Atlasie Kulinarnym, wydanym niegdyś przez Gazetę Wyborczą. Kojarzy mi się z ryżem, fasolą i picadillo, czyli mielonym mięsem, ostrym, dość mocno przyprawionym. Zobaczymy, czy skojarzenia są zatem poprawne…
Zaczynamy od pysznych sosów: słodkawego salsa de mango oraz salsa chimichurri przygotowanego na bazie pietruszki, kolendry, cebuli, ostrej papryczki i oliwy. Czekając na dalszy rozwój wydarzeń, w sosach moczymy bagietkę. Są świetne! Okazuje się potem, że pasują również do kolejnego dania, czyli papas rellenas.
Papas rellenas to ziemniaki faszerowane mięsem po hawańsku lub krewetkami (camarones) w sosie pomidorowym. Mocne wejście i mój absolutny faworyt wieczoru. Uwielbiam wszelkie ziemniaczane atrakcje: placki, kartacze, knedle, bliny, moskole, ale papas rellenas rzucają mnie na kolana – są mięciutkie, z chrupiącą skórką, farsz jest delikatny, a doprawione salsa de mango lub salsa chimichurri smakują po prostu doskonale!
Zaraz po nich na stole pojawia się faszerowane mięsem awokado. Intensywny smak mięsa przyprawionego kolendrą fajnie komponuje się z delikatnym awokado.
W przerwie między przekąskami pogryzamy mariquitas, czyli chipsy z platana…
Po przystawkach pora na zupy. Pierwsza to zupa z czarnej fasoli (sopa de frijol negro), która co tu dużo mówić nie wygląda szczególnie zachęcająco. Takie tam pomyje… Do tego ta fasola… nie przepadam, ale biorę ostrożnie łyżkę, potem drugą, trzecią i okazuje się, że zupa pomimo mało wyjściowego wyglądu jest pyszna!
Moim faworytem w dziale “zupy” pozostaje jednak zupa-krem ze słodkim batatów z chorizo i smażonym imbirem – idealnie przełamują słodkawy smak zupy! Krem przypomina zupę dyniową i jest dobrą propozycją na zimne wieczory, które już wkrótce nas czekają…
Jesteśmy już całkiem najedzeni, a przed nami dania główne. Najpierw dostajemy ryż z czarną fasolą, czyli arroz congri – potrawę na Kubie dofinansowywaną przez państwo, która dla wielu Kubańczyków jest podstawą wyżywienia. Dla nas jest tylko dodatkiem do pozostałych dań takich jak:
– ropa vieja – w dosłownym tłumaczeniu “ropa vieja” to stare ubranie; danie pochodzi podobno z Wysp Kanaryjskich i stamtąd zostało przeniesione na wyspy Morza Karaibskiego. Początkowo na ropa vieja składały się resztki, obecnie jest to gotowane mięso, rwane następnie na cienkie paseczki. Na Kubie ropa vieja to jedna z potraw narodowych …
– picadillo de carne a la habanera – picadillo to danie charakterystyczne dla Kuby, chociaż pojawia się w kuchni również innych państw Ameryki Łacińskiej. Jego podstawa to mielone mięso (np. wołowina), pomidory, cebula, papryka oraz całkiem sporo przypraw.
– calamares con salsa de tomate, czyli kalmary w sosie pomidorowym – dobre, choć wolimy kalmary w wersji grillowanej…
Na koniec przychodzą pałki kurczaka, duszone w sosie sojowym i maśle. Smaczne, ale udaje mi się spróbować tylko odrobinę. Wszystko było tak pyszne (papas rellenas, papas rellenas!) , że pękam…
Ledwo starcza miejsca na deser, czyli flan de leche…
Całość popijamy Virgin Mojito, ze ścian spogląda na nas Kuba, a z kuchni wreszcie wychodzi sprawczyni całego zamieszania, czyli “Mama”. Drobniutka, skromna … trochę cicha, trochę zawstydzona, gdy pozuje do zdjęć. Powiem tyle: MUCHAS GRACIAS – NOS GUSTABA MUCHO!!!
My do El Caribe na pewno wrócimy, zwłaszcza, że właściciele planują dedykowane, całkiem ciekawe menu dziecięce. Nie zabraknie w nim zwykłych frytek, ale będzie można również małego smakosza nakarmić frytkami z juki. Restauracja planuje również brunche wraz z animacjami dla dzieci, kubańską muzyką i nauką hiszpańskiego. Coś czuję, że nie może Maksa tam zabraknąć 🙂
Informacje praktyczne:
ul. Mickiewicza 9, wejście od Generała Zajączka
tel. 605 104 202
5 Comments
N.
Łał, odkrywacie przede mną tyle kulinarnego świata, że sami stajecie się takim “atlasem kulinarnym”. Bardzo ciekawy wpis!
Natalia - tasteaway.pl
Dla nas kuchnia kubańska to również coś nowego!! 🙂 ale naprawdę wrażenia są super! jak będziesz mieć gdziekolwiek okazję, spróbuj koniecznie 🙂
Jan
We Wrocławiu La Habana istnieje już jakiś czas, jest klimat, są kubańskie potrawy, jest oryginalna Pani Alba, polecam.