Macie ochotę czasem oderwać się od tłumów, budzików, telefonów, maili i całej reszty? Zapytacie czy to w ogóle jeszcze możliwe?.. nam udało się w weekend znaleźć takie miejsce… Kruszyniany, okolice Puszczy Knyszyńskiej, 50 km od Białegostoku, 3 km od granicy z Białorusią… zasięgu telefonicznego brak, w każdym razie w sieci Orange, więc już wiecie, kto może tam faktycznie zapomnieć o rzeczywistości 🙂
My o mały włos nie skończyliśmy w całkowitej głuszy i zapomnieniu, a dokładnie w środku lasu, z samochodem zakopanym w śniegu w piątkową, mroźną noc… na szczęście z pomocą współtowarzyszy podróży i naszych gospodarzy zostaliśmy uratowani i trafiliśmy tam, gdzie planowaliśmy – do Kruszynian…
Kruszyniany to maleńka wioseczka, którą nim się obejrzymy, przejdziemy wzdłuż i wszerz. Mieszkają tu trzy tatarskie rodziny, cztery spotkamy w pobliskich Bohonikach. Obie wioski częściowo ukryte przed światem, są idealne na spędzenie weekendu pod hasłem oderwania od rzeczywistości.
My zatrzymaliśmy się w Kruszynianach w Tatarskiej Jurcie prowadzonej przez Tatarkę Dżennetę Bogdanowicz i jej rodzinę. Do Bogdanowiczów trafiliśmy po przeczytaniu artykułu na temat Tatarów na Podlasiu, bodajże na Onecie… Okazało się, że gospodarze Tatarskiej Jurty są całkiem medialni i występowali już w licznych czasopismach zarówno podróżniczych, jak i kobiecych. Słyną z promowania tatarskiej kuchni, opowiadają o zwyczajach, o przeszłości. Chwała im za to, że kultywują w Polsce cudowną tatarską egzotykę, której większość z nas wcale nie spodziewa się tylko 250 km od Warszawy.
W Kruszynianach uraczą smakołykami rodzimej kuchni zarówno na ostro, jak i na słodko, cudownym śniadaniem (jajecznica i biały ser z powidłami śliwkowymi śnią się po nocach!), ciekawymi historiami i pomocną dłonią, nawet jeśli chodzi o wykopanie samochodu ze śniegu w piątkowy wieczór…
Nocleg w Tatarskiej Jurcie kosztuje 65 zł za osobę za nocleg ze śniadaniem. Pokoje ładne, schludne, w drewnie, każdy z łazienką. Śniadanie obfite i smakowite. Chociaż tym razem byliśmy w grupie 18+, do Jurty bez obaw można podróżować z dziećmi. Gospodarze „mają na stanie” uroczego dwulatka, a zatem rozumieją potrzeby rodziców – do dyspozycji krzesełka do karmienia, zabawki, rowerki, książeczki. Jednym słowem latem prawdopodobnie Maks tu zawita, a znając jego chęć nawiązywania przyjaźni, do grupy jego kolegów dołączy prawdziwy Tatar, mały Emir 🙂
W Kruszynianach na pewno warto zobaczyć tamtejszy meczet, po którym oprowadza przewodnik Dżemil Gembicki. Opowiada zgrabnie i zabawnie i aż chce się słuchać o Tatarach i ich zwyczajach. W Bohonikach przewodniczka Eugenia Radkiewicz zafunduje Wam szybki sprawdzian z umiejętności słuchania i zapamiętywania faktów, więc jeśli boicie się klasówek, wybierzcie Dżemila w Kruszynianach 🙂
To właśnie do meczetów w Kruszynianach i Bohonikach w czasie swoich świąt zjeżdżają Tatarzy z całej Polski: nie tylko z okolic (Supraśla, Białegostoku), ale również z bardziej odległych zakątków takich jak Gdańsk czy Wrocław. W całej Polsce Tatarów czy też Polaków tatarskiego pochodzenia, bo tak również o sobie mówią, mieszka około pięciu tysięcy. Kruszyniany i Bohoniki są jedynymi gminami wyznaniowymi na terenie Polski, w których znajdują się meczety i zabytkowe cmentarze – mizary.
Jak dowiedzieliśmy się od Dżemila, na Białostocczyźnie Tatarzy mieszkają od sześciu wieków. Przybywali do Polski z Krymu, z Azji, z okolic Nowogródka, wówczas znajdującego się w graniach Litwy.
Ludność tatarską zamieszkującą Kresy zdziesiątkowała I wojna światowa. Wiele osad, cmentarzy, meczetów uległo zniszczeniu lub straciło swój tatarski charakter. Po drugiej wojnie światowej z prawie 6 tysięcy Tatarów polskich zamieszkujących wschodnie tereny dawnej Rzeczpospolitej w Polsce zamieszkało mniej niż 2 tys. Powstały gminy w Gorzowie Wielkopolskim, Gdańsku, Białymstoku. I to właśnie Białystok jest dziś największym skupiskiem Tatarów w Polsce, a co za tym idzie największym ośrodkiem muzułmańskim.
Oba meczety są niewielkie, drewniane, kolorowe… trochę magiczne. Zgodnie z nakazami islamu posiadają oddzielne sale dla kobiet i mężczyzn, co by jedni drugich nie rozpraszali podczas modlitwy. W zimie w meczecie zdaje się być zimniej niż na dworze i pomimo kolorowych dywanów stopy zamarzają. Buty jak w każdym meczecie zostawiamy w przedsionku – to, co nie jest problemem w maju, w lutym nieco rozprasza uwagę– wyposażenie w ciepłe skarpety obowiązkowe.
Niedaleko za meczetem w Kruszynianach, znajdziemy również mizar, czyli tatarski cmentarz.
Tam obejrzymy nowsze i starsze nagrobki, niektóre nawet z końca XIX wieku, ozdobione arabskimi napisami i półksiężycem. Te starsze składają się z dwóch kamieni – większego stawianego na wysokości głowy i mniejszego na wysokości nóg. Spacerując między grobowcami zauważymy typowe tatarskie nazwiska takie jak Połtorzycki, Popławski, Aleksandrowicz, Bogdanowicz…
Obecnie można powiedzieć, że Tatarzy, nawet młodzi, coraz częściej wracają do swojej kultury i tradycji i pomimo popularnego w latach 90. trendu przenoszenia się do miast, teraz wracają, budują się na rodzimej ziemi i nie zapominają o tradycji.
Pomimo, że wieki temu porzucili swój język, ulegli asymilacji i w większości przypadków uważają się za Polaków tatarskiego pochodzenia, nadal kultywują swoją religię, tradycje i… to, co nas najbardziej interesowało kuchnię.
Niewątpliwie najlepszym miejscem, by spróbować miejscowej kuchni jest właśnie Tatarska Jurta. Na ścianach w jadłodajni wiszą liczne dyplomy oraz certyfikaty kulinarnych osiągnięć gospodyni i jej rodziny. Wiemy już, że za babkę ziemniaczaną, kiszkę ziemniaczaną, pierekaczewnik i listkowiec gospodarze otrzymali liczne nagrody – wiemy już, co MUSIMY zjeść. Pierekaczewnik, czyli swego rodzaju wielowarstwowe ciasto z mięsem, cebulą i masłem posiada status Gwarantowanej Tradycyjnej Specjalności, produktu chronionego w UE, a jedyny na świecie certyfikat na wyrób tego smakołyku należy właśnie do Pani Dżennety.
Poza pierekaczewnikiem widocznym powyżej, raczyliśmy się całą masą innych lokalnych przysmaków, które warto poznać: belysz, kryszonka, pyzy z mięsem, kartoflaniki, manty, listkowiec… Te nazwy wiele Wam pewnie nie mówią, więc na mały przewodnik po tatarskiej kuchni zapraszam jutro 🙂 Jestem pewna, że zachęci Was do wycieczki na równi z malowniczymi meczetami albo i bardziej!
17 Comments
Kamil
Wygląda jak u mojej babci kiedyś 🙂
Natalia Sitarska
🙂 faktycznie to miejsce sprawia wrażenie, jakby czas się zatrzymał 🙂
Sasza
Bardzo ciekawe miejsce, a Wasz opis jeszcze bardziej zachęcający do odwiedzin.
Natalia - tasteaway.pl
Polecamy bardzo, bardzo!! 🙂 my byliśmy w lutym, mieliśmy się wybrać w lecie, ale jakoś się nie złożyło.. zresztą w zimie chyba jeszcze bardziej magicznie, bo wszystko przed światem ukryte 🙂
Agnieszka R.
o to prawie moje rodzinne strony 🙂 piekne tereny i jest na co popatrzec:)
Natalia - tasteaway.pl
Aga, a Ty skąd dokładnie? 🙂 już w PL czy nadal Hiszpania? Nawet nie zdążyłam wcześniej odpisać, tyle pracy przed świętami :/
Agnieszka R.
hehe każdy ma teraz nawał roboty:) już w PL od poniedziałku, podroż strasznie długa z przesiadkami ale jakoś żyję:) z jednej strony fajnie bo rodzinka itd ale wkurzam się idąc ulica jak wszyscy windują wzrokiem i inne takie durne polskie zachowania… no ale cóż.. Wczoraj poszłam z przyzwyczajenia w dresie domowym do sklepu 😀 ehehe ale już mi się nie chciało w połowie drogi wracać :)Ja jestem z Białej Podlaskiej, mój chłopak z Janowa Podlaskiego i te wszystkie tereny nadbużańskie nie są nam obce:) Piękne tereny:)
Natalia - tasteaway.pl
to prawda – w Hiszpanii jest większa różnorodność i tyczy się to wszystkiego 🙂 chociaż myślę, że w dużych miastach na szczęście już u nas się to zmienia i wszędzie jest większa tolerancja, różnorodność i mniej gapienia się na innych 😉 Rodzinnych i wspaniałych świąt dla Was 🙂
Agnieszka R.
dziękujemy i Wam również spokojnych i rodzinnych świąt 🙂
Paula Puchacz
magia, szczególnie z tym śniegiem 🙂
Natalia - tasteaway.pl
Oj tak! 🙂 wtedy rzeczywiście była porządna zima i cała okolica w śniegu wyglądała bajecznie! 🙂