Jedno z moich ulubionych miast, pełne radosnych i miłych wspomnień. Zatłoczona, pełna życia Gran Via i zakupy w hiszpańskiej potędze, czyli sklepach Inditexu takich jak Zara, Bershka czy Stradivarius, bagietka z jamon serrano albo przepyszne i najlepsze właśnie tam patatas bravas jedzone na spółkę z przyjaciółkami. Długie spacery i jeszcze dłuższe noce. Churros con chocolate w najstarszej chocolaterii w mieście i sangria. Tortilla de patatas i piwo San Miguel. Dzień dobry, tu Madryt. Jeśli ktoś zapytałby mnie tak, jak kiedyś pytano znanych podróżników w dodatku “Turystyka” do Gazety Wyborczej, gdzie zostawiłam swoje serce, Madryt na pewno byłby na jednym z czołowych miejsc… Dlatego od razu ostrzegam, choć będę się starać, gdy mowa o Madrycie nie potrafię być obiektywna… Ale swoją drogą, czy nie jest to najlepsza rekomendacja, by tam pojechać? 🙂
To chyba mój szósty raz w Madrycie, więc czuję się tu troszkę jak w domu, zwłaszcza, że kolejny raz nocuję (tym razem nocujemy!) u jednej z moich przyjaciółek, co tym bardziej wzmaga wrażenie “czuję się jak w domu”, bo nie hotel, bo normalne zakupy w supermercado na dole i quasi normalne życie choć przez te 4 dni 🙂 Cieszę się, że wreszcie Madryt zwiedza ze mną Łukasz i cieszę się, ze po 4 dniach deklaruje chęć powrotu!! Uff!!! Gracias a Dios! 🙂 (Dzięki Bogu!) Już przebieram nóżkami, by znów wysiąść na lotnisku Barajas i włóczyć się dniami i nocami ulubionymi uliczkami, przesiadywać na placykach, sączyć sangrię i zakąszać pimientos de padron albo patatas bravas.. Ale wracając na Ziemię…
Madryt, największe miasto Hiszpanii, liczy ok. 3,5 mln ludności. W całej aglomeracji żyje aż 5,8 milionów mieszkańców. Sam Madryt to siedziba hiszpańskich instytucji państwowych, a z uwagi na światowej klasy muzea takie jak Museo Del Prado, Museo Reina Sofia czy Museo Thyssen-Bornemisza, również ważny ośrodek kulturalny. My tym razem do muzeów nie zaglądaliśmy – nadal czekamy na lepszy wiek u Maksymiliana (na razie ryzyko rozniesienia muzeum na strzępy jest zbyt duże), ale moje wcześniejsze wędrówki po Prado i Reina Sofia na pewno należą do przeżyć wartych polecenia.. Tym razem postawiliśmy na duuuużo spacerów i oczywiście duuuużo tapas, czyli miejscowych “przekąsek”, które dla nas stanowiły podstawę wyżywienia. Moja miłość do hiszpańskich tapas sprawia, że jak tylko tu jestem, nawet nie zaglądam do karty z daniami, tylko chcę się nacieszyć MOIMI smakami 🙂
Co koniecznie trzeba zobaczyć będąc w Madrycie? Na pewno warto przespacerować się jedną z największych i najbardziej reprezentacyjnych ulic Gran Via od Plaza de Espana aż do jednej z prostopadłych ulic i uliczek prowadzących na główny plac miasta, miejsce spotkań wszelakich, czyli Puerta del Sol. Punkt charakterystyczny placu to przede wszystkim pomnik niedźwiedzia, nawiązujący do herbu Madrytu.
Stamtąd zajrzeć na Plaza Mayor i przysiąść w jednej z pobliskich knajpek pogryzając tortillę, calamares lub małe zielone papryczki grillowane z solą, czyli pimientos de padron.. całkiem proste do zrobienia w domu, jednak poza Hiszpanią niemal nie do podrobienia 😉
Dawno, dawno temu Plaza Mayor był miejscem, w którym rozgrywały się ważne wydarzenia: koronacje, uroczystości, corridy, tu wystawiano przedstawienia teatralne i przeprowadzano niechlubne dla historii Hiszpanii procesy inkwizycyjne. Dziś na placu królują przeróżni przebierańcy, wielkie bańki mydlane, odpoczywający turyści i Hiszpanie leniwie popijający sangrię w zlokalizowanych na placu knajpkach. Wśród przebierańców królują w tym roku postacie siedzące w powietrzu…
Idąc dalej z Plaza Mayor możemy obrać kilka dróg…
Małymi uliczkami równoległymi do Calle Mayor dojdziemy do Palacio Real (Pałac Królewski), przed którym rozciąga się bardzo przyjemny pełen zieleni, ławek i knajpek skwer zwany Plaza de Oriente. Można posiedzieć, odpocząć, wypić sangrię, a podróżującemu z nami maluchowi pokazać gigantyczne bańki mydlane (znów radość!) lub zajrzeć na przylegający do Plaza de Oriente plac zabaw. Palacio Real to oficjalna siedziba króla Hiszpanii, dysponująca bagatela 2800 pokojami! Król Juan Carlos nie mieszka jednak w nim obecnie, lecz w mniejszym, położnym na obrzeżach, więc lokal chwilowo jest wolny 😉 W okolicy uwagę przyciąga również Katedra Almudena i otaczające Pałac Królewski ogrody Jardines de Sabatini.
Z okolic Plaza Mayor możemy udać się do jednej z knajpek czy barów w okolicy La Latina… a jeśli chcemy zobaczyć również ten mniej królewski, bardziej imigrancki Madryt, ruszamy w kierunku stacji metra Tirso de Molina i dalej uliczkami aż do Plaza Lavapies… tam Madryt pokazuje nieco inną twarz, niemniej nadal malowniczą i raczej przyjazną..
Nie ma również wycieczki do Madrytu bez spaceru po Paseo Del Prado (nawet, jeśli odpuszczamy muzeum), wizyty w ogromnym parku Retiro (Maks zakochany!) czy zajrzenia na Plaza de Cibeles, który słynie głównie stąd, że przy tamtejszej fontannie poświęconej bogini Kybele świętują zwykle swoje zwycięstwa piłkarze Realu Madryt wraz z kibicami.
Maks najchętniej tak jak widać na powyższym zdjęciu zwiedzał parki – poczynając od Retiro, a kończąc chociażby na parku w okolicach Temple de Debod, w pobliżu którego mieszkaliśmy, a Maks oczywiście odnalazł tam swój “must see” każdej podróży, czyli PLAC ZABAW!
Tak jak napisałam nieodzownym elementem podróży do Madrytu czy generalnie do Hiszpanii zawsze jest dla mnie również powrót do ulubionych smaków.
Co w Madrycie jeść? My jak już wiecie, najchętniej jak tylko jesteśmy w Hiszpanii ulegamy magii tapas, najlepiej w opcji para picar. “Para picar” to jedno z takich hiszpańskich wyrażeń, które nie ma dla mnie idealnego odpowiednika po polsku i jak się okazuje nie tylko dla mnie, bo Łukasz również, gdy tylko “para picar” zapamiętał, korzysta ze zwrotu nawet w Polsce. “Para picar” to coś do “poskubania” – czyli bierzemy tortillę, smażone kalmary i opiekane ziemniaki patatas bravas i w 3,4,5 osób jemy je wspólnie. Tak jest najlepiej – wspólnotowo i z możliwością spróbowania różnych różności 🙂 Nie ukrywam, że zwykle brakuje mi tego stylu jedzenia w Warszawie… O tym, co i gdzie jedliśmy w Madrycie już wkrótce, a tymczasem na pobudzenie kubków smakowych coś na ostro i coś na słodko 🙂 Z jednej strony przaśnie, prosto, “chłopsko”, z drugiej wykwintnie i elegancko…
Patatas bravas to dla mnie niebo w gębie, chociaż co tu dużo mówić, nie jest to potrawa ani szczególnie wyszukana, ani wysokich lotów. Cały szkopuł tkwi w charakterystycznym sosie – pikantnym, paprykowym, w którym ja kocham się na tyle, że zakupiłam butelkę owego sosu do domu i już prawie jej nie ma. Tutaj poza salsa brava, mamy czosnkowe alioli, też pycha!
Po ziemniakach, mamy deser wykwintny i nietypowy. Mus z białej czekolady o konsystencji… mydła! Bo właśnie tak ów deser się nazywał i również nieprzypadkowo towarzyszyła mu jakby mydlana piana. Czemu tak? Restauracja La Antonita, w której go jedliśmy powstała w miejscu, gdzie kiedyś pewna Antonita sprzedawała właśnie mydło. Ten deser to hołd dla niej.. To teraz ręka do góry kto jadł na deser mydło? 🙂 Nie zdarzyło się? No to jedziemy – La Antonita czeka, a o tym, co jeszcze czeka tam na kulinarnych smakoszy już wkrótce 🙂
Noclegów w Madrycie szukajcie TU 🙂
8 Comments
Maria
Natalio, proszę, nie pisz już takich postów, bo ja nie wiem co wybrać na następny wyjazd!!!! Miała być Irlandia, albo Estonia, a teraz… może jednak Madryt? Byłam raz, ale chciałabym jeszcze, teraz już również z dzieckiem. Pozdrawiam serdecznie
Natalia Sitarska
Ja generalnie kocham Hiszpanię i Madryt, więc zaaawsze polecam 🙂 i te ich tapasy… mniam! 🙂 ja byłam w Madrycie kilka razy, a teraz miałam bodajże 4-letnią przerwę, ale jak się tam znalazłam, przespacerowaliśmy się ulicami, usiedliśmy w barze na tapas i sangrię, przypomniało mi się jak bardzo to miejsce uwielbiam! 😉 a jak tam podróż do Batumi się udała? 🙂
Maria
no udała się, udała, nawet się kąpaliśmy, chociaż Globus Hostel nie do końca dawał radę,ale Radisson pozostaje poza naszym zasięgiem finansowym 🙂 pogoda dopisała, czego chcieć więcej?
Natalia Sitarska
pogoda najważniejsza 🙂 bez niej i hotel dobry średnio daje radę 🙂 a my jutro ruszamy na Mazury, więc oby tutaj pogoda nie zawiodła 🙂
joanna
Madryt ładny, ale nas centrum nie urzekło, a szczególnie odrzuca nas zatłoczona Gran Via. Poza turystycznym centrum było lepiej – Lavapies, Centro, La Latina. Wynajmowalismy małe mieszkanko przy Calle del Olmo i atmosfera była super,szczególnie wieczorami, gdy można było posiedzieć w barze przy vino i tapas, który tu dawali wszędzie za free.
Natalia
Fakt, Gran Via potrafi przytłoczyć.. czasem aż ciężko jest się przecisnąć 🙂 Lavapies i La Latina super – uwielbiam się włóczyć tamtejszymi uliczkami, uwielbiam tamtejsze place… ach teleportowałabym się do Madrytu w każdej chwili 🙂
Podróżuję z wypiekami, Ania
Fajnie, że coś i o Mardycie się znalazło… Wybieram się niebawem, każda wskazówka poza przewodnikiem jest na wagę złota:)
Natalia
Madryt to jedna z moich miłości!!:)