O Bulaju chyba słyszał każdy, kto przyjeżdża do Sopotu i oczekuje czegoś więcej niż smażonej ryby w przypadkowym barze, gofra przy molo i lansu gdzieś na Monciaku. My też słyszeliśmy nie raz, ale ja nigdy nie byłam – zawsze tyle jest miejsc do zjedzenia w Trójmieście, że jedna średnio udana wizyta Łukasza skutecznie nas zniechęciła. Tym razem jednak postanowiliśmy raz jeszcze stanąć oko w oko z legendą i zobaczyć, jak będzie tym razem.
Do Bulaja docieramy w niedzielę w porze obiadowej. Trochę wcześniej rezerwujemy stolik. Zróbcie to koniecznie!!! Od razu się cieszę, gdy Łukasz mówi, że Bulaj znajduje się tuż przy plaży. Jesteśmy z Maksem, więc będzie mógł pobawić się w piasku i pobiegać, a my spokojnie poczekamy na jedzenie. Samym miejscem jestem nieco zdziwiona – chyba przez te wszystkie “ochy” i “achy” spodziewałam się bardziej eleganckiej restauracji. Tymczasem są obrusy w biało-granatową kratkę, leżaki i duuużo ludzi.
Przeglądamy kartę. Jest krótka i zdecydowanie bardziej rybna – w końcu jesteśmy nad morzem! Bez obaw jednak – jeśli jedno z Was nie lubi ryb, znajdzie dla siebie chociażby żur na własnym zakwasie, sałatkę z kozim serem, gęsią polędwiczkę, golonkę, kaczkę czy królika. My jednak jak jesteśmy nad morzem, jemy głównie ryby. Na początek bierzemy tatar z dorsza (27 zł) i ikrę z sandacza na tortilli i paście paprykowej (28 zł). Mam tylko problem z potrawą dla Maksa – dla dzieci jest tylko dorsz, za którym Maks nie przepada. Finalnie decydujemy się na zupę dnia, czyli ogórkową (16 zł).

tatar z dorsza – 27 zł
Tatar z dorsza smakuje świetnie – ryba jest mięsista, a jej smak dobrze przełamują kawałki pomarańczy i sos ostrygowy nadający daniu nieco azjatycki charakter. Trochę mniej przypada nam do gustu ikra – danie jest dość mdłe, nijakie, a składniki jakby z różnych bajek. Ogórkowa na pewno zyskałaby wysokie oceny, gdyby nie obecność Maksa w jury. Chociaż jemu nie do końca przypadła do gustu, trzeba przyznać, że to dobra domowa zupa – pełna składników, na mięsie, z mocnym aromatem i co ciekawe, podawana z kaszą, a nie z ziemniakami.
Z dań głównych niemal wszystkie ryby brzmią apetycznie. Początkowo jako wierna fanka flądry, rozważam właśnie flądrę z fasolką szparagową, oliwkami, konfitowanym czosnkiem i młodymi ziemniakami (42 zł). Ostatecznie jednak za radą kelnerki wybieramy halibuta z bakłażanem, cukinią, gołąbkami warzywnymi i pomidorami concasse (54 zł) oraz sandacza na “kaszotto” z grzybami, podawanego z sosem holenderskim (56 zł).

halibut z bakłażanem, cukinią, gołąbkami warzywnymi i pomidorami concasse (54 zł)

sandacz na “kaszotto” z grzybami i sosem holenderskim – 56zł
Obu daniom nie można odmówić smaku i bardzo dobrego wykonania. Mój halibut jest sprężysty i smakuje jak ryba. Warzywa jest miękkie i delikatne, chociaż mam wrażenie, że smak pomidorów, zarówno tych suszonych, jak i koktajlowych nieco zabija smak halibuta i nie gra on w tym daniu pierwszych skrzypiec. Podobne wrażenie ma Łukasz- sandacz jest smaczny i poprawny, ale grzybowy smak “kaszotto” i sos holenderski ponownie sabotują głównego bohatera. Zdecydowanie bardziej wolimy, gdy nad morzem ryba jest bohaterem, a dodatki nie przysłaniają jej smaku.
Po przystawkach i rybach nie planujemy już jeść deseru – jesteśmy najedzeni, musimy przecież iść na gofra, a i dział deserowy mnie nie kusi – beza, suflet czekoladowy i deser dnia, czyli sernik. Nuda i banał. Do bezy jednak przekonuje nas kelnerka, która nas obsługuje. Mam wrażenie, że przekona Cię do wszystkiego – oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Na stoliku ląduje beza z Irish cream i gęstym sosem truskawkowym (15 zł). Chociaż może nie wygląda imponująco, należą jej się brawa za smak i wykonanie!

Bulajowa beza – 15 zł
Bezą kończymy obiad w Bulaju. Maks z radością biegnie ku plaży, a my się zastanawiamy, co z tym Bulajem zrobić. Czy było smacznie? Tak, na pewno! Czy warto? Warto. Czy zachwyca, rzuca na kolana i awansuje do grona ulubionych restauracji? Nadal naszym rybnym faworytem pozostanie chyba Targ Rybny, a fascynować będzie Malika. No chyba, że jutro coś się zmieni 🙂
Jedno na pewno trzeba Bulajowi przyznać – mają na pokładzie pewnie najlepszą kelnerkę nad Bałtykiem! Chyba jeszcze nie widzieliśmy czegoś takiego: jedna dziewczyna i jakieś 5-6 stolików, a wszędzie minimum 4 osoby. Z każdym rozmawia, każdemu doradzi, każdego przekona. Zapyta, jak smakuje i sprawia wrażenie, że nie jest to tylko frazes i wyryta formułka. Niepokoi się, dlaczego Maks nie zjadł całej zupy. Wielkie wow! Chyba pierwszy raz zdarza nam się tak wiele uwagi poświęcić jednej osobie z obsługi, ale należy się! Dajcie jej podwyżkę, żeby Wam gdzieś nie uciekła!

brawo!
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
al. F. Mamuszki 22
SOPOT
tel. 600 92 03 03
tel. 058 551 51 29

obfity obiad dla 2 osób z odrobiną % i zupa dla dziecka
PS. Jeśli macie wprawne oko, na paragonie zauważycie “BLOGER”. My też je zauważyliśmy, chociaż dopiero, gdy przejrzałam zdjęcia, szykując recenzję. Szczerze mówiąc, dawno nic nie wprawiło nas w takie osłupienie! Patrzyliśmy się oboje na rachunek i zastanawialiśmy się, co, jak i dlaczego. Oczywiście przyszliśmy z aparatem i robiliśmy zdjęcia, ale nikomu nic nie zapowiadaliśmy, nie było ani słowa o blogu, ani o Tasteaway. Nawet zdjęcie przemiłej kelnerki zrobiliśmy na koniec, nadal nie mówiąc, co, jak i po co. Hm, czyżby Bulaj miał gdzieś bazę blogerów??? 😉
PS2. Kelnerka w ten sam sposób obsługiwała i nas, i wszystkie stoliki wokół. Żeby nie było głupich podejrzeń 😉



4 Comments
Gosia
Koniecznie dodajcie do listy Pizzerie Da Matii!! Oblędna pizza i wlasciciele;)
Natalia
Ok, będziemy testować!