Uwielbiam wracać do Poznania. To miasto po prostu ma to “coś”. Coś, co sprawia, że chcesz wracać, przechadzać się tutejszymi uliczkami, chcesz zjadać tutejsze knajpy, próbować i zawsze Ci mało. Tym razem przyjechaliśmy na zdecydowanie zbyt krótko. Z dwóch dni przez zobowiązania w DESEO zostało nam tylko kilka godzin i główny cel – wystąpienie na Blog Conference Poznań. Ale był też drugi cel: MIKOYA.
Bo Mikoya to ramen. Bo Mikoya to siostra Yetztu. Bo wygląda pysznie, bo tak głoszą plotki. W Warszawie niemal wcale za ramenem nie chodzimy i wręcz wkurza nas moda na ramen, która sprawia, że nagle staje się nim byle zupa 😉 Ale Mikoya mi się marzyła. Trochę obawiałam się, że będzie jak w Yetztu – maleńki lokal, mało miejsca, problem ze złapaniem wolnego stolika, ale sąsiadująca z Yetztu Mikoya wiedziała, że ramen w Poznaniu ma wielu fanów plus jeszcze trochę dojeżdżających z innych polskich miast.
Lokal przy Krysiewicza jest całkiem spory. Sporo stolików, sporo miejsca, bez problemu zjedliśmy my i znajomi z dwójką dzieci i wózkiem. Styl – minimalizm i prostota. Menu – krótkie i konkretne. No to lecimy!!!
W Mikoya rządzi RAMEN. Mikoya opisuje się jako tradycyjny japoński ramen bar, a ich makaron ramen powstaje na miejscu z mąki, którą sprowadzają z Japonii. Musi być dobrze! Menu w Mikoya zaczyna się od opisu czym jest ramen i jak go jeść … i dobrze, bo dziwnym trafem mam wrażenie, że ostatnio sporo w Polsce specjalistów od ramenu, którzy nawet nigdy w Japonii nie byli.
Do wyboru kilka rodzajów – TORI SHIRO (30 zł) polecana na pierwszy raz, delikatny, jak tłumaczy obsługa “trochę jak rosół”, w sam raz dla dzieci. Maluch, który jest z nami zajada i jest całkiem zadowolony. Jest też BUTA – UMA (30 zł) na wywarze z kości wieprzowych. To bulion kotteri, czyli nie klarowny, a gęsty, dla mnie bardziej pożywny niż klarowne assari. Ten ramen wybiera Łukasz i to chyba mój numer 1! Poza tym na stole lądują wszystkie pozostałe. Mój to TORI SHOYU (28 zł) – połączenie wywaru drobiowego (gotowanego przez 6 godzin) z wywarem z suszonych owoców morza oraz sosu tare. Delikatny, ale zarazem aromatyczny. Dla mnie super! Wersja podstawowa nie ma wielu dodatków, ale można dobrać ich więcej (mięso, jajka, nori, dymka, dodatkowy makaron). Próbujemy też gęstych i kremowych SHOJIN VEGAN i MISO UMA, który chyba najbardziej przypomina mi ramen w japońskiej sieciówce Ippuddo – zajadaliśmy się nim często podczas zwiedzania.
Rameny jemy w 4 osoby (dorosłe i jeden maluch), ale chyba zgodnie wybieramy jako nasz numer jeden BUTA – UMA. Najmniej podchodzi nam wegański – nie dlatego, że wege, a my musimy mięcho, boczek i steki (nie musimy!), tylko jego bardzo wyraźny smak ma takie nuty, które nie do końca nam odpowiadają. Ale wiem, że ma swoich fanów, którzy uważają go za sztos totalny! Niestety nie mamy już miejsca w brzuchu (i czasu), by spróbować więcej (a mają też masz ukochane onigiri!!). Jedno jest pewne: MIKOYA wie, co to japoński ramen i robi to świetnie, a od Was zależy, który Wam zasmakuje najbardziej! 🙂 OBOWIĄZKOWO!
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
ul. Krysiewicza 6 B
UWAGA! Tuż obok macie ramen w Yetztu (nasz post TU!) i niezły fine dining w MUGA – o naszych wrażeniach TU.
tel. 731 285 082
Godziny otwarcia:
pon – czw 12-21.00
pt – sob 12-22.00
nd 12 – 20.00
2 Comments
Dobra Fanfikcja
Za ramenem niestety nie przepadam ogólnie (jak już coś to udon . Jako osoba, która stara się raczej jeść wegańsko jestem bardzo zainteresowana :).
Natalia
Masz rację 🙂 Ramen to faktycznie z założenia niewegańskie danie i np mój Łukasz nie jest fanem z założenie wege ramenów 🙂 ale, ale.. w Warszawie jest Vegan Ramen Shop, który ma tylko wegańskie rameny i podobno świetne (jeszcze nie próbowałam!)… więc warto spróbować 🙂 a ja chyba też jestem bardziej udonowa niż ramenowa, ale rameny z Mikoya bardzo mi smakowały 🙂