Gruzja z dzieckiem. I znów zdarza się usłyszeć: “Wy to jednak zwariowaliście!” (przyjaciółka), “Czy na pewno czytałaś o Gruzji i dobrze sobie to przemyślałaś?” (moja mama), “A tam nie jest niebezpiecznie?” (ktoś)… Za nami już Meksyk, Istambuł, Tajlandia… po drodze masa innych, mniej egzotycznych miejsc, więc damy radę! No bo kto, jak nie my?

Co nas zaskoczyło w Gruzji z punktu widzenia podróżującego rodzica? Co było największym problemem, a co okazało się łatwiejsze niż myślałam? Zapraszamy! Zaprasza też główny bohater 🙂

 

PRZED WYJAZDEM

 

Przyznaję się bez bicia, że ja też nieco obawiałam się Gruzji pod kątem podróży z Maksem.

Pierwsza obawa: co będzie jadł? Gdy byliśmy w Meksyku, 7-miesięczny Maks żywił się mlekiem wyprodukowanym przez mamę oraz słoiczkami przywiezionymi z Polski, ewentualnie zakupionymi na miejscu. Co do Tajlandii, nie miałam obaw, bo wiedziałam, że Maks kocha smażony ryż miłością dozgonną (w każdym razie na razie!;)). Co do Gruzji – wizji lokalnej kuchni nie miałam bardzo sprecyzowanej poza osławionym chaczapuri, więc trochę obawiałam się, czym Maks będzie się żywił… Zwłaszcza, że podróż Wizzairem pomimo dokupienia bagażu głównego nie pozwala poszaleć i zabrać zapasów z Polski.

Druga obawa: przejrzenie opcji hotelowo – hostelowych jasno wskazuje, że w Gruzji nie jest różowo. Baza jest skromna. A nawet hotele na tzw. poziomie zalatują PRL-em. Zatem na łóżeczko dla dziecka raczej nie ma co liczyć. A my pod tym względem jesteśmy przewrażliwieni – w Meksyku Maks śpiąc z nami, spadł w czasie snu z łóżka. Tępy huk słyszę w głowie do dziś, więc nie zamierzam ponownie ryzykować…

Trzecia obawa: pogoda. Prognozy pokazywały deszcze, a mnie ogarnęło przerażenie. Nie ma opcji schronić się w przyjemnym hotelowym pokoju, pada i zimno, Maks niedawno zakończył zapalenie uszu… Co to będzie? Co to będzie?

Na szczęście wszystkie problemy się rozwiązały 🙂 Łóżeczko zabraliśmy ze sobą (dokupiliśmy jeszcze jeden bagaż), pogoda była świetna z nieustannie błękitnym niebem i pięknym słońcem, a z jedzeniem również sobie poradziliśmy, chociaż nie było aż tak łatwo… o tym zaraz! 🙂

 

podróż z dzieckiem, Kutaisi, Gruzja

a tak Maks cieszy się z pogody 🙂

 

CO ZABRAĆ ZE SOBĄ DO GRUZJI?

 

Zabrałam i pieluchy, i chusteczki, i zapas mleka modyfikowanego. Wygodne rozwiązanie, ale nie do końca potrzebne. Nie ma problemu, by kupić te gadżety, często nawet w niewielkich miastach, bo w większości przypadków są dostępne w aptekach. Mokre chusteczki często można zakupić również na straganie na bazarku, podobnie jak zabawki – my zwykle nie wozimy zbyt wielu ze sobą (nie ma miejsca!), więc kupujemy tu misia, tu samochodzik i potem Maks ma swoje pamiątki 🙂

Mleko, kaszki, soczki, słoiczki w większych aptekach do wyboru do koloru. Ja w Batumi zajrzałam do apteki, gdzie kupiłam nawet drewniane puzzle – jednym słowem Gruzini kochają dzieci! 🙂 Nie ma się jednak co nastawiać, że będzie taniej. Dziecięce wyposażenie na mój pierwszy rzut oka porównywalne z naszymi cenami…

Poza zapasami higieniczno – żywieniowymi, zabraliśmy ze sobą również wspomniane łóżeczko, nieodłączną butelkę do mleka, kubek-niekapek (niezbędny) i zamykaną miseczkę – idealnie sprawdza się, gdy trzeba zabrać małe przekąski z hotelowego śniadania i podczas spaceru zaspokoić Maksowy głód, bądź też rodzącą się podczas siedzenia w wózeczku nudę 😉 No właśnie wózeczek! Jakoś nigdy nie było nam po drodze z nosidłem czy chustą, więc wiernie towarzyszy nam Maclaren Techno XT – idealny dla podróżujących, knajpianych i wszystkich, którzy chcą mały, zgrabny, szybko składający się wózek…

 

podróże z dzieckiem, Tbilisi, Gruzja

uliczkami Tbilisi

 

MENU MAKSA W GRUZJI

 

Jakiś czas temu wprowadziliśmy w życie teorię, by dzielić się z Maksem swoimi daniami lub zamawiać z menu dziecięcego, a nie osobne potrawy, które zwykle prowadzą do tego, że wydajemy sporo, a Maks albo zje, albo i nie. Teoria działała chociażby w Irlandii (owoce morza, frytki, ryby), ewentualnie w Madrycie. W Gruzji również tak zaczęliśmy… może zje chaczapuri, a może trochę pierogów chinkali albo bakłażana?

Niestety teoria ta nie sprawdziła się. Chaczapuri okazało się chyba zbyt słone, bo Maks trochę poskubał, ale bez entuzjazmu. Chinkali owszem, ale tylko z łososiem, a takie spotkaliśmy tylko w jednej restauracji w Tbilisi. Menu zatem skończyło się na pysznym gruzińskim chlebie, frytkach i… rybie. Wyrażenie “fried trout” (smażony pstrąg) powtarzałam jak zdarta płyta w każdej restauracji. Na szczęście pstrąg był dostępny wszędzie! Do tego pomidory, a czasem też zupka z kurczakiem (chicken soup – chikritma – straszna ze mnie oferma, nie zapisałam nazwy… wstyd!)…

 

gruziński chleb, podróże z dzieckiem, Tbilisi

Mama, daj gryza!

pstrąg, kuchnia gruzińska

podstawa wyżywienia: fried trout

chicken soup, Gruzja

Maksa interesowało głównie wyjedzenie kurczaczka z zupy

A co jeśli maluch nie lubi rybki? Może w takim razie lubi placki chaczapuri lub mięso z kurczaka? Znajdziemy również i wieprzowinę, i baraninę, jednak jak na mój gust dla dwulatka były nieco za twarde. Kurczak wersja typowo gruzińska, czyli czmeruli troszkę nazbyt czosnkowy, więc u nas na każdy obiad królowała ryba, a co! przynajmniej zdrowo! 🙂

Jak wyglądały inne posiłki? Niezależność śniadaniową zagwarantowało zakupienie paczki Nesquik + kartonu mleka na wszelki wypadek. W sklepie w Kutaisi, gdzie próbowaliśmy zrobić zakupy w niedzielę, po przylocie, dostępne były jedynie opakowania rodzinne, więc owe gruzińskie Nesquiki dojadamy nadal. W niewielkich sklepach znajdziemy również jogurty, choć wybór jest dość ograniczony i raczej są to duuże jogurty pitne lub te wymagające łyżeczki. Nie znalazłam zbyt wielu opcji typu mleczko smakowe w kartoniku, którym Maks zajadał się w Tajlandii.

Z tego względu naszym przyjacielem w podróży zostały bułeczki  z czekoladą Lubisie, których w Polsce nigdy nie próbowaliśmy, ale z braku laku się zdecydowaliśmy i Maks z radością witał misia swoim “Dzień dobry misiu!”, po czym radośnie spożywał uszki, nóżki i łapki misiowe…

Ku przestrodze: uważajcie na miejscowe chrupki! Ja kupiłam Maksowi całą torbę, by miał co pochrupać w trasie, gdy zapasy z domu już się skończyły. Wręczyłam mu zadowolona, a po chwili słyszę narzekanie.. “Maksiku, przecież to chrupki, takie jak lubisz!” Nadal narzekanie… “No dobrze, daj spróbuję!”… spróbowałam i omal nie wyplułam: chrupki były chyba słodzone.. i smakowały obrzydliwie. Może miałam pecha, a może to gruziński chrupkowy styl? Nie wiem, ale lepiej uważać!

Z owoców nieustannie towarzyszyły nam banany, dostępne prawie na każdym kroku.

 

banany, podróże z dzieckiem, Gruzja

wygodna przekąska w trasie

 

Gdy mieszkaliśmy w hotelu ze śniadaniem (Tbilisi), sprawa wyżywienia była znacznie prostsza. Szwedzki stół zawsze pozwalał coś wybrać: wcześniej wspomniane płatki, ziemniaczane lub serowe placki, naleśniki lub szeroko pojęte potrawy jajeczne (omlet, jajko sadzone, raczej nie jajecznica). Z owym “jajem” mieliśmy nawet małą przygodę, bo próbując jajecznicę dla Maksa zamówić dostaliśmy i omlet, i jajka sadzone, ale termin scrambled eggs pozostał niewyjaśnioną tajemnicą… Jak wyjaśnił mi to potem ktoś, kto zna gruzińskie zwyczaje, jajecznica nie jest u nich szczególnie znana…

 

ROZRYWKI

 

Ureki, Gruzja

średnia ta plaża – Ureki

Jedzenie jest, spanie jest, wyposażenie jest, więc czas na rozrywki. Można powiedzieć, że Maksowi spodobało się w Gruzji. Nie było może tylu zwierzątek (małpki!) jak w Tajlandii, nie było też piaszczystej plaży, ale za to prawie każdego dnia odwiedzaliśmy naprawdę fajne place zabaw – zarówno w Tbilisi, jak i w Signagi czy w Batumi. “Plac zabaw” był słowem wytrychem zachęcającym Maksa do a) zwiedzania, b) cierpliwego odpoczywania w wózeczku, gdy rodzice chcieli się szybko przemieszczać, c) czasem monotonnej jazdy samochodem.

Wśród pięknych miejsc Gruzji Maks najlepiej odnalazł się w skalnych miastach takich jak Upliscyche czy Dawid Garedża, bo nic go obecnie tak nie fascynuje jak wspinaczka na własnych nogach. Nie pogardził również licznymi schodami w Monasterze Bodbe w okolicach Signagi.

 

podróże z dzieckiem, Upliscyche, Gruzja

wspinaczka w skalnym mieście Upliscyche

Dawid Garedża, Gruzja, podróże z dzieckiem

zdobywca Dawid Garedża

podróże z dzieckiem, Dawid Garedża, Gruzja

no dobra, Tata pomagał!

podróże z dzieckiem, Upliscyche, Gruzja

okolice Upliscyche

Bodbe, Signagi, podróże z dzieckiem, Gruzja

schody – ulubiona rozrywka

podróże z dzieckiem, Signagi, Gruzja

Maks i konik w Signagi

Bodbe, podróże z dzieckiem, Gruzja

ze starymi 🙂

Po zwiedzaniu należała się oczywiście Maksowi zasłużona nagródka 🙂 Ulubiony plac zabaw to ten przy plaży w Batumi. Cudo!

 

podróże z dzieckiem, Batumi, Gruzja

a kuku!

Batumi, Gruzja, podróże z dzieckiem

w drodze na zjeżdżalnię

podróże z dzieckiem, Batumi, Gruzja

podróże z dzieckiem, Batumi, Gruzja

bieganie po plaży też dobra rozrywka

podróże z dzieckiem, tańczące fontanny, Tbilisi, Gruzja

a wieczorem najlepsze były tańczące fontanny

Jaki wniosek po lekturze? Można? 🙂 Można! Może trochę trudniej, może więcej wyzwań niż np. na Wyspach Kanaryjskich, ale ile świetnych wspomnień i super chwil! 🙂 Bo choć Hiszpanię i Wyspy Kanaryjskie uwielbiam, reszta świata czeka… Więc po co czekać? 🙂