Czasem wybierając miejsce na obiad czy kolację, mamy ochotę na wspomnienia. Pięknej pogody, miłych chwil, zielonych winnic, spacerów ulicami Budapesztu i szalonych nocnych wypraw do gorących źródeł Egerszalok.
Węgry… Pierwszy raz trafiliśmy tam wspólnie podczas dość wariackiej wyprawy w piątkową noc. Nie mieliśmy planów na weekend, nikt nie chciał wyjść na imprezę, a my siedzieliśmy na kolacji w San Antonio i zastanawialiśmy się, co robić. Zastanawialiśmy się też w domu, oglądając dla zabicia nudy „Notting Hill”. Aż wreszcie o 23.00 zapakowaliśmy się do samochodu i o 7.00 rano wylądowaliśmy w Egerze, a o 13.00 spacerowaliśmy już po pełnej małych piwniczek winnych Dolinie Pięknej Pani. Potem wracaliśmy na Węgry kilkakrotnie – do Egeru ze znajomymi, do Tokaju, do Budapesztu na ostatnią wyprawę „przed Maksem”, ale najbardziej zachwyciło nas słynące z czerwonego wina i świetnej kuchni Villany. Te podróże sprawiły, że mamy na Węgrzech swoje ukochane smaki, które zawsze oznaczają dobre wspomnienia. Nie przypominamy sobie o nich często, bo kuchnia węgierska nie jest tak popularna w Warszawie, a zarazem, przyznaję, nie kochamy jej tak mocno jak kuchni azjatyckiej, włoskiej czy hiszpańskiej.
Ale tym razem mamy ochotę na małą podróż sentymentalną i idziemy do Borpince na ul.Zgody 1. Miejsce idealne na dni ponure, deszczowe, zimne i szare, bo restauracja znajduje się w klimatycznej piwnicy. Unikam takich miejsc w słoneczne dni, bo uwielbiam jasne pomieszczenia i dzienne światło. Ale gdy pogoda nie zachęca, bo deszcz, mróz albo przenikający wiatr, warto się gdzieś schować.
Zaczynamy obowiązkowo od węgierskiej zupy rybnej, czyli halaszle. Tutaj przygotowuje się ją na bazie suma i podaje w sporym kociołku (22 zł). Jedna zupa to sycąca porcja dla dwóch osób. Zupa jest bardzo smaczna i właśnie taka jak na Węgrzech. W niej zakochaliśmy się w Egerze, ją jedliśmy w kolebce zupy rybnej, czyli w Baja. To tam co roku odbywa się festiwal zupy rybnej, podczas którego na głównym placu miasta bije się rekord w liczbie ugotowanych kociołków zupy! Na festiwal można zajrzeć w lipcu, a podobno oprócz hektolitrów halaszle, jest szansa również na hektolitry wina. To chyba jedna z naszych ulubionych zup rybnych, lubi ją również Maks, jeśli nie jest zbyt pikantna.
Przystawki pominęliśmy celowo, bo wiemy, że co jak co, ale kuchnia Węgier syci wyjątkowo. Chociaż przyznam, że miałam ochotę na naleśniki Hortobagyi z mięsem i pikantnym sosem paprykowym, które jadaliśmy w Egerze, a Łukasz uwielbia gęsie foie gras.
Z dań głównych wybieram ognisty gulasz wieprzowy z goluszkami i domowymi marynatami (38 zł). Łukasz decyduje się na pieczoną pierś kaczki z chutneyem z chorizo, puree z grochu i warzywami (47 zł). Moje danie to typowe Węgry – gulasz, papryka i mięciutkie goluszki, które uwielbiam. Gulasz jest smaczny, chociaż dla mnie za mało pikantny, pomimo, że “ognisty”. Porcja duża, zdecydowanie sycąca – takie męskie danie, po halaszle nie jestem w stanie dokończyć. Łukasz jest zawiedziony kaczką – jest zdecydowanie zbyt twarda, jakby kucharz nie nadążał za aktualnymi umiejętnościami w świecie gastronomii i nie potrafił jej przygotować. Jest toporna, chociaż chutney z chorizo jest absolutnie świetny!
Przesympatyczna kelnerka poleca, by następnym razem spróbować pikantny paprykarz z suma z łazankami z twarogiem (47 zł). Podobno to ich hit.
Na koniec nie można nie zjeść puree z kasztanów z rumem i bitą śmietaną (15 zł). To kolejny smak, który kojarzy nam się z wyprawami na Węgry i w Borpince oddali go idealnie! Wygląda również identycznie – zobaczcie sami TUTAJ.
Borpince to miejsce, które na pewno pozwala sobie przypomnieć węgierskie smaki. Sporo dań to potrawy tradycyjne, które spotkamy w wielu miejscach na Węgrzech. Idealna halaszle, świetne puree z kasztanów. Z drugiej strony jednak czuć, że kucharze w Borpince, szykując gulasz i paprykarz, chyba zatrzymali się w czasie, a niektóre ich potrawy zdecydowanie odbiegają od poziomu, jaki oferują inne warszawskie restauracje z podobnej półki cenowej. Jeśli dodamy do tego drogie wino – 25 zł za kieliszek (!!!), może się okazać, że wspomnienia kosztują trochę zbyt wiele i za 172 zł można zjeść lepszy obiad / kolację w ciekawszych miejscach, a na podróż sentymentalną może jednak lepiej wybrać się na Węgry? 🙂
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
ul. Zgoda 1
tel. (22) 828 22 44
email: info@borpince.pl
godziny otwarcia: codziennie 9.00 do 22.00
12 Comments
Aniesia
Węgry w Warszawie? Ciekawa jestem Waszej opinii lokalu “U Madziara”. W mojej opinii bardziej swojsko i domowo niż Borpince ale zdecydowanie po węgiersku! 🙂
Natalia - tasteaway.pl
Hey Aniesia! No właśnie nie próbowaliśmy “U Madziara”, chociaż chyba słyszałam! Gdzie ta restauracja jest? Gocław??
Faktycznie w Borpince jest raczej elegancko (choć w starszym stylu niż obecnie w modzie;)) niż swojsko i domowo 😉
Aniesia
Absolutnie nie Gocław 🙂 na Chłodnej. Byłam tam dość dawno temu, ale wydaje mi się ze lokal nadal działa.
Natalia - tasteaway.pl
Czyli na Gocławiu jest coś jeszcze 🙂 Chłodna bliżej, więc musimy kiedyś sprawdzić! 🙂
Magda
Zazdroszczę Wam tych możliwości wyjściowych w Warszawie na dobre jedzenie 🙂 Mnie zdjęcia zachęciły.
Natalia - tasteaway.pl
Oj faktycznie pod tym względem Warszawa zachwyca 🙂 Tyle miejsc, coraz więcej nowości i masa kuchni świata! 🙂 Ostatnio np. zachwyciła nas knajpka libańska 🙂 Borpince też smacznie, ale jak na poziom troszkę za drogo 😉 PS. musicie się wybrać na wycieczkę do Warszawy 😉
Magda
Koniecznie:) I na pewno tak zrobimy jak tylko się skończą nasze pasjonujące wycieczki do marketów budowlanych 😉 Wczoraj zachęcałam męża Twoimi zdjęciami z jedzeniem – tym go skuszę na bank bo jeść to on lubi 🙂 I do tego dodałam, że u nas to nic nie ma. A on mi na to: Mają dzwonić do Ciebie, że są? Co znaczyło “a szukałaś czegoś?” 😉 … Warszawa jest na naszej liście – już nie pamiętam kiedy ostatni raz tam byłam … pamiętam tylko, że wyciągnęłam brata na wagary do stolicy 😉 Bo bycie na lotnisko się nie liczy. Pozdrawiamy:)
Natalia - tasteaway.pl
No tak wycieczki do marketów budowlanych pochłaniają duużo czasu (.. i kasy;)). Byliście na wagarach w Warszawie? Fajnie!! 🙂
A z tym lotniskiem to wiesz.. kiedyś Łukasz powiedział do swojej mamy, że może do Istambułu byśmy się rodzinnie wybrali.. a ona na to, że przecież była w Istambule. Łukasz: Pierwsze słyszę! Kiedy??? a jego mama: no na lotnisku, jak lecieliśmy do Tajlandii 😉
pozdrowienia!
Magda
Eee to fajnie to jak tak policzę odloty i przyloty to dodatkowo cztery razy byłam w Warszawie. Jacek (mąż) swego czasu często bywał w stolicy na szkoleniach (teraz przenieśli ich do Wrocławia – dlatego co jakiś czas jesteśmy we Wrocławiu) więc jak studiowałam często jeździłam z nim. A aby się nie włóczyć sama zabrałam raz młodszego brata ze sobą. Wtedy ucznia technikum, który sam zdradził się rodzicom podczas Wiadomości w tv, kiedy pokazywali Pałac Kultury 🙂 Tak rzucił sobie przy nich …wczoraj tam byłem … 😉
Natalia - tasteaway.pl
Piękna historia!!! 🙂 Brat się popisał :)))
Ola
Jako ćwierć krwi Węgierka 😉 również U Madziara. Borpince byliśmy zawiedzeni ale ta druga jest przepyszna 🙂 Chociaż nie ma jak leczo mojej Mamy :-))
Natalia - tasteaway.pl
Po takiej rekomendacji muszę koniecznie iść do U Madziara!!!:) ostatnio wspominała mi o tym koleżanka, że chadza tam na lunche i jest pysznie! Sprawdzimy zatem, jak będziemy w okolicy!:) Prawdziwe węgierskie leczo musi być pycha 🙂